Przekleństwo syndromu Czerwonej Królowej
Marek W. Kozłowski jest profesorem w Katedrze Entomologii Stosowanej SGGW, wiceprezesem Polskiego Towarzystwa Etologicznego. Zdecydowany przeciwnik kolekcjonowania owadów w gablotach dla celów hobbistycznych. Twierdzi, że zdjęcia i filmy lepiej oddają cechy żywych zwierząt.
Paulina Szczucińska: W świecie owadów ten kto się nie rozwija, jest skazany na wymarcie. To samo od niedawna dotyczy ludzi.
Marek W. Kozłowski: Tak, to tzw. syndrom Czerwonej Królowej, którą znamy z Alicji w Krainie Czarów. Na pytanie Alicji, dlaczego ciągle tak się spieszy, królowa odpowiedziała mniej więcej tak: moje drogie dziecko, żeby stać w miejscu, trzeba biec jak cholera. To samo mówią ewolucjoniści. Geny, żeby przetrwać, ciągle muszą się zmieniać. Są wystawione na nieustanną walkę o przetrwanie. Ścigają się z genami innych gatunków, również z pasożytami. U owadów bieg ten trwa 3–5 mln lat, czyli ok. 3–5 mln pokoleń. To liczba dla nas niepojęta. Ludzie przez 200 tys. lat wygenerowali zaledwie 10 tys. pokoleń. A teraz w związku z przyspieszeniem kulturowym zaczyna nas dotykać ów syndrom królowej. Wielu trudno się do tego dostosować.
P.Sz.: Upodabniamy się do owadów?
M.W.K.: Jeden z wnikliwszych polskich socjologów, Jan Kelus, postanowił rzucić nauki społeczne, zaszył się w lesie na Mazurach i został pszczelarzem. Po pewnym czasie napisał balladę: obyśmy nie byli jako te owady. Niewidzący siebie, obcy, tylko pracujący, tylko zbierający. To samo widzi entomolog z zacięciem socjobiologicznym. Owady potrafią bowiem tworzyć społeczeństwa. Miarą tego jest spełnienie przez gatunek trzech warunków: w jednym gnieździe żyją ze sobą przynajmniej dwa pokolenia, jest podział pracy i funkcji między osobnikami oraz istnieje kasta sterylna, która nie ma własnego potomstwa i wychowuje zwykle dzieci swojej matki. Takie owady tworzą rodzaj nadorganizmu. Królowa mrówek jest tkanką produkującą gamety i rozmnażającą się, a robotnice to rodzaj ciała.
P.Sz.: Ludzie właśnie od tych zasad tworzenia społeczeństwa odchodzą. Młodzi szybko wyprowadzają się z domów, a babcie nie mają czasu dla wnuków. Czyli jednak daleko nam do owadów.
M.W.K.: Ja bym na to spojrzał bardziej przewrotnie: analogią społeczeństwa jest nasz organizm. Wszystkie pokolenia komórek ciała tworzące serce, mózg czy skórę, pracują na jedną królową: na genitalia...
P.Sz.: Wracając do owadów – czy w ich społecznych układach zdarzają się rewolucje i zamachy stanu?
M.W.K.: U mrówek i pszczół samiec rodzi się z jaja niezapłodnionego (ma więc tylko geny mamusi), a przyjście na świat samicy wymaga zapłodnienia (dostaje ona geny obojga rodziców). Weźmy królową mrówek. Ona dobrze się prowadzi, zapładnia ją jeden samiec, więc wszystkie ich dzieci mają takie same geny. Dlatego część ich identycznych genetycznie potomków chętnie rezygnuje z własnego potomstwa, by dla dobra rodziny wychowywać swoje siostry i braci. Jednak inaczej to wygląda u pszczół miodnych. Taka królowa pszczół jest dość rozwiązła, podczas godów kopuluje z kilkunastoma partnerami. Jej córki robotnice są wówczas siostrami przyrodnimi i nie mają ewolucyjnego interesu w tym, żeby wychowywać potomków o obcych genach. Mamusia jednak trzyma je za mordę i na nich pasożytuje. Obserwujemy te pszczoły na takim, można powiedzieć, nieracjonalnym etapie ewolucji. Prawdopodobnie w końcu (za kilka tysięcy lat) robotnice wyjdą z dyktatu mamusi.
P.Sz.: Ewolucja obrońcą uciśnionych?
M.W.K.: Ona raczej dba o jak najbardziej wydajny przekaz genów. Jeoff Parker, guru ekonomii zachowań, w latach 70. XX w. obserwował zachowania seksualne much rudzic nawozowych w czasie żerowania na krowich plackach. Na świeżym placku samiec zapładniał samicę i potem inwestował swój czas, by ją ochraniać. Jeśli zbyt długo siedział przy wybrance, tracił możliwość wykorzystania innych samic jako nośników jego genów. Do którego momentu inwestycja mu się opłaca? Podobnie jak w biznesie. Nagle inwestowanie przestaje się opłacać, bo można znaleźć inny, chłonniejszy rynek (inną samicę). Parker wyznaczył, jak każda sekunda kopulacji samca przekłada się na liczbę jego potomstwa. Na początku współczynnik sukcesu reprodukcyjnego rośnie szybko, a potem nagle przestaje i utrzymuje się na stałym poziomie. Tak samo jak w ekonomii.
P.Sz.: Czy to znaczy, że zachowania owadów są zoptymalizowane?
M.W.K.: Muszą być. Optymalizowana jest wydajność ich funkcji życiowych w zależności od czynników środowiska. Takich jak, za przeproszeniem, miąższość albo temperatura krowiego placka. U niektórych gatunków samice chcą manipulować samcem i mieć wpływ na wydajność rozrodczą. Wówczas to także jest uwzględniane w procesie owadziej optymalizacji. Powstało już ze 200 artykułów naukowych na ten temat, a przecież jeszcze tyle mamy do odkrycia. Ale np. wiemy już, że wśród zwierząt mamy coś w rodzaju równowagi Nasha znanej z teorii gier. Mówi ona, że jeśli w ustalonych warunkach każdy z graczy przyjmuje optymalną strategię, równowaga między nimi będzie stabilna.
P.Sz.: Badania owadów pozwalają zrozumieć prawa ekonomii?
M.W.K.: Bo ja wiem? Ekonomistom wystarcza chyba obserwacja ludzi... Dla mnie ważniejsza jest świadomość, że człowiek nie wymyślił pierwszy ani rolnictwa, ani współpracy, ani wojny. Wszystko to stworzyła przyroda, a owady stosują od milionów lat. Jedyne, co rzeczywiście możemy sobie przypisać, to stworzenie kultury.
P.Sz.: Zaraz, zaraz, rolnictwo u owadów?
M.W.K.: Oczywiście. Korniki ambrozjowe (zwane też rozwiertkami) uprawiają grzyby na masową skalę. Mają w ciele zagłębienia zwane mykangiami, które służą im do przenoszenia grzybów. Owady te wygryzają w drewnie układ chodników optymalny do uprawy grzyba i celowo go rozprowadzają na ściankach. Po co? W ten sposób zapewniają jedzenie dla swoich dzieci. Larwy kornika ambrozjowego żywią się bowiem wyłącznie tym grzybem.
P.Sz.: Jakie jeszcze zachowania owadów moglibyśmy interpretować
jako „inteligentne”?
M.W.K.: Żerowanie pewnych młodych gąsieniczek, które rodzą się z jaj składanych na liściu. Próbują ten liść nadgryzać, ale jest bardzo twardy. Jeśli im się to nie uda, zginą z głodu. Kiedy któraś włamu do liścia bohatersko dokona, pozostałe zwabione zapachem natychmiast w ten wżer wchodzą i zaczynają wspólną biesiadę.
P.Sz.: Czy owady mogą być przebiegłe?
M.W.K.: Nie. Ale u pszczół miodnych może np. wystąpić niedowierzanie. Podczas eksperymentu stworzono absurdalną sytuację: wywieziono pszczołę na łódce na środek jeziora i podano jej pokarm. Pszczoła wywijanym tańcem dawała swoim siostrom informację: przybywajcie, tutaj jest jedzenie! Jednak one mają w mózgu topografię terenu i świetnie wiedzą, że tam żadnego kwiatka nie ma. Stwierdziły, że coś się jej pomyliło, i żadna nie poleciała sprawdzić, jakimi to pysznościami tamta się zajada.
P.Sz.: Ale one nie są inteligentne, prawda?
M.W.K.: Są doświadczenia demaskujące możliwości intelektualne owadów. Mistrzem w tej dziedzinie był XIX-wieczny przyrodnik Jean-Henri Fabre. Wychwalał instynkt i pokazywał, jakie ma on ograniczenia. Był zwolennikiem poglądu, że owad to mechanizm, a nie stworzenie posiadające duszę. Opisał eksperyment nad zwyczajami łowieckimi osy z rodziny grzebaczowatych. Zauważył, że owad zawsze najpierw kopie norkę gniazdową, potem poluje na szarańczaka. Kładzie go obok dołu. Idzie sprawdzić norkę. Wraca do tego miejsca, gdzie zostawił szarańczaka, i zabiera go pod ziemię. Co zrobił Fabre? Gdy osa wlazła do norki, on przesunął szarańczaka kilka centymetrów w bok. Osa wylazła z niej, wróciła dokładnie w miejsce, gdzie zostawiła szarańczaka, i zobaczyła, że go nie ma. Po chwili znalazła go tuż obok. Ale zamiast złapać ofiarę i schować, zostawiła ją i poszła... sprawdzić dołek. Wtedy Fabre znowu przesunął szarańczaka. A ona znowu go odnalazła i znowu poszła sprawdzić norkę. Fabre przesuwał obiad osy kilkadziesiąt razy, a ta za każdym razem powtarzała zachowanie. Tak miała zakodowane w instynkcie.
P.Sz.: Czym właściwie jest instynkt?
M.W.K.: To jest taki software, oprogramowanie, z którym zwierzę się rodzi. U człowieka olbrzymia ilość tego oprogramowania jest otwarta na modyfikacje w trakcie nauki. Najintensywniej przebiegają one w młodości, ale nie ustają przez całe życie. Owady zaś mają program usztywniony aż do śmierci.
P.Sz.: Czy instynkt nie zawodzi trutnia, który dąży do kontaktu z pszczołą? Przecież wiadomo, że on nie przeżyje kopulacji.
M.W.K.: W jakimś kontekście ewolucyjnym, może w efekcie przypadkowej mutacji, okazało się, że samiec, który ma tak silną ejakulację, że zostawia w samicy część odwłoka i umiera, płodzi więcej potomstwa. Tak paradoksalna, wydawałoby się, cecha jak kopulacja kamikadze stała się dla niego korzystna. Przekazał on zatem tę cechę swoim dzieciom. Nie rozumieliśmy tego, dopóki ewolucjonizm nie zbratał się z genetyką. Wtedy dotarło do nas, że organizmy nie żyją dla siebie. Są maszynkami, które powielają geny.
P.Sz.: Czy taki truteń zdaje sobie sprawę, co go czeka?
M.W.K.: Nie. On prawdopodobnie w ogóle nie ma pojęcia, że żyje. Nie wiemy tego jednak na pewno. Nie potrafimy przecież nawet ustalić, na ile pies ma świadomość istnienia. My, dorośli ludzie, ją mamy, ale przecież noworodek jej nie posiada. Po prostu reaguje, jak coś go boli, jak jest głodny i jest mu zimno. Nie trzeba myśleć, żeby działać celowo. Do tego wystarcza po prostu wdrukowany dobry program.
P.Sz.: Czy owady odczuwają emocje? Mają coś w rodzaju adrenaliny, która by je wyzwalała?
M.W.K.: Jakiś odpowiednik adrenaliny mają na pewno, ale nie został jeszcze poznany. Niewątpliwie owady odczuwają coś w rodzaju emocji, co objawia się np. szybszym biciem serca. Da się je nawet mierzyć za pomocą EKG. Sam widziałem, jak larwie muchówki przyspieszyło tętno, gdy w swoje haki gębowe schwytała mszycę. Widać też, jaką wściekłość wykazują owady w układach damsko-męskich. Badam ryjkowce opancerzone, które niekiedy parują ze wściekłości. Samice wydają się nienawidzić samców.
P.Sz.: Dlaczego?
M.W.K.: Najwyraźniej im się to ewolucyjnie opłaca. Chcą mieć kontrolę nad własnymi genami i nad kopulacją. Samce próbują wykorzystać ich działania macierzyńskie w sposób brutalny. Samice tego nienawidzą, wydają dźwięki równie głośne, jak wtedy, gdy atakują je drapieżniki. Uciekają. Wydają się krzyczeć: nie chcę ciebie!
P.Sz.: Owady mogą odczuwać coś w rodzaju frustracji?
M.W.K.: Mrówka pozbawiona możliwości kontaktu z innymi członkami swojej społeczności wygląda na strasznie zagubioną, zrozpaczoną i dość szybko zdycha.
P.Sz.: A ambicje?
M.W.K.: Jak najbardziej. Pojawiają się właśnie u wspomnianych pszczół miodnych pochodzących od różnych ojców. Siostry mają inne geny i jedna drugiej metodycznie zagryza złożone przez nią jajeczka.
P.Sz.: Jak w takim razie bada się emocje u owadów?
M.W.K.: Nie bada się wcale. Owady są dobrym modelem do analizowania ewolucji, instynktu, różnorodności, przyjmowanych strategii życiowych, ale nie emocji. Owszem, widzimy, że zwierzęta te walczą ze sobą, czasami zachowują się nerwowo, a innym razem wyglądają na zrelaksowane. Jednak z emocji, jeśli nawet je mają, z pewnością nie zdają sobie sprawy. Życie owadów to układ instynktownych odruchów, które są podporządkowane jakiejś strategii przetrwania. Mrówki, gąsienice czy pszczoły muszą się w tym życiu bardzo spieszyć, bo mają na nie naprawdę mało czasu.
P.Sz.: Czy ludzie są w stanie zrozumieć owady, jeśli tak różnimy się od nich w odbiorze świata? Inaczej widzimy, słyszymy i nie czujemy tych wszystkich zapachów...
M.W.K.: Nigdy ich do końca nie zrozumiemy. Ale możemy poznawać je na zasadzie naukowych porównań. Wiemy, jak owad widzi i słyszy, bo zbadaliśmy budowę jego oka i ucha. My, naukowcy, opieramy się na faktach. Przeprowadzamy eksperymenty, robimy statystyki. I jednocześnie zachowujemy się empatycznie w stosunku do zwierząt. Jeśli widzę pluskwiaka siedzącego na jajach, to rozumiem, że to jest matka, i odczuwam empatię. Jeżeli dotknę szpilką gąsienicy, ona zacznie się konwulsyjnie zwijać. Wydaje się, że reaguje bólem. Tymczasem w ten sposób próbuje przestraszyć potencjalnego drapieżnika. Mimo całej mojej sympatii do owadów widzę w nich niesamowite, doskonałe maszynki genowe, które w naszym środowisku zajmują każdą niszę, wchodzą w układy między sobą i innymi organizmami.
P.Sz.: Jak robociki?
M.W.K.: Robocik to jest elektroniczny, ma jakieś czipy. U owadów wszystko jest żywe. W jednej komórce w ciągu sekundy zachodzą tysiące reakcji chemicznych. Geny organizują te komórki w tkanki. Owady mają swoje doświadczenia zmysłowe, motywację do działania. Potrafią przełączać się na body building (czyli na żarcie), a potem na opiekę nad potomstwem.
P.Sz.: Co sprawia, że się przełączają?
M.W.K.: Zegar biologiczny czy aktywność okołodobowa i okołoroczna. Owady są na wszystko przygotowane. Wciąż prowadzimy nad nimi badania, lecz nadal tak naprawdę mało wiemy o ich życiu. Sama liczba gatunków owadów jest nie do ogarnięcia myślą. Znanych jest milion gatunków, podejrzewa się, że jest ich może pięć razy tyle, może więcej. W Polsce skatalogowanych jest 38 tys. gatunków, w tym 7 tys. samych chrząszczy. Nie ma na to mocnych. Entomolog ma zajęcie na całe życie, ciągle poznaje nowy, fascynujący świat.
P.Sz.: I tworzy w internecie, wspólnie z innymi naukowcami, rodzaj organizmu, upodabniając się do owadów społecznych.
M.W.K.: Internet stopniem skomplikowania już się zbliża do skomplikowania mózgu owada. Są w nim miliony ośrodków i połączeń między procesorami. Pomyślmy – co by to było, gdyby sieć się wyalienowała i zaczęła działać na własne przeżycie? To raczej niemożliwe, ale można sobie pofantazjować. Bardziej prawdopodobne, że niedługo człowiek będzie musiał konkurować z maszynami i wszczepiać sobie czipy. Na szczęście mamy nad komputerami przewagę. One nieprędko nauczą się myślenia intuicyjnego, które cechuje nasz ludzki mózg. I nie usłyszymy, jak robot nagle mówi z podekscytowaniem: „Aha! To tak ma być!”.