Ilekroć jestem w Budapeszcie, zawsze usłyszę gdzieś na ulicy język polski. Nie dziwi mnie to. W końcu Polacy uwielbiają jeździć na Węgry. Najczęściej zaczynamy i kończymy podróż w stolicy, a to błąd. Sam dopiero niedawno przekonałem się, jak wiele ma do zaoferowania kraj płynący winem.

Jedziesz na Węgry? Zobacz nie tylko Budapeszt

Za tzw. landmarki węgierskiej stolicy uważa się mosty (na czele z Mostem Łańcuchowym, rzecz jasna) oraz kultowy budynek Parlamentu. Aleja Andrássyego poleca się z kolei na spacer połączony z zakupami w luksusowych butikach. To reprezentacyjna ulica Budapesztu, wzdłuż której wzniesiono neorenesansowe budynki. Znajduje się tu między innymi Węgierska Opera Państwowa.

I to właśnie Aleją Andrássyego jadę w stronę wyjazdu z miasta. Na dwa dni zostawiam za sobą tętniący życiem Budapeszt, żeby lepiej poznać inną perłę Węgier, czyli Tokajski Region Winiarski. Jego nazwa słusznie brzmi znajomo. To tu powstaje chętnie pity również w Polsce Tokaj.

Tokaj, bo i tak jest nazywany ten region, leży w północno-wschodniej części Węgier. Już sama geografia terenu jest wyjątkowa. Naturalne granice winiarskiego eldorado wyznaczają  bowiem góry Sátor-hegy, Kopasz-hegy i Vár-hegy. To też miejsce, w którym płyną dwie rzeki – Bodrog i Cisa – regulujące lokalny mikroklimat. Węgrzy docenili te warunki już w XIII w. Według najstarszych źródeł pisanych właśnie wtedy w Tokaju narodziła się winiarska tradycja. Obecnie winorośl porasta tu powierzchnię 5800 hektarów.

Węgry mają swoją Burgundię. Polacy rzadko tu docierają, a to błąd / fot. SOPA Images/Getty Images

Tokajski Region Winiarski na weekend

Od 2002 r. Region Winiarski Tokaju znajduje się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. I choć docierają tu turyści, nadal nie uświadczymy tłumów. Być może wynika to z tego, że przyjezdni mają do wyboru aż 27 miejscowości. Ja zatrzymuję się w Tarcal, gdzie moim miejscem noclegowym jest barokowy dworek z XVIII w. Według spisu ludności przeprowadzonego w 1753 r. posiadłość należała do hrabiego Ferenca Károlyi. W latach trzydziestych XIX wieku dom został zakupiony przez rodzinę o nazwisku rodzinę Andrássy. Stąd też obecna nazwa dworku Andrássy Kúria & Spa, w którym dziś mieści się pięciogwiazdkowy hotel należący do konceptu Botaniq Collection.

Do Tokaju jeździ się głównie, aby smakować. I tu poleca się chociażby hotelowa restauracja Bobajka. W menu znalazły się dania typowe dla regionu, jednak podawane w nowej formie. Jest też oczywiście gulasz.

Piknik w węgierskiej winnicy

Tokaju najpełniej doświadczam w jednej z winnic Patricius Borház. Dojazd z hotelu do Várhegy zajmuje niespełna kwadrans. W liczącym 300 lat domu znajdują się sale degustacyjne, sklep z winami i taras z niezwykle zieloną, pagórkowatą panoramą, jakiej jeszcze nie tak dawno temu nie spodziewałbym się na Węgrzech.

Na miejscu goście mogą kosztować win, poznać kolekcję rzadkich odmian winorośli i zobaczyć różne etapy produkcji wina. Alternatywą dla zwiedzania posiadłości z winiarnią może być wycieczka po winnicy z przerwą na piknik. W przygotowanych wcześniej koszach znajdują się lokalne specjały: od serów, przez pasty warzywne po wszechobecne w węgierskiej kuchni kiełbaski.

Wina nie brakuje. I tu warto podkreślić, że w Tokaju dopuszczone są wyłącznie odmiany białe oraz żółty muskat. Idealne na lato, a ta pora roku w najbardziej nasłonecznionej części Węgier co roku trwa o parę tygodni dłużej niż w innych regionach.