Przejażdżka na słoniu? Nie, dziękuję. Ciemna strona tajskiej turystyki
Zabawa ze słoniątkiem czy przejażdżka po dżungli na grzbiecie wielkiego słonia mogą wydawać się niezłą atrakcją. Trzeba jednak pamiętać, że za tę "przyjemność"
zwierzęta płacą ogromną cenę...
- Joanna Szreder, The Blond Travels
Symbol Tajlandii
Słonie w Tajlandii od lat uważane są za święte. To talizman szczęścia i dobrobytu.
Obecnie w Kraju Uśmiechów na wolności żyje ich ok. 3 tys, z czego 2,7 tys. jest własnością prywatną lub rządową. Wykorzystywane są przede wszystkim w celach turystycznych.
Broszury reklamujące wakacje w Tajlandii pełne są zdjęć radosnych turystów na grzbietach tych majestatycznych zwierząt. Nic więc dziwnego, że wielu turystów, którzy tutaj przyjeżdżają, chce doświadczyć takiej atrakcji...
Biznes, wspierany jest przez biura i organizacje turystyczne, ma jednak swoją ciemną stronę.Cała sprawa wyszła światło dzienne dopiero parę lat temu.
Łamanie ducha
Słonie, na których uśmiechnięci turyści odbywają przejażdżki, tresowane są praktycznie od urodzenia. Podlegają specjalnemu procesowi, zwanemu phajaan, który w dowolnym tłumaczeniu oznacza ‘łamanie ducha’.
Małe słoniątka zabierane są od matek pomiędzy trzecim a szóstym rokiem życia, czasami wcześniej. Phajaan zaczyna się od razu i ma na celu zmuszenie słonia do posłuszeństwa.
Zwierzę zamykane jest w małej drewnianej skrzyni, w której możliwość ruchu jest znacznie ograniczona. Słoń jest bity, a jego głowa i uszy - najwrażliwsze miejsca na całym ciele - kłute i przebijane metalowymi hakami. Następnym razem, kiedy zobaczysz słonia przewożącego turystów, zwróć uwagę na jego uszy. Postrzępione, pełne blizn są bolesną pamiątką po phajaan. Zauważ też, że jego przewodnik ma zawsze przy sobie metalowy hak, którym dźga słonia po głowie, kiedy tylko ten zaczyna być choć trochę nieposłuszny.
Podczas całego procesu ‘łamania ducha’ słoń nie dostaje ani jedzenia ani picia. Grube liny, którymi przywiązuje się słonia do klatki, służą do rozciągania jego kończyn i zostają one później zastąpione ciężkimi łańcuchami, z których słoń już nigdy się nie uwolni.
"Wybawiciel"
Po tygodniach walki wymęczone zwierzę poddaje się i przestaje stawiać opór. Wtedy do akcji wkracza jego przyszły opiekun, tzw. mahout. Tan nigdy nie bierze udziału w ‘łamaniu ducha’. Jest on pierwszą osobą, która po torturach podaje zwierzęciu jedzenie i wodę i uwalnia go z klatki. Słoń postrzega go jako wybawiciela i od tego momentu ufa mu już do końca.
Na tym nie koniec, męczarnie słonia tak naprawdę dopiero się zaczynają. Te majestatyczne zwierzęta wyglądają na silne i wytrzymałe, mają jednak swoje granice. Bardzo często stoją na krótkich łańcuchach w pełnym słońcu, pozbawione wody przez całe godziny. Niedawno jeden ze słoni pod kambodżańskim Angkor Wat, doznał udaru i zawału serca w wyniku przegrzania i przepracowania.
Często starsze słonie stawiają opór i mogą stać się niebezpieczne. Parę miesięcy temu angielski turysta został zrzucony z grzbietu jednego ze słoni i stratowany - dowód na to, że człowiek także płaci wysoką cenę za cierpienie zwierząt.
Kolejną, do niedawna legalną praktyką, było też chodzenie z małymi słoniątkami po ulicach miast i proszenie o pieniądze. By zarobić, słoń - ku uciesze przechodniów - wykonywał sztuczki. Na pierwszy rzut oka nic złego zwierzęciu się nie działo. Naukowo dowiedziono jednak, że słoń poprzez skórę na stopach odczuwa drgania, wywołane przez przejeżdżające pojazdy. Wywołuje to u ogromny dyskomfort i ból.
Trzymanie słoni w miastach jest oficjalnie zabronione. Jednak nadal zdarza się widzieć je w mniejszych miejscowościach. Jeśli kiedyś zobaczysz małe słoniątko i jego właściciela zbierających pieniądze, masz prawo powiadomić o tym policję.
Na ratunek
Obecnie w Tajlandii powstaje wiele sanktuariów, gdzie wykupione słonie z niewoli mogą swobodnie chodzić po parku i gdzie nie wykorzystuje się ich do celów turystycznych. Najsławniejsze miejsce to Elephant Nature Park, niedaleko Chiang Mai. Tutaj odwiedzający mogą przez cały dzień karmić słonie, kąpać się z nimi w strumieniu i dowiedzieć się o wiele więcej o pracy sanktuarium.
Ta i podobne organizacje przyczyniają się do większej świadomości wśród mieszkańców Tajlandii jak i wśród turystów. Naprawdę warto zapłacić nieco więcej i przyczynić się do ratowania tych zwierząt od bólu i cierpieniu.
1 z 5
Ciemna strona tajskiej turystyki
2 z 5
Ciemna strona tajskiej turystyki
3 z 5
Ciemna strona tajskiej turystyki
4 z 5
Ciemna strona tajskiej turystyki
5 z 5
Ciemna strona tajskiej turystyki