Reklama

Wciąż otrzymujemy nowe bodźce – sygnały o wiadomościach, powiadomienia, porady, pytania, rozmowy z innymi użytkownikami (z pracy lub rodziny). Nasz mózg może lubić ten stan ciągłej gotowości, ale nasze ciało - znacznie mniej.

Reklama

Funkcjonujemy w ciągłej gotowości do szybkich odpowiedzi, ciągłe alerty napędzają wydzielanie hormonów - stresu nasze serca bija w przyspieszonym rytmie gruczoły potowe są otwarte, a mięśnie napięte. To ciągła gotowość na nowe: powiadomienie, angażującą dyskusję, komunikat wymagający odpowiedzi.

89 procent badanych amerykańskich uczniów narzeka na coś, co nazywają “fantomowymi wibracjami” - telefon zdaje się ich wzywać, choć to naprawdę wcale tego nie robi. Kolejne 86 % badanych stwierdziło, że wciąż sprawdza powiadomienia social media, co jest źródłem dla nich dużego stresu.

Endokrynolog Robest Lustig powiedział w rozmowie z Business Insiderem, że powiadomienia w telefonach tresują nasze mózgi do życia w ciągłym strachu. Bombardowany informacjami umysł w pewnym momencie się wyłącza.

Kończy się to tak, że robimy głupie rzeczy – mówi Lustin - Niestety te głupoty wpędzają nas w kłopoty.

Wielozadaniowość nie działa

Choć wiadomo to od dawna, mit jest żywy i wciąż go trzeba poprawiać – luzie nie potrafią dobrze pracować nad kilkoma zadaniami na raz. Zaledwie około 2.5% populacji może pracować w systemie mutlitaskingu. Reszta nie.

Przesiadając się między zadaniami z powodu przerwania w trakcie ludzie doświadczają czegoś, co nazywane jest “switch cost” - koszt przepięcia.

Czasem to zaledwie ułamek sekundy by przestawić się na coś innego, ale jeśli przez cały dzień jesteśmy rzucani z jednego zadania w drugie, wykonujemy dziesiątki telefonów, sprawdzamy dane na komputerze, prowadzimy konwersacje – stajemy się coraz bardziej podatni na będy.

Według psychologa Davida Meyera, który zajmował się multitaskingiem i skupieniem ludzi mniej więcej 40% produktywności naszego mózgu jest traconej z powodu przerzucania się z jednego zadania na inne. Dodatkowo za każdym razem w takiej sytuacji sami uruchamiamy w naszych organizmach produkcję kortyzolu – hormonu stresu. Z drugiej strony przy przepięciu czynności w naszym ciele pojawia się więcej dopaminy – hormonu związanego z uzależnieniami.

Zatem stres związany z wielozadaniowością jest dla nas niebezpieczny, z drugiej strony sprawia, że chcemy wszystko zrobić na raz i popełniamy jeszcze więcej błędów. Wciąż dzwoniący, powiadamiający nas o zmianach telefon jest czynnikiem, który może napędzać taki cykl.

Im więcej czasu na telefonie – tym mózg leniwszy

Nasz mózg, podobnie jak komputer, potrafi przepracować konkretną ilość informacji. Im więcej robimy, tym mocniej go obciążamy, zatem logiczne jest, że szukamy pomocy w telefonach i wirtualnych asystentach, którzy zrobią coś za nas.

Badania pokazały, że delegowanie zadań na urządzenia zmniejsza możliwości naszych mózgów. Naukowcy zauważyli, że osoby o większych możliwościach analitycznych znacznie rzadziej korzystają z wyszukiwatek smartfonowych niż inni.

Uczenie się nowych rzeczy z ekranu telefonu też nie przynosi dobrych rezultatów. Badania dowiodły, że znacznie lepiej przyswajamy skomplikowane informacje z książek niż z ekranów. Lepiej także potrafimy je później wykorzystać.

Fakt, że nasze więzi społeczne budowane są w oparciu o kontakty przez smartfony dodatkowo komplikuje sprawę. Naukowcy nie wątpią, że może to mieć negatywny wpływ na możliwości mózgu.

Zakazać smartfonów? Ograniczyć aplikacje?

Oczywiście, że nie. Niezależnie od wyników badań nie ma żadnych dowodów na to, że korzystanie z urządzenia natychmiast zniszczy mózg i zamieni użytkownika w zombie. Pewne zachowania natomiast, szczególnie podniesione do ekstremum (co się zdarza często) mogą być niebezpieczne.

Udowodniono już, że ciągłe sprawdzanie Facebooka pogarsza samopoczucie młodych dorosłych. Prawdopodobnie wynika to z faktu, że przeniesiona do social media kultura to ciągłe porównywanie się i przechwalanie swoimi osiągnięciami, statusem, majątkiem, sukcesami. Dla innych może to być bardzo deprymujące, choć przecież tajemnicą Poliszynela jest to, że chwalący się najczęściej także nie mówią całej prawdy.

Niektóre aplikacje, jak Pokemon GO czy Twitter potrafią być uzależniające, przyzwyczajają mózg do bodźców, których ten będzie potem oczekiwał. Szybki skok nastroju po sukcesie w grze czy otrzymaniu przyjemnego komentarza to coś, czego nasz mózg będzie wciąż i wciąż się domagał.

Dodatkowo pojawiające się “tylko teraz” okazje – internet to kocha, użytkownicy chętnie klikają, a mózg przyzwyczaja się do stanu ciągłego wyczekiwania i gotowości. Nie wolno nam przegapić żadnej, musimy być na bieżąco, zebrać wszystko, zdążyć i jeszcze pochwalić się zanim zrobią to inni. Szaleństwo.

Czy jest to wina aplikacji? Zdecydowanie nie, bo przecież to użytkownik ostatecznie pozwala jej przejąć kontrolę nad swoim mózgiem. Kluczem pozostaje świadomość i autorefleksja, łącznie z mechanizmem obronnym – gdy widzę, że nie mogę przestać, odcinam się.

Błażej Grygiel

Reklama

Źródło: Business Insider / Science Alert

Reklama
Reklama
Reklama