Tajemnice Watykanu: kim był pierwszy papież i ilu miał następców to tej pory?
Papiestwo to jedna z najstarszych instytucji na świecie. Czy wiesz, ilu było papieży w historii i kim był pierwszy papież? Oto najbardziej interesujące fakty o ich wyborze i służbie.
- Marcin Dzierżanowski, MŁ
Spis treści:
- Kościół na kościach
- Pierwszy papież
- Leon I Wielki – usta Piotra
- Grzegorz Wielki – misjonarz aniołów
- Mikołaj I Wielki – boski zastępca
- Grzegorz VII – gromowładny
- Aleksander VI – diabeł na tronie Piotra
- Pius IX – dogmatyk nieomylny
- Pius X – katolicki McCarthy
- Jan XXIII – papież bez korony
- Jan Paweł II – herezja „wojtylianizmu”?
- Ilu było papieży?
Kim był pierwszy papież? Ilu było papieży? W ich gronie zdarzali się zarówno święci, jak i zbrodniarze, intelektualiści i prostacy, polityczni geniusze i miernoty. Jedni przeszli niemal bez echa, inni odcisnęli piętno na całej historii chrześcijaństwa i świata. Na 266 papieży w historii ponad 90 wyniesiono na ołtarze. Kilka lat temu dołączył do nich błogosławiony Jan Paweł II, czwarty w historii biskup Rzymu, któremu nadano tytuł „Wielki”.
Każdy kolejny papież cieszy się coraz większym zainteresowaniem mediów. Cóż, nikt w historii świata nie nauczył się tak zręcznie łączyć władzy duchowej z wpływami politycznymi jak właśnie papieże. Najdobitniej wyraził to Bonifacy VIII, mówiąc, że biskup Rzymu dysponuje mieczem i świeckim, i duchowym. Dzięki temu przywódcy Kościoła katolickiego mają wpływ na to, co się dzieje zarówno na salonach władzy, jak i w sypialniach wiernych. O czymś takim przez wieki marzyli rozmaici tyrani, monarchowie absolutni i dyktatorzy. Bezskutecznie. W dodatku władców autorytarnych na ogół się nienawidzi, a papieży się słucha i oddaje im cześć.
Kościół na kościach
Wiosną 1942 r. prałat Ludwig Kaas, niemiecki duchowny od 10 lat mieszkający w Watykanie, w środku nocy zszedł do podziemi Bazyliki św. Piotra w Rzymie. Późna godzina wyprawy nie była przypadkowa. Kiedy trzy lata wcześniej Pius XII powierzył mu nadzór nad pracami wykopaliskowymi w watykańskich grotach, zastrzegł, że wszystko musi się odbywać w ścisłej tajemnicy. Kiedy Kaas wszedł do odkrytej przez archeologów starożytnej niszy grobowej, jego oczom ukazała się kupka kości przemieszanych z ziemią i fragmentami materiału. Czyżby odnaleziono szczątki św. Piotra, o których mówiono, że są zakopane gdzieś pod największą świątynią świata?
Prałata Kaasa niezwykłe znalezisko musiało mocno wzruszyć, ale i przerazić. Zdaniem Carla Carlettiego z watykańskiego „L’Osservatore Romano” niemiecki duchowny padł ofiarą psychozy, jaka panowała wśród mieszkańców Watykanu. Bano się, że każdego, kto naruszy groby rzymskich męczenników, spotka nieszczęście. Źródłem legendy o tajemniczej klątwie był fakt, że większość osób, które w czasie XVII-wiecznej przebudowy bazyliki natrafiły na znajdujące się w jej podziemiach grobowce, pomarła w niewyjaśnionych okolicznościach. Dlatego właśnie Kaas domniemane szczątki św. Piotra ukrył w watykańskich grotach. Znaleziono je dopiero po kilkunastu latach. Badania potwierdziły, że należą do mniej więcej 70-letniego mężczyzny, dobrze zbudowanego, zmarłego jakieś 2 tys. lat temu. Prof. Margherita Guarducci, epigraficzka, odczytała znajdującą się na wspomnianym wcześniej przypuszczalnym grobie apostoła inskrypcję: „Tu jest Piotr”. 26 czerwca 1968 r. papież Paweł VI ogłosił oficjalnie, że szczątki św. Piotra ostatecznie zidentyfikowano.
– Gdyby relikwii Piotra nie było w Rzymie, trzeba by je było wymyślić. Zresztą niewykluczone, że tak się stało. Naukowcy nigdy nie potwierdzili jednoznacznie, że czczone w Watykanie szczątki rzeczywiście należały do apostoła – mówi prof. Zbigniew Mikołejko, szef Zakładu Badań nad Religią w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN. – Mamy tu do czynienia z archetypem ofiary założycielskiej. Tak jak śmierć Chrystusa na krzyżu legła u podstaw Kościoła, tak ciało Piotra nadawało moc papiestwu – dodaje.
Rozumiano to następująco: skoro św. Piotr, pierwszy papież, zmarł męczeńsko w Rzymie, to tym samym ustanowił w tym mieście centrum chrześcijaństwa. Na takim fundamencie budowali swą potęgę kolejni papieże uważający się za jego następców. – Bez większej przesady można powiedzieć, że chrześcijaństwo to religia grobów i kości – podsumowuje prof. Mikołejko. Dlatego przez wieki, gdy ktoś chciał podważyć papieski prymat, zgłaszał wątpliwości co do autentyczności relikwii. Robili tak już XII-wieczni waldensi, twierdząc, że Księcia Apostołów w Rzymie nigdy nie było. Podobnie Marcin Luter i inni twórcy reformacji głośno wątpili w istnienie grobu pierwszego papieża w Watykanie. W końcu gdyby biskupi Rzymu nie byli następcami Księcia Apostołów, któremu sam Jezus powierzył klucze Królestwa Niebieskiego, nie mogliby przez wieki rządzić Kościołem i – w pewnym sensie – światem. Dlatego faktu tego w Kościele katolickim nie można nawet podważać. Wprost sformułował to w 1870 r. Sobór Watykański I w kontrowersyjnej konstytucji Pastor Aeternus: „Gdyby kto mówił, że biskup Rzymu nie jest następcą św. Piotra – niech będzie wyklęty”.
Ale nie zawsze tak było. Potęgę papiestwa (a w niektórych momentach historii także jego odrażającą legendę) budowali stopniowo konkretni ludzie. A pierwszym w długim szeregu był oczywiście apostoł Piotr.
Pierwszy papież
Nie słyszano, by Piotr kiedykolwiek uczestniczył w procesji przybrany w klejnoty i jedwabie czy w złotej koronie otoczony rycerzami – ironizował w XII w. oburzony papieskim przepychem Bernard z Clairvaux. Rzeczywiście, sam Piotr po śmierci Jezusa ani nie żył w dostatku, ani nie miał ambicji przywódczych. Z całą pewnością cieszący się prestiżem Paweł potrafił się przeciw niemu zbuntować. W liście do Galatów opisuje konflikt, który miał z pierwszym papieżem w Antiochii. – Otwarcie się mu sprzeciwiłem, zasłużył bowiem na naganę (Ga, 2, 11) – relacjonował. Piotr zresztą ustąpił. Nie ma tu mowy o jakimkolwiek poczuciu papieskiej nieomylności.
Nie ma też dowodów, że był uznawany za przywódcę Kościoła. Żadne źródło nie mówi też o tym, jakoby swoją władzę przekazał jakiemukolwiek sukcesorowi. Według prof. Eamona Duffy’ego, historyka papiestwa z Uniwersytetu Cambridge, urząd ukształtował się dopiero prawie sto lat po śmierci Piotra. – Nie sposób wskazać konkretnej daty, ale proces ten zakończył się w połowie II w. – uważa. Uznano wtedy, że przed śmiercią św. Piotr nałożył ręce na głowę następcy, wyświęcając go tym samym na kolejnego biskupa. Ten zrobił podobnie ze swoim z kolei sukcesorem. I tak od pierwszego apostoła ciągnie się nieprzerwany łańcuch święceń nazywany „sukcesją apostolską”. Brzmi efektownie, tyle że jedynym dowodem na to jest wiara późniejszych o kilka stuleci chrześcijan.
Mimo przekonania, że Piotr zginął męczeńską śmiercią w Rzymie, przez stulecia nikt nie traktował jego następców jako głów Kościoła. Ale wraz z końcem prześladowań ambicje biskupów Rzymu rosły. Damazy I (366–384) jako pierwszy do objęcia urzędu użył siły. Na jego prośbę robotnicy kopiący katakumby (mieli opinię zakapiorów) zmasakrowali zwolenników konkurenta. Jego następca Syrycjusz (384–399) kazał nazywać się papieżem, choć jeszcze do VI w. tytułu tego używali inni dostojnicy chrześcijańscy. Bonifacy I (418–422) zabronił podważać decyzje biskupa Rzymu... Niewiele to miało wspólnego z pokorą i prostotą św. Piotra, ale działało.
Leon I Wielki – usta Piotra
Ukoronowaniem tego procesu był pontyfikat Leona I (440–461), pierwszego na tym urzędzie, który zyskał przydomek „Wielki”. Bez przesady można powiedzieć, że był to hierarcha, który stworzył papiestwo. Uważał się za dziedzica pierwszego biskupa Rzymu, a co za tym idzie – samego Chrystusa. Nie krył, że ma ambicje rządzenia całym chrześcijańskim światem. – Piotr przemawia przez Leona – orzekli wprost biskupi zgromadzeni na Soborze Chalcedońskim. Wyrobił sobie taki autorytet, że w 422 r. zdołał przekonać wodza Hunów Attylę, by nie równał Wiecznego Miasta z ziemią. Ale upadek starożytnego Rzymu i tak zbliżał się wielkimi krokami. W 476 r. germańscy władcy zajęli Italię, a papieże stali się de facto poddanymi barbarzyńskich królów. Wielu wieszczyło papiestwu upadek, ale biskupi Rzymu nie po raz ostatni pokazali, że nie ma takich przeciwieństw losu, których nie potrafiliby wykorzystać. Szybko się zorientowali, że prostackich władców, którzy nagle trafili na rzymskie salony (jeden z nich, Teodoryk, podpisywał się, używając szablonu wyciętego w złotej płytce!) można łatwiej owinąć wokół papieskiego palca niż kiedyś cesarza.
Na wspomnianym już Soborze Chalcedońskim ustaliła się teoria pentarchii. Uznano, że w Kościele jest pięć najważniejszych patriarchatów, czyli stolic biskupich: Rzym, Konstantynopol, Aleksandria, Antiochia i Jerozolima. – Spośród nich cztery ostatnie reprezentowały Wschód, a tylko Rzym leżał na Zachodzie. – Podczas gdy patriarchowie Wschodu musieli się ze sobą dzielić prestiżem i władzą, papież nie miał konkurencji. Także to powodowało, że jego wpływy rosły – tłumaczy ks. dr Marek Blaza, historyk Kościoła. – Na początku XIII w. Innocenty III posunie się tak daleko, że swój stosunek do pozostałych stolic patriarszych przyrówna do relacji Chrystusa i czterech zwierząt Apokalipsy, które oddają mu hołd. Kooperację stopniowo zastępowała subordynacja i podporządkowanie – dodaje ks. dr Blaza.
Grzegorz Wielki – misjonarz aniołów
To, że przyszłość papiestwa nie leży w sojuszu z Bizancjum, ale pogańskiej północy, wyraźnie dostrzegł Grzegorz I Wielki (590–604), uważany przez wielu za największego papieża wszech czasów. W jego przypadku (co w historii Kościoła nieczęsto się zdarzało) polityczny geniusz łączył się z osobistą świętością. Przed wyborem na biskupa Rzymu kilka lat spędził w klasztorze, gdzie oddawał się modlitwom i wyczerpującym postom. Wyrafinowane spory teologiczne szczerze go nudziły, preferował to, co w religii emocjonalne i łatwe do przyswojenia: kult relikwii, opowieści o cudach, straszenie piekłem. W perspektywie mającego się wkrótce rozpocząć masowego nawracania pogan okazało się to strzałem w dziesiątkę. Trudno jednak powiedzieć, czy była to przemyślana decyzja strategiczna, czy wyraz prywatnych upodobań intelektualnych.
W 596 r. Grzegorz Wielki zorganizował pierwszą papieską misję do pogan. Według św. Bedy geneza tej decyzji była dość niezwykła. Papież miał się kiedyś udać na rzymski targ niewolników. Zobaczywszy tam przystojnych, świetnie zbudowanych blondynów, spytał ich, skąd są. Gdy w odpowiedzi usłyszał „Anglowie”, zrozumiał, że aniołowie. Uznał to za znak od Boga – postanowił nawrócić naród „Aniołów”. Wkrótce wykupił grono 17-letnich brytyjskich niewolników i uczynił z nich mnichów, przygotowując zapewne do podjęcia misji. Operacja zakończyła się sukcesem, a Kościół Anglii do dziś czci Grzegorza jako swego założyciela. Ewangelizacja Brytanii była kamieniem milowym w rozwoju papiestwa – oznaczała, że władza biskupa Rzymu przekracza granice cywilizowanego świata i rozciąga się na wszystkie ludy. Aby podkreślić ten fakt, Grzegorz Wielki rozsyłał biskupom i władcom maleńkie relikwiarze w kształcie klucza, w których miały się znajdować opiłki żelaza z łańcuchów św. Piotra. Taki gest lepiej przemawiał do wyobraźni niż najlepsze traktaty teologiczne poświęcone papieskiemu prymatowi.
Mikołaj I Wielki – boski zastępca
Papieże zwracali się ku Zachodowi, ale więzy ze Wschodem ciągle były silne i – szczerze mówiąc – coraz bardziej uwierały. Wybrany w 649 r. Marcin I jako pierwszy odmówił wystąpienia do cesarza o zgodę na objęcie urzędu. Był to policzek wymierzony dworowi w Konstantynopolu. W obawie przed zemstą, porwaniem, a nawet zabójstwem papież zamieszkał w bazylice laterańskiej (jego łóżko stało przy ołtarzu). Mimo to urzędnicy cesarscy dopadli go i zaaresztowali. Chronicznie chory Marcin cierpiał na ciągłe biegunki i wymioty – tymczasem przez półtora miesiąca nie pozwalano mu się umyć. Poniżonego biskupa Rzymu przewieziono do Konstantynopola, gdzie publicznie zdarto z niego liturgiczne szaty, ciągano po ulicach, chłostano. Wreszcie zesłano na Krym, gdzie zmarł. Wbrew pozorom jego męczeństwo nie osłabiło, lecz umocniło autorytet Rzymu – stał się symbolem wierności Chrystusowi nawet za cenę krwi.
Pokazało też, że jeśli papiestwo ma przetrwać, powinno sobie poszukać silnego protektora – i z całą pewnością nie może nim być cesarz bizantyjski. Padło na Karolingów – władców państwa Franków, których z papiestwem łączyli wspólni wrogowie – islam i Longobardowie, zagrażający Rzymowi. W efekcie sojuszu frankoński władca Pepin Krótki ofiarował biskupowi Rzymu ziemie, tworząc państwo kościelne. Dokument poświadczający donację w 754 r. złożono symbolicznie (gdzieżby indziej!) na grobie św. Piotra. Moc apostolskich relikwii najwyraźniej zadziałała – państwo w formie zbliżonej do tej, którą nadał mu Pepin, przetrwało ponad tysiąc lat, do XIX w. W ramach układu papież – powołując się na teologiczne uzasadnienia – pozwolił Pepinowi na koronację królewską. Syn Pepina Karol Wielki poszedł jeszcze dalej i w Boże Narodzenie 800 r. wynegocjował u papieża tytuł cesarza.
Odtąd papieże stawali się nie tylko duchowymi przywódcami, ale też świeckimi monarchami na całkiem pokaźnym terytorium. Właśnie wtedy Mikołaj I (858–867), trzeci w kolejności i ostatni przed Janem Pawłem II papież, który zyskał przydomek „Wielki”, ogłosił, że biskup Rzymu jest „zastępcą Chrystusa na ziemi”. Tylko on może zdejmować z urzędu biskupów. Synod ani nawet sobór bez papieskiej akceptacji nie mają żadnej władzy. Mikołajowa wizja urzędu biskupa Rzymu w zasadzie przetrwała do czasów współczesnych, a on sam cieszy się w Kościele chwałą świętości.
Po jego śmierci kolejni papieże robili wszystko, żeby zaprzepaścić wypracowaną przez niego pozycję. Urząd papieski stał się przedmiotem walk rzymskich rodzin, które traktowały go jak trampolinę do wzmocnienia lokalnych wpływów. W latach 872–1012, nazywanych „ciemnym wiekiem papiestwa”, co najmniej jedna trzecia papieży ginęła w wyniku zamachów. Jana VIII śmiertelnie pobito, Jana X uduszono, a antypapieżowi Janowi XVI wyłupiono oczy, odcięto język, wargi, nos i ręce. W 897 r. Stefan VI kazał wyciągnąć z grobu nadpsute zwłoki znienawidzonego z powodów politycznych poprzednika Formozusa, ubrał je w papieskie szaty, posadził na tronie i odbył nad nimi sąd. Martwemu papieżowi odcięto palce, a zbezczeszczone zwłoki wrzucono do Tybru. Po kilku miesiącach karta się odwróciła – Stefana uduszono, a ciało poprzednika, na którym się pastwił, wyłowiono i pochowano z honorami. Szokujące? W świetle mentalności epoki zrozumiałe. – Trup był dla ówczesnych ludzi realnym nosicielem idei, które wyznawał lub reprezentował zmarły. Tak jak oddawano cześć relikwiom świętych, tak bezczeszczono zwłoki wrogów. Ćwiartując ciało swego poprzednika, Stefan w symboliczny sposób niszczył jego dzieło, dokonania i pamięć o nim – tłumaczy prof. Mikołejko.
Grzegorz VII – gromowładny
Po serii słabych nastała seria papieży potężnych. Kryzys przełamała reforma Mikołaja II (1058–1061), który wprowadził obowiązującą do dziś zasadę wyboru biskupa Rzymu przez kardynałów, czyli konklawe. Notabene swego czasu tygodnik katolicki „America” zaapelował do papieża, by do grona elektorów włączyć świeckich i kobiety, jednak ów apel raczej nie znajdzie posłuchu. – Jestem w stanie sobie wyobrazić, że do kolegium kardynalskiego będą dopuszczeni świeccy, ale nie ma mowy, by zdominowali to grono i decydowali o wyborze papieża – zapewnia ks. dr Andrzej Luter, teolog i publicysta.
Proces emancypacji papiestwa spod władzy świeckiej osiągnął kulminację za pontyfikatu papieża Grzegorza VII (1073–1085), jednego z największych, jacy rządzili w Watykanie. Uważał on, że każdy biskup Rzymu jest zwierzchnikiem wszystkich władców na ziemi, także cesarza, którego może zdjąć z tronu. W najsłynniejszym dokumencie swego pontyfikatu „Dictatus papae” pisał on, że Kościół Rzymski nigdy nie pobłądził oraz że po wsze czasy nigdy w żaden błąd nie popadnie. Z punktu widzenia teologicznego od takiego stwierdzenia już tylko krok do dogmatu o nieomylności papieża, który katolicy przyjmą osiem wieków później. Grzegorz stanowczo też zabronił władcom świeckim obsadzania urzędów kościelnych. Musiało do doprowadzić do sporu z Henrykiem IV, który przy pomocy posłusznych sobie biskupów ogłosił zdjęcie papieża z urzędu. Odpowiedzią był dekret o ekskomunice i pozbawieniu tronu cesarza ubrany w liryczną formę żarliwej modlitwy do św. Piotra. – W Twoim imieniu związuję cesarza więzami klątwy. Niech dzięki temu lud uzna, że Tyś jest Piotr Opoka i na Twojej skale Syn Boga Żywego zbudował Kościół – pisał papież.
Wkrótce w tajemniczych okolicznościach zmarł wierny Henrykowi arcybiskup Utrechtu. W dodatku w tamtejszą katedrę uderzył piorun tuż po tym, jak modlił się w niej wyklęty przez Rzym władca. Dla wielu biskupów były to widome znaki rozstrzygające, po której stronie opowiadają się Niebiosa. Tym łatwiejsze do odczytania, że wola Opatrzności współgrała z ich ambicjami. Wzrastające wpływy cesarza zaczęły im bowiem doskwierać. Henryk musiał ustąpić, we włosiennicy i boso udał się do zamku w Canossie, gdzie przebywał papież, i przez trzy dni błagał go o uchylenie klątwy. Grzegorz VII miłosiernie udzielił cesarzowi rozgrzeszenia, ale mógł święcić triumfy.
Przełom tysiącleci to jeszcze jedno ważne wydarzenie: rozejście się dróg katolicyzmu i prawosławia. – Od tej pory Rzym wzmacniał swoją pozycję w chrześcijaństwie zachodnim, a władza papieży rosła. Wyjątkiem był okres schizmy zachodniej. Gdy w tym samym czasie panowało dwóch albo trzech papieży, ich autorytet siłą rzeczy malał. Ale na soborze w Konstancji przezwyciężono i ten problem – tłumaczy ks. dr Blaza.
Aleksander VI – diabeł na tronie Piotra
Przemożny wpływ na kształtowanie się urzędu biskupa Rzymu miały też osoby mierne, których grzechy na wieki zaciążyły na wizerunku papiestwa. Pierwszym etapem upadku była trwająca ponad pół wieku niewola awiniońska, kiedy papieże w obawie o własne bezpieczeństwo musieli opuścić Rzym.
Symbolem degrengolady moralnej stały się rządy rozpustnych papieży renesansu, zwłaszcza Aleksandra VI Borgii, ojca licznych nieślubnych dzieci, łapówkarza, organizującego orgie z prostytutkami i kupczącego urzędami kościelnymi. Po jego śmierci w Watykanie rozeszła się pogłoska, że był on opętany przez diabła. Miały o tym świadczyć pośmiertne zmiany zaobserwowane przy jego trumnie. – Twarz zmieniła barwę na kolor owoców morwy lub najciemniejszej tkaniny i pokryta była niebiesko-czarnymi plamami. Nos był opuchnięty, usta wydęły się w tym miejscu, gdzie język zgiął się wpół, a wargi wydawały się to wszystko wypełniać. Wygląd twarzy był znacznie bardziej przerażający niż wszystko, co do tej pory widziano. […] Cieśle przygotowali trumnę nazbyt wąską i krótką, położyli więc mitrę papieża u jego boku, a jego samego zawinęli w stary dywan i wciskali do trumny na siłę pięściami – zapisał Johann Burchard, papieski mistrz ceremonii. Współcześni historycy niezwykłe zjawiska przypisują nie tyle szatanowi, ile działaniu trucizny, którą podano znienawidzonemu papieżowi.
W takich okolicznościach pojawienie się reformacji było już tylko kwestią czasu. Trudno się też dziwić, że Marcin Luter czy Jan Kalwin z biskupów Rzymu uczynili swoich największych wrogów.
Pius IX – dogmatyk nieomylny
Od czasu reformacji Kościół zaczął być traktowany jako instytucja wsteczna, walcząca z postępem i nowoczesnością. W awangardzie tej walki szli papieże. Dało się to odczuć zwłaszcza w czasie najdłuższego w dziejach papiestwa pontyfikatu Piusa IX (1846–1878). Co ciekawe, on sam pochodził z postępowej arystokratycznej rodziny, o której mawiano, że w jej domu „nawet koty są liberalne”. Jako papież szybko się jednak z liberalizmu wyleczył. We Włoszech trwał właśnie proces jednoczenia kraju pod hasłami liberalno-rewolucyjnymi, co oznaczało ograniczenie wpływów państwa kościelnego. Kiedy w 1870 r. wojska włoskiego króla Wiktora Emmanuela zajęły Rzym, oznaczało to koniec istniejącej przez ponad tysiąc lat papieskiej monarchii. W encyklice „Ubi nos” papież nazwał likwidację podległego sobie terytorium świętokradztwem, ogłosił się więźniem Watykanu i zaprzestał sprawowania uroczystych ceremonii w bazylice św. Piotra. Msze papieskie przywrócił jego następca Leon XIII (1878–1903), ale przez dziesiątki lat papieże konsekwentnie nie opuszczali wzgórz watykańskich.
Stopniową utratę wpływów politycznych kierowanej przez siebie instytucji Pius IX rekompensował wzmacnianiem wpływów w sferze duchowej. W 1854 r. ogłosił dogmat o niepokalanym poczęciu Maryi, do dziś nieuznawany ani przez prawosławie, ani przez protestantyzm. – Najważniejszą sprawą nie jest sam dogmat, lecz sposób, w jaki został ogłoszony – komentował szambelan papieski George Talbot. Przez wieki bowiem trwał w Kościele spór, czy papież musi zatwierdzać uchwalone przez sobór dogmaty, czy nie. Pius posunął się jednak o krok dalej – ogłosił dogmat jedynie mocą papieskiej decyzji. W Kościele zawrzało, dlatego w 1870 r. na Soborze Watykańskim I ogłoszono kontrowersyjny dogmat o nieomylności papieża. W jego myśl papież jednoosobowo może ogłaszać prawdy wiary, bez oglądania się na kogokolwiek. Opór części hierarchów przyniósł zastrzeżenie, że papieska nieomylność dotyczy tylko nauczania obejmującego wiarę i moralność, dokonywanego uroczyście, ex cathedra. Nie zmieniło to faktu, że w sferze symbolicznej jeszcze nigdy papiestwo nie miało takich kompetencji duchowych. Podczas głosowania nad dogmatem nad Watykanem rozpętała się ogromna burza. Przeciwnicy odczytali to jako gniew Niebios. – Nie zapominajcie o górze Synaj i Dekalogu – odpowiedział im kard. Henry Manning, architekt nowej regulacji, przypominając, że gdy Mojżesz odbierał kamienne tablice, Bóg też zesłał burzę. W jego ustach nieomylność papieska była równoznaczna z dziesięciorgiem przykazań. Jak się okazało, w sferze praktycznej kontrowersyjny dogmat niewiele znaczył. W ciągu 140 lat od ogłoszenia znalazł zastosowanie tylko raz – w 1950 r., kiedy Pius XII ogłosił naukę o wniebowzięciu Maryi.
Pius X – katolicki McCarthy
W wiek XX Kościół wchodził więc bardziej scentralizowany niż kiedykolwiek przedtem. Do papieskiej nieomylności Pius X (1903–1914) dorzucił praktykę, że za nominacjami biskupimi na całym świecie stoi biskup Rzymu. Sam przeglądał wszystkie akta kandydatów – nie zdarzało się to żadnemu poprzednikowi w historii. Wprowadził też przepis, że każdy biskup raz na pięć lat musi zameldować się w Watykanie, osobiście składając papieżowi relację z własnej pracy duszpasterskiej. Za jego czasów w Kościele doszło do prawdziwej czystki osób, na których padł choć cień podejrzeń o nieprawomyślność. Powołano nawet tajemną Sodalicję św. Piusa V, której członkowie wyszukiwali i osądzali nieprawomyślnych teologów. – Otwierano i fotografowano prywatne listy, profesorowie teologii donosili na studentów, oskarżając ich o herezję na podstawie wygłoszonych na zajęciach referatów – zwraca uwagę prof. Eamon Duffy z Uniwersytetu w Cambridge.
Atmosfera była bliższa makkartyzmowi niż ewangelii. Autorytarny sposób zarządzania wzrastał z pontyfikatu na pontyfikat. – Nie potrzebuję współpracowników, tylko ludzi, którzy będą wykonywać moje polecenia – oznajmił tuż po wyborze Pius XI. W 1929 r. w wyniku traktatu z Benito Mussolinim stał się zresztą władcą świeckim, uzyskując władzę nad suwerennym, istniejącym do dziś państewkiem watykańskim. W końcu tak mocno uwierzył w swą nieomylność, że zabierał głos w niemal każdej sprawie – plam na Słońcu, osiągnięć medycyny, a tuż przed śmiercią podobno przygotowywał przemówienie do uczestników kongresu gazowniczego.
Jan XXIII – papież bez korony
Próbą odwrócenia tendencji do poszerzania władzy biskupa Rzymu był rewolucyjny pod niemal każdym względem pontyfikat Jana XXIII (1958–1963). Papież ten zwołał Sobór Watykański II – pierwszy w historii Kościoła niepotępiający żadnej herezji. Już samo zaproszenie do Watykanu ponad 3 tys. biskupów z całego świata stanowiło szok dla potężniejącej z roku na rok Kurii Rzymskiej. Rodziło się pytanie, po co papieżowi sobór, skoro już prawie sto lat temu proklamowano jego nieomylność. Jednoosobowo mógł on przecież ogłosić wszystko, co chciał. Jego następca Paweł VI (1963–1978) zrobił rzecz z punktu widzenia władzy papieskiej jeszcze bardziej rewolucyjną – stworzył organ doradczy zwany synodem biskupów. Znaczną część jego członków mianował nie papież, ale lokalne episkopaty całego świata, dokonując wyboru swoich przedstawicieli. W dodatku po tradycyjnej koronacji papieską tiarą Paweł VI zrezygnował z jej noszenia (już jego poprzednika, ze względu na bezpośredniość i skromność, nazywano „papieżem bez korony”). Potrójną koronę zlicytowano na aukcji zorganizowanej w Stanach Zjednoczonych, a uzyskany z niej dochód zasilił kościelne akcje charytatywne. Od tej pory żaden jego następca nie nałożył już tej oznaki władzy monarszej, zadowalając się jedynie przyjęciem paliusza – symbolu władzy kapłańskiej papieża.
Jan Paweł II – herezja „wojtylianizmu”?
Jeśli wziąć pod uwagę styl pontyfikatu, ćwierćwiecze rządów Jana Pawła II (1978–2005) było kontynuacją drogi obranej przez papieży odnowy soborowej. Ale pod względem sposobu sprawowania władzy stanowił on całkowite odwrócenie zapoczątkowanej przez poprzedników tendencji. Wojtyła, nauczony doświadczeniem prześladowanego Kościoła w Polsce, postanowił ponownie scentralizować Kościół. Zdyscyplinował katolickie uniwersytety, doprowadzając do usunięcia z nich nieprawomyślnych teologów. Wcześniej żaden papież nie zdobył tak masowej popularności jak on – przez co dla wielu stał się ikoną nie tylko katolicyzmu, ale i chrześcijaństwa.
Nie wszędzie wywołuje to entuzjazm. Już po śmierci papieża emerytowany prymas Belgii kard. Godfried Danneels stwierdził na przykład, że w czasach Jana Pawła II Kościół przypominał wielką firmę dbającą o udziały w rynku. – Nie ma sensu być wielkim kaznodzieją, jeśli uwaga świata ma się skupić wyłącznie na kaznodziei – mówił w wywiadzie dla włoskiego miesięcznika „30 Giorni”, równocześnie sprzeciwiając się przyspieszonej beatyfikacji polskiego papieża. Takich głosów było więcej (watykaniści ukuli nawet termin „wojtylianizm” – jako synonim przesadnego kultu Wojtyły).
Ilu było papieży?
Do stycznia 2025 roku Kościół katolicki miał 266 papieży, począwszy od św. Piotra, który według tradycji był pierwszym biskupem Rzymu. Obecnym papieżem jest Franciszek, który objął urząd 13 marca 2013 roku jako następca Benedykta XVI.
Lista papieży obejmuje różne okresy historii, w tym czasy rozłamów (np. wielka schizma zachodnia, gdy było kilku rywalizujących ze sobą papieży). W niektórych przypadkach istnieją kontrowersje dotyczące legitymizacji pontyfikatów, ale Kościół uznaje tę oficjalną liczbę.
Źródło: National Geographic Polska