Przewodniki radzą Polakom odwiedzającym Kijów zobaczyć cerkiew św. Mikołaja na Wzgórzu Askolda. Turyści nie mają jednak pojęcia, że według modnej ostatnio hipotezy znajdą się w prakolebce państwa polskiego. Nie chodzi o cerkiew, ale o wzgórze – miejsce pochówku wodza wikińskiego Askolda zmarłego w latach 80. IX w. Wedle budzącej opór większości uczonych, lecz coraz popularniejszej teorii potomkowie tego wikinga ruszyli na zachód i dali początek Polsce.

Jak na Rusi?

To, że wikingowie byli obecni na ziemiach polskich, mało kto dziś kwestionuje. Archeolodzy wciąż znajdują pozostałości świadczące o ich pobycie nad Wisłą. Ekscytację miłośników dziejowych zagadek wywołały odkrycia ze Świelubia, Elbląga, Wolina, Kałdusu czy Bodzi. Cmentarz odkopany w tej ostatniej miejscowości w 2007 r. zawierał kilkadziesiąt grobów, w których znaleziono wysokiej klasy broń, ozdoby i biżuterię typu skandynawskiego i rusko-skandynawskiego.

Bez wątpienia pochowano tam osoby o wysokiej pozycji społecznej; pojawiły się domysły, że to wikińska elita państwa piastowskiego. Tego, kim byli naprawdę ci ludzie, już nigdy się nie dowiemy. Takie odkrycia rozpalają jednak wyobraźnię i skłaniają co odważniejszych badaczy do kwestionowania podręcznikowej wersji genezy państwa polskiego. 

Najbardziej obrazoburczą koncepcję wysunął kontrowersyjny archeolog i autor książek Zdzisław Skrok. Stwierdził, że wikingami byli sami Piastowie, twórcy państwa gnieźnieńskiego! Autor jest odsądzany od czci i wiary, ale jego zwolennicy przypominają, że gdy w XVIII w. wysunięto hipotezę o normańskim pochodzeniu dynastii Rurykowiczów, Rosjanie też zawrzeli świętym oburzeniem. A potem fakt, że Ruryk był wikingiem, przestał budzić większe emocje.

Co na to specjaliści? – W Polsce, szczególnie na Pomorzu, odnajdujemy przedmioty skandynawskie, lecz w porównaniu z Rusią to jest nic – mówi archeolog prof. Władysław Duczko. – W kolebce państwa polskiego, czyli w Wielkopolsce, tych znalezisk mamy niewiele. Dlatego twierdzenie, że za Piastami stali wikingowie, jest – delikatnie mówiąc – nieostrożne.

Również prof. Przemysław Urbańczyk, archeolog z Polskiej Akademii Nauk, podkreśla, że brak jakichkolwiek wiarygodnych podstaw do głoszenia tej teorii. – W przypadku Rusi mamy na potwierdzenie przynajmniej jedno źródło pisane w postaci kroniki Nestora. W Polsce brak takich źródeł oraz zabytków skandynawskich z czasów Mieszka I – stwierdza.

Najnowsze badania genetyczne z pewnością cieszą jednak zwolenników „teorii wikińskiej”. Międzynarodowa sieć badawcza pod kierownictwem prof. Eske Willersleva z uniwersytetu w Kopenhadze pobrała próbki DNA 442 osób z wikińskich grobów na terenie Europy i porównała je z próbkami 3855 współcześnie żyjących Europejczyków. Okazało się, że Polacy mają około 5 proc. genów ze Skandynawii, niewiele mniej niż Brytyjczycy, u których stwierdzono ok. 6 proc. tych genów. A jak wiadomo z historii, Wielka Brytania była w IX i X w. terenem ekspansji wikingów na wielką skalę. 

Askold, władca Polan

Jak przebiegało tworzenie państwa polskiego przez wikingów według najbardziej śmiałej teorii na ten temat? Zacznijmy od Ruryka, gdyż według tej koncepcji powstanie wikińskiej Polski ściśle wiązało się z narodzinami wikińskiej Rusi. Żyjący w IX w. Ruryk (Rørik) był Skandynawem pochodzącym z regionu Roslagen w Szwecji. Jak wielu jego pobratymców trudnił się organizowaniem morskich wypraw łupieskich. W 862 r. przybył z drużyną w okolice Nowogrodu Wielkiego. Założył tam własny gródek o nazwie Stara Ładoga, a następnie przejął władzę nad całym rejonem, dając początek tzw. Rusi Nowogrodzkiej.

Rurykowi towarzyszyły liczne rodowe drużyny wikingów, zwanych też na wschodzie Waregami. Przywódcy jednej z nich, Askold i Dir, poprosili zwierzchnika, by zezwolił im na dalszy podbój krain wschodnich Słowian. Otrzymawszy zgodę, drużyna Askolda i Dira popłynęła Dnieprem na południe. Po długiej podróży dotarli do grodu o nazwie Kijów, którego mieszkańcy musieli wówczas płacić daninę wojowniczemu plemieniu Chazarów.

Wikingowie podporządkowali sobie kijowian i przejęli władzę w okolicy. „Askold tedy i Dir zostali w grodzie tym, i zgromadzili mnóstwo Waregów i poczęli władać ziemią polską” – napisał kronikarz Nestor w XI w. Dlaczego polską? Ano dlatego, że w owym czasie okolice Kijowa zamieszkiwało słowiańskie plemię Polan, czyli „ludzi pól”! Na obszarze wschodniej Słowiańszczyzny powstały więc dwa główne wikińskie ośrodki – kijowski i nowogrodzki. Po śmierci Ruryka władzę w tym drugim objął jego krewny Oleg, który nie zamierzał tolerować odrębności miasta na południu. W 882 r. drużyny Olega przypłynęły Dnieprem pod Kijów. Askold i Dir zostali podstępnie zwabieni na statek i zamordowani. Askolda pochowano na wzgórzu, gdzie mieści się dziś cerkiew św. Mikołaja, a Oleg zagarnął władzę w całej Rusi.

Brak śladów historycznych

Lecz kroniki i książki naukowe nic nie mówią o tym, co stało się z całą drużyną Askolda i Dira złożoną z członków ich rozrośniętego rodu. W podobnych sytuacjach wikińscy drużynnicy mieli z reguły dwie opcje: przyłączyć się do zwycięzcy albo szukać innego miejsca do osiedlenia. Dumny ród Askolda mógł wybrać drugie rozwiązanie. Jak pisze Skrok w książce „Czy wikingowie stworzyli Polskę?”, wojownicy wyruszyli na zachód. Poruszając się rzekami (Prypecią, a potem Bugiem), dotarli na tereny obecnego Podlasia, zakładając gródek w okolicach Drohiczyna. 

Było stąd jednak zbyt blisko do Kijowa, w którym rządzili Rurykowicze. W kolejnym pokoleniu emigranci ruszyli więc dalej, przekraczając Wisłę. Uznali ją prawdopodobnie za dostateczną zaporę przed wschodnim niebezpieczeństwem, a w dodatku kraina, którą tu zastali, wydała im się idealna do podboju. Zamieszkiwało ją skłócone plemię Goplan.

Byli to prymitywni rolnicy, „ludzie pól” przypominający Polan spod Kijowa. Ich niewielkie gródki nie mogły stanowić problemu dla świetnie uzbrojonych przybyszów. Wikińska drużyna mogła składać się z kilkuset wojów, którym towarzyszyły rodziny, a zaatakowane plemię liczyło jakieś kilkanaście tysięcy ludzi. Jeśli wikingowie, jak to często czynili, wykorzystali walki wewnątrzplemienne, to część tubylców mogła stanąć po ich stronie.

Płonąca Wielkopolska

W X w. Kujawy i Wielkopolska stały się terenem gwałtownych walk. Świadczą o tym ślady zniszczonych gródków z tego okresu. Nie ma zgody naukowców co do tego, kto je najechał. Dla wyznawców opcji wikińskiej odpowiedź brzmi: ród Askolda i Dira. Przewodzić miał mu wtedy Lech, dziad Mieszka I. Już piszący w XIX w. historyk Karol Szajnocha wywodził imię Lech od skandynawskiego słowa „lag” oznaczającego drużynę zbrojną

Po rozgromieniu Słowian i zniszczeniu ich gródków Lag-Lech zdobył władzę nad Wielkopolską i zaczął budować tu rozbójnicze państewko. Jego nazwę wziął od krainy Polan żyjących pod Kijowem, bo miejscowi posługiwali się podobnym, słowiańskim językiem. Syn Laga-Lecha znany jest z XII-wiecznej kroniki Galla Anonima pod swojskim imieniem Siemomysła, ale w rzeczywistości nosił też imię skandynawskie – być może Dagr. Kontynuował dzieło ojca, zajmując kolejne tereny oraz budując system warowni w zupełnie nowym stylu, nieznanym wcześniej na tych terenach. Ten boom budowlany, który pociągnął za sobą wielką trzebież lasów w Wielkopolsce, też potwierdzają świadectwa archeologiczne.

Za pomocą systemu warowni wikingowie sprawowali kontrolę nad słowiańską ludnością. Część tubylców chwytali i sprzedawali jako niewolników, pozostałych zmuszali do danin i budowy kolejnych grodów. Do drużyny Laga i Dagra dołączali ich pobratymcy ze Skandynawii, więc siła zbrojna rodu stale rosła.

Z poddanymi zdobywcy mogli rozmawiać po słowiańsku. Mieli w tym już spore doświadczenie, bo od czasu opanowania Kijowa stale musieli porozumiewać się z tubylcami. Prawdopodobnie wchodzili też już w związki małżeńskie z córkami wodzów podbitych Słowian, a dzieci z tych związków miały podwójne imiona. Dagr-Siemomysł nadał więc synowi imiona Dago i Mieszko. Syn ów stanie się pierwszym historycznym władcą Polski, który poprzez chrzest wprowadzi ją do kręgu zachodniej cywilizacji. Jego znakiem będzie orzeł bielik, czyli symbol... skandynawskiego boga Odyna!

Dago czy Dzigoma?

Nauka akademicka uważa powyższą wersję wydarzeń „od Askolda do Siemomysła” za nic więcej niż historical fiction. W przypadku Mieszka I jest jednak problem, który przyprawia naukowców o ból głowy. Otóż przedstawił się, w najważniejszym dokumencie swego życia, zdecydowanie niesłowiańskim imieniem. Przed śmiercią „ofiarował” państwo papieżowi. Wystąpił jednak nie jako Mieszko, lecz Dagome. Czy to wersja skandynawskiego imienia Dago?

„Dagome sędzia i Oda senatorka (żona księcia – przyp. red.) oraz synowie ich Mieszko i Lambert zapisali, że ofiarowali św. Piotrowi w całości własne państwo, które zwie się Gnieźnieńskie, ze wszystkimi przyległościami” – zaczyna się dokument, którego odpisy znaleziono w archiwach watykańskich. Historycy zachodzili w głowę, dlaczego Mieszko przedstawił się w ten sposób. Zadowalającej odpowiedzi nie znaleźli. Zwolennicy opcji wikińskiej zacierają zatem ręce: Dago-Mieszko był wikingiem, więc tak się zaprezentował. Kropka.

Ale prof. Duczko oponuje. – Tak naprawdę nikt nie potrafi wytłumaczyć, co znaczy Dagome. Czy chodzi o skandynawskiego Daga? A może jednak o zniekształcone imię słowiańskie Dzigoma? Skoro tego nie wiemy, nie można używać „Dagome iudex” jako argumentu na rzecz tezy, że Mieszko to wiking.

Wtóruje mu prof. Urbańczyk: – Przecież nawet nie mamy oryginału „Dagome iudex”. Dysponujemy tylko kopią kopii, przepisanej w skryptorium watykańskim w XI w., wiele lat po powstaniu dokumentu. Jej twórca kardynał Deusdedit nie wiedział nawet, że tekst odnosi się do Polski, i przypisał dokument władcom Sardynii. Czy na tej podstawie można wysuwać tak daleko idącą teorię?!

Zmyślony kmieć Piast?

„Dagome iudex” pozostaje głównym punktem zaczepienia dla poszukiwaczy skandynawskich korzeni Piastów. Wokół niego budują swe koncepcje. Przy użyciu teorii wikińskiej można w szokujący sposób zinterpretować też dalsze dzieje dynastii. Otóż za Chrobrego skandynawski charakter państwa miał się coraz bardziej zacierać. Wikingowie wtapiali się w miejscową ludność, żenili się ze Słowiankami, zanikały bariery językowe. Przełomem dla wikińskiej Polski okazało się powstanie ludowe w 1038 r., 13 lat po śmierci Chrobrego. „Niewolnicy powstali na panów, wyzwoleńcy przeciw szlachetnie urodzonym, sami się do rządów wynosząc” – pisał Gall Anonim. Wydarzenia te były buntem ujarzmionych Słowian przeciw wyzyskującej ich skandynawskiej elicie.

W efekcie tej rewolty państwo gnieźnieńskie rozpadło się. Gdy prawowity władca Kazimierz, nazwany potem Odnowicielem, wrócił do zrujnowanego kraju w 1039 lub 1040 r., miał świadomość, że nie da się już odbudować władztwa na dawnych zasadach. Odnowiona Polska miała być więc państwem słowiańskim rządzonym przez elitę o zmyślonym słowiańskim rodowodzie. Kazimierz wspierał zatem rzekomo legendę, jakoby jego dynastię założył tubylec. Może to wówczas wymyślono kmiecia Piasta. Imię to wywodzi się od słowa „piastun”, czyli opiekun, i musiało miło brzmieć w uszach tubylców.

Piast był zdecydowanie łatwiejszy do zaakceptowania przez ludność niż okrutny wiking Lag, ogniem i mieczem ujarzmiający miejscowych. Legendę o zmyślonym protoplaście tym łatwiej było narzucić, że kraj wychodził ze strasznego chaosu. Świeże rany bolały, a pamięć dawnych wydarzeń zacierała się. Na tym gruncie Kazimierz i jego następcy narzucili poddanym piękną bajeczkę o swej dynastii. Ukoronowaniem ich propagandowych zabiegów miała stać się pierwsza polska kronika napisana przez Galla Anonima.

Dzisiejsi badacze (niezależnie od ich stosunku do teorii wikińskiej) są na ogół zgodni, że to wytwór propagandy stworzony na potrzeby panującej dynastii. Pisarz sam zresztą przyznał, że wykonał dzieło na zamówienie i dla pieniędzy. Ale zdaniem Skroka manipulacja miała o wiele bardziej perfidny i daleko idący charakter. Zgodnie z zaleceniami Krzywoustego Gall Anonim wywiódł dynastię od kmiecia spod Gniezna – Piasta. Syn Piasta – Siemowit – wypędził dotychczasowego władcę Popiela i został pierwszym księciem Polan. Jego następcami byli Lestek, Siemomysł i Mieszko (czyli w wersji wikińskiej Lag, Dagr i Dago). Legenda lansowana przez władców Polski zyskała w ten sposób wymiar oficjalnej historii kraju. Ród Askolda i Dira stał się rodem Piastów, a o jego prawdziwych korzeniach zapomniano... Aż do XIX w., kiedy historyk Franciszek Piekosiński zaczął twierdzić, że „Dagome iudex” świadczy o skandynawskim pochodzeniu pierwszej polskiej dynastii. 

Niech rozstrzygną geny

Choć większość historyków odrzuca koncepcję wikińskich korzeni Piastów, niektórzy twierdzą, że Mieszkowi I pomagali w budowie państwa normańscy doradcy i najemnicy. Zdaniem dr. Przemysława Wielowiejskiego „jest wprost nieprawdopodobne, by Mieszko mógł tworzyć swoje państwo przy całkowitej bierności Normanów. A terytorialnie najbliższe były ich trwałe zdobycze na Rusi”. 

Wedle archeologów obecność Skandynawów na ziemiach piastowskich można jednak potwierdzić dopiero pod koniec panowania Mieszka. – Zaczął wtedy kontrolować ujście Odry, więc mogło dojść już do kontaktów z ludźmi północy. Zaczęli przybywać skandynawscy kupcy, może też najemnicy. Większość znalezisk normańskich na naszych ziemiach pochodzi dopiero z XI wieku – zaznacza prof. Urbańczyk. 

Badania DNA współczesnych potomków Rurykowiczów wykazały ich powiązania z wczesnośredniowiecznymi mieszkańcami szwedzkiego rejonu Roslagen. Z Piastami jest jednak trudniej, bo wszystkie ich linie wymarły. Można analizować materiał genetyczny pozyskany ze zwłok władców i członków ich rodzin, ale nastręcza to dużych kłopotów. Szczątki trudno zidentyfikować, a DNA jest na ogół w dużym stopniu zniszczone.

Genetycy z Instytutu Chemii Bioorganicznej PAN pobrali ponad 30 próbek z pochówków uznawanych za piastowskie, analiza DNA nie przyniosła jednak na razie odpowiedzi na pytania o korzenie dynastii. Te badania trwają i być może usłyszymy w końcu jakąś sensację, która wprawi w euforię zwolenników teorii wikińskiej. Na razie pozostają nam tylko domysły i bujna wyobraźnia. – Dziś jest u nas moda na wikingów i wielu młodych koniecznie chce zrobić wikinga z Mieszka I – śmieje się prof. Duczko. – Ale przecież tak naprawdę nie ma na to jakichkolwiek dowodów. Nauka musi się trzymać konkretnych, pewnych źródeł, a one są niewystarczające, by głosić taką tezę.