W tym artykule:

  1. Konflikt w Irlandii Północnej
  2. W Belfaście mury oddzielają katolików i protestantów
  3. Czy dojdzie do zjednoczenia Irlandii?
Reklama

Iwona El Tanbouli-Jabłońska: Mieszkasz w Belfaście, ile już lat?
Mariusz Śmiejek: Do Belfastu trafiłem pierwszy raz latem 2010 r. Dzięki kontaktom z Aleksandrą Łojek, autorką książki „Belfast. 99 ścian pokoju” spotkałem się tam z członkami nielegalnych brytyjskich grup paramilitarnych, do niedawna uważanych za terrorystyczne. Wtedy żywo zainteresowałem się historią konfliktu w Irlandii. Rok później mieszkałem już w Belfaście.

Konflikt w Irlandii Północnej

Na czym polega ten konflikt?
Żeby zrozumieć podłoże konfliktu, trzeba się cofnąć w historii do czasu zajęcia Irlandii przez Wilhelma III Orańskiego w 1690 r. po bitwie nad rzeką Boyne. Irlandia, jako jedna z kolonii brytyjskich, podkreślała wielkość i znaczenie Anglii w Europie i na świecie, niczym trofeum. Miała również bardzo ważne znaczenie strategiczne w obronie przed Napoleonem. Anglicy, umacniając obronę na całym wybrzeżu zachodnim wyspy, ochronili się przed przejęciem Irlandii przez Napoleona, który chciał wesprzeć Irlandczyków i pozbyć się Anglików z wyspy już w XVIII w. Paradoksem jest to, że większość Brytyjczyków w Irlandii Północnej to nie Anglicy, tylko rdzenni Szkoci (Ulster Scots). Anglicy po przejęciu kontroli nad Szkocją i klęsce głodu zmusili Szkotów do zasiedlania tych terytoriów.

Czy jest to konflikt czysto religijny, czy chodzi o coś więcej?
Religia to jeden z najskuteczniejszych argumentów, który używany jest do dziś. Większym problemem jest tożsamość lub raczej jej utrata. Wielcy tego świata perfekcyjnie żonglują tym pojęciem, by osiągnąć swój cel. Ulsterscy Szkoci w Irlandii Północnej stracili znaczenie w Wielkiej Brytanii i traktuje się ich jako najniższą klasę społeczną w kraju, w którym piętnuje się ludzi ze względu na ich pochodzenie. Wszelkie problemy i napięcia, które są tutaj codziennością, zamiatane są przez rządzących pod dywan. Narastający krzyk lojalistów, upominających się o uznanie, ignorowany jest w sposób ostentacyjny.

Podjąłeś się tematu, który trwa nie od dziś. Zdawałeś sobie sprawę, gdzie Cię to zaprowadzi?
Z początku były to bardzo silne emocje związane z wizualną charakterystyką tego miejsca. Mury pokoju, polityczne murale, zaniedbane dzielnice klasy pracującej, zamieszki na ulicach... To miejsce przepełnione żalem, smutkiem i sąsiedzką nienawiścią. Teraz, po 12 latach pobytu, widzę znacznie więcej. Wiedza i doświadczenia pozwoliły mi zobrazować rzeczywistość, w której przyszło dorastać kolejnym pokoleniom. Wszystko to wzmacnia przytłaczająca atmosfera nasycona krzywdami z przeszłości. Dziś wiem, że bez tych doświadczeń nie byłbym tym samym człowiekiem.

W Belfaście mury oddzielają katolików i protestantów

Na zdjęciach pojawiają się mury. Ile jest takich murów w Belfaście? Czy dalej wyznaczają granice i dzielą społeczeństwo, czy to raczej relikt przeszłości?
„Mury pokoju” to bariery odgradzające brytyjskich i irlandzkich sąsiadów, mieszkających w dzielnicach klasy pracującej. Do dziś spełniają swoją rolę i sprawiają, że mieszkańcy tychże dzielnic mogą spać spokojnie. Te bariery mają różne formy. Od mierzących 7-8 metrów metalowych płotów, po betonowe ściany czy tereny industrialne. Najdłuższy mur przebiega od wzgórz okalających Belfast aż do centrum miasta, oddzielając dzielnice katolickie od protestanckich na odcinku kilku kilometrów. W samym Belfaście takich konstrukcji jest dziś około 100. Zmieniają swoją postać, ale nie zmieniają przeznaczenia. Dla podkreślenia procesu pokojowego, konstrukcję metalową zamienia się na kraty, przez które można podziwiać sąsiadów, jak w klatce.

Swój obiektyw często kierujesz na młodzież i dzieci. Jak bardzo ta młoda część społeczeństwa uwikłana jest w przeszłość?
Wszystko zależy od tego, gdzie się urodzili. Jeśli jest to rodzina klasy średniej czy wyższej, która nie ma pojęcia, co dzieje się w dzielnicach mniej uprzywilejowanych, to takie dzieciaki mają wielkie szczęście. Dzieci i młodzież z klasy pracującej, których rodzice walczyli ze swoimi sąsiadami, tracili bliskich i przyjaciół w strzelaninach na ulicach – ich realia są nieporównywalne. Po obu stronach nienawiść do sąsiadów, jak dziedziczna choroba, przenoszona jest w DNA. Podsycana przez lokalną prasę brukową czy przywódców grup paramilitarnych daje bezdyskusyjne przyzwolenie na zabicie katolika czy protestanta zza ściany pokoju. Część młodzieży jest werbowana do organizacji terrorystycznych, a część popada w konflikt z prawem i trafia do więzienia. To owocuje falami samobójstw. Od 1998 r. więcej ludzi odebrało sobie tu życie w krótszym czasie niż trwał sam konflikt.

Czy dojdzie do zjednoczenia Irlandii?

Kim, według Ciebie, są kolejne pokolenia, które dorastają w Irlandii Północnej?
Nowemu pokoleniu brakuje perspektywy, zwłaszcza teraz, kiedy poczucie przynależności do Królestwa Wielkiej Brytanii jest dla części brytyjskiej bardzo niepewne. Brytyjskie grupy paramilitarne w Irlandii Północnej liczą sobie około 12,5 tys. aktywnych członków. Duża część z nich to młodzież, która potrafi posługiwać się bronią i ma do niej dostęp. Jak na razie pieniądze z Westminsteru zapewniają spokój. Ale co będzie, kiedy ich ilość się zmniejszy lub zostaną zupełnie wstrzymane? Nikt nie potrafi przewidzieć skutków zjednoczenia Irlandii, o którym mówi się coraz częściej.

National Geographic Polska objął patronatem wystawę fotograficzną Mariusza Śmiejka „Not Surrendering”. Poznań, Galeria Centrala, Plac Ratajskiego 6a. Ekspozycja czynna od 19 maja do 10 czerwca 2023 r.

Reklama

Mariusz Śmiejek jest niezależnym fotografem dokumentującym życie codzienne w postkonfliktowych społeczeństwach. Prowadzi projekty długoterminowe w Europie i Afryce, kierując swoją uwagę na środowiska uchodźców, dzieci i kobiety nielegalnie pracujące w kopalniach złota w Ghanie, handel ludźmi, korupcję i nadużycia systemowe. Mieszka w Belfaście w Irlandii Północnej, prowadząc tam studio fotograficzne i Polską Akademię Fotografii.

Reklama
Reklama
Reklama