Co się stało z wysiedlonymi z Bieszczad? Opowieść ich potomka
Poruszająca opowieść potomka Bojków, bieszczadzkich górali wysiedlonych ze swoich ziem po II wojnie światowej.
Źródło: Nasze Bieszczady
________________________________________
1 z 8
Krywe6
Głosy z przeszłości
Zaczynam to opowiadanie dla zainteresowanych, którzy chcą wiedzieć jak naprawdę wyglądała gehenna ludności rusińskiej, którą wygnano z ich „małej ojczyzny, opowiem to szczątkowo, gdyż całkowita opowieść o tamtych czasach złożyłaby się na kilkutomową opowieść, chcę nadmienić że to są moje odczucia ale i fakty historyczne, które bardzo ciężko znaleźć w opracowaniach historyków, komuś zależy, aby te fakty nie wypływały na światło dzienne i prawda nie była prawdą.
Jestem Rusinem Bojkiem, synem wypędzonych z pięknej krainy jaką są Bieszczady, ze wsi Krywe nad Sanem.
Z wielkim trudem zaczynam opisywać wspomnienia moich rodziców i poznanych w mojej okolicy przesiedleńców, którzy według dawnej władzy komunistycznej i wielu publikacjach naukowych „opuścili„ swoje rodzinne strony. Władza komunistyczna skutecznie amputowała tą część historii, która mówiła o stosunkach ukraińsko-polskich, a jest ona długowieczna i niepodważalna. W owej historii, i tej dalszej i tej bliższej, były złe i dobre czasy, tylko zawsze komuś zależało, aby dwa bliskie sobie słowiańskie narody nie stworzyły jedności, gdyż wówczas w Europie powstałoby potężne mocarstwo z którym trzeba by się liczyć. Zawsze gdy rozpoczynały się jakieś rozmowy mające na celu zjednanie narodów wybuchały zamachy na osoby, które chciały takiego układu, chociażby zamach na ministra Bronisława Pierackiego, ale również i trzy lata wcześniej Tadeusza Hołówko, którzy chociaż nie do końca byli przychylni Rusinom; chcieli dać im więcej praw aby ten naród był bardziej doceniany. Nie podobało się to przeciwnikom politycznym, za zamachem stała według ustaleń śledczych OUN, ile w tym prawdy osądźcie sami ( wszelkie materiały na ten temat można znaleźć w internecie).
Fot. Nasze Bieszczady
2 z 8
Krywe1
Co pchnęło władze komunistyczne do tak drastycznego rozwiązania jakim było wysiedlanie niewinnej ludności cywilnej ówczesnych Bieszczadów i okolic? Ja uważam że wysiedlenia miały na celu zniszczenie nacji rusińskiej, zasymilowanie jej z narodem polskim, gdyż nowa Polska miała się składać z Polaków, dla mniejszości narodowych wg założeń nie było miejsca.
W wielu publikacjach pisze się, że to była zemsta za rzezie na Polakach, które miały miejsce na Wołyniu, Polesiu i wielu innych regionach ówczesnej RP, tylko nikt nie pisze i nie bada co doprowadziło do tak drastycznych scen, zaznaczam potępiam to co robiła UPA z ludnością zamieszkującą te tereny gdyż nie tylko Polacy ginęli z rąk UPA, ale także ginęli Rusini z rąk AK, B CH, jak również bandyckich polskich bojówek, które w większości przypadków nastawione były na grabież mienia, a w późniejszym okresie i z rąk Wojska Polskiego. Moim zdaniem w dużej mierze przyczyniło się do tego złe postępowanie z rdzennym narodem tych ziem ówczesnych władz II RP , jak i nowej komunistycznej władzy PRL-u.
Ta nienawiść narastała wiekami, rodowity Rusin nie mógł zajmować żadnych stanowisk urzędniczych będąc w wojsku polskim, nie mógł być nawet podoficerem, chyba że przyjął obywatelstwo polskie, a żołnierzy narodowości rusińskiej, którzy walczyli ramie w ramie chociażby w 1920 r. u boku Józefa Piłsudskiego w osławionej bitwie warszawskiej wg różnych źródeł było około 50 tys. Po podpisaniu rozejmu z Moskalami, rozbrojono ich i internowano w obozach dla internowanych. Piłsudski nie dotrzymał danego słowa spisanego na papierze z Petrulą 21 kwietnia 1920 r. w Winnicy.
Wiele lat przed tymi wydarzeniami znana i szanowana pisarka Maria Konopnicka pisywała, że dręczenie tego narodu kiedyś się źle skończy. Na kresach, jak nazywamy teraz te dawne ziemie, zaczęto polonizować Rusinów, likwidowano szkoły, zakazywano nauki własnego języka, w końcu wzięto się za cerkwie, w latach 1919 do 1939 rewindykowano 300 cerkwi, a w latach 1938-39 zniszczono około 138, nakłaniano do zmiany wiary o represjach jakie spotkały w ówczesnym czasie Rusinów można by było pisać jeszcze długo.
Winę za rzeź przelano na ludzi, którzy spokojnie mieszkali wiele kilometrów dalej, nie mówi się całej prawdy jak postępowano z tymi ludźmi za czasów II-giej RP. Jak człowiek jest poniżany, gnębiony, prześladowany to w nim coś pęka, coś się zmienia, jak zaczyna mu się zabierać jego tożsamość, niszczyć jego kulturę duchową i narodową to skutki takich czynów są na ogół złe. Tak też się stało i w tym przypadku ale winą zostali obarczeni tylko Rusini, druga strona została wybielona, a wina moim zdaniem leży po obu stronach i nie należy oskarżać tylko strony rusińskiej, był to wynik działań przyczynowo-skutkowych, poczynania UPA zaznaczam potępiam z całą surowością i dopóki w naszych sercach będzie nienawiść to do porozumienia nigdy nie dojdzie, a wiele elit politycznych nadal nie chce pojednania obydwu narodów, jakże sobie bliskich w tej lepszej historii.
Tyle odległa historia. Co do wspomnień moich przodków, o życiu we wsi Krywe z opowiadań moich rodziców i dawnych mieszkańców, jak opowiadają o swojej dawnej krainie to widzę w ich oczach tęsknotę, żal za utraconym światem budowanym wiekami, który utracili z dnia na dzień nie rozumiejąc dlaczego? Za co?
Fot. Nasze Bieszczady
3 z 8
Krywe2
Z opowiadań wiem, że waśni między Rusinami i Polakami nie było, przynajmniej na tle narodowościowym, szanowano się wzajemnie, pomagano sobie, a także jak jedni tak i drudzy zważali na obchodzone w różnych terminach święta. Życie mijało monotonnie na codziennych obowiązkach. Wybuchła druga wojna światowa. Polskę podzielili między siebie okupanci, Niemcy i ZSRR, granicą w Bieszczadach był San, z dnia na dzień rodziny, znajomi i sąsiedzi stali się obywatelami innych krajów. ZSRR zaraz zaczął wysiedlać z pasa granicznego ludność, gdyż wg Rosjan 5km od granicy dopiero mogły być osady, przesiedleńcy trafiali różnie ale większość z nich trafiała na zsyłkę, co to oznacza chyba nie muszę tłumaczyć.
Jak wiemy z historii, przyjaźń Niemców z Moskalami zbyt długo nie trwała, po napadzie Niemiec na ZSRR w okolicy zostało sporo partyzantów sowieckich, którzy ukrywając się po górach zaczęli nękać okolicznych mieszkańców. Do wsi przychodzili przeważnie po jedzenie, zabierając jedzenie obiecywali zapłatę jak na te tereny wróci „radiańska włada”.
Gehenna się zaczęła, gdy armia Hitlera wypierana przez armię czerwoną przemierzała Bieszczady. Z rozbitych jednostek niemieckich bardzo dużo żołnierzy różnej narodowości wówczas szukało schronienia w Bieszczadach, a byli to Węgrowie, Słowacy i nie tylko, wszyscy pod osłoną nocy przychodzili do wsi, każdy chciał jeść, spokojne noce jak i dnie się skończyły.
Po wprowadzeniu w życie „ linii Curzona” która podzieliła ówczesną Polskę na tzw. Zakerzoniu zostało odciętych około 700 tys. rodowitych Rusinów. Zaczęły się prześladowania ludności przez władzę sowiecką, wystarczyło fałszywe oskarżenie sąsiada na sąsiada aby trafić na zesłanie, sowieci zaczęli przeprowadzać akcje wyłapywania przeciwników władzy sowieckiej i partyzantów po okolicznych potężnych lasach, nieraz bywało, że nikogo w obławie nie schwytano, wówczas posuwano się do prowokacji i z domów wyciągano niewinnych ludzi zaliczając ich w poczet wrogów władzy sowieckiej, w ten sposób na sybir trafił mój dziadek w 1945r., słuch po nim zaginął, wrócił , dzięki Bogu w 1953r, ale nie na swoje tylko na „darowane”. Mój tato w wieku 14 lat musiał zająć się gospodarstwem, w tamtych czasach nie było to takie proste i łatwe.
Władze ZSRR i nowej komunistycznej Polski uchwaliło porozumienie o „wymianie ludności” z początku miały to być dobrowolne przesiedlenia. Z tej „dobroduszności” skorzystało niewielu, przeważnie wyjeżdżali ci co praktycznie nic nie mieli gdyż mieli obiecywane „złote góry”. Pojawili się „obrońcy wysiedlanych", UPA przybyli na Zakerzonia w obronie ludności. Różnie z tą obroną bywało, jedni opowiadający mówią o terrorze z ich strony, inni biorą ich w obronę, że walczyli o swój kraj, o swój naród.
UPA rozparcelowywała majątki pańskie i zabierane dobra rozdawała mieszkańcom przeważnie bydło, owce, konie ale także w późniejszym czasie przychodziła po to „dobro” zabierając przy okazji i chłopów w szeregi UPA, o odmowie nie było mowy, odmowa oznaczała niejednokrotnie śmierć, nieraz i całej rodziny, w rezultacie tej „dobroduszności” nieraz zostało zabrane więcej niż dane.
Fot. Nasze Bieszczady
4 z 8
Krywe4
Takie praktyki także stosowali swego czasu okupanci niemieccy jak i później sowieci i wojsko polskie, tylko z tą różnicą, że oni tylko brali. Wynikiem takich praktyk było to, że u gospodarzy w najlepszym przypadku zostawała jedna krowa.
Przybyło Wojsko Polskie do walki z UPA, rozpoczęły się jeszcze straszniejsze czasy, morderstwa ludności polskiej i rusińskiej, gwałt odciskał się gwałtem, terror, terrorem, życie stało się nie do wytrzymania, ludność oskarżano o współpracę z UPA.
Ludność wbrew pozorom nie tak ochoczo przystawała na pomoc UPA, jak to się opisuje w wielu publikacjach, owszem byli i tacy co współpracowali z UPA, w większości przypadków chłopi trzymali się z daleka od polityki oni uważali się za tutejszych, oni uprawiali ziemię nie politykę.
Po nieudanej próbie „dobrowolnych” przesiedleń władze polskie w porozumieniu z władzą sowiecką zadecydowały o przesiedleniach przymusowych, nazwanych oficjalnie „wymianą ludności”.
Trzeciego czerwca 1946r do wsi Krywe „zawitało” wojsko polskie celem zebrania miejscowej ludności do wypędzenia, większość rodzin skryło się w pobliskich lasach i schowało także swoje krowy, konie i owce, gdyż ktoś ich poinformował o zamiarach wypędzenia ich do ZSRR. W wiosce zostali starcy i malutkie dzieci, starcy mówili że ich starych i małe dzieci nie będą zabierać dlatego nie schowali się do lasu.
Wojsko nie zważało że to starcy i dzieci, dano im dwie godziny na spakowanie, wojsko widząc, że staruszkowie nie chętni są do pakowania zaczęli wyrzucać wszystkich po kolei z chat na główną drogę, która znajdowała się wzdłuż środka wsi, przy tym bito ich strasznie i poniżano. Płacz i lament popłynął doliną. Płakali starcy, płakały dzieci, starcy za domem, dzieci ze strachu.
Sformowano kolumnę i na pieszo pognano ich do Ustrzyk Dolnych, tam czekali na sformowanie transportu dwa tygodnie pod gołym niebem, o picie i jedzenie troszczyć musieli się sami, nikt im nic nie dawał.
Gdy we wsi ucichło, z lasu przyszła reszta mieszkańców zobaczyć co się stało z dziećmi i starcami, gdy zobaczyli co zastali przeżyli szok, dzieci i starcy zabrani, chaty i gospodarstwa zdemolowane i okradzione. Rodziny zabranych poszli w ślad za swoimi dziećmi i rodzicami, znaleźli ich w Ustrzykach Dolnych i zostali dołączeni do transportu, który wyruszył 23-06-1946 r., wówczas dla nich w nieznane, teraz wiadomo, że zostali wywiezieni wbrew swojej woli do Drohobycza.
Fot. Nasze Bieszczady
5 z 8
Krywe5
Pozostali mieszkańcy Krywego żyli w ciągłym strachu, w ciągu dnia mieszkali głęboko w lasach gdzie wojsko polskie się nie zapuszczało bojąc się UPA. Tak przeżyli do późnej jesieni widząc, że sytuacja się trochę ustabilizowała wrócili do swoich chyży. Na wiosnę 1947 r, zginął gen. WP Karol Świerczewski, winą za jego śmierć obarczono UPA, choć co niektórzy historycy podają, że w zabójstwo generała byli zamieszani jego współpracownicy, ale tego nigdy nie udowodniono do końca.
Zapadła decyzja o przeprowadzeniu „Akcji Wisła”.
Rankiem 28-04-1947 r., gdy wieś jeszcze spała, została otoczona przez wojsko polskie.
Zaczął się kolejny horror we wsi Krywe, wojsko weszło do wsi z każdej strony, o ucieczce gdziekolwiek nie było mowy, dano mieszkańcom jedną godzinę na spakowanie dobytku i ustawienie się na głównej drodze, kto stawiał jakikolwiek opór brutalnie był bity, wyrzucany z chyży, a jego dobytek był podpalany. Ludność zaczęła w pośpiechu zabierać najpotrzebniejsze rzeczy i wychodzić na drogę we wsi, po opuszczeniu chyży całe gospodarstwa były podpalane jedno za drugim.
We wsi rozniósł się płacz i lament, wielowiekowy dobytek został zniszczony w mgnieniu oka.
Dlaczego? Za co?
Fot. Nasze Bieszczady
6 z 8
Krywe8
Na drodze zrobił się zator, cała wieś się pali skwar niemiłosierny, ludzie krzyczą : „ Szybciej wychodźcie ze wsi bo się i my tu spalimy”.
Na środku wsi została na pagórku „Diłok” tylko cerkiew, której wojsko nie podpaliło, niemy wielowiekowy świadek, została sama, wiernych wypędzono w nieznane.
Szliśmy po górskich drogach w nieznane, ludzie i dzieci w kolumnie lamentowali za utraconą „ojczyzną”.
Po paru godzinach marszu pozwolono nam odpocząć, choć przed chwilą świeciło piękne słońce, zerwała się niesamowita burza, ulewa z potężnym wiatrem, drzewa zaczęły się giąć do ziemi, ktoś w kolumnie powiedział : „Patrzcie ludzie jak góry za nami płaczą, a drzewa się nam kłaniają”.
Po około trzech dniach dotarliśmy do Leska, gdzie formowane były transporty kolejowe .
Spośród ludności zaczęto wyszukiwać osoby podejrzane o współpracę z UPA, w większości przypadków byli to przypadkowi ludzie.
Po sformowaniu transportu kolejowego, wyruszyliśmy w nieznane, dla wielu osób był to niesamowity dramat, gdyż niektórzy mieszkańcy w swoim życiu nigdy nie opuszczali swego miejsca zamieszkania, najdalej gdzie chodzili to była sąsiednia wieś. Jechaliśmy w towarowych wagonach razem ze zwierzętami i całym dobytkiem, który mogliśmy zabrać ze sobą.
Nie pamiętam dokładnie, ale chyba po jednym dniu, pociąg się zatrzymał.
Wojskowi zaczęli chodzić od wagonu do wagonu i wyciągać z nich mężczyzn i kobiety, w kilku przypadkach kobiety były z dziećmi, przy tym okropnie ich bito i poniżano.
Był to obóz w Jaworznie, a wyciągani ludzie byli podejrzani o współpracę z UPA, w większości przypadków zarzuty się nie potwierdziły, ale i tak przesiedzieli w obozie od roku do kilku lat.
Fot. Nasze Bieszczady
7 z 8
Krywe7
Po około tygodniu gehenny w wagonach towarowych gdzie musieliśmy sami dbać o siebie gdyż nikt nic nam i naszym zwierzętom nie dawał do jedzenia i picia, dotarliśmy na stację kolejową o nazwie Szczecinek w teraźniejszym województwie zachodniopomorskim.
Wyładowano nas z wagonów i przy asyście wojska zaczęto rozwozić po okolicznych wsiach.
Mój tato trafił do wsi nieopodal Szczecinka do kol. Dobrogoszcz, a mama do wsi Juchowo. W jednym budynku kwaterowano po kilka rodzin, domy były zdewastowane, niejednokrotnie bez okien i drzwi, a jak brakło budynków mieszkalnych to kwaterowano też i w stodołach, wszystko było rozkradzione, propaganda jak i późniejsze opracowania historyków podawały, że „przesiedleńcy” (wówczas nie można było nas nazywać „Rusinami”, ani „Ukraińcami” tylko „ Banderowcami”, w najlepszym przypadku „Przesiedleńcami”) dostawali w zamian za „pozostawione mienie” dobrze wyposażone gospodarstwa, ja wolę swoje własne nie cudze.
Wojsko jak i prasa pisały, że na ziemie odzyskane są przywożeni „Banderowcy” co lokalną ludność nastawiało wrogo do nas.
Zaczęły się wyzwiska poniżanie nas, w nocy podchodzono do domów i obserwowano jak się zachowujemy, w jednej wsi ludność nie chciała przyjąć „przesiedleńców”. Na słowa wojskowego: „Co mam z nimi (przesiedleńcami) zrobić”? padła odpowiedź : „ Potopić. Do jeziora jest niedaleko”.
Było trudno żyć, na przejście do miasta czy sąsiedniej wsi trzeba było uzyskać zgodę sołtysa lub władz gminy, zapasy żywności zabrane z rodzinnych stron kończyły się, co mądrzejsi i życzliwsi ludzie pomagali nam, o odprawieniu mszy w obrządku greckokatolickim nie było mowy.
Fot. Nasze Bieszczady
8 z 8
Krywe3
Pierwsza liturgia w obrządku greckokatolickim odbyła się w Szczecinku w kościele rzymskokatolickim w 1956 r.
Różnie to z tymi liturgiami bywało w ówczesnym PRL-u, chociaż było przyzwolenie władz kościoła rzymskokatolickiego, to w praktyce wystarczyło, że proboszcz danej parafii nie wyraził zgody na liturgię w obrządku greckokatolickim, wówczas nie było mowy o liturgii w kościele, niejednokrotnie takie liturgie odbywały się w domach prywatnych wiernych kościoła unickiego, za co władze PRL-u jak się dowiedziały, karały księży unickich.
Śwaszczennyk, tak mówimy na naszych księży, przez długi okres nie miał prawa ochrzcić dziecka, udzielić ślubu, a nawet pochować swego zmarłego wiernego w obrządku starocerkiewnym.
Dziwię się sam jak wiara greckokatolicka na nowych terenach przetrwała w obliczu tych represji i prześladowań, czasy się zmieniły, zmieniła się władza, większość niesnasek i niechlubnej historii obojga narodów poszła w zapomnienie, ale nowe opcje polityczne jak jednej tak i drugiej strony zaczynają na nowo rozdrapywać jeszcze nie do końca zagojone rany, nie twierdzę że trzeba wszystko zapomnieć, trzeba pamiętać, aby to było przestrogą dla potomnych, że niezgoda nigdy nie prowadzi do dobrego tylko do horroru i trzeba bez zakłamania i zbędnych emocji powiedzieć całą prawdę z jednej jak i z drugiej strony.
Mimo że urodziłem się na wygnaniu, tęsknię za „swoją dawną ojczyzną”, za górami, dolinami, połoninami i lasami, gdzie sięgają moje wyrwane korzenie, gdzie moi pradziadowie karczowali lasy aby móc wyżywić swoją rodzinę, gdzie spoczywają ich szczątki w zapomnianych, zrównanych z ziemią mogiłach, za tą cerkwią która stoi samotnie, zrujnowana pośród gór w Dolinie Krywego nad Sanem.
Autor: Kazimierz Kużma
Fot. Nasze Bieszczady