W tym artykule:

  1. Od kosmitów do muzułmanów
  2. Przez morze mgieł i ciemności
  3. Więcej pytań niż odpowiedzi
  4. Arabski na Karaibach
  5. Dwa tysiące łodzi na Atlantyku
  6. Kto w końcu odkrył Brazylię?
  7. Fałszywka z Kalifornii
  8. Z Koranem na Malaje
  9. Ocean oceanowi nierówny
  10. Mieli to, czego nam brakowało
Reklama

Muzułmanie odkryli Amerykę trzy wieki przed Kolumbem – oznajmił w listopadzie 2014 r. prezydent Turcji Recep Erdoğan. Kilka miesięcy później, podczas wizyty na Kubie, dodał, że płynąc wzdłuż wybrzeża wyspy Kolumb dostrzegł na jednym ze wzgórz meczet. Czy te zdumiewające wypowiedzi były jedynie propagandowym chwytem polityka zabiegającego o popularność w świecie islamu?

Teoria o prekolumbijskich przeprawach muzułmanów przez Atlantyk wydaje się absurdalna. Ale nie jest nowa i nie wymyślił jej prezydent Turcji. Sensacja wybuchła już w 1929 r., gdy niemiecki biblista Gustav Deissman odkrył w pałacu Topkapi w Stambule mapę wykonaną przez rodaka Erdoğana – admirała Piri Reisa. Zaznaczono na niej wybrzeża Ameryki z Labradorem i Florydą, Kubę, Haiti, Jamajkę, Grenlandię. Była datowana na rok 1528, nasuwało się więc pytanie, skąd turecki oficer, który nigdy nie wypłynął na Atlantyk, wiedział, co znajduje się po jego drugiej stronie?

Od kosmitów do muzułmanów

Co prawda sam Piri Reis napisał, że sporządził swoje dzieło na podstawie 20 innych map (w tym tej, którą posługiwał się Kolumb), jednak nie przeszkadzało to tropicielom sensacji. Angielski dziennik „Illustrated London News” pisał w lutym 1932 r.: „Kolumb w swej trzeciej podróży dotarł jedynie w okolice ujścia Orinoko, zatem odwzorowanie linii brzegowej Ameryki Południowej na mapie Piri Reisa musiało zostać skopiowane z innego źródła”.

Jeszcze większe emocje wzbudzał wyrysowany na dole mapy olbrzymi ląd. Gdy archeolog amator Arlington Mallery obwieścił, że to Antarktyda, można już było spekulować do woli. Bo jeśli Reis przyznawał się do kopiowania, to kto i kiedy sporządził oryginał? Kolumb tak daleko na południe na pewno nie dotarł.

Amerykański historyk nauki prof. Charles Hapgood zasugerował, że zrobili to przedstawiciele nieznanej cywilizacji; brytyjski dowódca okrętów podwodnych i historyk amator Gavin Menzies – że Chińczycy; szwajcarski tropiciel śladów pozaziemskich cywilizacji Erich von Däniken – że kosmici.

Wszystkie te teorie naukowcy uznali za niepoważne, gdyż wystarczy dobrze przyjrzeć się mapie, by zauważyć, że Reis nie miał pojęcia o kształcie linii brzegowej Ameryki Południowej, a rzekoma Antarktyda jest ostro skręcającym na wschód przedłużeniem Ameryki. Admirał puścił po prostu wodze fantazji i umieścił w swoim dziele domniemaną Terra Australis, o której pisali już starożytni Grecy, słusznie podejrzewając, że ogromne masy lądu na półkuli północnej są równoważone przez jakiś kontynent na południu.

Inną drogą poszedł muzułmański historyk dr Youssef Mroueh związany z działającą w USA Fundacją As-Sunnah of America. Zasiadł nad średniowiecznymi tekstami arabskich podróżników i uczonych, zinterpretował je na nowo i sformułował teorię o islamskich odkrywcach Ameryki. To na wynikach jego dociekań oparł się Recep Erdoğan.

Krzysztof Kolumb – ciekawostki o odkrywcy Nowego Świata

Odkrywca Ameryki skrywa nadal wiele zagadek. Naukowcy spierają się o różne wydarzenia związane z jego życiem. Krzysztof Kolumb – ciekawostki o jednym z najsłynniejszych żeglarzy świata. ...
Krzysztof Kolumb – ciekawostki o odkrywcy Nowego Świata
Krzysztof Kolumb – ciekawostki o odkrywcy Nowego Świata/ obraz Sebastiano del Piombo z XVI w./domena publiczna

Przez morze mgieł i ciemności

„Żeglarz Khashkhash ibn Aswad wypłynął z Delby w roku 889, pokonał Morze Mgieł i Ciemności, zza którego przywiózł bajeczne skarby” – zapisał w traktacie „Łąki złota i kopalnie drogich kamieni” arabski podróżnik, geograf i historyk Al-Masudi. To jeden z największych erudytów średniowiecza, który objechał niemal cały znany w X w. świat: od Hiszpanii po Madagaskar, Cejlon i Indie. W swej 30-tomowej „Historii czasu” wspomniał nawet o ziemiach Słowian, wymieniając z nazwy Wolin i Kraków.

Jego świadectwa nie można zatem ignorować. Wymieniona przez niego Delba została po rekonkwiście Hiszpanii przemianowana na Palos, czyli port, z którego pół tysiąca lat później w historyczny rejs wyruszył Krzysztof Kolumb. Morzem Mgieł i Ciemności Arabowie nazywali Ocean Atlantycki.

Youssef Mroueh wyciągnął z tekstu Al-Masudiego wniosek, że arabski żeglarz dotarł do wybrzeży Ameryki. I przesunął datę odkrycia Nowego Świata nie na trzy, lecz na pięć wieków przed Kolumbem. Fundacja As-Sunnah próbowała nawet w 1996 r. zorganizować obchody „Millenium obecności muzułmanów w Ameryce”.

Wywody Mroueha to jednak tylko spekulacje, ponieważ – na co zwraca uwagę Frederik W. Dame, autor książki „The Muslim Discovery of America” – nie wiadomo, dokąd tak naprawdę dotarł Khashkhash ibn Aswad. Zdaniem większości badaczy nie była to Ameryka, lecz Czarna Afryka.

Więcej pytań niż odpowiedzi

O kolejnym intrygującym wydarzeniu donosi XI-wieczny historyk Umar Al-Gutiyya. Według niego w lutym 999 r. z Kadyksu wypłynął na Morze Mgieł i Ciemności żeglarz Ibn Farrukh. Po postoju na wyspie Gando (prawdopodobnie Gran Canaria), gdzie spotkał się z królem Guanarigą, kontynuował rejs na zachód. Tam natrafił na nieznane wyspy, którym nadał nazwy Capraria i Pluitania. W maju powrócił do Hiszpanii.

I znów otwarte pozostaje pytanie, dokąd rzeczywiście dopłynął Ibn Farrukh. Capraria to niewielka wysepka między Włochami a Sardynią, świetnie znana już starożytnym Rzymianom. Z całą więc pewnością to nie ją miał na myśli arabski historyk, który prawdopodobnie pomylił nazwy. Jego notatka jest jednak zbyt lakoniczna, by ustalić, jakie wyspy mogły wchodzić w grę. Zwłaszcza że ich nazwy nie pojawiają się już w żadnych innych źródłach.

Arabski na Karaibach

Od XII do połowy XV w. najdokładniejszą mapą znanego wówczas świata była tzw. Tabula Rogeriana (Księga Rogera) – dzieło arabskiego kartografa i podróżnika Al-Idrisiego. Wykonał ją na zlecenie króla Sycylii Rogera II, u którego się schronił przed prześladowaniami w ojczystej północnej Afryce.

Al-Idrisi pracował nad mapą i obszernymi komentarzami do niej przez szesnaście lat (1138–1154). Opierał się na własnych obserwacjach (przemierzył cały obszar dawnego Cesarstwa Rzymskiego – od Bliskiego Wschodu po Hiszpanię, od Anglii po Bałkany) oraz relacjach kupców, marynarzy i podróżników. Przytoczył między innymi opowieść o grupie śmiałków, którzy wypłynęli z Lizbony.

Po jedenastu dniach żeglugi trafili na straszliwą burzę; przerażeni zmienili kierunek na południowo-zachodni i po kolejnych dwunastu dniach dotarli do nieznanej wyspy. Zostali uwięzieni przez jej mieszkańców, ale czwartego dnia niespodziewanie pojawił się człowiek mówiący po arabsku. Za jego pośrednictwem przekazali lokalnemu władcy informację o pokojowym charakterze swej podróży. Uspokojony król nie tylko kazał ich uwolnić, ale zorganizował podróż łodziami w głąb wyspy.

Tam również napotykali osoby znające ich język. Jeśli – jak sugerują niektórzy historycy muzułmańscy – była to któraś z wysp Morza Karaibskiego, kto nauczył tubylców arabskiego? Możliwości są dwie. Inni przybysze z opanowanego przez muzułmanów Półwyspu Iberyjskiego albo też z islamskiej zachodniej Afryki.

Nawet jeśli wierzyć w opowieść żeglarzy, nie ma pewności, że faktycznie dotarli na wyspy, które znamy dziś jako Karaiby. Bardziej prawdopodobna jest hipoteza, że dopłynęli do położonych niedaleko afrykańskich wybrzeży Wysp Zielonego Przylądka.

Dwa tysiące łodzi na Atlantyku

Z drugiej strony o tym, że muzułmanie mogli jednak dotrzeć do Ameryki, świadczy pewna historia związana z królestwem Mali. W archiwach kairskiego uniwersytetu Al-Azhar zachowała się datowana na 1324 r. relacja ze spotkań uczonych z pielgrzymującym do Mekki sułtanem Mansu Musą – islamskim władcą Mali, lubiącym popisywać się bogactwem. W Kairze Mansu Musa opowiedział o kulisach objęcia przez siebie władzy. Jego starszy brat, sułtan Abu Bakri I, zorganizował dwie wyprawy na ocean, by sprawdzić, jak daleko sięgają granice malijskiego imperium. Z drugiej z nich, w 1311 r., nie powrócił i na opuszczonym tronie mógł zasiąść Mansu Musa.

Znacznie ciekawsza była jednak historia pierwszej ekspedycji. Miało na nią wypłynąć dwa tysiące łodzi żaglowych. Uczestnicy zaopatrzeni w duży zapas słodkiej wody, żywności oraz złota popłynęli w nieznane i słuch o nich zaginął. Gdy już wszyscy pogodzili się z myślą, że śmiałków pochłonęło morze, niespodziewanie powróciła jedna łódź. Jej dowódca opowiedział, że wyprawa dotarła do ujścia olbrzymiej rzeki. Większość łodzi wpłynęła na nią, on pozostał na wybrzeżu. Po długim i bezowocnym oczekiwaniu na wieści od towarzyszy zdecydował się na powrót.

Kto w końcu odkrył Brazylię?

Zdaniem nie tylko arabskich historyków jest możliwe, że niesiona przez morskie prądy malijska ekspedycja dotarła do dzisiejszej Brazylii. Wiadomo przecież, że uznany za jej odkrywcę Portugalczyk Pedro Alvaro Cabral też znalazł się u wybrzeży Ameryki Południowej przypadkowo. Płynął szlakiem Vasco da Gamy wokół Afryki do Indii i zniosło go daleko na zachód.

Opierając się m.in. na relacji sułtana Mali, amerykański historyk i lingwista Leo Wiener w wydanej w 1922 r. książce „Africa and the Discovery of America” (Afryka i odkrycie Ameryki) stwierdził, że muzułmanie z Afryki utrzymywali kontakty handlowe z amerykańskimi Indianami. Ćwierć wieku później wsparł go biolog i antropolog z uniwersytetu w Johannesburgu prof. Mervyn David Jeffreys, przekonując, że na długo przed Kolumbem w Afryce uprawiano odmiany kukurydzy pochodzące z Ameryki Środkowej.

Fałszywka z Kalifornii

Znacznie bardziej ryzykowną hipotezę przedstawił zoolog z Uniwersytetu Harvarda i archeolog amator dr Barry Fell. Jego zdaniem rzeką, o której opowiadał sułtan Mali, była Missisipi, a muzułmanie pozostawili na terenach dzisiejszego Meksyku i Stanów Zjednoczonych sporo śladów.

Na przykład wyryte na skałach arabskie inskrypcje „Yasus ben Maria” (Jezus syn Marii), które Fell odkrywał w kalifornijskim Inyo County, czy arabskie słowa, które odnajdywał w językach Indian. Jego wywody lingwistyczne okazały się jednak mocno naciągane, a inskrypcje znacznie późniejsze lub wręcz sfałszowane.

Pomimo to dr Youssef Mroueh z Instytutu Al-Sunnah podtrzymuje i rozwija pomysły Barry’ego Fella. Jego zdaniem nawet nazwy indiańskich plemion (Cherokee, Hopi, Apache, Cree itp.) mają arabski źródłosłów. Tworzenie teorii na podstawie podobieństw fonetycznych to jednak działalność naukowa na poziomie Wincentego Kadłubka.

Niewiele więcej wynika z benedyktyńskiej pracy Mroueha, który zadał sobie trud policzenia nazw miejscowości, rzek, jezior itp. związanych z islamem. W sumie znalazł ich w USA i Kanadzie aż 565, m.in. Mekkę (w stanie Indiana), Medinę (Nowy Jork, Idaho, Ohio, Tennessee, Teksas) i Mahometa (Illinois). Jego zdaniem miejsca te nazwano tak jeszcze przed przybyciem europejskich osadników. Żaden amerykański historyk tego jednak nie potwierdza.

W obu Amerykach nie odkryto także śladów jakiegokolwiek prekolumbijskiego meczetu. Budowla na Kubie, o której mówił Erdoğan, nie istniała. Kolumb – wbrew twierdzeniom tureckiego prezydenta – nie napisał w dzienniku pokładowym, że „widział na szczycie góry meczet”, lecz „wzniesienie przypominające meczet”. To zasadnicza różnica!

Krzysztof Kolumb fot: Wikimedia Commons

Z Koranem na Malaje

Odrzucenie najbardziej ekscentrycznych teorii nie oznacza, że fałszywe są wszystkie. Ale jeśli Arabom udało się pokonać Atlantyk na długo przed Kolumbem, dlaczego to chrześcijanie, a nie oni skolonizowali Nowy Świat? Arabowie byli przecież ludem bardzo ekspansywnym. Już w ćwierć wieku po śmierci Mahometa (632 r.), który ich zjednoczył, opanowali Persję, Syrię, Egipt i Cypr; do końca VII wieku zajęli tereny dzisiejszego Afganistanu i Uzbekistanu, w 709 r. zakończyli podbój północnej Afryki, docierając do Maroka, w 714 r. byli w Hiszpanii, systematycznie zajmowali kolejne wyspy Morza Śródziemnego.

Po operacjach militarnych przystępowali do islamizacji i arabizacji zdobytych terenów. Robili to tak skutecznie, że chrześcijanom udało się odbić i rechrystianizować jedynie Hiszpanię, Kretę, Rodos, Sardynię, Sycylię, Korsykę, Baleary oraz częściowo Cypr.

Nienasyceni zdobywcy zatrzymali się dopiero na wybrzeżu Atlantyku. Czy dlatego, że Morze Mgieł i Ciemności okazało się dla nich barierą nie do przebycia? Żeglować wszak potrafili. Jeszcze za życia Mahometa jego prześladowani zwolennicy szukali schronienia w Afryce, przepływając Morze Czerwone. Ci pierwsi osadnicy zapoczątkowali kolonizację całego wschodniego wybrzeża Czarnego Lądu. Mogadiszu, Mombasa, Dar es-Salam to portowe miasta założone przez muzułmanów. Regularnie zawijały do nich statki arabskich kupców, wyspy Zanzibar i Pemba stały się klasycznymi koloniami.

Pustynnych Arabów w tajniki żeglugi wprowadzali dużo lepiej obeznani z morzem Persowie. To oni przetarli szlaki do Indii i dalej: do Azji Południowo-Wschodniej. O przebiegu tej ekspansji niewiele wiadomo, gdyż nie zachowały się żadne dokumenty. Jedynie legendy i „Mikuyat Raja Pasai” – mocno zmitologizowana kronika pierwszego na Malajach islamskiego królestwa Samudera-Pasai – opowiadają o niestrudzonych misjonarzach, którzy nieśli w tropiki naukę Mahometa.

Rzeczywistość była bardziej prozaiczna. Prawdopodobnie jako pierwsi ruszyli na Daleki Wschód zislamizowani perscy kupcy z okolic Bombaju w Indiach. Podobnie jak później Europejczycy zakładali na swych odkrywczo-biznesowych szlakach faktorie, w których dokonywali transakcji, uzupełniali zapasy żywności i bezpiecznie odpoczywali. Dopiero za nimi podążyli sufi – mistycy gotowi na największe poświęcenia dla sprawy islamu.

Nauki sufich trafiały na podatny grunt, gdyż tradycyjne religie plemienne ustępowały już wówczas miejsca hinduizmowi przybywającemu z coraz liczniejszymi osadnikami z Indii. Ludy z dzisiejszej Indonezji, Malezji, Indochin miały jednak ogromne problemy z ogarnięciem olbrzymiego panteonu hinduskich bóstw, a przede wszystkim z akceptacją systemu kastowego. Islam z jedynym Bogiem był prostszy, bardziej przekonujący i – co najważniejsze – egalitarny.

Przyjmowali go władcy lokalnych państewek, tworząc niezliczone sułtanaty, i ich poddani. Nie nawracano ich siłą. Przykład szedł z góry i z dołu, od sufich, którzy tubylców leczyli, uczyli rolnictwa, rozstrzygali spory. W efekcie hinduizm ostał się tylko na indonezyjskiej wyspie Bali.

Ocean oceanowi nierówny

Do momentu rozpoczęcia przez Europejczyków zamorskiej ekspansji islam rozprzestrzenił się na ogromnym obszarze Azji Południowo-Wschodniej, od Malediwów po Borneo, Moluki (Wyspy Korzenne) i południowe Filipiny. Docieranie w tak odlegle rejony wymagało sporych umiejętności żeglarskich. Średniowieczni muzułmanie nabywali je nie tylko w praktyce. Już w IX w. w Bagdadzie utworzono obserwatorium astronomiczne i zasobną bibliotekę Bajt al-Hikma (Dom Mądrości). W następnym stuleciu w Kairze powstał Dom Nauki (Dar al-Ilam).

W tych placówkach gromadzono i studiowano dzieła starożytnych Greków, Persów i Hindusów. Arabscy geografowie jako pierwsi zaczęli mierzyć długość geograficzną, co bardzo ułatwiało żeglugę. W XIII w. Al-Farghani oszacował długość Morza Śródziemnego na 42 stopnie, a Abdul Hassan Ali obwód kuli ziemskiej na 47 tys. km. Obaj niewiele się pomylili.

Dzięki osiągnięciom uczonych muzułmańscy żeglarze dysponowali najdokładniejszymi wówczas mapami i podstawowymi urządzeniami nawigacyjnymi, m.in. busolą wodną. Wypływali więc bez obaw na dobrze im znany Ocean Indyjski i przez cieśninę Malakka na Morze Południowochińskie.

Przeprawa przez Atlantyk stanowiła jednak wyzwanie zupełnie innej kategorii. Od wschodnich wybrzeży Afryki po Chiny i Filipiny dało się płynąć, nie tracąc z oczu brzegu lub oddalając się od niego na krótko, a szlak prowadził od portu do portu, gdzie zaopatrywano się w świeżą żywność i wodę. Wyruszając na Morze Mgieł i Ciemności, trzeba się było przygotować do wielodniowej żeglugi bez zawijania na ląd.

Na pokładzie musiał się więc zmieścić nie tylko ekwipunek dla załogi (Kolumb na swój pierwszy rejs zabrał zapas żywności na ponad rok i wody na 6 miesięcy), ale także wszystko, co niezbędne do naprawy uszkodzonego statku – deski, smoła, liny, pakuły uszczelniające itp. Wymagało to znacznie większych okrętów niż łodzie pływające po Oceanie Indyjskim. Europejczycy od XV w. dysponowali spełniającymi te warunki 2- lub 3-masztowymi karawelami; Arabowie takich okrętów nie posiadali.

Koszt budowy i wyposażenia karaweli przekraczał możliwości indywidualnego żeglarza. W Europie od XIII w. kupcy hanzeatyccy tworzyli stowarzyszenia, których członkowie dzielili się kosztami i potencjalnymi zyskami. Właściciele statków oferowali im udział w przedsięwzięciu, rozkładając jego koszt najpierw na kilka, a z czasem nawet na kilkadziesiąt części: to ważne, bo większa liczba inwestorów umożliwiała budowę dużych okrętów i zmniejszała ryzyko bankructwa w razie zatonięcia okrętu.

Finansowanie wypraw handlowych stało się jeszcze łatwiejsze dzięki rozwojowi banków i systemu kredytowego. W krajach islamskich takich rozwiązań nie znano. Dlatego nawet jeśli któremuś z muzułmańskich żeglarzy udało się przepłynąć Atlantyk, jego śladem nie podążyli ani kupcy, ani osadnicy.

Odkryto wrak statku z czasów Kolumba? Amerykański poszukiwacz przekonuje, że namierzył „Santa Marię”

Podwodni archeolodzy odnaleźli wrak, który – jak przekonują – należał do floty Krzysztofa Kolumba. Innego zdania są eksperci współpracujący z UNESCO.
Odkryto wrak statku z czasów Kolumba
Odkryto wrak statku z czasów Kolumba. Fot. Spencer Arnold Collection/Hulton Archive/Getty Images

Mieli to, czego nam brakowało

Muzułmanie nie odczuwali zresztą takiej potrzeby. Europejczycy też nie szukali Ameryki, lecz drogi morskiej do Indii, by bez pośrednictwa Arabów i Turków sprowadzać gwarantujące ogromne zyski przyprawy. Ze względu na układ wiatrów i prądów morskich zadanie wymagało nieprzeciętnej odwagi i determinacji. Sztuką nie było bowiem wypłynięcie na zachód czy południe, ale powrót stamtąd.

Na wysokości afrykańskiego przylądka Bojador, nazywanego przez żeglarzy Przylądkiem Strachu, natrafiano na tak silny prąd przeciwny, że do końca XIV w. nawet najodważniejsi profilaktycznie zawracali do Hiszpanii lub Portugalii. W 1346 r. Jaume Ferrer odważył się popłynąć dalej i nigdy więcej o nim nie usłyszano.

Dopiero sto lat później Gil Eanes odkrył, że jeśli po minięciu Przylądka Strachu skieruje się żaglowiec na pełne morze, po kilku dniach zachodnie wiatry przygnają go z powrotem do Lizbony. Bartolomeo Diaz w 1487 r. odważył się na podobne ryzyko już po drugiej stronie równika. Wychodząc z założenia, że układ wiatrów jest tam symetryczny do tego z półkuli północnej, odbił daleko od lądu i dzięki temu opłynął Przylądek Dobrej Nadziei.

Portugalczycy zazdrośnie strzegli wiedzy zdobywanej dzięki szaleńczej odwadze swoich żeglarzy. W 1504 r. król Manuel I pod groźbą surowych kar zabronił upubliczniania szczegółowych informacji o tym, co odkryto na południe od równika. Rywalizujący z nimi Hiszpanie byli równie tajemniczy.

Jednym i drugim nie chodziło o prestiż, lecz o biznes. Europie brakowało nie tylko przypraw, lecz także złota. Na naszym kontynencie praktycznie nie było już jego złóż, na domiar złego wyczerpywały się także pokłady srebra. A rozwijająca się gospodarka potrzebowała coraz więcej kruszców, które były jedynym pełnowartościowym pieniądzem.

Motywacji do podejmowania ryzyka Europejczykom zatem nie brakowało. Wzmacniały ją dodatkowo okoliczności, w jakich znaleźli się hiszpańscy hidalgowie, którym po zdobyciu w styczniu 1492 r. Granady – ostatniej twierdzy islamu na Półwyspie Iberyjskim – zagroziło bezrobocie. Skierowanie ich energii na podbój i chrystianizację nowych lądów rozwiązywało problem.

Reklama

Muzułmanie mieli w tym czasie niemal wszystko, czego brakowało mieszkańcom naszego kontynentu. Przyprawy sprowadzali w dowolnych ilościach z Indii i Moluków; kontrolowali złoża złota w Nubii (islamski Egipt), Środkowej Afryce (arabscy władcy Maghrebu i Mali) oraz w rejonie Kaukazu (Persowie, Turcy); panowali też nad Jedwabnym Szlakiem, którym importowali towary z Chin. Nie musieli więc szukać żadnych nowych dróg, a ponieważ islam w tym czasie zaczął już kostnieć, gasła też ich żądza poznawania świata. Ameryka, nawet jeśli o niej słyszeli, nie była im do niczego potrzebna. Skolonizowali ją więc Europejczycy, którzy m.in. dzięki jej bogactwom na kilka wieków zdominowali nie tylko Nowy, ale cały świat.

Reklama
Reklama
Reklama