Reklama

Spis treści:

Reklama
  1. Duma Franków
  2. Kosztowna siła zbrojna
  3. Końsko-ludzkie pociski
  4. Honor i zbrodnie
  5. Pierwsi polscy rycerze
  6. Zbroja na kredyt
  7. Heros zabity z arkebuza

Obserwując ze wzniesienia pole bitwy pod Nikeą, sułtan Kilidż Arslan I nie mógł otrząsnąć się ze zgrozy. Władca państwa Rum w Anatolii wojował w swym życiu z wieloma przeciwnikami, ale najeźdźcy z Zachodu kompletnie go zaskoczyli swą determinacją i sposobem walki. Strzały z łuków odbijały się od ich hełmów i pancerzy. Gdy gnali w stronę szyków Kilidż Arslana, pochylali swe niezwykle długie włócznie i zmiatali muzułmańskich wojowników z siodeł, zanim ci zdążyli zadać ciosy. Przybysze przetaczali się niczym walec po wyznawcach Proroka, obalając ich małe koniki, tratując i siekąc mieczami.

Sułtan miał przewagę w ludziach, rzucał więc do walki wciąż nowe posiłki. Ale nie zdołał przechylić szali zwycięstwa na swoją stronę. Zanim zapadł zmierzch 16 maja 1097 r., wycofał się zdruzgotany. A straszliwi wojownicy z Zachodu mogli kontynuować marsz na Wschód, w stronę grobu Chrystusa, który zamierzali odbić z rąk muzułmanów. Zachodnie rycerstwo znajdowało się u szczytu swej potęgi. Droga, którą przeszło, była jednak dość kręta.

Duma Franków

Wśród państw barbarzyńskich, które powstały na gruzach Imperium Rzymskiego, na początku VIII w. wybijało się królestwo Franków w dzisiejszej północnej Francji. W tamtych czasach władcy barbarzyńców mieli armie złożone z przybocznej drużyny wojowników, zabierali też na wojnę uzbrojonych mężczyzn na co dzień uprawiających rolę.

Frankowie walczyli pieszo, posługując się włóczniami i toporkami „francisca”, którymi miotali w przeciwnika. Byli też otwarci na nowinki. A w Europie pojawił się właśnie sprytny wynalazek z Chinstrzemiona. Dzięki nim jeździec pewniej trzymał się w siodle, mógł się zaprzeć, uderzając włócznią, narażał się też na mniejsze ryzyko spadnięcia z konia przy zadawaniu ciosów na boki. To dawało przewagę w walce z armiami złożonymi w większości z piechoty.

Według części historyków to Karol Młot, władca Franków w latach 718–741, zrozumiał siłę jazdy wyposażonej w strzemiona. Na pewno w czasach Karola Wielkiego, wnuka Młota, frankijska konnica stała się już potęgą. Pędząca masa konnych już samym wyglądem potrafiła wzbudzić grozę w szeregach pieszych tarczowników. Frankijskich jeźdźców znacznie trudniej było wysadzić z siodła niż np. dawnych rzymskich kawalerzystów pozbawionych strzemion. Stali się wyjątkowo wartościowymi wojownikami.

Wystawienie dużych formacji tego typu nie było jednak łatwe. Odpowiedni koń i kolczuga kosztowały bez porównania więcej niż wyposażenie pieszego woja. Wierzchowiec był wart w IX-wiecznym państwie Franków tyle co osiem krów. Wykonanie kolczugi, składającej się z tysięcy małych żelaznych pierścieni, wymagało niezwykle żmudnej pracy. Karol zastanawiał się, jak rozwiązać ten finansowy problem.

Kosztowna siła zbrojna

Karol Młot początkowo nakazał, by kilku właścicieli gospodarstw składało się na wyposażenie jednego ciężkozbrojnego jeźdźca. System ten jednak nie wypalił. Król zaczął więc swoim sprawdzonym wojownikom przekazywać w użytkowanie beneficja – włości ziemskie, których wielkość zapewniała sfinansowanie odpowiedniego uzbrojenia. Ziemię uprawiali poddani wojowników, np. jeńcy zamienieni w niewolników albo półwolni chłopi. Dzięki ich pracy posiadacze beneficjów mogli pozwolić sobie na wyposażenie dla siebie czy nawet paru przybocznych. Byli w stanie kupować i uzupełniać zniszczone w walkach elementy zbroi i broni, wymieniać wysłużone konie itd. Ponieważ zaś nie musieli sami pracować, mogli skupić się na ćwiczeniach wojskowych.

To m.in. dzięki temu nowemu typowi kawalerii Karolowi udało się zbudować imperium w latach 768–814. Po śmierci władcy beneficja szybko uznano za dziedziczne, a pozycja właścicieli największych z nich rosła. Kiedy imperium karolińskie się rozpadło, a słabnący królowie nie byli w stanie odpierać najazdów wikingów, Arabów i Węgrów, najbardziej zagrożone ziemie musiały same organizować obronę. Spadła na barki lokalnych wojowników – książąt, baronów i hrabiów. Odgrywali coraz znaczniejszą rolę, a ich włości stawały się niezależnymi państewkami. Budowa prywatnych zamków jeszcze bardziej wzmacniała ich siłę. A możnowładcy – tak jak niegdyś król – nadawali ziemię w lenno w zamian za służbę swoim wojownikom.

W ten sposób stopniowo kształtował się w Europie stan rycerski. Rozumiany jako konni, ciężkozbrojni wojownicy, którzy zobowiązywali się służyć królowi lub innemu panu (seniorowi) w zamian za dobra ziemskie. Początkowo granica między rycerstwem a innymi grupami społecznymi nie była jednak wyraźna. Lennikiem mógł zostać wojownik z przybocznej drużyny możnowładcy, ale też zwykły chłop. Sprawny i ambitny syn wieśniaka szukał często szczęścia na wojnie i gdy fortuna mu sprzyjała, otrzymywał nadanie ziemskie wystarczające do nabycia rycerskiego rynsztunku.

Z drugiej strony byli i rycerze ulegający społecznej degradacji. Majątek lennika mógł np. zostać zagrabiony albo tak zniszczony w wyniku wojny czy klęski żywiołowej, że nieszczęśnik nie miał już możliwości utrzymania dotychczasowej pozycji i musiał chwytać za sochę.

Końsko-ludzkie pociski

W każdym kraju warstwa rycerska powstawała w nieco odmiennych okolicznościach. W Anglii za rządów Edwarda Wyznawcy (1002–1066) próbowano przenieść na miejscowy grunt pomysły z Francji, lecz miejscowi wojownicy nie chcieli o tym słyszeć. Dlatego, gdy normandzki książę Wilhelm Zdobywca najechał w 1066 r. Anglię, stanęły naprzeciw niego szeregi pieszych wojów z wielkimi toporami i tarczami.

Czy można ich uznać za miejscowe rycerstwo? Historycy uważają, że rycerz to wojownik walczący konno w zamian za beneficja, a zatem – nie. Mimo to w bitwie pod Hastings anglosascy wojownicy przez cały dzień stawiali zaciekły opór normandzkim rycerzom, nim ostatecznie przegrali. Gdy Wilhelm Zdobywca objął tron Anglii, zaczął wprowadzać system „ziemia za konną służbę”. Na początku XII w. trzonem armii angielskiej stała się ciężkozbrojna konnica.

Także w tym czasie wykształcił się sposób walki do dziś kojarzony z rycerstwem: miażdżące szarże na wroga. Na XI-wiecznej tkaninie z Bayeux, przedstawiającej m.in. bitwę pod Hastings, część rycerzy Wilhelma atakuje w tradycyjny sposób, uderzając włóczniami zza głowy. Inni jednak stosują całkiem nową technikę: trzymają długie włócznie przyciśnięte do boku i pochyleni nad końskimi grzbietami pędzą na wroga, celując w niego swą bronią. Używający tej metody kawalerzysta stawał się swego rodzaju wielkim żywym pociskiem miażdżącym wroga swą masą. Historycy przypuszczają, że technikę tę wymyślono gdzieś we Francji, niedługo przed wyprawą Wilhelma na Anglię.

Nowinka okazała się na tyle skuteczna, że w połowie XII w. stosowano ją już powszechnie. Całe falangi „końsko-ludzkich pocisków” nacierały na siebie na polach bitew, a ich zderzenia były zatrważającym widowiskiem. Rozpowszechnienie się tego sposobu walki spowodowało zmiany w uzbrojeniu i końskim oporządzeniu. Włócznie stawały się coraz dłuższe, aż przybrały postać nowej broni – kopii rycerskiej. Podwyższano też tylny łęk siodła, by jeździec trzymał się jak najmocniej podczas zderzenia z przeciwnikiem. „Wojownik celtycki na koniu pozostaje niezwyciężony i może przebić nawet mury Babilonu” – pisała bizantyjska kronikarka księżniczka Anna Komnena w XII w.

Ten sposób walki nie był jednak łatwy, wymagał lat ćwiczeń i wielkiej odporności psychicznej. Popularną formą treningu stały się w tym okresie brutalne turnieje rycerskie, polegające początkowo na walkach grupowych. Celem zawodników było obalenie przeciwnika, zmuszenie go do poddania się i przysięgi złożenia okupu. Wczesne turnieje nie różniły się jednak zbytnio od prawdziwej wojny i pociągały za sobą ofiary i trwałe okaleczenia. „Nie nadaje się do bitwy ten, kto nie widział własnej krwi, kto nie słyszał zgrzytu swych zębów wywołanego ciosem przeciwnika, kto nie poczuł ciężaru przeciwnika na sobie” – pisał w XII stuleciu kronikarz Roger z Hoveden.

Stosujący nowy sposób walki, wyszkoleni na turniejach rycerze wyruszyli na pierwszą krucjatę do Ziemi Świętej. Zaszokowali Kilidż Arslana I i innych władców muzułmańskich, pokonując jedną po drugiej armie stające im na drodze. Zdobycie Jerozolimy w 1099 r. stanowiło moment wielkiego triumfu zachodniego rycerstwa.

Honor i zbrodnie

By móc się wzajemnie rozpoznawać podczas turniejów i bitew, zaczęto malować na tarczach specjalne znaki, które dały początek rycerskim herbom. Przystąpienie do rycerskiej braci coraz częściej wyznaczał zaś specjalny rytuał, czyli pasowanie. W przypadku zwykłych wojowników polegało to po prostu na wręczeniu im broni przez seniora i wygłoszeniu słów przysięgi. Na dworach królewskich i możnowładczych towarzyszyły jednak temu aktowi rozbudowane rytuały.

Pierwszy dokładny opis ceremonii pasowania pochodzi z 1128 r. i dotyczy andegaweńskiego hrabiego Gotfryda Pięknego. Po odbyciu rytualnej kąpieli ubrano Gotfryda w fioletową tunikę ze złotogłowiu i poprowadzono przed oblicze króla Anglii Henryka I. Zawieszono mu tam na szyi tarczę z herbem, a do nóg przymocowano złote ostrogi. Wreszcie monarcha założył młodzieńcowi pas z przytroczonym mieczem, który – jak twierdzono – został wykuty przez samego Waylanda, mitycznego kowala z nordyckich legend.

Zgodnie z propagowaną przez Kościół ideologią rycerz miał być szlachetnym obrońcą chrześcijaństwa, protektorem wdów, sierot i innych maluczkich. Walczyć zaś powinien honorowo, bez podstępów, atakowania od tyłu czy używania „diabelskich” broni w rodzaju kuszy (zostawiając ją najemnym żołdakom). Rzeczywistość była bardziej ponura: rycerze uczestniczyli w masakrach i rabunkach.

„Drugi lub trzeci syn i kolejni, którzy mają niewielki udział w dziedziczeniu majątku lub są go pozbawieni, często muszą brać udział w niesprawiedliwych i tyrańskich wojnach, by podtrzymać szlachecki status – donosił francuski rycerz i pisarz Philippe de Mézières (1327–1405). – Z tej przyczyny czynią tak wiele zła, że czymś przerażającym byłoby opowiadanie o ich grabieżach i zbrodniach, którymi gnębią biednych ludzi”.

Pierwsi polscy rycerze

Na Zachodzie rycerstwo wyewoluowało więc ze stylu walki konnych wojowników z epoki karolińskiej. A jak wyglądało to na ziemiach polskich? W X w. o rycerzach jeszcze nie było tam mowy. Tym niemniej trzon armii formującego się państwa Piastów tworzyli konni wojownicy. Utrzymywał ich książę, zapewne dzięki dochodom z łupów i handlu jeńcami. Żydowski kupiec Ibrahim ibn Jakub pisał, że Mieszko I wyposaża swych drużynników w „odzież, konie, broń i wszystko, czego tylko potrzebują. A gdy jednemu z nich urodzi się dziecko, on każe wypłacać mu żołd od chwili urodzenia, czy będzie płci męskiej, czy żeńskiej”.

Tak bardzo scentralizowany i hojny system mógł się utrzymać zapewne tylko w fazie wielkiej ekspansji piastowskiej, gdy w ręce zdobywców wpadały co i rusz nowe ziemie, bogactwa i rzesze niewolników. Przesuwając swe granice, państwo Piastów napotkało jednak wkrótce na opór innych, wcześniej ukształtowanych państw, jak Cesarstwo Niemieckie czy Ruś Kijowska. W latach 30. XI w. doszło do kompletnego załamania się monarchii piastowskiej, a wraz z nim do upadku książęcej drużyny.

Odbudowując potem państwo, książę Kazimierz Odnowiciel zachował przy sobie część drużynników, ale innym zaczął nadawać ziemię w zamian za służbę. Według jednej z legend podczas krwawej bitwy z Mazowszanami w 1047 r. Odnowiciela osaczyła gromada wrogów i niechybnie by zginął, gdyby nie rzucił mu się na pomoc jakiś brodaty wojownik. Wysiekł mieczem gromadę Mazowszan, ratując władcę z opresji, i pomógł mu wydostać się z pola bitwy. Po walce Kazimierz nazwał swego wybawcę Brodzicem i nadał mu kawałek ziemi – obecną wieś Brodzice w ziemi hrubieszowskiej. Choć opowieść jest legendą, zdaje się trafnie przedstawiać okoliczności, w jakich rozpoczęła się w Polsce ewolucja prowadząca do narodzin rycerstwa.

Pierwsi polscy rycerze, czy raczej protoplaści rycerzy, nie byli specjalnie bogaci. Jeśli rzeczywiście istniał jakiś pierwowzór Brodzica, to uprawiał on ziemię własnymi rękami, może przy pomocy jednego czy dwóch niewolnych, których zdobył na wojnach. Stopniowo jednak władcy przekazywali wojownikom coraz większe nadania, ci zaś je powiększali – w sposób legalny (np. przez małżeństwa) albo nielegalny (np. zagarniając ziemię słabszym sąsiadom). Dzięki temu stać ich było na coraz lepsze wierzchowce i zbroje. Podobnie jak na Zachodzie, w tym wczesnym okresie granica między rycerstwem i chłopstwem nie była jeszcze nie do pokonania, awans społeczny wydawał się możliwy.

Z około 1100 r. pochodzi pierwsza informacja o pasowaniu rycerskim w Polsce. Rytuał przeszli Zbigniew i Bolesław Krzywousty, synowie księcia Władysława Hermana, oraz grupa towarzyszących im młodzieńców. Wśród zwykłych wojowników zachodnia kultura rycerska rozpowszechniała się jednak bardzo powoli. Turnieje zaczęto organizować dopiero w XIII w.

By móc się wzajemnie rozpoznawać podczas turniejów i bitew, zaczęto malować na tarczach specjalne znaki, które dały początek rycerskim herbom fot: Getty Images / mikroman6
By móc się wzajemnie rozpoznawać podczas turniejów i bitew, zaczęto malować na tarczach specjalne znaki, które dały początek rycerskim herbom fot: Getty Images / mikroman6 Getty Images / mikroman6

Zbroja na kredyt

Jazda rycerska dominowała na polach bitew przez kilka stuleci. Stałej ewolucji podlegało uzbrojenie. Nastąpił swoisty wyścig zbrojeń. Odpowiedzią na coraz twardsze kopie i śmiercionośne bełty z kusz były coraz odporniejsze zbroje i hełmy. Kolczuga, zakrywająca początkowo tylko tułów, ramiona i uda walczącego, zaczęła potem osłaniać całe ciało. Pod koniec XIII w. pojawiły się płytowe wzmocnienia goleni, łokci czy barków. Doprowadziło to do powstania pełnej zbroi płytowej, która w XV w. szczelnie pokrywała całego wojownika stalowymi blachami.

Drożejące uzbrojenie utrudniało dostęp biedniejszych mężczyzn do warstwy rycerskiej. Sami rycerze zabiegali też o wyjątkowość swej pozycji i szczególne przywileje. W 1231 r. niemiecki cesarz Fryderyk II wydał dekret potwierdzający dziedziczność ich statusu: „Nikt nie powinien uważać się za rycerza, kto nie z rodu rycerskiego pochodzi, chyba że nasza łaska i zezwolenie pozwolą na ten zaszczyt”.

W poszczególnych krajach to zamykanie się stanu rycerskiego dokonywało się w różnych okresach. W Polsce jeszcze w połowie XIV w. istnieli tzw. chlebojeźdźcy – chłopi służący w armii, którzy w wypadku szczególnych zasług mogli liczyć na otrzymanie ziemi na prawie rycerskim. Kategoria ta jednak zanikała. W końcu tego stulecia awans z chłopa na rycerza był już nad Wisłą bardzo trudny.

W późnym średniowieczu czasem nawet teoretycznie bogatym posiadaczom ziemskim trudno było odpowiednio wyposażyć się na wyprawę. Przed wojną z Krzyżakami (1409) znakomity polski rycerz Jakub z Kobylan wziął kredyt od Żydów, by sfinansować uzbrojenie dla siebie oraz towarzyszących mu kuszników i giermków. Szacuje się, że koszt wyposażenia XV-wiecznego polskiego kopijnika wraz z dwoma kusznikami wynosił, w zależności od jakości zbroi i broni, od 25 do 85 grzywien. Roczny dochód średniozamożnego rycerza, posiadającego jedną dużą wieś, wynosił tymczasem ok. 60 grzywien.

Warstwa rycerska coraz bardziej różniła się od reszty społeczeństwa i pielęgnowała własną, swoistą kulturę. Wreszcie wyodrębniła się w osobny stan szlachecki, posiadający uprzywilejowaną pozycję w stosunku do chłopów i mieszczan.

Heros zabity z arkebuza

W ciągu XV w. nastąpiły w Europie duże zmiany w sztuce wojennej. Piechota, której metody walki wciąż ulepszano, stawała się groźniejszym przeciwnikiem dla jazdy. W czasie słynnej wojny stuletniej (1337–1453) angielscy piesi łucznicy kilkakrotnie rozgromili francuskie hufce ciężkiej jazdy. Z kolei czescy husyci niezwykle skutecznie bronili się przed zakutą w zbroje kawalerią, wykorzystując tzw. tabory, czyli ruchome fortyfikacje zmontowane z połączonych łańcuchami wozów. Przede wszystkim zaś rozwijała się broń palna – armaty, hakownice, rusznice. Z dekady na dekadę szarżowanie na piechotę stawało się ryzykowniejsze.

Jednocześnie coraz większa część rycerzy wolała zajmowanie się swymi majątkami niż walkę. Władcy dostrzegali te tendencje i proponowali szlachcie układ: nie będziemy was już ciągnąć na wojnę, ale pod warunkiem, że będziecie płacić podatki, za które sfinansujemy sobie zaciężnych. Kompanie najemne, złożone z dobrze wyćwiczonych zabijaków walczących dla pieniędzy, mnożyły się jak grzyby po deszczu, stając się podstawą nowoczesnych armii.

Kto w porę nie zrozumiał, że do nich należy przyszłość, tego czekał zimny prysznic. 18 września 1454 r. pod Chojnicami 15-tysięczne siły krzyżackie, których trzon stanowili najemnicy, rozgromiły nieco liczniejsze wojska polskie składające się głównie z klasycznych hufców rycerskich. Po tej krwawej lekcji, która kosztowała życie 3 tys. polskich rycerzy, król Kazimierz Jagiellończyk zaczął przestawiać armię na nowe tory, zaciągając oddziały najemne finansowane z podatków.

Na przełomie XV i XVI w. wielu najemników walczyło jeszcze na sposób rycerski, w pełnej, ciężkiej zbroi i z kopią przy boku. Broń prochowa wymiotła jednak w końcu tego typu kawalerię z pól bitewnych.

Reklama

Symbolem końca epoki rycerstwa i jego sposobu walki stała się śmierć słynnego francuskiego rycerza Pierre’a Terraila de Baillarda. W latach 1494–1524 brał udział w niezliczonych bitwach podczas tzw. wojen włoskich. 30 kwietnia 1524 r. osłaniając odwrót armii francuskiej nad rzeką Sezją, został trafiony kulą z arkebuza w plecy. Pocisk wystrzelony przez plebejskiego żołnierza przebił zbroję herosa i zgruchotał mu kręgosłup. Baillard umarł jeszcze tego samego dnia, pozostawiając po sobie legendę „ostatniego rycerza bez lęku i skazy”.

Reklama
Reklama
Reklama