Reklama

Spis treści:

Reklama
  1. Tragiczny los Barbary Ubryk
  2. Rozruchy w Krakowie
  3. Kim była Barbara Ubryk?
  4. Choroba zakonnicy
  5. Proces, którego nie było

Żaden z krakowskich sędziów nie musiał być jasnowidzem, by się domyślić, że jeśli potwierdzą się informacje z anonimu z wtorku 20 lipca 1869 r., to wybuchnie ogromny skandal. Według donosu w klasztorze Karmelitanek Bosych przy ulicy Kopernika więziono w nieludzkich warunkach jedną z zakonnic – niejaką Barbarę Ubryk. W Sądzie Krajowym zwołano więc nadzwyczajne zebranie. Postanowiono, że sprawą zajmie się specjalna komisja z sędzią śledczym Władysławem Gebhardtem na czele.

Tragiczny los Barbary Ubryk

Po wstępnym rozpoznaniu okazało się, że na liście zakonnic klasztoru rzeczywiście znajduje się Barbara Ubryk. Wobec tego 21 lipca Gebhardt udał się do biskupa administratora Antoniego Gałeckiego, by ten pozwolił komisji wejść na teren klasztoru, który był objęty ścisłą klauzurą. Zdumiony treścią anonimu duchowny nie tylko wydał odpowiednią zgodę. Na prośbę sędziego dokooptował też do komisji swego przedstawiciela księdza Spitala.

Gebhardt nie tracił czasu. Ściągnął jeszcze eskortę policyjną i udał się prosto na ulicę Kopernika. Mimo początkowych protestów podprzeoryszy Teresy Kozierkiewicz członkowie komisji dostali się na teren zakonu. Kazali się zaprowadzić się do miejsca, w którym przebywała Barbara Ubryk. Po chwili znaleźli się przed ostatnią celą na pierwszym piętrze budynku klasztornego. Jej tajemnicy strzegły masywne podwójne drzwi. To, co później ujrzeli, zmroziło im krew w żyłach.

Po otwarciu drzwi przybyłych zwalił z nóg nieznośny odór, który buchnął z wnętrza mrocznej celi.„Znajdowała się wygódka z otworem niezamkniętym, a uchodzącym do dołów kloacznych” – jak relacjonował później dziennik „Kraj”. Gdy członkowie komisji trochę się otrząsnęli, zdali sobie sprawę, iż znaleźli się „w celi z oknem zamurowanem, tak ciemnej, że zaledwie dzień od nocy odróżnić można było” – jak informowało wydanie „Czasu” z 24 lipca.

W ciemnościach wypatrzyli „stworzenie podobne do ludzkiego”. Postać ta wyglądała wprost przerażająco. Zgodnie z treścią protokołu komisji sądowej była ona „bez najmniejszego okrycia, skuloną w kuczki, brudną, z głową krótko ostrzyżoną, ciało zaś przedstawiało istny szkielet, poobijany zapewne przez tłuczenie się po ścianie”. Barbara Ubryk przywitała Gebhardta i resztę słowami: „Dobrodzieju, będę posłuszną, ale proszę o obiad!”.

Sędzia zostawił resztę komisji na miejscu i pojechał po biskupa. Gdy Gałecki przybył do klasztoru, zdruzgotany sytuacją „zgromił zakonnice w te słowa: »Toć to wasza miłość bliźniego, kobiety, czy wy jesteście ludźmi, czy furyami, że stworzenie Boskie tak traktujecie!«” – donosił „Czas”. Natychmiast nakazano poprawę warunków bytowych więzionej mniszki. Następnego dnia do klasztoru powróciła komisja razem z dwoma biegłymi lekarzami, którzy zbadali siostrę Barbarę. Zmaltretowana zakonnica znajdowała się w fatalnym stanie. Ważyła zaledwie 34 kg, a jej stan umysłu budził niepokój. Dlatego zdecydowano się na przeniesienie jej na obserwację do szpitala św. Ducha, do którego trafiła już 23 lipca.

Rozruchy w Krakowie

Choć władze starały się nie nadawać tym wydarzeniom rozgłosu, krakowska prasa zwęszyła sprawę. Już 24 lipca całe miasto mogło przeczytać o szczegółach interwencji komisji sądowej. Sensacyjne doniesienia o skandalu w klasztorze przy ulicy Kopernika wywołały w Krakowie wstrząs. Przed klasztorem zaczęli gromadzić się ludzie.

Wieczorem kilkutysięczny tłum ruszył do ataku. Zniszczono główną bramę, a manifestantów przed wdarciem się do budynków zakonnych powstrzymał przybyły w ostatniej chwili szwadron huzarów. W innych punktach miasta także dochodziło do ekscesów. „Miasto nasze jest w wzburzeniu z powodu owej zakonnicy zamurowanej żywcem w klasztorze Karmelitanek” – zanotował krakowski pisarz Michał Bałucki. Dodał, że „tłumy ludu wieczorami wdarły się do wielu klasztorów, wysadzając bramy i tłukąc okna. Jezuitów pobito mocno, a ich mieszkania zniszczono wewnątrz”.

Nad przedstawicielami Kościoła zawisło wielkie niebezpieczeństwo. „Uderzono na zakłady religijne całkiem tej sprawie obce, żadnego niemające związku z klasztorem Karmelitanek, znieważono a nawet uszkodzono osoby duchowne, wyważono bramy, tłuczono okna, zgoła pokrzywdzono na zdrowiu i własności niewinne całkiem osoby i klasztory” – relacjonował nocne zajścia „Czas”. Sytuacja w kolejnych dniach stała się na tyle poważna, że na ulicach pojawili się żołnierze, by utrzymać porządek publiczny. „Dziś w nocy wojsko stało pod bronią po różnych stronach miasta dla obrony klasztorów” – pisał Bałucki.

Wzburzenie mieszkańców Krakowa doprowadziło do tego, że dostarczyli Radzie Miejskiej podpisaną przez kilka tysięcy osób petycję z żądaniem wypędzenia z miasta karmelitanek bosych oraz jezuitów. Zaniepokojona rozwojem sytuacji prasa próbowała ostudzić emocje krakowian. Przypominano im, iż „władze sądowe i duchowna wzięły się jak najenergiczniej winni z pewnością ukarani zostaną, trzeba więc cierpliwie czekać rezultatu”.

Swe odezwy wydali także rządzący. Delegat Namiestnika (czyli przedstawiciel władz austriackich) Juliusz Bobowski, który czyn karmelitanek określił jako „nieludzkości lub ciemnocie średniowiecznej tylko właściwy”, wzywał do poszanowania prawa i spokoju. Z kolei prezydent miasta Józef Dietl zapewniał, że „winni będą ukarani – Sądy bowiem, jak Wam wiadomo, z całą ścisłością i sumiennością owładnęły tę sprawę, a reprezentacja miasta [władze samorządowe] wszelkich dołoży starań, aby podobne dzieje ohydy nie powtórzyły się”.

Po kilku dniach sytuacja się uspokoiła, a krakowianie wrócili do swych domów, w których czytali kolejne doniesienia prasowe o sprawie Ubryk. Wątek ten podjęły także wydawnictwa zagraniczne. Dla Europy, która właśnie wkraczała w czas rozkwitu i postępu, szokujące informacje z grodu Kraka były czymś niewytłumaczalnym. Temat nie opuszczał stron najważniejszych gazet na całym kontynencie. Zewsząd pojawiało się to samo pytanie. Jak mniszka z Krakowa mogła być przetrzymywana w tak nieludzkich warunkach? Śledztwo przyniosło odpowiedź.

Kim była Barbara Ubryk?

Materiał dowodowy był obfity, mimo braku zeznań niektórych zamieszanych w tę sprawę osób. Wieloletni spowiednik karmelitanek ksiądz Lewkowicz w wieku 48 lat zmarł na zawał, gdy dowiedział się, że prasa ujawniła fakt więzienia siostry Barbary. W wyniku przesłuchań i analiz dokumentów śledczy dowiedzieli się, że nieszczęsna mniszka naprawdę nazywała się Anna Ubryk. Urodziła się 14 lipca 1817 r. w Węgrowie. Wcześnie zostawszy sierotą (ojciec zmarł w 1830 r., a matka trzy lata później), mogła liczyć tylko na trzy siostry, które w 1836 r. skierowały ją na naukę u wizytek w Warszawie. Po dwóch latach Anna zdecydowała się na wstąpienie tam do nowicjatu.

Zaledwie po trzech miesiącach „po obłóczynach dostrzeżono u niej pewne zboczenia umysłowe” – pisał biegły lekarz dr Leon Blumenstok, który sporządził opinię na potrzeby śledztwa. Anna krzyczała przez sen, a czasami „odzywała się, że widzi złych duchów i że jej coś chodzi po poduszce; wśród dnia mówiła sama do siebie i od rzeczy”. To zmusiło wizytki do usunięcia jej z klasztoru. Anna powróciła do Węgrowa, skąd zabrała resztki ojcowizny i wyjechała do Krakowa. Wtedy objawy choroby ustąpiły. Kobieta znów myślała o zakonie. Jedynym problemem przy wstępowaniu do Karmelitanek Bosych były kwestie formalne. Wszak Anna pochodziła z Kongresówki. Po ich załatwieniu 4 lutego 1840 r. 23-letnia dziewczyna nałożyła habit i przyjęła imię Barbara.

Jednak po dwóch latach choroba wróciła. „Otóż w chórze zaczęła [Barbara] przewracać brewiarz, śmiać się na głos, nos silnie siąkać” – wyliczał dr Blumenstok. Jedna z zakonnic zeznała natomiast, że „gdy ks. Dominik w rozmownicy spowiedź z nią odprawiał, spowiadała się godzin 15, a to jednego dnia 7, a drugiego 8, tak, że pierwszego dnia księdza i ją ledwie przy zmysłach wyprowadzono”.

Ekscesy te tolerowano przez sześć kolejnych lat, aż wreszcie pewien incydent zaważył o losie siostry. Któregoś dnia w 1848 r. uciekła z chóru i zamknęła się w swojej celi. Gdy na rozkaz przełożonej ogrodnik klasztorny wyważył drzwi, „ujrzał Barbarę nagą, tańcującą. Zakonnice zarzuciły na nią prześcieradło i tego samego dnia wsadzono ją do karceresu”. Tego samego, w którym 21 lat później znalazła ją komisja sądowa.

Choroba zakonnicy

Zakonnice wezwały lekarzy, ale ich pomoc nie przyniosła żadnych efektów. Tymczasem choroba postępowała. Barbara „wychodek zatykała często słomą i sama do niego się wciskała, mówiąc, że idzie do czyśćca”. Piec w jej celi został rozebrany, gdyż obawiano się, że chora zakonnica go zburzy. Okno zaś zostało zamurowane, ponieważ Barbara pojawiała się w nim naga i „odzywała się nieprzyzwoicie do ludzi w ogrodzie pracujących”. Ogrodnik zeznał, że za każdym razem, gdy do niej przychodził ze świeżą słomą, „Barbara umizgiwała się do niego, śpiewając piosnki lubieżne”.

Zdaniem biegłych mniszka chorowała na nimfomanię, której objawy nasiliły się w trakcie surowego życia zakonnego. Tezę tę potwierdza jej zachowanie podczas pierwszej wizyty komisji sądowej z 21 lipca, gdy „obecność tylu osób płci męskiej obudziła w niej zmysłowość do wysokiego stopnia” – brzmiał fragment protokołu. Dodajmy, że jeszcze gorzej było następnego dnia, gdy komisja ponownie przybyła do klasztoru z dwoma lekarzami, w tym dr. Blumenstokiem.

„Na widok mężczyzn zaczęła śpiewać bardzo prędko: »Chłopy moje chłopy«”, a następnie „posunęła się na kuczkach do jednego z mężczyzn, a spozierając na okolicę części płciowych, rzekła, składając ręce jak do modlitwy, z rozrzewnieniem: »Ja nie będę godną dostąpić tego szczęścia«” – opisywał biegły. Zaś gdy lekarze nakazali jej zdjąć ubranie, „uczyniła to z szybkością, wystawiając części płciowe w mniemaniu, że się ją wzywa do spółkowania”.

Proces, którego nie było

Jak wynikało ze zgromadzonego materiału dowodowego, w czasie uwięzienia Barbary Ubryk podjęto próby przeniesienia jej do zakładu dla obłąkanych. Jednak wszystko rozbiło się o stanowisko najwyższych władz zakonnych. Przebywający w Rzymie generał zakonu odmówił wydania zgody i nakazał, by zakonnice same zajmowały się chorą. Czyli – jak napisał prof. Stanisław Salmonowicz, współautor „Pitavala krakowskiego” – to, w jakich warunkach żyła Barbara Ubryk, zależało już tylko od samych sióstr zakonnych.

One zaś, na początku jeszcze zainteresowane losem siostry, którą odwiedzały, z biegiem czasu i wraz z postępem choroby Barbary coraz bardziej traktowały całą tę sytuację jako coś bardzo wstydliwego. „Stan jej pogarszał się ciągle, a wizyty u niej ustać musiały, ponieważ zaczęła być niesforną i mówić rzeczy sprośne” – zanotował dr Blumenstok.

Dlatego też Barbara spędziła dwadzieścia jeden lat w małej ciemnej celi bez pieca i z zamurowanym oknem, w dodatku karmiona w sposób niewystarczający. Fatalne położenie spowodowało u niej znaczący rozwój choroby. Zdaniem biegłych tak ciężkie warunki „zdołałyby człowieka zupełnie zdrowego na umyśle w przeciągu lat kilku, a tem bardziej kilkunastu przyprawić o utratę rozumu i władz umysłowych”. Odpowiedzialne za to zakonnice, z przeoryszą Marią Wężykówną na czele, oskarżono o bezprawne ograniczenie wolności Barbary Ubryk i spowodowanie ciężkiego uszczerbku w jej zdrowiu.

Proces był błyskawiczny – rozpoczął się 25 listopada i tego samego dnia się skończył. Skład sędziowski na posiedzeniu niejawnym postanowił o… umorzeniu postępowania. Sędziowie wskazali, że zgodnie z treścią przepisów można ograniczyć wolność tylko takiej osoby, która posiada wolną wolę. Ubryk, która już u wizytek zdradzała oznaki choroby psychicznej, takiego stanu woli jako chora umysłowo nie mogła posiadać. Nie było też możliwe pełne ustalenie, w jakim dokładnie stopniu przetrzymywanie mniszki wpłynęło na stan jej zdrowia, przez co nie dało się jasno określić zakresu winy oskarżonych zakonnic. Nic nie dało też odwołanie się do sądu II instancji, które wniósł prokurator. Sprawę zakończono. Tego zaś, czy były jakieś zewnętrzne naciski na sędziów, czy nie, nie dowiemy się nigdy.

Reklama

Sprawa Ubryk stała się symbolem dla ruchów antyklerykalnych, które formowały się w tym czasie w Europie. Los więzionej mniszki był przedstawiany jako dowód na zacofanie Kościoła. Jej przypadek jeszcze długo roztrząsano w prasie oraz literaturze. I jak to często w takich sytuacjach bywa, o jej historii pamiętali wszyscy, o niej – niemal nikt. Zmarła w zapomnieniu w szpitalu dla psychicznie chorych dopiero w 1898 r.

Reklama
Reklama
Reklama