Historia jednej okładki: Za kurtyną islamu
W słownikach gazet codziennych określenia „Bliski Wschód” i „kryzys” zdają się być naturalnie zespolone. Izraelskie przyczółki otoczone są pierścieniem wrogich nacji.
Turcy i Grecy desperacko próbują koegzystować na Cyprze. W górach północnego Iraku Kurdowie naciskają na coraz większą niezależność – pisał w lipcu 1972 r. ówczesny redaktor naczelny National Geographic. Ponad 40 lat później niewiele się pod tym względem zmieniło. Jednak w pierwszej połowie lat 70. wiedza o krajach arabskich i ich historii nie była w Stanach Zjednoczonych powszechna. To właśnie w dorzeczach Nilu, Tygrysu i Eufratu powstały pierwsze miasta, ich mieszkańcy rozwinęli astronomię, wymyślili matematykę, ułożyli pierwszy alfabet. Thomas J. Abercrombie, dziennikarz i fotograf magazynu, a prywatnie wyznawca Allaha, przez rok podróżował do najdalszych zakątków muzułmańskiego świata. Odwiedził 22 kraje, zgłębiając historię swojej wiary i ziemi, na której się narodziła. Przekazawszy pochodnię, która rozświetliła Europę po ciemnych wiekach średniowiecza, Arabowie zapadli w głęboki, choć niespokojny sen. Wreszcie po II wojnie światowej, uwolnieni spod obcego zwierzchnictwa, obdarowani naftowym dobrobytem i zachodnimi technologiami, podwaliny których sami stworzyli, podzieleni wołają o jedność – pisał Abercrombie w artykule Miecz i kazanie. I nawet jeśli nie do końca miał rację, dzięki jego publikacji wielu czytelników po raz pierwszy zetknęło się z historią islamu, drugiej największej religii współczesnego świata.
Artykuł z lipca 1972 roku w National Geographic o krajach arabskich. (Fot. National Geographic)
Thomas J. Abercrombie opisuje islam na łamach National Geographic z lipca 1972 roku. (Fot. National Geographic)
Warto wiedzieć:
Żywo pamiętam swoją ostatnią wizytę w Jerozolimie, mieście wciąż podzielonym, w przededniu sześciodniowej wojny 1967 r. Z tarasu mojego hotelu widziałem izraelski sektor, niecałą milę dalej. Razem z Saidem, palestyńskim kompanem, oglądaliśmy sztuczne ognie z okazji izraelskiego Dnia Niepodległości. Towarzyszyła im parada wojskowa. Wciąż rozmyślałem o gorzkim arabsko-izraelskim dialogu i podzieliłem się tą myślą z przyjacielem: Czy Arabowie nie mogliby pozwolić Żydom przynajmniej wizytować Ścianę Płaczu? To dla nich jedno z najświętszych miejsc na ziemi. – Powiedz mi – przerwał Said – czy jest na ziemi miejsce świętsze niż własny dom? Mój był w Jaffie. —Thomas J. Abercrombie