Reklama

W tym artykule:

  1. Związki Inków z Niedzicą
  2. Testament zapisany pismem kipu
  3. Badania genetyczne wykluczyły związek z Inkami
  4. Śmierć Andrzeja Benesza
  5. Zwykły wypadek?
  6. Polacy w Peru
  7. Akt adopcji Inkasa
  8. Co ukrywał Inkas?
Reklama

Sprawa ta łączy się z jedną z najniezwyklejszych polskich legend. Opowiada o potomkach Inków, którzy uciekli przed Hiszpanami z Ameryki… na Spisz – pod skrzydła polsko-węgierskiego rodu Berzeviczych. Ich potomkiem miał być wicemarszałek Sejmu z czasów PRL Andrzej Benesz. Legenda ujrzała światło dzienne tuż po II wojnie światowej, gdy polityk był jeszcze postacią anonimową. Brzmiała nieprawdopodobnie, jednak wielu uważało, że musi w niej tkwić ziarno prawdy, bo Benesz miał w ręku żelazne dowody.

Związki Inków z Niedzicą

Wedle legendy w XVIII w. szlachcic Sebastian Berzeviczy popłynął do Ameryki Południowej i zawarł tam niecodzienną znajomość. „Poślubił Indiankę peruwiańską z wymierającego już wówczas narodu Inków. Córka tego stadła, Umina, wyszła za Amaru, potomka królewskiego rodu. Z tego całkiem egzotycznego małżeństwa pozostał syn Antonio z dodatkową nazwą Inkas, albowiem z pochodzenia w stu procentach przedstawiciel krwi wytraconego narodu tubylców peruwiańskich. Antoni mieszkał na zamku w Niedzicy. Jego prawnukiem jest obywatel Bochni Andrzej Benesz” – pisał poeta i gawędziarz Jalu Kurek. W 1947 r. jako jeden z pierwszych puścił w publiczny obieg informację o przedziwnej legendzie. Właściwie tworzyła się na jego oczach. Kurek pisał to bowiem w rok po dziwnym wydarzeniu w Niedzicy.

31 lipca 1946 r. w opuszczonym spiskim zamczysku zjawił się 28-letni Andrzej Benesz z zamiarem przeprowadzenia „prac odkrywczych”. Jak stwierdził w sprawozdaniu dla władz, były one „rezultatem odszukania w archiwum Kościoła św. Krzyża w Krakowie dokumentu adopcji ostatniego potomka emigracyjnego linii Inkasów przez rodzinę Benesz-Berzeviczych. Dokument ten, spisany dnia 21 czerwca 1797 r. na zamku w Niedzicy, między innymi określa ściśle miejsce, w którym ukryto, celem zachowania go, najcenniejszy skarb sieroty, będący przynależnym mu spadkiem, testament Inków”.

Można sobie wyobrazić, jakie miny mieli urzędnicy wydający pozwolenie na takie poszukiwania rok po wojnie, w zniszczonym kraju, w którym ludzie żyli bardziej przyziemnymi sprawami. Inkowie w Niedzicy – to musiało brzmieć niczym majaki wariata! Niemniej Benesz pokazał odpis aktu adopcji (dziś znany ze zdjęć) i pozwolono mu przeprowadzić badania. Oczywiście nie mógł tego zrobić sam, więc zaczął od „zaproszenia miejscowego Sołtysa, przedstawicieli miejscowej Strażnicy Wojsk Ochrony Pogranicza oraz przedstawiciela miejscowego Leśnictwa Spiskiego”. W takiej asyście Benesz wraz z grupą przyjaciół wszedł 31 lipca na zamek.

Winston Churchill: polityk i miłośnik cygar. Kim był najwybitniejszy Brytyjczyk wszech czasów?

Był politykiem, mówcą, pisarzem nagrodzonym literacką Nagrodą Nobla. Żołnierzem, który wsławił się kilkoma brawurowymi akcjami, malarzem-amatorem, miłośnikiem whisky i cygar. Ale przed...
Winston Churchill (fot. Nataliia Zhekova / Shutterstock.com)
Winston Churchill (fot. Nataliia Zhekova / Shutterstock.com)

Testament zapisany pismem kipu

Co było dalej, wiemy z protokołu, zdjęć i wspomnień. „Prace właściwe zaczęto o godz. 11.45. Prowadzili je pod moim kierownictwem szeregowi W.O.P.” – relacjonował Benesz w protokole. Na cel wziął, zgodnie ze wskazówkami z aktu adopcji, ostatni stopień schodów pierwszej bramy górnego zamku. „Blok ten wpuszczony w wapnie pomiędzy podstawy renesansowych odrzwi bramy, był co najmniej od stu lat nie naruszony, wnioskując po stanie skruszenia zaprawy wapiennej, którą boki były zalane – opisywał Benesz. – Pierwszy przekop tego podłoża, rozpoczęty od lewej strony do przeciętnej głębokości 30 cm, nie dał rezultatów”.

Lecz młody odkrywca nie poddawał się i drążył przekop. Wtedy zauważył „niewielki fragment ciemnego przedmiotu, przypominający kawałek zmurszałej gałęzi”. Jak pisał, rzekoma gałąź „okazała się długą na 18 cm, a na 3,5 cm grubą tubą, jak później stwierdzono ołowianą, na końcach spłaszczoną, pozawijaną i zaklepaną, a później, jak świadczą o tym zakrzepłe krople metalu, jeszcze raz roztopionym metalem oblewaną. Tuba ta była zupełnie sczerniała, miejscami rudawo przeświecająca”.

Zaraz sprawdził, co kryje: „Po jej otwarciu (nożem uważnie odkrojono jeden z zaklepanych boków) ukazał się pęk zbutwiałych i jakby skwaśniałych rzemieni, powiązanych w różnorodne węzły. Rzemienie te na swych 12 końcówkach zaopatrzone były w sczerniałe blaszki. Później analiza wykazała, że jest to 13-karatowe złoto. Ogólna waga tych blaszek wynosi ok. 8 g. Było to bez wątpienia pismo kipu. Trzy wyraźnie odznaczające się grupy blaszek odnoszą się najprawdopodobniej do trzeciej części testamentu, o których wspomina akt adopcji”.

Dalsze poszukiwania nic już nie przyniosły, spisano więc protokół z podpisami świadków. I tak odkryto wystarczająco dużo: treść testamentu mówiąca o złożonych w Niedzicy „nieużytych sumach” plus wykopane „kipu” mogły oznaczać, że gdzieś w pobliżu znajdował się skarb Inków. A że byli oni znani z bogactw, gra mogła toczyć się o wielką stawkę!

Andrzej Benesz nigdy jednak się nie zająknął, by rozszyfrował kipu i odnalazł skarb (choć drążył ten temat, o czym świadczyło jego zainteresowanie pobliskim zamkiem w Tropsztynie). Zresztą sama tuba z węzełkami, choć utrwalono jej niewyraźny zarys na zdjęciu, nigdy nie została oficjalnie przebadana przez żadną instytucję naukową. Benesz zabezpieczył kipu, po czym… wyjechał na Pomorze i zajął się głównie działalnością polityczną.

Złoto za wolfram. Jak Portugalia i Hiszpania zarobiły na handlu z Trzecią Rzeszą

Portugalia i Hiszpania zarobiły na handlu z Trzecią Rzeszą kilkaset ton złota. Nie zwracały uwagi, skąd Niemcy brali cenny kruszec.
Złoto za Wolfram. Jak Portugalia i Hiszpania zarobiły na handlu z Trzecią Rzeszą?
Złoto za Wolfram. Jak Portugalia i Hiszpania zarobiły na handlu z Trzecią Rzeszą? fot: Getty Images

Złota Inków z Niedzicy szukali potem rozmaici pasjonaci, bez efektu. Domniemany skarb inspirował twórców książek, komiksów, filmów. Zaczął też obrastać w dodatkowe legendy. Po pierwsze, że jest obłożony klątwą. Z osób, które były przy odkryciu kipu, wiele zginęło bowiem w tragicznych okolicznościach (np. sam Andrzej Benesz w roku 1976). Po drugie zaś powstała legenda, że w okolicach Niedzicy swoją bezpieczną przystań znalazł nie tylko „Antonio Inkas”, ale też Indianie z towarzyszącej mu świty, których potomkowie żyją tam do dzisiaj i strzegą tajemnicy.

Badania genetyczne wykluczyły związek z Inkami

W książce „Przeklęte łzy słońca” tropiący niedzicką tajemnicę Aleksander Rowiński wskazywał na prof. Stefana Topę jako możliwego przedstawiciela owej linii „strażników” ze świty Antonia. Profesor – naukowiec krakowskiej AGH – nabrał takich podejrzeń po badaniach nad pochodzeniem swojego nazwiska i rodziny. Dowiedział się np. że Topa może pochodzić od królewskiego inkaskiego nazwiska Tupac. Na dodatek przodkowie profesora pojawili się w miejscowości Dobczyce, 90 km od Niedzicy, pod koniec XVIII w.!

Prof. Topa zgodził się przeprowadzić badania genetyczne. Jeśli bowiem Topowie pochodzili od Inków, to w zachowanej męskiej linii genetycznej powinna przetrwać haplogrupa chromosomu Y (dziedziczona tylko w linii ojcowskiej) inna od europejskich, a charakterystyczna dla amerykańskich Indian (haplogrupa Q lub C). W 2011 r. pobraliśmy próbki od profesora i przesłaliśmy do badań w Zakładzie Genetyki Molekularnej i Sądowej UMK w Toruniu. Efekt? „Chromosom Y oznaczony dla potrzeb niniejszego opracowania należy do haplogrupy R1a1a* i posiada haplotyp charakterystyczny dla populacji Słowian zamieszkujących Europę Centralną i Wschodnią” – wyjaśniała analiza podpisana przez prof. Tomasza Grzybowskiego i dr. Marcina Woźniaka. Czyli Stefan Topa i jego przodkowie nie mają z Inkami nic wspólnego.

Śmierć Andrzeja Benesza

A co z mitem, że nad sprawą niedzickich Inków ciąży klątwa? „Pierwsi zginęli świadkowie odkopania kipu – żołnierze WOP, potem w odmętach rzeki utonął kustosz niedzickiego zamku, w katastrofie kolejowej zginęło dwoje z węgierskiej rodziny Salamonów – ostatnich właścicieli budowli przed przejęciem go przez państwo polskie. Klątwa to czy przypadek?” – pytał podróżnik Jarosław Molenda w szkicu „Inka z PRL-u”.

Lecz rodzina Salamonów nie ma wiele wspólnego z legendą. Co do kustosza, dlaczego klątwa dotknęłaby jego, a nie przyjaciół Benesza, którzy towarzyszyli mu w wykopywaniu kipu? A jeśli chodzi o wopistów, to w latach powojennych byli na celowniku działających w tym rejonie „żołnierzy wyklętych” (co w PRL przemilczano).

Zabójczy skarb dyktatora. Czy Churchill przyczynił się do śmierci Mussoliniego?

Nie tylko śmierć Mussoliniego była tajemnicza. Jej dalszym ciągiem było zagadkowe zaginięcie skarbca i archiwów duce. Czy przyczynili się do tego włoscy komuniści i Churchill?
Mussolini i Hitler
Mussolini i Hitler, fot: Getty Images

Pozostaje najbardziej znane z serii tych zdarzeń: śmierć Andrzeja Benesza. Zginął 26 lutego 1976 r. w wypadku samochodowym pod Kutnem. Był wówczas już nie byle kim, bo wicemarszałkiem Sejmu. Zawdzięczał to faktowi, że od 1973 r. szefował Stronnictwu Demokratycznemu – partii „satelickiej” wobec PZPR, jednak mającej w wielu kwestiach własne zdanie.

Krążyły pogłoski, że okoliczności wypadku były podejrzane, wskazujące wręcz na zamach. Paru dawnych znajomych Benesza, których pytaliśmy o jego śmierć, wolało na ten temat się nie wypowiadać. Jedna z owych osób wyjaśniła tylko, że nie chce tej sprawy tykać, „bo tamci ludzie jeszcze żyją”. Kim są „tamci”, nie sprecyzowała. Czyżby ktoś postanowił usunąć zbyt samodzielnego polityka i zrzucić winę na „klątwę”? Albo ktoś ze specsłużb wierzył w historię o skarbach i chciał je przejąć?

Zwykły wypadek?

Dotarliśmy do informacji w sprawie katastrofy pod Kutnem ogłoszonej przez Prokuraturę Generalną w 1976 r. Jeśli jej wierzyć, w miejscowości Krzesin „na prostym odcinku drogi wydarzył się wypadek”, gdy peugeot Benesza wymijał samochód ciężarowy, a z naprzeciwka nadjechała wołga. Pojazdy zahaczyły o siebie. Kierowca Benesza stracił panowanie nad peugeotem i uderzył w ciężarówkę.

Z dokumentu wynika, że nie ma podstaw sądzić, by Benesza zaatakowano w aucie albo wmanewrowano w kraksę. W peugeocie były trzy inne osoby: działacz SD, kierowca i ochroniarz. Zostały ranne. Trudno sobie wyobrazić, że naraziłyby życie świadomie. A jeśli zostały w coś wciągnięte, to czy milczałyby o tym tyle lat?

Budzi jednak zastanowienie, że – jak wynika z „Czarnej księgi cenzury PRL” – władze ograniczały informacje o pogrzebie Benesza i procesie jego kierowcy. Być może partyjny „beton” z PZPR nie przepadał za zbyt „liberalnym” wicemarszałkiem z SD. A może swoje zrobił też fakt, że wołga, która wzięła udział w incydencie, należała do gen. Stanisława Antosa. Wojskowy ten „zasłynął” z brutalnego rozprawiania się z robotnikami na Wybrzeżu w roku 1970. Po co mieszać osobę tak niepopularną do sprawy śmierci popularnego polityka, któremu wróżono stanowisko w Radzie Państwa?

Polacy w Peru

Nawet jeśli przyjąć, że prokuratura w czasach PRL mogła być częścią spisku, nie pojawiły się żadne dowody na zamach. Klątwę można włożyć między bajki. Powstaje też pytanie, czy w samej legendzie z Niedzicy może tkwić jakieś ziarno prawdy.

Po pierwsze, czy faktycznie niejaki Sebastian Berzeviczy wyjechał w XVIII w. do Peru i tam wżenił się w ród Inków? Nie ma na to dokumentów. Nie było to jednak niemożliwe. Pierwszym Polakiem w Peru był jezuita Stanisław Artel na przełomie XVII i XVIII w. Zaś za czasów króla Stasia trafił tam np. ekspert od wytopu metali Antoni Zachariasz Helm.

Po drugie, czy po nieudanym powstaniu Tupaca Amaru II(zgładzonego przez Hiszpanów w 1781 r.) jego krewni schroniliby się właśnie w Europie? Teoretycznie łatwiej byłoby im skryć się w Andach. Faktem jednak jest, że szukano w Europie wsparcia dla sprawy Inków – np. peruwiański jezuita Juan Pablo Vizcardo y Guzmán agitował za nimi na dworze brytyjskim. Daleki Spisz mógł być bezpieczną kryjówką zarówno dla zbiegów, jak i emisariuszy, z dala od hiszpańskich agentów. I tu powstaje trzecie pytanie. Jeśli Inkowie sprowadzili się na Spisz, to gdzie są po nich ślady? Trop z prof. Topą okazał się błędny. Także wątek indiańskiej córki Sebastiana i matki Antonia – Uminy – prowadzi donikąd. Wedle testamentu Wacława Benesza de Berzeviczy miała zostać pochowana w Niedzicy „pod basztą kapliczną”. Takiego grobu nie znaleziono.

Hermann Göring miał się za człowieka renesansu. Przede wszystkim jednak był zbrodniarzem

As lotnictwa, dowódca, polityk, menedżer gospodarczy, myśliwy, narkoman, wielbiciel i grabieżca sztuki, sybaryta i ostatecznie zbrodniarz wojenny. Hermann Göring, człowiek nr 2 w Trzeciej Rze...
Marszałek Rzeszy Hermann Goering w czasie narady ze swoimi oficerami w kwaterze polowej (fot. Wikimedia Commons, domena publiczna)
Marszałek Rzeszy Hermann Goering w czasie narady ze swoimi oficerami w kwaterze polowej (fot. Wikimedia Commons, domena publiczna)

Akt adopcji Inkasa

Dokument z 1797 r. – jeżeli jest autentyczny – sygnował Wacław Benesz de Berzeviczy, bratanek Sebastiana. Po pierwsze zadeklarował wobec rodziny i emisariuszy Inków, że będzie „kuratorem i rzetelnym wychowawcą” osieroconego Antonia Inkasa. „Nazwisko nasze, tytuł i splendor rodu mu dać, by tem pewniej pochodzenie rzeczonego Antonia zakryć, a od pościgu i prześladowców uchronić – deklarował Benesz. – Takoż obliguję się wydać rzeczonego Antonia na każde wezwanie Prześwietnej Rady Inków”.

Po drugie obiecał, że „gdyby żadne poselstwo rzeczonego Antonia Inkasa nie odebrało, a ten do swych leciech pełnych szczęśliwie doszedł, wszystko o krwi i pochodzeniu jego objaśnić, należny Mu testament bez żadnej opieszałości oddać”. Dotyczyło to także, jak podkreślił, wiedzy o zabezpieczonych na potrzeby rodu Antonia depozytach („nieużytych sumach”) zatopionych przez wysłanników Inków w jeziorze Titicaca w Peru, pod hiszpańskim Vigo i na Spiszu. Berzeviczy zobowiązał się powierzony mu Testament Inków ukryć „pod ostatnim stopniem pierwszej bramy górnego zamku” w Niedzicy, a „grób Uminy, Sebastianowej córki, a Antonia matki, pod basztą kapliczną w czułej mieć opiece”.

Co ukrywał Inkas?

Rodzi się więc ostatnie pytanie: czy to możliwe, że Andrzej Benesz wszystko to sobie wymyślił, podrzucił dokumenty i kipu? Jego znajomi wspominali, że był człowiekiem wykształconym, o wielkiej kulturze osobistej. Czy zatem ryzykowałby, że nieznająca się na żartach władza ludowa dobierze mu się do skóry za jakieś historyjki o skarbie Inków? Na dodatek miał za sobą przeszłość w AK, więc tym bardziej powinien uważać. Co więcej, już podczas wojny, w konspiracji nosił pseudonim „Inkas” – co wskazuje, że sprawa chodziła mu po głowie od lat!

Reklama

Wiele wyjaśniłaby analiza samego „kipu” i badania genetyczne męskich potomków wicemarszałka. Rodzina Beneszów nie chciała jednak drążyć tych spraw, a na pewno nie publicznie. Legendzie dotyczącej zamku w Niedzicy i skarbu Inków taka tajemnica nie szkodzi – wręcz przeciwnie.

Reklama
Reklama
Reklama