Reklama

Spis treści:

Reklama
  1. Słowianie zostali niewolnikami
  2. Jak Słowianie trafili do Hiszpanii?
  3. Bunt słowiańskiej gwardii
  4. Przełomowe badania polskich archeologów
  5. Archeolodzy ustalili konkretny punkt odniesienia
  6. Sprawa dla etnografa

Ewentualne odkrycie wczesnośredniowiecznej osady słowiańskiej w Maroku nie dorówna może rangą odnalezieniu grobowca Tutenchamona, brzmi jednak na tyle intrygująco, że przyciąga uwagę. Nic dziwnego, że polscy archeolodzy postanowili podjąć takie wyzwanie. Tym bardziej że historia powstania tej „twierdzy Słowian to gotowy scenariusz na film. Jest tam wszystko: niewolniczy wyzysk, bunt i odwaga śmiałków, którzy z bronią w ręku postanowili odzyskać wolność. Ta opowieść daje również wgląd w zaskakujące dzieje Słowian kilkanaście wieków temu.

Słowianie zostali niewolnikami

Nasi „przodkowie” w Maroku? Czy to w ogóle możliwe? Jakim cudem? W IX w. Słowianie zamieszkiwali już olbrzymie obszary Europy, od Łaby po Wołgę, od Bałtyku po Bałkany. Tej nieprawdopodobnej ekspansji jak cień towarzyszyło drugie zjawisko – handel ludźmi. Przez kilka stuleci to Słowiańszczyzna zapewniała nieustający strumień żywego towaru płynący na targi od Hiszpanii po tereny Bliskiego Wschodu. Słowianie byli brani w niewolę przez innych lub sami sprzedawali pobratymców z sąsiednich plemion.

Musiało to być zjawisko masowe, dotykające przynajmniej dziesiątków tysięcy ludzi. W pewnym momencie w niewoli znajdowało się tylu Słowian, że stali się wręcz synonimem niewolnika. Słowo servus w łacinie klasycznej oznaczające niewolnika zostało z czasem wyparte przez określenie sclavus. Podobne zjawisko zaszło również w grece. Także Arabowie bardzo szybko zaadaptowali to słowo na określenie niewolnika (saqaliba). Kres niewolnictwu na Słowiańszczyźnie położy dopiero stopniowa chrystianizacja tych ziem. Zanim to nastąpiło, żywy towar trafiał niekiedy w miejsca bardzo egzotyczne.

Na terenach muzułmańskich niewolnicy z północy zwracali uwagę swoim wyglądem. Jasne włosy, rumiana cera budziły zainteresowanie poetów i pisarzy arabskich. Na ulicach Bagdadu pojawiło się tylu słowiańskich niewolników, że porównywano ich do szarańczy! Lecz pierwsi Słowianie zaczęli napływać na Bliski Wschód jeszcze przed Mahometem. Już cesarz Maurycjusz (582–602) miał wysłać słowiańskie niewolnice do władcy Persji Chosroesa II. Co ważne, Słowianie pojawiali się na Bliskim Wschodzie nie tylko jako towar. Część z nich Bizantyjczycy lokowali na granicach jako osadników wojskowych.

Zresztą Słowianie nie zawsze byli im wierni. W „Kronice” Teofanesa Wyznawcy (VIII/IX w.) można znaleźć wzmiankę o kilku tysiącach słowiańskich najemników, którzy przyłączyli się do kalifa Mu’awiji po jego wyprawie przeciw Bizantyjczykom w 664 r. Podobnie w 692 r. postąpił słowiański „książę” Nevulos. Jak pisał Tadeusz Lewicki w „Źródłach arabskich do dziejów Słowiańszczyzny” (1977), po wyprawie Mu’awiji Słowianie osiedlili się w okolicy syryjskiego miasta Apamea. Później osadzano ich w rejonie Aleppo i w Cylicji. Prawdopodobnie bardzo szybko przejmowali arabską kulturę i zwyczaje.

Jak Słowianie trafili do Hiszpanii?

Jednak największym odbiorcą, a zarazem ośrodkiem handlu Słowianami na zachodzie Europy był Emirat (później Kalifat) Kordoby. Było nie było, pierwsze informacje o państwie Mieszka zawdzięczamy Ibrahimowi ibn Jakubowi, żydowskiemu kupcowi z Półwyspu Iberyjskiego. Słowianie trafiali do Kordoby różnymi drogami. Jednym z węzłów w handlu ludźmi na Zachodzie było miasto Verdun, gdzie wielu niewolników kastrowano dla uzyskania wyższych cen. W Emiracie Kordoby Słowianki trafiały do haremów, a mężczyzn wykorzystywano do rozmaitych posług fizycznych.

Ze Słowian zaczęto też tworzyć gwardie władców. Na gruzach Kalifatu Kordoby powstawały nawet efemeryczne państewka (tzw. taify), których władcy byli Słowianami! I tak twórcą Denii (współcześnie miasteczko między Walencją a Alicante) był wyzwoleniec Mudżahid (Muyahid). Skorzystawszy z upadku Kalifatu, przejął w 1010 r. pełną kontrolę nad miastem i okolicą. Swoją władzę rozciągnął też na Baleary. Po Mudżahidzie rządził jego syn Ali, jednak państewko nie przetrwało długo.

W 1076 r. Denię podbił władca Saragossy. Saqalibowie rządzili też w Walencji, Leridzie czy Almerii. Czy Mudżahid i inni byli Słowianami? To bardzo prawdopodobne. Zapewne byli już jednak w znacznej mierze zarabizowani, być może urodzili się wśród Słowian, ale już na Półwyspie Iberyjskim.

Bunt słowiańskiej gwardii

Z muzułmańskiej Hiszpanii Słowianie trafiali dalej, do Afryki. Jednym z miejsc, w których ich obecność została poświadczona, był Emirat Nekoru (701–1019). To małe państwo, ukryte w górach Rif, odgrywało ważną rolę w islamizacji plemion berberyjskich. Arabski geograf al-Bakri (XI w.), opisując w „Księdze dróg i królestw” okolice Nekoru, zawarł przy tej okazji nieco informacji o historii lokalnej dynastii i właśnie Słowian. Za panowania miejscowego władcy Saida ibn Saleha (864–916) zbuntowała się jego słowiańska gwardia. Żołnierze domagali się wyzwolenia, bo byli zależni od łaski i niełaski pana. Podobnie w starożytnych Atenach utrzymywano „policję” złożoną ze scytyjskich łuczników, a niektórzy cesarze mieli oprócz pretorianów gwardię złożoną z Germanów.

Gdy władca odmówił, gwardziści rozpoczęli oblężenie pałacu emira. Mieszkańcom Nekoru udało się powstrzymać zbuntowanych Słowian, ale ci nie zamierzali wrócić do poddaństwa. „Wyparci z miasta przez ludność, buntownicy uszli i założyli osadę Qajrat as-Saqaliba (wieś Słowian), znajdującą się powyżej Nekoru” – zapisał al-Bakri. Tam dosięgnął ich gniew władcy. Qajrat as-Saqaliba przestała istnieć.

Niestety, datę tych wydarzeń można określić tylko w pewnym przybliżeniu. Zrobił to Dariusz Rozmus, archeolog z arabistycznym przygotowaniem, w latach 90. ubiegłego stulecia, biorąc pod uwagę inne wydarzenia opisane przez al-Bakriego. Naukowiec ustalił, że do buntu gwardii w Nekorze doszło w końcówce IX lub na początku X stulecia. A na pewno przed 916 r., gdy zmarł władca emiratu Said ibn Saleh.

Przełomowe badania polskich archeologów

To właśnie Qajrat as-Saqaliba postanowili odszukać polscy badacze uniwersyteccy ze Szczecina i Poznania. Przeprowadzili kwerendy muzealne i biblioteczne we Francji (w Aix-en-Provence) oraz konsultowali się z badaczami Emiratu Nekor z Hiszpanii. Jesienią 2016 r. wyruszyli do samego Nekoru. Od strony archeologicznej na czele ekspedycji stali dr Wojciech Filipowiak oraz dr Piotr Maliński. Co ważne, brali w niej udział nie tylko archeolodzy, ale również etnolodzy i językoznawcy pod kierunkiem prof. Ryszarda Voybricha.

Po powrocie do Polski o wyprawie stało się głośno, a sensacyjny i triumfalny charakter niektórych relacji medialnych budził zdumienie. „Po naszej listopadowej konferencji część mediów ogłosiła, że już znaleźliśmy wioskę Słowian. Tymczasem do tego jeszcze daleko. Mamy świadomość ograniczeń naszej wiedzy i szeregu wątpliwości, jakie można wysuwać wobec naszych poszukiwań na tym bardzo wstępnym etapie” – mówi dr Wojciech Filipowiak.

Badacze na podstawie innego tłumaczenia kronik al-Bakriego doszli do wniosku, że słowiańscy gwardziści wycofali się do słowiańskiej osady już istniejącej gdzieś w górach obok stolicy emiratu. „Naszą uwagę na taką możliwość zwrócił Ahmed Tahiri. Spotkaliśmy się z nim w Sewilli, ale wywodzi się on z gór Rif, ze współczesnego Nekour i jest szanowanym miejscowym historykiem – opowiada dr Filipowiak.

„W tekście kroniki mowa jest nie o założeniu osady, ale o tym, że Słowianie się do niej wycofali. Status niewolników-gwardzistów był raczej wysoki. Wieś, której szukamy, mogła być czymś w rodzaju ich posiadłości. Mogli tam mieć na swoje usługi jakichś rzemieślników. Gwardziści zwykle byli kastratami, więc nie stanowią raczej kolejnego pokolenia niewolników. Trafiając do niewoli w wieku kilkunastu lat, mogli mieć już własny gust czy przyzwyczajenia. Natomiast bezsprzecznie szybko się arabizowali. Jeśli przyjęli islam, mieli groby szkieletowe, w odróżnieniu od słowiańskich ciałopalnych. Jeśli natrafimy na pochówki, możemy zbadać DNA i izotopy, a to pozwoli określić skąd, a nawet w jakim wieku przybyli do Maroka. Ale do tego jeszcze bardzo daleka droga”.

Archeolodzy ustalili konkretny punkt odniesienia

Podczas wizyty w Tetuanie, Rabacie i Fezie Polacy nawiązali kontakty z marokańskimi uczonymi i zapoznali się z materiałem archeologicznym pochodzącym z Emiratu Nekoru. Przeprowadzili też wstępne rozpoznanie w okolicy miejscowości Mnoud Nekour, które pozwoli wytypować tereny do przeprowadzenia badań powierzchniowych przy pomocy nowoczesnej aparatury (np. trójwymiarowego skanowania terenu). Kluczami do zlokalizowania „twierdzy Słowian” będą ceramika, budownictwo oraz badania miejscowego języka i folkloru.

Dotychczasowe prasowe relacje z badań mówiły, że ceramika, którą polscy badacze widzieli w magazynach Instytutu Archeologii w Rabacie, wykazuje pewne podobieństwo do słowiańskiej ceramiki wczesnośredniowiecznej. „Najbardziej rzucające się w oczy podobieństwa, które widziałem, dotyczą ornamentyki. Ciekawe jest to, że podobieństwo dotyczy wyłącznie ceramiki występującej w górach Rif. W dodatku głównie jest to ceramika niższej jakości – lepiona ręcznie albo toczona czy raczej obtaczana na kole” – precyzuje w rozmowie dr Filipowiak. Fakt, że mamy do czynienia z gorszą ceramiką, świadczyłby, że korzystali z niej najubożsi i niewolnicy. Tym niemniej jak studzi entuzjazm naukowiec, „wzory faliste, które wykazują podobieństwo do tych z ceramiki Słowian, to tylko poszlaka – podobne ornamenty często występują u różnych ludów niezależnie”.

Sprawa dla etnografa

Można się spodziewać, że niewolnicy żyjący jakiś czas w świecie arabskim (a część z nich mogła być już niewolnikami w kolejnym pokoleniu) przejęli kulturę materialną, jaką zastali w Maroku. A jeśli ta ich nie odróżniała, to problematyczne staje się zlokalizowanie i zidentyfikowanie samej wioski Słowian. Może więc pomogłaby analiza ewentualnych ruin? Trudno jednak przypuszczać, że Słowianie zbudowali w marokańskich górach grodzisko podobne do istniejących w Europie Środkowej. Mogli korzystać z miejscowych rozwiązań, a w takim przypadku Qajrat as-Saqaliba byłaby nie do odróżnienia od tradycyjnych lokalnych osad.

„W ostatnich latach było trochę badań archeologicznych w dolinie Nekour. Na przykład Włosi przeprowadzali badania powierzchniowe. Na ten moment powtarzanie ich pracy nie ma sensu” – wyjaśnia dr Filipowiak. I wskazuje, że polscy badacze mają inny pomysł.

Reklama

„Skupiamy się na badaniach etnograficznych, od wsi do wsi. Interesuje nas toponomastyka: nazwy pól, wzgórz, rzek itp. – opowiada badacz. – Polska archeologia zawdzięczała wiele swoich odkryć na Pomorzu właśnie badaniu lokalnego nazewnictwa, które przechowywało pamięć o istniejących dawniej osadach. Jeśli udało się to na Pomorzu, z jego burzliwą historią, wierzymy, że badania w górach Rif też na to pozwolą. Zwłaszcza że berberyjskie plemię Ait Waryaghan żyje w tej okolicy nieprzerwanie od czasów opisanych przez al-Bakriego”.

Reklama
Reklama
Reklama