Kampania wrześniowa – mało znane fakty. Skąd wziął się mit o kawalerii szarżującej na czołgi?
Kampania wrześniowa, zwana też wojną obronną 1939 roku, mimo dotkliwej polskiej porażki nie przebiegła dokładnie według planu Niemiec. Ile tak naprawdę krajów zaatakowało wówczas Polskę? Czy Polacy rzeczywiście szarżowali kawalerią na czołgi?Odpowiedzi na te pytania mogą być dla niektórych sporą niespodzianką.
- Łukasz Zalesiński
W tym artykule:
- Kampania wrześniowa. Nierówna walka
- Jak przebiegała polityczna gra w przededniu wojny?
- Gdzie rozpoczął się największy konflikt w dziejach świata?
- Czy polscy ułani szli z szablami na czołgi?
- Jak umierała Warszawa? Kampania wrześniowa dociera do stolicy
- Kampania wrześniowa i anatomia jej klęski
Wojna obronna 1939 roku, zwana też kampanią wrześniową, trwała przeszło miesiąc. Choć niemieccy agresorzy ze strony polskiej armii napotkali niespodziewanie duży opór, historycy nie mają dzisiaj wątpliwości: wynik tego starcia był przesądzony i to właściwie od samego początku.
Kampania wrześniowa. Nierówna walka
Przewaga Niemców była przygniatająca. Na wojnę przeciwko Polsce Hitler skierował ponad półtora miliona żołnierzy, 2,5 tys. czołgów, blisko 1400 samolotów bojowych i zespół okrętów. Polacy mogli mu przeciwstawić około milion zmobilizowanych żołnierzy, 610 czołgów i niespełna 400 samolotów. Największe polskie okręty jeszcze przed wybuchem wojny zostały odesłane do Wielkiej Brytanii. Dowódcy wiedzieli, że raczej nie przesądzą o przebiegu wojny obronnej. Miały być gotowe na dalszą jej część.
Polacy planowali bronić się na granicach, a potem w razie potrzeby wycofać się na linię Wisły i wytrwać do czasu, gdy z pomocą przyjdą im Francja i Wielka Brytania. Niemcy zakładali Blitzkrieg, czyli wojnę błyskawiczną. Przyjęli, że zmasowane uderzenia lotnicze, artyleryjskie i pancerne połączone z działaniem piechoty doprowadzą do szybkiego załamania polskiej obrony, całej polskiej państwowości i natychmiastowego zwycięstwa. Okazało się jednak, że ambitny plan niemieckich planistów wojennych nie został zrealizowany w 100%. Kampania wrześniowa przebiegła inaczej.
Jak przebiegała polityczna gra w przededniu wojny?
Na wojnę zanosiło się od połowy lat 30. Adolf Hitler po dojściu do władzy postanowił zniszczyć ład ustanowiony w Europie traktatem wersalskim. Stopniowo rozbudowywał armię i rzucił wyzwanie światowym potęgom, starając się odbudować stan niemieckiego posiadania w Europie, poczynając od odzyskania od Francji utraconych po I wojnie światowej Alzacji i Lotaryngii. Niemiecki dyktator chciał a także zjednoczenia z Austrią zgodnie z ideą Wielkich Niemiec. W obszarze jego zainteresowań były także tereny Czechosłowacji z dużą mniejszością niemiecką. Koncepcja Mitteleuropy, czyli podporządkowania przez Niemców całej Europy Środkowej, była dopiero kolejnym punktem w jego imperialnym programie.
Dążąc do realizacji tych właśnie etapów tego planu, Adolf Hitler w końcu „zaproponował” Polsce układ, który rzekomo miał uregulować sporne kwestie. Chciał, aby rząd w Warszawie przystał na włączenie do Rzeszy Wolnego Miasta Gdańska i poprowadzenie przez polskie Pomorze eksterytorialnej autostrady. Widział też Polskę w pakcie antykominternowskim. W praktyce jego celem było zwasalizowanie sąsiada.
Polska ofertę odrzuciła. W odpowiedzi Hitler postanowił, że to ona stanie się pierwszą ofiarą jego wojsk. W kwietniu 1939 roku rozkazał przygotować plan ataku na polskie terytorium. Otrzymał on kryptonim „Fall Weiss”. Aby zyskać dodatkową gwarancję powodzenia, latem porozumiał się z ZSRR. Podpisany 23 sierpnia 1939 roku pakt Ribbentrop-Mołotow zakładał, że na Polskę uderzy też Armia Czerwona. Podbity kraj miał zostać podzielony wzdłuż linii Wisły, Narwi i Sanu. Dwa dni później Polska zawarła co prawda traktat sojuszniczy z Wielką Brytanią, ale, jak się wkrótce miało okazać, wybuchu wojny nikt już nie był w stanie zatrzymać.
Gdzie rozpoczął się największy konflikt w dziejach świata?
Historycy do dziś spierają się o symboliczny początek największego konfliktu w dziejach świata, czyli II wojny światowej. Biorąc pod uwagę samą Europę, duża część wskazuje przy tym na Westerplatte – niewielki półwysep w obrębie Wolnego Miasta Gdańska, gdzie Polska dysponowała niedużą wojskową składnicą. 1 września o 4:45 placówka została ostrzelana przez załogę niemieckiego pancernika „Schleswig-Holstein”, który cumował w pobliskim porcie.
Ze strategicznego punktu widzenia Westerplatte nie miało większego znaczenia. Na półwyspie stacjonowało zaledwie ok. 200 żołnierzy, wyposażonych w 75-milimetrową armatę, 4 moździerze, 2 działka przeciwpancerne kalibru 37 milimetrów i 20 ciężkich karabinów maszynowych. W myśl rozkazów, mieli się bronić przez maksymalnie 12 godzin – aż do nadejścia polskiej odsieczy z głębi lądu.
Niemcy liczyli, że zajmą składnicę z marszu. Mijały kolejne godziny, potem dni, a załoga nie ustępowała. Oporu Polaków nie złamał ani dywanowy nalot Luftwaffe, ani nieustanny ostrzał od strony lądu i morza, ani też podjęta przez Niemców próba podpalenia porastającego półwysep lasu. Obrońcy składnicy skapitulowali dopiero po siedmiu dniach zmasowanych ataków, przez cały ten czas będąc dla reszty kraju symbolem uporu i hartu ducha.
Kiedy jednak „Schleswig-Holstein” dopiero ruszał, by ostrzelać Westerplatte, mieszkańców Wielunia – niewielkiego miasta położonego 20 kilometrów od ówczesnej granicy polsko-niemieckiej, obudziły syreny alarmowe. Niebawem pierwsze bomby spadły na dzielnice mieszkalne, kościół, synagogę, a nawet szpital.
Jeden ze świadków wspominał:
- Zniszczenia były ogromne. Na ulicach leżało sporo zabitych i rannych. Popłoch panował nie do opisania. Ludzie uciekali z miasta, wielu biegało tylko w bieliźnie. Zaskoczenie było tak wielkie, że niektórzy odchodzili od zmysłów - oto relacja szefa sztabu Okręgu Korpusu I w Warszawie, płk Kazimierza Aleksandrowicza. Cytat za: „Niepodległość i Pamięć” nr 31/2010).
Bombardowanie obróciło w perzynę 70% zabudowy, zginęło 1200 mieszkańców. Miasteczko niemal całkowicie opustoszało. I to właśnie Wieluń, a nie Westerplatte należy wskazywać jako miejsce początku apokalipsy II wojny światowej.
Czy polscy ułani szli z szablami na czołgi?
Status obrony Westerplatte jako miejsca początku II wojny światowej to tylko jeden z mitów na temat kampanii wrześniowej. Warto podkreślić, że przez lata wiele z nich było znaczniej bardziej krzywdzących.
Wojna obronna 1939 roku przez lata była opisywana jako rozpaczliwe starcie narodu polskiego z przytłaczającymi siłami niemieckich najeźdźców. Działo się tak ze względu na antysanacyjną politykę historyczną powojennego komunistycznego rządu polskiego.
Kampania wrześniowa długo kojarzyła się w Polsce z obrazem kawalerii szarżującej na niemieckie czołgi. W zbiorowej świadomości utrwalił go film „Lotna” w reżyserii Andrzeja Wajdy. Obraz miał symbolizować straceńczy heroizm polskich żołnierzy, którzy we wrześniu 1939 roku skazani byli na porażkę, głównie ze względu na rzekomo złe decyzje polityczne państwowego kierownictwa.
Niesprawiedliwa filmowa impresja Wajdy luźno nawiązuje do wrześniowej bitwy pod Krojantami. W okolicach tej pomorskiej wsi, 1 września po południu, ułani pod dowództwem płk Kazimierza Mastalerza rzeczywiście konno uderzyli na niemiecki regiment z 20 Dywizji Zmechanizowanej. Tyle, że Polacy nie atakowali czołgów, ale zdezorganizowaną piechotę wroga. I choć faktycznie ułani ponieśli spore straty, atak ten nie był oderwany od zasad ówczesnej sztuki wojennej.
Opowieść o ułanach rzucających się na czołgi, której Wajda dał długie życie, faktycznie była jednak wytworem... nazistowskiej propagandy. Niemcy chcieli w ten sposób poniżyć przeciwnika, pokazać jego bezmyślność i przede wszystkim technologiczne zacofanie. Tymczasem kawaleria na ówczesnym polu bitwy wcale nie była jeszcze przeżytkiem, a jednostki zaopatrzone w transport konny były także na stanie nowoczesnej skądinąd armii, jaką był Wermacht.
Stosowana przez polską kawalerię taktyka polegała na szybkim przemieszczaniu się niewielkich konnych oddziałów. Kiedy żołnierze docierali w wyznaczony rejon, zajmowali pozycję, ostrzeliwali przeciwnika z ciągniętych przez konie karabinów maszynowych i działek, po czym odskakiwali na bezpieczną odległość. Otwarte szarże należały do rzadkości i były wykorzystywane wyłącznie jako element zaskoczenia lub jako środek do wyrwania się z okrążenia.
Polska armia, której po wojnie doklejono łatkę archaicznej, posiadała relatywnie dużo nowoczesnego uzbrojenia. Osamotnione Wojsko Polskie nie było jednak w stanie zatrzymać pancernych kolumn Wehrmachtu, wspieranych przez lotnictwo i artylerię. Do 3 września Polacy przegrali wojnę graniczną. Niemcy zajęli Wielkopolskę, Śląsk, Pomorze i rozpoczęli marsz w głąb kraju w kierunku Warszawy.
Jak umierała Warszawa? Kampania wrześniowa dociera do stolicy
Stolica rozpoczęła przygotowania do wojny jeszcze podczas kończących się wakacji 1939 roku. Warszawiacy ochoczo ruszyli do kopania przeciwlotniczych rowów. Wkrótce też dowiedzieli się, że zgodnie z rozporządzeniem ministra oświaty, dzieci nie rozpoczną nauki w poniedziałek, 4 września. Jednak pomimo coraz wyraźniejszych oznak nadciągającej burzy, wielu mieszkańców łudziło się, że wojna do Warszawy w ogóle nie dotrze. W teorii miasto leżało przecież na głębokich tyłach.
Jednak już 1 września o piątej rano nad Warszawą pojawiły się niemieckie samoloty. Zrzuciły bomby, które jednak nie wyrządziły wielkich szkód. Pułkownik Kazimierz Aleksandrowicz, szef sztabu Okręgu Korpusu I relacjonował: „Ten pierwszy nalot nie zrobił większego wrażenia. Tak sztaby, jak i oddziały oraz ludność cywilna, przyjęły go spokojnie”.
Tym bardziej, że miasto nie było bezbronne. Na Luftwaffe czekała silna obrona przeciwlotnicza oraz polskie myśliwce P-7 i P-11, którym łącznie udało się zniszczyć w czasie obrony kilkanaście nieprzyjacielskich samolotów. W Warszawie nadal działały kina, kawiarnie, ukazywały się gazety. Wkrótce jednak nastroje zaczęły się zmieniać na gorsze.
3 września 14 Korpus Pancerny Wehrmachtu przełamał polskie linie pod Częstochową i ruszył w kierunku Warszawy. Trzy dni później ze stolicy ewakuowany został rząd i sztab naczelnego wodza. Obronę miasta powierzono generałowi Walerianowi Czumie.
8 września Niemcy zajęli Okęcie i chcieli z marszu opanować całe miasto. To się jednak nie udało. Rozpoczęły się ciężkie walki. Tydzień później miasto było już okrążone, a bomby spadały między innymi na Śródmieście. „Ludność lęka się głodu, po nocach stoi w ogonkach po chleb, o który coraz trudniej” – notował Stefan Starzyński, prezydent Warszawy. Ofiar było mnóstwo. Jak pisał Starzyński: „W dniu 19 bm. od godziny 5 do 7 rano usunięto z ulic 166 zwłok ludzkich i 305 zabitych koni. (…). Wobec trudności przewozu na cmentarz, wyznaczono 35 punktów w mieście na skwerach i w parkach, w których zezwolono chować zmarłych”.
Trudno uwierzyć, że przetrwały 80 lat. Nieznane wcześniej kolorowe zdjęcia z II wojny światowej
Kolorowe zdjęcia z czasów II wojny światowej to prawdziwa rzadkość. Dlatego każda zachowana w kolorze fotografia z tego okresu wywołuje ogromne emocje i pozwala, choć na chwilę, poczuć du...Warszawy broniło około 120 tysięcy żołnierzy. Nacierające wojska niemieckie nie były zdecydowanie bardziej liczne, posiadały jednak przewagę sprzętową. Ponadto obrońcy znajdowali się w ciężkim położeniu, jaki było okrążenie. Ostatecznie 28 września dowództwo obrony Warszawy zdecydowało się poddać miasto. Powód był prosty - w tym czasie polskie władze praktycznie nie kontrolowały już terytorium Rzeczypospolitej. Wojna była przegrana.
W czasie walk o Warszawę zginęły dwa tysiące polskich żołnierzy, 16 tysięcy odniosło rany. Wśród cywilów było 10 tysięcy zabitych i 50 tysięcy rannych. W gruzach legło 10 procent zabudowy stolicy.
Kampania wrześniowa i anatomia jej klęski
Wojna obronna zakończyła się ostatecznie 6 października 1939 roku, wraz z kapitulacją Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie” w bitwie pod Kockiem. Przez ponad miesiąc Polacy zmuszeni byli do walki nie z jednym agresorem, ale aż z trzema przeciwnikami.
Kto zaatakował Polskę?
Oprócz Armii Czerwonej, która wkroczyła do Polski 17 września, już 1 września obok Niemców, terytorium Rzeczypospolitej zaatakowała również armia słowacka, licząca ok. 12 tys. żołnierzy. Słowacy pozostający w aliansie z Hitlerem zajęli między innymi Zakopane i Nowy Targ.
Polskie wojska od wschodu zmagały się też z potężną armią sowiecką. Ta, realizując ustalenia paktu Ribbentrop-Mołotow, niejako wbiła Polsce nóż w plecy. I ostatecznie pogrzebała szansę polskiej armii na utrzymanie choćby części terytoriów przez dłuższy czas.
Dla Polski takie starcie z dwiema europejskimi potęgami musiało zakończyć się klęską. Tym bardziej, że Francja i Wielka Brytania nie bardzo kwapiły się, by przyjść sojusznikowi na pomoc. Rządy obydwu państw uznały, że ich armie są jeszcze zbyt słabe. Zdecydowały się na to, by przeciwko Hitlerowi wystąpić dopiero po odpowiednim przygotowaniu.
Bilans wojny obronnej
Niewielką satysfakcją dla Polaków był fakt, że Blitzkrieg nie do końca się powiódł. Niemcy, zamiast świętować szybkie zwycięstwo, musieli wdać się w ciężką, wielotygodniową batalię, która w znacznym stopniu wykrwawiła Wermacht. Hitlerowcy musieli odbudowywać swoje dywizje przed następnym wielkim starciem, tym razem z państwami skandynawskimi i z Francją.
Podczas kampanii wrześniowej poległo blisko 66 tysięcy polskich żołnierzy. Około 700 tysięcy trafiło do niewoli. Kraj został podzielony na strefy okupacyjne. ZSRR zagarnął terytoria o powierzchni 190 tysięcy km kwadratowych, zamieszkiwane przez 13 mln osób, wcielając zaraz te tereny do swojego organizmu państwowego. Niemcy przejęli obszar równy 186 km kwadratowych z 22 mln mieszkańców. Część tych terenów została wcielona bezpośrednio do Rzeszy. Z części powstało Generalne Gubernatorstwo – quasi-państwo ściśle podporządkowane władzom okupacyjnym. Dla Polski zaczął się jeden z najciemniejszych okresów jej historii.