Reklama

W tym artykule:

  1. Najstarsze ślady ludzi w Polsce: Trzebnica i Rusko
  2. Co wiemy o pierwszych osadnikach?
  3. Przetrwało mało śladów
  4. Na jakie pytania szukamy odpowiedzi
Reklama

Kiedy pierwsi ludzie dotarli do ziem polskich? Badania przynoszą coraz to nowe odkrycia. Przez długi czas powszechnie sądzono, że ten ważny dla naszych dziejów moment nastąpił około 200 tysięcy lat temu. Jednak badania Jana Burdukiewicza w Trzebnicy koło Wrocławia przesunęły te wydarzenia daleko wstecz.

Najstarsze ślady ludzi w Polsce: Trzebnica i Rusko

W jednym z cieplejszych interstadiałów zlodowacenia Elstery, na wzgórzach dzisiejszej Trzebnicy pojawiła się grupka pitekantropów (Homo erectus – przyp. red.). Czuli się dobrze w ówczesnym lesisto-stepowym otoczeniu, gdyż sądząc z dużej liczby pozostawionych przez nich wyrobów krzemiennych, przebywali tu przez dłuższy czas lub też wielokrotnie wracali w to samo miejsce.

Czaszka Homo erectus (H. e. tautavelensis) znaleziona we Francji / fot. Luna04~commonswiki/CC BY 2.5 DEED/Wikimedia Commons

Polowali na wielkie ssaki – bizony, nosorożce, konie, dziki, łapali też szczupaki; szczątki tych zwierząt przetrwały do dziś na miejscu obozowiska. Podobnie datowane jest stanowisko z dolnego paleolitu w Rusku koło Strzegomia na Dolnym Śląsku.

A więc jednak 500 tysięcy lat! Okazja do niezłego jubileuszu, aktualna w każdej chwili, bo możliwości badawcze jeszcze długo nie pozwolą dokładnie określić daty przybycia pierwszych istot ludzkich na nasze ziemie.

Mamy jednak pewność, że mniej więcej w tym czasie grupy pierwotnej ludności po raz pierwszy tu wkroczyły. Ślady ich w Polsce są bardzo nieliczne i jak dotąd nie odkryto nawet fragmentów ich szkieletów. Oprócz wspomnianych wyżej Trzebnicy i Ruska znamy dotychczas kilka bardzo ubogich stanowisk archeologicznych, które można by łączyć z pitekantropem.

Co wiemy o pierwszych osadnikach?

Na tym kończy się lista śladów człowieka w Polsce u schyłku środkowego plejstocenu. Na ich podstawie niewiele możemy w tej chwili powiedzieć o tym, czym się żywił, jak dawał sobie radę w trudnym klimacie. Tryb życia i organizacja „naszych” pitekantropów były prawdopodobnie takie same jak tych, które zamieszkiwały tereny południowe.

Nielicznym młodszym zabytkom środkowopaleolitycznej kultury mikocko-prądnickiej z Jaskini Ciemnej w Ojcowie towarzyszą kości zwierząt zimnolubnych, czujących się dobrze w chłodnym klimacie, a więc zamieszkujących strefę arktyczną; wskazuje na to łowiectwo jako źródło utrzymania ludzkiej gromady. Najciekawsze jednak jest to, że grupa ta zamieszkiwała na samej krawędzi dostępnych ludziom terenów, już w pobliżu jałowej pustyni arktycznej. Byli to więc pionierzy, którzy pierwsi potrafili przystosować się do nowo opanowanych północnych rewirów.

Fot. Werner Ustorf/CC BY-SA 2.0 DEED/Wikimedia Commons

Istnieje też interesująca, choć na razie trudna do sprawdzenia hipoteza, że nieliczne, ubogie w narzędzia stanowiska z tego okresu znajdowane w Europie Środkowej, także w Polsce, są pozostałością wędrówek grup ludzkich łączących dwa bogato rozwijające się i stosunkowo gęsto zaludnione „centra” kultury aszelskiej – wschodnie na wybrzeżu czarnomorskim i zachodnie w basenie Sekwany.

To możliwe. Przecież ci „emigranci” z jednej strefy do drugiej nie zdawali sobie sprawy z tego, że emigrują, po prostu posuwali się coraz dalej, szukając najdogodniejszych warunków egzystencji. Wędrówka ich była tak długa, że w czasie jej trwania mogli przystosować się do życia w chłodniejszym klimacie środkowej Europy.

Przetrwało mało śladów

Nieprędko poznamy bliżej prawdę o najodleglejszym odcinku naszych pradziejów, zwanym przez archeologów starszym paleolitem. Powodem tego jest zarówno mała liczba śladów ludzkiej działalności, jak i to, że poza kamiennymi do naszych czasów przetrwały tylko nieliczne przedmioty wykonane z innych surowców.

Zbyt mało też znaleziono szczątków pitekantropów, aby móc określić, jak długo żyli. Zapewne średnia wieku była bardzo niska, głównie na skutek ogromnej śmiertelności wśród niemowląt i dzieci. Kto jednak przeżył szczęśliwie młodość, dowodząc tym odporności organizmu oraz wszechstronnej sprawności umysłowej i fizycznej, ten miał szansę dożycia sędziwego wieku, może nawet przekroczenia sześćdziesięciu lat.

Naukowcy spierają się o to, jak są przedstawiani praludzie. Wygląd wielu rekonstrukcji jest mylący

Jak naprawdę wyglądali praludzie? Wygląd rekonstrukcji znanych z książek czy muzeów często nie ma nic wspólnego z obecnym stanem wiedzy naukowej.
Rekonstrukcja wyglądu Lucy (po lewej) i dziecka z Taung (po prawej). Każdemu przypisano inny odcień skóry i grubość tkanek miękkich (Image credit: R. Campbell, G. Vinas, M. Henneberg, R. Diogo)
Rekonstrukcja wyglądu Lucy (po lewej) i dziecka z Taung (po prawej). Każdemu przypisano inny odcień skóry i grubość tkanek miękkich (Image credit: R. Campbell, G. Vinas, M. Henneberg, R. Diogo)

Na jakie pytania szukamy odpowiedzi

Z naszej niewiedzy wynika wiele pytań. Czy już wówczas zaczęto chronić się przed zimnem za pomocą ubiorów, na przykład ze skór zwierzęcych? Czy rodzina pitekantropów była trwała? Jak liczne były ich grupy? Czy istniał podział pracy, czyli wykonywanych w ramach grupy obowiązków dnia codziennego, czy też ludzie współdziałali tylko przy okazji wielkich polowań, a później każdy działał na własną rękę?

Czy istniały już ślady filozoficznej refleksji? Co myślał praczłowiek siedzący przed wejściem do Jaskini Ciemnej w Ojcowie? Czy martwił się, że zginęło mu dobre zgrzebło kamienne i ze sporządzeniem nowego będą kłopoty, czy też zguba przestała go interesować, bo właśnie skończył jeść pieczeń niedźwiedzią i nasycony nie widział potrzeby martwienia się odległymi sprawami dnia jutrzejszego?

A może w ogóle zapomniał, że takie narzędzie przed kilku godzinami posiadał? Grzał się po prostu, korzystając z rzadkiej chwili słonecznego ciepła. Czuł się syty i bezpieczny. Za plecami miał wygodną jaskinię z takimi jak on, przyjaznymi istotami, a przed sobą przymrużonymi w południowym słońcu oczami widział jak na dłoni głęboką dolinę i stromą ścieżkę pnącą się w górę z dna wąwozu, jedyną drogę, skąd mogło nadejść niebezpieczeństwo.

Mimo morzącej senności co jakiś czas odruchowo sprawdzał, czy ścieżka pozostaje pusta. Może nawet przyśniło mu się zgubione zgrzebło? Ale na pewno nie przeczuwał, że gdy śnieg jeszcze więcej niż sto tysięcy razy spadnie i stopnieje, tą samą ścieżką wspinać się będzie do jaskini objuczony sprzętem archeolog, żeby zgubione narzędzie odnaleźć i wziąć je do ręki z myślą, że ostatnia dłoń, która ten przedmiot przed nim trzymała, była jeszcze mocno kosmatą ręką praczłowieka.

Jest to fragment książki autorstwa prof. Michała Kobusiewicza pt. „500 000 najtrudniejszych lat” Wydawnictwa Instytutu Archeologii i Etnologii Polskiej Akademii Nauk, Warszawa 2023 (wydanie drugie, zaktualizowane).

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama