W tym artykule:

  1. Jak nie Egipcjanie, to Partowie
  2. Imperator na Wschodzie
  3. Zdrada na pustyni
  4. Wytrawni jeźdźcy i bicie w bębny
  5. Pod gradem strzał
  6. Biada pokonanym
  7. W partyjskiej pułapce
  8. Tama dla Rzymu
Reklama

Marek Licyniusz Krassus uchodził za człowieka o wielkich zdolnościach i jeszcze większych ambicjach. Wraz z Cezarem i Pompejuszem Wielkim w 60 r. p.n.e. stworzył porozumienie polityczne zwane triumwiratem, dzięki któremu politycy ci de facto zdobyli decydujący głos w sprawach republiki rzymskiej.

Krassus był najstarszy i najbogatszy z całej trójki, a jednocześnie najmniej utytułowany. Cezar robił błyskotliwą karierę – podbijał Galię, gromił Germanów i jako pierwszy rzymski wódz najechał Brytanię. Pompejusz mógł chwalić się, że rozgromił króla Pontu Mitrydatesa, pokonał groźnego renegata Sertoriusza i oczyścił Morze Śródziemne z uciążliwych piratów. Na ich tle osiągnięcia Krassusa wyglądały blado. Największym jego sukcesem było pokonanie Spartakusa w 71 r. p.n.e. Było to jednak zwycięstwo „tylko” w wojnie z niewolnikami. Odmówiono mu nawet prawa do odbycia triumfu w stolicy! Co gorsza, Pompejusz, który włączył się w walkę z buntownikami w końcowej fazie, zręcznie ukradł mu resztki chwały pogromcy niewolników. Krassus, jeśli chciał liczyć się w rozgrywce o władzę, musiał przekonać Rzymian, że jest wielkim wodzem. Swą szansę zobaczył na Wschodzie.

Jak nie Egipcjanie, to Partowie

Początkowo ubiegał się o dowództwo podczas planowanej aneksji Egiptu. Wciąż bogate, ale słabe militarnie, państwo Ptolemeuszy wydawało się wymarzonym celem. Krassus trzykrotnie próbował zdobyć zgodę na zajęcie Egiptu, plany te jednak zostały storpedowane przez jego politycznych przeciwników w senacie. Wówczas zwrócił uwagę na rozległe państwo Partów graniczące z rzymską prowincją Syrią. Partowie wyrośli na wielkie mocarstwo, podbijając większość ziem dawnego imperium Seleukidów. Pod władzą Partów znalazła się m.in. Mezopotamia, jeden z najbogatszych regionów ówczesnego świata.

Marek Licyniusz Krassus uchodził za człowieka o wielkich zdolnościach i jeszcze większych ambicjach fot: Wikimedia commons

Potencjał militarny Partów w porównaniu z Rzymem był stosunkowo niewielki. Historycy oceniają ich możliwości militarne na około 50–60 tys. wojowników. W dodatku właśnie trwała w Partii wojna domowa pomiędzy braćmi – Orodesem i Mitrydatesem III, którzy po zamordowaniu ojca poróżnili się o władzę.

Krassus dostał zielone światło do ataku na Partię w 55 r. p.n.e. Na mocy porozumienia z Pompejuszem i Cezarem Krassus otrzymał w zarząd Syrię i ruszył na wschód. Wedle antycznych autorów marzył mu się podbój terenów aż do Indii, jednak powątpiewa w to dr Maciej Piegdoń z Instytutu Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego, autor biografii Krassusa. Uważa, że plany triumwira były o wiele skromniejsze. Jak się okazało i tak go przerosły.

To nie Germanie jako pierwsi ograbili Rzym. Tej zniewagi imperium nigdy nie wybaczyło najeźdźcom

Galowie, a nie niesławni Wandalowie czy Wizygoci, byli pierwszymi, którzy zdobyli Rzym i złupili to miasto dla jego bogactwa. Słowa ich przywódcy będą prześladować Rzymian przez pokolenia:...
i
P. CARTIER/BRIDGEMAN/ACI

Imperator na Wschodzie

Krassus, po przybyciu do wyznaczonej mu prowincji, ruszył do ataku. Wiosną 54 r. p.n.e. przekroczył z armią Eufrat i uderzył na będące pod wpływami Partów tereny królestwa Osroene i północnej Mezopotamii. Początki kampanii Krassusa zwiastowały łatwy sukces. Rzymianie zajęli bez walki wiele miast, których greccy mieszkańcy entuzjastycznie witali najeźdźców. Jedynie w Zenodion oddziały Krassusa natrafiły na opór – mieszkańcy pod pozorem poddania się zwabili w mury miasta stu legionistów, a następnie ich wybili. W odwecie namiestnik Syrii po zajęciu Zenodion sprzedał wiarołomnych mieszkańców w niewolę. Żołnierze Krassusa uczcili zdobycie tego miasta, obdarowując go tytułem imperatora – tj. zwycięskiego wodza.

Partyjski satrapa Sillakes próbował odeprzeć najeźdźców, ale poniósł klęskę pod miastem Ichnia, gdzie został ranny. To zwycięstwo umożliwiło Rzymianom zajęcie kolejnych miast w Mezopotamii, m.in. Carrhae. W tym momencie Krassus się zatrzymał, pozostawił w zajętych miastach garnizony, sam zaś wycofał się do Syrii. Główne uderzenie na kraj Partów zaplanował na następny rok – chwilowo dysponował zbyt szczupłymi siłami, aby realnie myśleć o ich pokonaniu.

Do kolejnej kampanii Krassus przygotowywał się bardzo starannie. Do Syrii przybyły posiłki prowadzone przez jego syna Publiusza; w tym tysiąc galijskiej jazdy. Triumwir gromadził nowe legiony i pieniądze, nie cofając się nawet przed zajęciem majątków świątyń w Hierapolis-Bambyke i Jerozolimie (Judea była od czasów Pompejusza Wielkiego państwem wasalnym wobec Rzymu i od czasu do czasu musiała spełniać „zachcianki” Rzymian). Co więcej, jego sukcesy doprowadziły do przejścia na stronę Rzymu króla Armenii, który obiecał wesprzeć Krassusa liczną jazdą. Wszystko układało się więc po myśli triumwira.

Zdrada na pustyni

Na początku 53 r. p.n.e przed obliczem namiestnika Syrii pojawiło się partyjskie poselstwo. Emisariusze króla Orodesa II (który zdążył już wcześniej pokonać i zabić brata) pytali, co jest powodem napaści i czy Krassus działa jako przedstawiciel Republiki Rzymskiej, czy jako człowiek prywatny? Triumwir odpowiedział buńczucznie, że udzieli odpowiedzi w Seleucji, partyjskiej metropolii. Poseł jednak wyśmiał przechwałki Rzymianina. „Pierwej tu włosy wyrosną niż ty, Krassusie, zobaczysz Seleucję” – powiedział, wskazując na spód dłoni.

Nie zachwiało to pewności siebie Rzymianina. Wiosną ruszył do natarcia. Początkowo zamierzał dotrzeć do Seleucji, trzymając się Eufratu. Rzymianie liczyli, że zamieszkujący to miasto Grecy opowiedzą się po ich stronie. A dysponując bazą w Seleucji, Krassus mógł uderzyć na pobliski Ktezyfont, stolicę Partów.

Stara grawerowana ilustracja przedstawiająca wizualną rekonstrukcję świątyni Jowisza Optimus Maximus w Olimpii w starożytnym Rzymie fot: Getty Images

Ostatecznie Rzymianin zmienił jednak plany. Wpłynął na to Abgar – król Edessy wchodzącej w skład państwa Osroene. Skłonił triumwira do skierowania wojsk do północnej Mezopotamii. Ponad 40-tysięczna armia rzymska ruszyła przez półpustynny i pustynny teren. Żołnierzom ogromnie dawał się we znaki upał. Wkrótce nadeszły pierwsze złe wieści. Król Armenii Artawazdes poinformował, że z powodu partyjskiego najazdu na jego królestwo nie może przysłać obiecanych posiłków. Poradził przy tym, by Krassus wybrał trasę przez górzystą Armenię, gdzie jazda partyjska straci swoje walory.

Mądre argumenty Artawazdesa nie przekonały jednak namiestnika Syrii. Krassus nie tylko nie miał zamiaru skorzystać z rad króla Armenii, ale uznał taką postawę za zdradę i zagroził nielojalnemu w jego opinii sojusznikowi wyciągnięciem konsekwencji!

Nad rzeką Balissos, w pobliżu miasta Carrhae, do Rzymian dotarła wiadomość o nadciąganiu wojsk partyjskich. Ich obecność niemile zaskoczyła najeźdźców, którzy nie spodziewali się tak szybko wejść w kontakt bojowy z wrogiem. Było południe 9 czerwca 53 r. p.n.e.

Wytrawni jeźdźcy i bicie w bębny

Zmęczeni i spragnieni Rzymianie przygotowywali się do bitwy. Początkowo Krassus ustawił legiony w długi i płytki szyk, a jazda zajęła pozycje na flankach. Długa linia bojowa Rzymian miała zapobiec okrążeniu przez mniej licznego, ale bardziej mobilnego nieprzyjaciela. Ostatecznie jednak – na swoje nieszczęście – wódz zmienił ustawienie i przeformował swoje 40-tysięczne wojska w wielki czworobok, którego każdy bok stanowiło dwanaście kohort. Dowództwo na jednym ze skrzydeł objął kwestor Gajusz Kasjusz Longinus, na drugim syn wodza Publiusz Licyniusz, a sam wódz naczelny miał dowodzić środkiem wojsk.

Armia partyjska pod wodzą Sureny była znacznie mniejsza niż rzymska. Liczyła około 10 tys. jazdy. Większość stanowili konni łucznicy, było też tysiąc ciężkozbrojnych kawalerzystów, zwanych katafraktami. Przeciwnicy Rzymian byli natomiast znakomitymi jeźdźcami. Nic dziwnego, bo – jak podał w III w. rzymski historyk Marek Junianus Justynus (powołując się na Pompejusza Trogusa, żyjącego na przełomie ery) – w życiu Partów konie odgrywały kluczową rolę. Konno walczyli, na koniach ucztowali, nie schodząc z nich załatwiali publiczne i prywatne sprawy, podróżowali, handlowali i spotykali się towarzysko.

Surena, aby dodać animuszu swoim mniej licznym wojownikom i zarazem zastraszyć przeciwnika, rozkazał przed bitwą bić w bębny i hałasować. Tak opisał tę wojnę psychologiczną Plutarch: „Najpierw całą równinę napełnili ponurym wyciem i przejmującym hałasem. Bo nie rogami czy trąbami podniecają się oni do bitwy, ale jakby maczugami z wydrążeniem i spiżowym pierścieniem, na który napina się skóry; w te uderzając, wywołują głos głęboki i ponury, groźny jak ryk dzikich zwierząt wśród huku grzmotów. Dobrze więc spostrzegli [Partowie], że doznanie słuchu najbardziej podnieca i najbardziej ze wszystkiego wytrąca człowieka z rozwagi”. Potem Surena ruszył do ataku.

Pod gradem strzał

Początkowo liczył, że zdoła rozbić Rzymian frontalną szarżą. Legioniści wytrzymali jednak natarcie katafraktów. Wtedy wódz Partów zmienił taktykę – zamiast frontalnie atakować, rozkazał ostrzeliwać Rzymian z dystansu. Partyjskie łuki kompozytowe miały znacznie większy zasięg niż rzymskie oszczepy. Dzięki temu Partowie mogli bezkarnie zasypywać legionistów pociskami, sami pozostając poza zasięgiem wrogich oszczepów. Iranista dr Keveh Farrokh szacuje, że w ciągu zaledwie 20 minut partyjscy łucznicy mogli wystrzelić w kierunku Rzymian od 1,6 do 2 mln strzał!

Krassus planował poczekać, aż Partom zabraknie pocisków i wtedy uderzyć. Spotkała go przykra niespodzianka – mimo upływu czasu konnym łucznikom nie kończyła się amunicja. Zapobiegliwy Surena przyprowadził bowiem ze swoją armią tysiąc wielbłądów wiozących zapas strzał. Gdy Rzymianie dostrzegli wreszcie, że partyjscy jeźdźcy uzupełniają amunicję przy wielbłądach, zaczęli tracić rezon. Krassus – widząc, że jego defensywna taktyka nie sprawdza się – rozkazał swojemu synowi przeprowadzić kontratak na czele wydzielonych sił.

Partowie nie podjęli walki z Publiuszem, lecz zaczęli się cofać. Wtedy w Rzymian wstąpił nowy duch. Z entuzjazmem rzucili się w pościg za wrogiem. Młody Krassus nie zdawał sobie sprawy, że to pozorowany odwrót, który ma go odciągnąć od głównych sił. Gdy Publiusz oddalił się wystarczająco daleko od reszty armii rzymskiej, Partowie zawrócili, odcinając mu drogę odwrotu. Po zaciętej walce większość ludzi młodego Krassusa poległa, a on sam – ranny, nie chcąc dostać się do niewoli – kazał przebić się słudze mieczem. Po chwili odciętą głowę Publiusza Partowie nadziali na włócznię i zaprezentowali pozostałym Rzymianom, co podłamało morale legionistów.

Biada pokonanym

W ostatniej fazie bitwy Partowie otoczyli rzymski czworobok, ostrzeliwując stłoczone kohorty z łuków i próbując rozbić je za pomocą szarż katafraktów. Rzymianie słabli, zdołali jednak przetrwać partyjską nawałę.

Zapadający zmierzch położył kres walce. Partowie odjechali, rzucając na odchodne, że „darują Krassusowi jedną noc na opłakanie syna”. W rzymskich szeregach zapanowało rozprzężenie, Krassus, załamany klęską i śmiercią syna, nie panował nad sytuacją. Wyręczyli go legaci – Kasjusz i Oktawiusz, zarządzając nocny wymarsz do obsadzonego rzymską załogą miasta Carrhae. Spieszyli się. Aby nie opóźniać marszu, zdecydowali się nawet porzucić rannych.

W trakcie nocnego odwrotu część Rzymian zabłądziła. Z nastaniem dnia Partowie wycięli ich w pień. Podobny los spotkał rannych porzuconych w obozie. Główne siły Krassusa zdążyły jednak schronić się w murach miasta. Chwilowo Rzymianie byli bezpieczni. Triumwir nie zamierzał jednak zostawać w Carrhae, planował wymknąć się stamtąd nocą i dotrzeć do Armenii. Jednak kolejny raz nie dopisało mu szczęście. Andromachos – człowiek, którego wybrał na przewodnika – okazał się zdrajcą (kolejnym po królu Abgarze, bo to jego potomni obarczyli winą za wprowadzenie armii Krassusa prosto na armię Sureny!).

W partyjskiej pułapce

W czasie nocnego marszu z Andromachosem rzymska armia rozdzieliła się. Ostatecznie około 5 tys. żołnierzy pod komendą Oktawiusza – prowadzonych przez lojalnych przewodników – dotarło przed świtem do wzgórza Synnaki. Druga grupa została u boku Krassusa i Kasjusza. Jednak oficer, widząc knowania Andromachosa i bezradność wodza, porzucił swego dowódcę i zawrócił do Carrhae, skąd później z 500 jeźdźcami przedarł się do Syrii.

Z nastaniem dnia grupę Krassusa zaatakowali Partowie, na szczęście w ostatniej chwili przybył mu z odsieczą wierny Oktawiusz. Zanosiło się, że Rzymianie zdołają uciec w góry. Wtedy partyjski dowódca postanowił użyć podstępu: wysłał do Krassusa posłów, proponując zawarcie traktatu. Rzymianin nie ufał Surenie i zamierzał kontynuować marsz w góry pod osłoną nocy – lecz żołnierze zmusili go do podjęcia negocjacji.

W czasie spotkania doszło do walki między Rzymianami a Partami. Okoliczności śmierci Krassusa nie są jasne. Wedle części źródeł zginął w czasie starcia lub próby ucieczki. Niektórzy antyczni autorzy spekulowali, że śmierć Krassusowi zadał jeden z jego własnych żołnierzy, aby wrogowie nie wzięli wodza żywcem. Tak czy inaczej, Partowie mieli ciało Krassusa. Odcięli mu głowę i prawe ramię – był to orientalny zwyczaj poniżenia pokonanego wroga. Wedle rzymskiego historyka Kasjusza Diona nalali też Rzymianinowi do gardła roztopione złoto.

Tama dla Rzymu

Bilans wyprawy okazał się dla Rzymian opłakany – w bitwie i w czasie odwrotu poległo około 20 tys. ludzi, a 10 tys. dostało się do niewoli. Jeńcy zostali wcieleni do armii partyjskiej i osadzeni na wschodnich rubieżach państwa Partów. Większość z wziętych do niewoli legionistów już nigdy nie powróciła do ojczyzny. Zaledwie ok. 10 tys. żołnierzy zdołało dotrzeć do Syrii.

Zwycięski Surena zorganizował w Seleucji parodię rzymskiego triumfu, gnając ulicami miasta jeńców i sobowtóra Krassusa. A głowa Krassusa posłużyła jako rekwizyt w przedstawieniu greckiej sztuki Eurypidesa „Bachantki” odgrywanej na dworze partyjskiego władcy Orodesa II. Los dopisał jednak zaskakujący epilog do antycznego dramatu. Surena został zamordowany przez króla zazdrosnego o jego sukcesy. Z kolei sam władca zginął w 38 r. p.n.e. z ręki własnego syna.

Reklama

Klęska pod Carrhae poważnie nadwerężyła prestiż Rzymu, choć nie wpłynęła na trwałe zmiany granic. Bo mimo pokonania Krassusa i kilku innych późniejszych sukcesów, Partom nie udało się odebrać Rzymowi już zajętych prowincji. Rzymianie, choć jeszcze wielokrotnie toczyli wojny z Partami, nie uważali ich za śmiertelne niebezpieczeństwo. „Bezsprzecznie są groźni w działaniach wojennych, niemniej sława przewyższa ich osiągnięcia. Nie zdobyli nic na Rzymianach, a do tego utracili pewne części swoich posiadłości”– twierdził Kasjusz Dion na przełomie II i III w. Zwycięstwa Sureny nad Krassusem nie można jednak bagatelizować. Zdaniem znawcy antyku prof. Józefa Wolskiego bitwa ta stała się kamieniem węgielnym nowego układu sił na Wschodzie. Rzym przestał być jedynym mocarstwem w tamtym regionie – Partowie położyli tamę dalszej ekspansji Rzymian na Wschód.

Reklama
Reklama
Reklama