Reklama

W tym artykule:

  1. Atak na willę w Tangerze
  2. Kim był Ion Perdicaris?
  3. Skradziona żona
  4. Marokański Robin Hood
  5. Mała wojna domowa
  6. Sprawa dużego kalibru
  7. Amerykanin czy Grek?
  8. Żywy lub martwy
  9. Uwolnienie i syndrom sztokholmski
  10. Dalsze losy Perdicarisa
Reklama

Maroko – kraj rozciągający się między Morzem Śródziemnym i Atlantykiem miał spore znaczenie strategiczne. Najbardziej wysunięty na północ port Tanger „jest całkiem blisko Europy – podkreślał francuski pisarz i obieżyświat Pierre Loti.

Pierwsze marokańskie miasto niczym najbardziej wysunięta na północ Afryki czatownia; można się do niego dostać w 3 lub 4 godziny parowcem, a każdej zimy staje się miejscem wypoczynku dla wielkiej liczby turystów”.

Lecz „New York Tribune” ostrzegał w 1903 r., że „Maroko wciąż pozostaje dla nas zamkniętą księgą. Europejczycy nie wyruszają tam dla jakiejkolwiek przyjemności, nie licząc Fezu i miast nadbrzeżnych. Wewnątrz jest niebezpiecznie dla każdego z wyjątkiem wyznawców Proroka”. Rok później słowa te okazały się prorocze.

Atak na willę w Tangerze

18 maja 1904 r. około godziny 20.30 do położonej na wzgórzach Tangeru willi włamali się rabusie. Banda dowodzona przez Mulaia Ahmeda er Raisuniego – jak zauważyła bezradna służba – wdarła się na teren posiadłości, poturbowała panią domu i porwała dwóch mężczyzn. Aktualnego męża kobiety – pochodzącego z USA przedsiębiorcę Iona Perdicarisa oraz jej syna z poprzedniego małżeństwa – Cromwella Olivera Varleya.

Konsulat USA dowiedział się o całej sprawie następnego dnia rano. Konsul Samuel Gummeré, przyjaciel Perdicarisa, nie tracił czasu. Skontaktował się z kierującym brytyjskim poselstwem Arthurem Nicolsonem.

Mający doświadczenie w podobnych sprawach Brytyjczyk nie miał wątpliwości, że niebawem wpłynie żądanie okupu. Obarczył też rząd sułtana Maroka odpowiedzialnością za spełnienie żądań porywaczy i uwolnienie uprowadzonych. Tymczasem Gummeré poinformował o sytuacji przełożonych w Waszyngtonie. Prezydent Roosevelt był oburzony zamachem na Amerykanina, dlatego nie czekał na ogłoszenie żądań porywaczy i wysłał do Tangeru flotę.

Arabowie w Rzymie splądrowali Bazylikę św. Piotra. Islamska armia bez trudu pokonała wojska chrześcijan

Hordy islamskich wojowników wtargnęły do Bazyliki św. Piotra, bezczeszcząc i łupiąc świątynię. Był 27 sierpnia 846 roku. Arabowie w Rzymie znaleźli się w samym sercu zachodniego chrze...
Arabowie w Rzymie splądrowali Bazylikę św. Piotra. Islamska armia bez trudu pokonała wojska chrześcijan (fot. Getty Images)
Arabowie w Rzymie splądrowali Bazylikę św. Piotra. Islamska armia bez trudu pokonała wojska chrześcijan (fot. Getty Images)

Kim był Ion Perdicaris?

Ion Perdicaris urodził się w 1840 r. Jego ojciec Gregory pochodził z Aten, wyemigrował stamtąd do USA, wżenił się w bogatą amerykańską rodzinę z Karoliny Południowej i objął funkcję nauczyciela języków nowożytnych na Uniwersytecie Harvarda. Później był ambasadorem USA w Atenach, a następnie dorobił się fortuny na finansowych spekulacjach.

Młody Ion spędził kilka lat na studiach w Europie. Uważano, że miał talent pisarski, malarski i muzyczny. Uczestniczył w życiu towarzyskim Nowego Jorku, gdzie wzięła go pod swoje skrzydła aktorka Anna Cora Mowatt. Zafascynował się okultyzmem, co było bardzo modne. W 1860 r. wstąpił na prestiżowy Harvard, gdzie wykładał jego ojciec.

To beztroskie życie skończyło się jednak z nastaniem wojny secesyjnej. Rodzina Perdicarisów zaczęła się obawiać, że jej majątek skonfiskuje rząd Skonfederowanych Stanów Ameryki (czyli Południa), bo Gregory i syn sprzyjali wojskom Północy. Ion udał się więc do Grecji, gdzie zrzekł się obywatelstwa i wystąpił o greckie.

Doszedł do wniosku, że konfiskata majątku obywatela obcego państwa byłaby dla Konfederacji znacznie bardziej ryzykowna niż zabór mienia krnąbrnego mieszkańca Południa. Jak się okazało, ten grecki wątek miał w przyszłości odegrać niespodziewaną rolę.

Skradziona żona

Po wojnie domowej Ion podróżował po Europie. W Wielkiej Brytanii poznał lady Ellen, żonę Cromwella Fleetwooda Varleya, znanego inżyniera i spirytualisty. Zakochali się. Brytyjka opuściła męża, a uciekając przed skandalem, wyjechała do USA. Tam Ion i Ellen pobrali się, a kilka lat później zamieszkali w Tangerze.

Bogaty Perdicaris szybko stał się znany, gościł też wielu turystów. Był popularnym wśród biedoty filantropem. Nie uniknął jednak skandalu. Otóż zabronił guwernantce swoich pasierbów poślubić jednego z marokańskich arystokratów, oczarowanego jej głosem. Małżeństwo ostatecznie doszło jednak do skutku, wbrew sprzeciwom Perdicarisa.

Ofiara porwania nie była zatem postacią anonimową. Kim był zaś jego porywacz? Aby zasięgnąć o nim języka, dyplomaci udali się po radę do Waltera B. Harrisa – brytyjskiego dziennikarza uprowadzonego przez Raisuniego rok wcześniej.

Marokański Robin Hood

Harris udzielił dyplomatom dość zaskakujących informacji. Otóż 33-letni Raisuni pochodził z jednego z najbardziej szanowanych rodów arystokratycznych Maroka.

Był szarifem, czyli potomkiem proroka Mahometa! Jego przodkiem był prapraprawnuk Idrisa I, założyciela Maroka. Raisuni odebrał też staranne wykształcenie w zakresie prawa religijnego. A mimo to wybrał życie bandyty! Zaczął jako nastolatek, kradnąc bydło.

Co ciekawe, w Maroku ta przynosząca spore zyski profesja nie spotykała się z pogardą społeczeństwa; rabusie byli wręcz popularni – zwłaszcza że pozyskane pieniądze szybko wydawali.

33-letni Raisuni pochodził z jednego z najbardziej szanowanych rodów arystokratycznych Maroka.fot: Autor nieznany/domena publiczna/Wikimedia Commons

Harris ostrzegał, że kradzieżom towarzyszyły też morderstwa. Usprawiedliwiał jednak porywacza. „Morderstwa w Maroku nie można oceniać tak samo jak morderstwa w Anglii. Życie jest tanie, a o zmarłych szybko się zapomina” – stwierdził. Podobnie dziennikarze z amerykańskiej gazety „Deseret Evening News” stwierdzali, że Raisuni był po prostu „produktem swojego kraju i swoich czasów, czyli średniowiecza”.

W latach 90. XIX w. sułtan kazał aresztować awanturnika i Raisuni spędził kilka lat zakuty w łańcuchy w więzieniu. Wyszedł na wolność dopiero za wstawiennictwem jednego z sułtańskich urzędników. Nie miał jednak z czego żyć, bo jego majątek skonfiskowano. A dokonał tego były kompan Raisuniego, który zdradził go i wydał władzom, a następnie został paszą Tangeru. Raisuni wrócił więc do rozbojów, a swe wysiłki skierował głównie przeciw paszy.

Mała wojna domowa

Walki dawnych kompanów rozegrały się na przełomie XIX i XX w. Pasza wykorzystywał wojska sułtańskie, a Raisuni zyskał poparcie górskich plemion buntujących się przeciw władzy centralnej. Konflikt był brutalny. Pasza palił wioski i nękał plemiona współpracujące z Raisunim. Ten w odwecie wyrżnął oddział ludzi paszy, a wysłanych emisariuszy odesłał do Tangeru w kawałkach.

To podczas tego konfliktu w ręce Raisuniego dostał się w 1903 r. Harris. Według „Deseret Evening News” brytyjski dziennikarz nie był pierwszym uprowadzonym obcokrajowcem. W 1899 r. banda Raisuniego porwała dla okupu wnuki pewnego Włocha mieszkającego w Maroku, uwierzywszy w pogłoski o ukrywanym przez niego skarbie. Nim starzec zdążył przekonać rozbójników, że w rzeczywistości jest biedakiem, dzieci zostały zamordowane.

Później Raisuni nie popełnił już takiej pomyłki. Zarówno Harris, jak i Perdicaris, byli faktycznie bogaci, ważni i wpływowi. Wobec Harrisa Raisuni zachowywał się uprzejmie, choć nie ukrywał, że w razie niepomyślnego dla porywaczy obrotu spraw dziennikarz zginie. W celi panowały fatalne warunki.

Wnętrze było zakrwawione, bo wcześniej przechowywano w niej zwłoki zmaltretowanego więźnia, którego zdekapitowano. Przez 9 dni Brytyjczykowi nie pozwolono umyć się ani przebrać. Raisuni, wiecznie smutny i pozbawiony uśmiechu, chętnie jednak z nim rozmawiał, m.in. o filozofii. Czuł też potrzebę wytłumaczenia się przed swoim więźniem. „Ludzie myślą, że troszczę się jedynie o pieniądze – utyskiwał – ale jedynie one są użyteczne w polityce”.

Sprawa dużego kalibru

Obraz romantycznego bandyty walczącego przeciw władzy, która zrabowała cały jego majątek, nie uspokoił Gummerégo i Nicolsona. Wiedzieli, że mają do czynienia z człowiekiem brutalnym, gotowym na każde okrucieństwo dla osiągnięcia celu.

Sytuacja wydawała się tym bardziej poważna, że pertraktacje, które rząd Maroka podjął z porywaczami pod wpływem nacisków z Zachodu, nie przynosiły rezultatów. Zdenerwowany konsul USA telegraficznie ponaglał więc Waszyngton: „Z niecierpliwością wyczekuje się przybycia okrętu wojennego”. Uważał, że wywarcie dodatkowej presji na sułtana „zachęci” rząd marokański do skuteczniejszych negocjacji, a jego przyjaciel odzyska wolność.

Amerykański rząd współpracował z mafią. Czy to właśnie dzięki temu władzę na Sycylii zdobyli gangsterzy?

W czasie II wojny światowej amerykański rząd zawarł przymierze z włoską mafią. Czy w zamian za pomoc w zwycięstwie nad faszyzmem alianci oddali władzę na Sycylii gangsterom?
Pakt z osmiornicą
Charlie "Lucky" Luciano, włoski gangster urodzony na Sycylii. Luciano jest uważany za ojca współczesnej przestępczości zorganizowanej w Stanach Zjednoczonych. Fot. Wikimedia Commons

Tymczasem warunki postawione przez Raisuniego były skandaliczne. Pomijając kwotę okupu (70 tys. ówczesnych dolarów, czyli ok. 2 mln obecnych), którą miał zapłacić osobiście pasza Tangeru, w praktyce domagał się zalegalizowania zbrodniczej działalności bandy oraz zagwarantowania tej ugody przez USA i Wielką Brytanię.

Tego sułtan nie mógł zaakceptować. Żadnych gwarancji nie zamierzał też dawać prezydent Theodore Roosevelt. Sekretarz stanu John Hay stwierdził wprost: „Mam nadzieję, że nie zabiją pana Perdicarisa, ale naród nie może się degradować, aby zapobiec złemu traktowaniu swego obywatela”.

30 maja do Tangeru zawinął amerykański krążownik „USS Brooklyn”. Dwa dni później wsparła go brytyjska eskadra śródziemnomorska. Pokładowe działa miały być kolejną metodą nacisku na władze Maroka, by dogadały się wreszcie z Raisunim.

Amerykanin czy Grek?

W USA opinia publiczna żyła sprawą Perdicarisa, każda większa i mniejsza gazeta miała w tej sprawie coś do powiedzenia. Tym większe było zaskoczenie, gdy jeden z przemysłowców z Karoliny Północnej przypomniał prezydentowi fakt, o którym wszyscy zapomnieli: Perdicaris zrzekł się amerykańskiego obywatelstwa! Czy zatem USA w ogóle powinny interesować się sprawą i naciskać na Maroko, aby doprowadziło do jego uwolnienia?

Roosevelt wezwał do siebie doradców. Na nogi postawiono amerykańskie poselstwo w Atenach. Sprawdzano, czy w czasie wojny secesyjnej Perdicaris rzeczywiście przyjął greckie obywatelstwo. Poszukiwania potwierdziły obawy prezydenta. Teoretycznie USA mogły więc się wycofać, zostawiając Perdicarisa na łaskę Raisuniego.

Skazałyby się jednak na pośmiewisko! Przecież do tego czasu zmobilizowały do pomocy Wielką Brytanię i Francję. Ta druga udzieliła nawet Maroku pożyczki na finansowanie żądań porywacza. Pod Tangerem były też zachodnie okręty wojenne. I co teraz? Wycofać się? Sprawa nie mogła też po prostu przycichnąć, bo mimo ustępstw sułtana Raisuni piętrzył trudności i odmawiał wypuszczenia więźnia.

Zdecydowano zatem podążać obraną wcześniej drogą. Hay poinformował Gummeré’a, że jeśli Perdicaris zginie, to USA „będą domagały się życia mordercy”.

Żywy lub martwy

Sekretarz stanu Hay, który od początku nie żywił większych nadziei na uwolnienie Perdicarisa, zaczął wspierać pomysł amerykańsko-brytyjsko-francuskiej akcji odwetowej w razie śmierci zakładnika. Żadnych działań jednak nie podjęto, bo negocjacje marokańskich władz z Raisunim w końcu przyniosły rezultaty. Do 19 czerwca zwolniły z więzienia dawnych członków jego bandy i przekazały mu część okupu.

Resztę porywacz miał otrzymać po wypuszczeniu zakładników. Zadowolony Gummeré oświadczył przełożonym, że jeśli nie zaistnieją jakieś nieprzewidziane przeszkody, to porwani zostaną uwolnieni 21 czerwca.

Sprawa wydawała się przesądzona, ale Raisuni opóźniał wydanie Perdicarisa i jego pasierba, aby zapewnić sobie bezpieczny odwrót. Tymczasem w Chicago odbywała się konwencja Partii Republikańskiej, która miała udzielić poparcia Rooseveltowi w nadchodzących wyborach. Choć prezydent miał nominację w kieszeni, to atmosfera na konwencji była daleka od entuzjazmu.

Dlatego gdy pojawiły się informacje o kolejnych przeszkodach czynionych przez Raisuniego, Roosevelt i Hay wykorzystali sytuację. 22 czerwca sekretarz stanu zażądał od sułtana „żywego Perdicarisa lub martwego Raisuniego”. Ultimatum odczytano na konwencji partyjnej. Według dziennika „Evening Statesman” wywołało to „dziki aplauz”. „Naród chce rządu, który będzie stał za swoimi obywatelami, nawet jeśli potrzeba do tego floty” – komentował pewien kongresman, bo ciągle tylko nieliczni znali prawdę na temat obywatelstwa Perdicarisa. W tej atmosferze Roosevelt uzyskał jednogłośną nominację ze strony swej partii.

Uwolnienie i syndrom sztokholmski

W tym samym czasie w Maroku dopinano kwestię zwolnienia więźniów. Raisuni osobiście dostarczył ich na miejsce wymiany w niewielkiej wiosce Zellal. Stamtąd Perdicaris i Varley udali się do Tangeru. Do domu dotarli 24 czerwca około północy.

Jakież było jednak zdziwienie wszystkich, gdy uwolniony Perdicaris zaczął opisywać swego porywacza jako „jednego z najbardziej interesujących i uprzejmych miejscowych gentlemanów”. Otwarcie przyznawał, że „wyjątkowa uprzejmość i kurtuazja” Raisuniego wzbudziły jego sympatię.

Według Perdicarisa Maroko znajdowało się w fatalnej sytuacji i potrzebny był ktoś, kto zaprowadzi w nim porządek. Ktoś taki jak Raisuni. Nie zgadzał się z jego wyobrażeniem jako „pospolitego rabusia”. „Raisuni uważa, że uda mu się utrzymać porządek [w kraju] i wierzę, że należy dać mu szansę” – stwierdził, bo porywacz liczył na polityczną karierę.

Zagadka syndromu paryskiego. Czemu dotyka turystów i jak się przed nim ustrzec?

Syndrom paryski po raz pierwszy został opisany w 2004 roku na łamach francuskiego czasopisma „Nervure”. Już w latach 80. XX wieku typowe dla niego objawy pojawiły się u turystów odwiedzaj...
Paryż
Getty Images

Choć warunki, w jakich trzymano zakładników, częściowo pokrywały się z tymi, w których wegetował wcześniej Harris, uprowadzeni nie wyglądali na udręczonych. Jak pisały gazety, „Perdicaris zniósł wiele trudów, jednak nie uważa, że były one winą bandyty, lecz że zapewniono mu wszelkie możliwe w tej sytuacji wygody. Varley wydaje się tak radosny i pogodny jakby dopiero co wrócił z pikniku”. „Deseret Evening News” nazwał nawet Perdicarisa apologetą Raisuniego. Takie zjawisko polegające na identyfikowaniu się ofiary ze sprawcą nazwano wiele lat później „syndromem sztokholmskim”.

Dalsze losy Perdicarisa

Po uwolnieniu milioner Perdicaris przeprowadził się do Wielkiej Brytanii, gdzie zmarł w 1925 r. Z kolei Raisuni przez pewien czas był paszą okręgów powierzonych jego opiece w zamian za uwolnienie Perdicarisa. Ale korupcja w podległych mu prowincjach oraz okrucieństwo przesądziły o jego upadku. W 1907 r. porwał dla okupu brytyjskiego oficera. Później walczył kolejno z sułtanem i Hiszpanami, a podczas I wojny światowej nawiązał kontakty z Niemcami. Marokańscy wrogowie uwięzili go w styczniu 1925 r.,a cztery miesiące później zmarł – w tym samym roku co Perdicaris.

Reklama

Historia porwania po latach pobudziła wyobraźnię filmowców. W 1975 r. powstał „Wiatr i lew” w reżyserii Johna Miliusa. Raisuniego, kreowanego na romantycznego buntownika, zagrał w nim… Szkot Sean Connery. Na dodatek w filmie marokański bandyta porywał nie mężczyznę, ale kobietę – Eden Perdicaris! Rolę Maroka odegrała zaś… Hiszpania.

Reklama
Reklama
Reklama