Reklama

Spis treści:

Reklama
  1. Lotnisko Tempelhof – miejsce nie do poznania
  2. Hitler jednak uciekł?

W latach 80. ubiegłego wieku popularnym żartem było rozwijanie nazwy naszego przewoźnika LOT jako Landet Oft in Tempelhof (z niem. „Ląduje często na Tempelhof”) albo Linie Okęcie–Tempelhof. Tylko w 1981 r. na berlińskie lotnisko uprowadzono z Polski dziesięć samolotów. To 27 proc. wszystkich porwanych w tamtym roku na świecie. W 2008 r. Tempelhof zostało zamknięte. Pamiętam zorganizowany tam rok później wielki bankiet, na którym miałam okazję być – w hangarach lotniska świętowaliśmy dwudziestolecie upadku muru berlińskiego. Każdego z 1200 gości obsługiwał wówczas jeden kelner. Nad głowami – zupełnie jak niegdyś samoloty – latali artyści podwieszeni na linach. Zaś znany performer malował imitację niechlubnego muru, który pod koniec imprezy został roztrzaskany na drobne elementy. Dzisiaj myślę sobie, że właśnie wtedy zaczęło się nowe życie Tempelhof, bo z czasem lotnisko zostało zmienione w miejsce „dla każdego”.

Lotnisko Tempelhof – miejsce nie do poznania

Kiedy kilka miesięcy temu przyjechałam w okolice dawnego portu lotniczego. Znalazłam się w zupełnie innym świecie. Z dala od gwarnego centrum Berlina leży zielona dzielnica pełna różnorodności. Są tam setki małych knajpek, międzynarodowy targ z pysznościami z całego świata, galerie sztuki i zupełnie odlotowe sklepiki. Serce dzielnicy stanowi dawne Tempelhof, którego pas startowy służy dziś rowerzystom, rolkarzom i biegaczom. W sobotnie przedpołudnie spacerowały tam również matki z wózkami, domorośli akrobaci usiłowali wznosić się w powietrze na lotniach, po pasie mknął wózek z kawą, piwem i ciasteczkami. Na zielonych terenach dookoła powstały oryginalne miejsca do odpoczynku. Trochę wygląda to jak działki pracownicze, na których niezbyt wprawne ręce zbiły ławki i altanki. Ma to jednak swój niewątpliwy hipsterski urok.

Bujając się tam na artystycznie wykonanej huśtawce, patrzyłam, jak Tempelhof dał się odczarować. Przecież to było ulubione lotnisko Hitlera! W latach 30. ubiegłego wieku powstał plan, żeby zostało twierdzą zaczynającej się tworzyć Germanii, czyli nazistowskiej stolicy świata. Był to megalomański projekt, który zakładał m.in. budowę różnych obiektów „największych na Ziemi”. W pobliżu Tempelhof Hitler ze Speerem, swoim nadwornym architektem, planowali wzniesienie gigantycznego Łuku Triumfalnego. Miał wieńczyć siedmiokilometrową aleję przeznaczoną na wielkie defilady zwycięstwa, kiedy już Hitler podbije wszystko, co zostało do podbicia.

Hitler jednak uciekł?

Przyszły jednak czasy, że zamiast tworzenia stolicy świata, Niemcy musieli zająć się obroną własnej. Według teorii spiskowych wódz III Rzeszy nie zginął w swoim bunkrze, tylko siecią podziemnych tuneli dostał się do Tempelhof i stamtąd uciekł do Argentyny. Z odtajnionych w 2004 r. dokumentów wynika, że poszukiwało go nawet FBI. Niewiele osób o tym wie, ale pod lotniskiem rzeczywiście znajdują się podziemne schrony. Co ciekawe, ktoś pomalował ich ściany w wesołe scenki rodzajowe. W końcu siedzenie w bunkrze może być nieco monotonne.

Reklama

Również powojenne losy lotniska były niezwykle barwne. W wyniku sowieckiej blokady tzw. Berlin Zachodni żył tylko dzięki dostawom powietrznym. Od czerwca 1948 do maja 1949 r. samoloty amerykańskie i brytyjskie lądowały na trzech berlińskich lotniskach nawet co 90 sekund. Wtedy samoloty z żywnością zaczęły być nazywane „rodzynkowymi bombowcami”. To dlatego, że podchodzący do lądowania piloci sypali z nich cukierki i rodzynki. Potem na Tempelhof, swoistej „zielonej wyspie” na okalającym je „morzu czerwonym”, wolności szukali uciekinierzy z Polski. Teraz uwolnione od swojej mrocznej przeszłości lotnisko, jak nigdy dotąd, oddycha pełną piersią. Bez problemu może wejść na nie każdy i nikt nawet nie sprawdza biletów.

Reklama
Reklama
Reklama