Reklama

Poszukiwania Arki Przymierza rozpocząłbym z całą pewnością w Jerozolimie, kierując pierwsze kroki do labiryntu korytarzy i tuneli pod Wzgórzem Świątynnym. Tam w jednej z wnęk może znajdować się ów legendarny przedmiot – jeśli oczywiście w ogóle istniał. Przyjmijmy, że tak. Czy zatem posiadał przypisywane mu nadprzyrodzone, zabójcze właściwości? Kto wie, może wciąż wytwarza pozaziemskie promieniowanie lub napięcie elektryczne?
Rozglądałbym się za skrzynią z drewna akacjowego, obustronnie obitą złotą blachą. Wieko powinny przyozdabiać dwa skrzydlate cheruby z czystego złota, zwrócone twarzami do siebie. W podziemnych korytarzach Jerozolimy mógł-bym się natknąć na barwną galerię osób, które znalazły się tutaj z tego samego powodu. Mam tu na myśli biblijnych zelotów, amerykańskich archeologów amatorów, którzy dosłownie interpretują starotestamentową relację, wreszcie ortodoksyjnych Żydów przekonanych, że wyłącznie w tym miejscu mógł spocząć ów najbardziej pożądany przedmiot w historii ludzkości. Niewykluczone też, że stanąłbym oko w oko z poszukiwaczami przygód à la Indiana Jones podążającymi śladami skarbu templariuszy.
W gruncie rzeczy możemy się opierać jedynie na przypuszczeniach i spekulacjach. Do tej pory bowiem nikomu nie zezwolono na prowadzenie prac wykopaliskowych na Wzgórzu Świątynnym i raczej nie ma co liczyć na zmianę stanowiska muzułmanów, którzy kontrolują ten teren od wielu wieków. W związku z tym każdy poszukiwacz zaginionej Arki nolens volens musi, po pierwsze, zadowolić się garścią skąpych danych, a po drugie – wykazać bujną wyobraźnią i snuć domysły, licząc przy okazji na pokaźny łut szczęścia. Nie bez powodu od ponad 3 000 lat Arkę Przymierza określa się mianem najbardziej tajemniczego przedmiotu w dziejach religii. Jak sama nazwa wskazuje, jest symbolem przymierza zawartego przez Boga z Narodem Wybranym. Złożono w niej najważniejsze świadectwo boskiego wsparcia – kamienne tablice z Dziesięcioma Przykazaniami, a ściśle rzecz biorąc, ich drugi egzemplarz, z nieco już zmienioną wersją spisaną przez Mojżesza. Pierwszy zestaw tablic rozbił on bowiem w gniewie, gdy po zejściu z góry Synaj zastał Izraelitów oddających cześć posągowi bożka (taniec wokół złotego cielca).

Reklama

Po raz ostatni Biblia wzmiankuje o Arce Przymierza przed najazdem armii króla babilońskiego Nabuchodonozora II na Jerozolimę w 587–586 r. p.n.e. Oblężenie stolicy królestwa Judy trwało 18 miesięcy. Najeźdźcy zdobyli miasto i zrównali je z ziemią, burząc Świątynię i wynosząc z niej „cenne przedmioty”. Babilończycy, znani biurokraci, nie omieszkali sporządzić szczegółowego spisu wywiezionych łupów, w tym kolumn z brązu i przedmiotów kultu.
Zastanawiające, że w rejestrach tych nie figuruje Arka Przymierza. Co więcej, od tamtego zdarzenia Biblia nie wspomina już o niej ani słowem. Jak należy to rozumieć? Czyż Biblia Hebrajska nie powinna odnotować jej kradzieży lub zniszczenia? Wiadomo więc zaledwie tyle, że ponad 2 500 lat temu przepadła bez śladu.
Podstawowe, nurtujące wszystkich zainteresowanych pytanie brzmi: czy Arka w ogóle była fizycznym przedmiotem? Według Biblii miała niewypowiedzianą, nieziemską moc. Nieszczęśnik, który chciałby jej dotknąć, zginąłby na miejscu. Za to dzięki jej obecności Izraelici stali się niepokonani, krocząc od zwycięstwa do zwycięstwa. Pierwszy spektakularny triumf odnieśli, zdobywając Jerycho i burząc jego legendarne mury. Później zajmowali kolejno miasta: Aj, Gibeon, Makkedę, Libnę, Lachisz, Eglon, Hebron, Debir i Chasor. Nic ani nikt nie zdołał powstrzymać ich marszu.
Arka wytwarzała napięcie, które podobno było odczuwalne z daleka. Jego ofiarą padł bratanek Mojżesza, a także Uzza, kapłan z otoczenia króla Dawida. Chciał tylko podtrzymać skrzynię, gdy przechylił się wóz, na którym ją transportowano. W Drugiej Księdze Samuela rozdział 6 wers 7 czytamy: I rozpalił się gniew Pana na Uzzę, i zabił go za to, że wyciągnął rękę ku Skrzyni, i umarł tam przy Skrzyni Bożej.


Arka Przymierza to fenomen rozpalający wyobraźnię uczonych i poszukiwaczy do czerwoności. Wysyp teorii i hipotez na temat okoliczności jej zaginięcia w ogóle nie dziwi. Zauważmy, że łączy ona wielkie mity Starego Testamentu, jak wyjście z Egiptu, zdobycie Jerycha czy spektakularne zwycięstwo Dawida nad Goliatem. Z drugiej wszak strony nie dysponujemy żadnymi archeologicznymi świadectwami uprawdopodobniającymi tezę, że mogła istnieć naprawdę. Co gorsza, brakuje nawet punktu odniesienia, przesłanki, która naprowadziłaby na jej trop. Zresztą, jakim cudem miałaby w nienaruszonym stanie przetrwać wszelkie konflikty, wojny, pożary i zniszczenia na przestrzeni tysiącleci? Przyznajmy – nie sposób tego racjonalnie wytłumaczyć.
Tymczasem zamiast posiłkować się niezbitymi faktami, naukowcy i poszukiwacze muszą przedzierać się przez gąszcz teorii i spekulacji. Wśród fantastycznych domysłów można znaleźć również takie, które zasługują na uwagę. Zdaniem części badaczy Arka Przymierza znajduje się w Jordanii. W latach 70. i 80. XX w. rabusie plądrujący groby skrupulatnie przeczesali górskie jaskinie wokół Morza Martwego. Druga Księga Machabejska sugeruje, jakoby prorok Jeremiasz ukrył Arkę w jaskini Góry Nebo, na której umarł Mojżesz. W istocie, najbardziej wytrwali odnaleźli tam jaskinie i przeszukali groby, odkrywając różne ciekawe przedmioty, po Arce jednak ani śladu.
Jako prawdopodobne miejsce ukrycia Arki Przymierza wymienia się również którąś z jaskiń wokół Kumran nad Morzem Martwym, po stronie izraelskiej. Beduini między rokiem 1947 a 1956 odkryli tam ponad 900 słynnych dziś zwojów ze skóry (znanych pod nazwą zwojów znad Morza Martwego) m.in. z kopiami pism ksiąg Biblii Hebrajskiej. O tym, że święta skrzynia spoczywa w jednej z osad w górach Judei, przeświadczony jest też Michael S. Sanders, samozwańczy biblijny ekspert. Z godną podziwu wytrwałością i determinacją usiłował on już „namierzyć” biblijny Raj, Arkę Noego oraz Sodomę i Gomorę. Amerykanin nie daje za wygraną i wciąż czeka (raczej nadaremnie) na pozwolenie na wszczęcie prac wykopaliskowych. Podsumujmy: jak dotąd, wszelkie poszukiwania zakończyły się fiaskiem.

Z uwagi na nowe okoliczności wiem już, że poszukując Arki, bezzwłocznie wybrałbym się do Etiopii, na Wyżynę Abisyńską. Zdaniem niektórych archeologów to tam znajdowała się legendarna kraina Kusz. Przepływa przez nią Gichon, wymieniona w Księdze Rodzaju jako jedna z czterech rajskich rzek. Tam podążałbym śladami pewnego niemieckiego badacza, który przez trzy miesiące kierował pracami wykopaliskowymi w Aksum. Helmut Ziegert, 74-letni emerytowany profesor, wiosną 2008 r. ogłosił, że natrafił na pozostałości pałacu królowej Saby z X w. p.n.e.
Po spotkaniu z tym historykiem i archeologiem wiele sobie obiecuję. Uniwersytet Hamburski przydzielił niestrudzonemu ekspertowi od historii Afryki skrzydło w podziemiach Instytutu Informatyki w Hamburg-Stellingen. Ziegert, rosły mężczyzna w sztruksach i sandałach, zajmuje niewielkie pomieszczenie. Między piętrzącymi się tam szafkami i segregatorami wypatruję komputera. Nadaremnie.
Jaką wagę ma odkrycie Ziegerta? Oczywiście, wywołuje żywe zainteresowanie, bo dotychczas nikomu nie udało się dowieść, że opiewana w legendach królowa Saba była postacią historyczną. Ot, szczegół, którym Ziegert zdaje się nie przejmować. Zresztą, na pewno nie można nazwać go „chodzącą skromnością”. Wręcz przeciwnie, gruntownie zgłębiał w sumie 52 specjalizacje z nauk humanistycznych i przyrodniczych lub przynajmniej intensywnie się w nie zagłębił. Zarzuty wysuwane pod swoim adresem, kwestionujące merytoryczną wartość jego hipotez badawczych, zbywa krótkim: – To bzdury. Jego opinia o konkurencji jest równie kategoryczna: tylko czyha, żeby przywłaszczyć sobie jego naukowe osiągnięcia.
W kręgach akademickich dokonania outsidera z Hamburga traktuje się z dużą dozą sceptycyzmu. Jednak Ziegertowi trzeba oddać sprawiedliwość. Ma ogromne doświadczenie i wiedzę, bo historią Afryki zajmuje się już od ponad dwóch dekad. Wiele lat spędził na miejscu, przepytując tubylców. Brał też udział w wykopaliskach. Jego wnioski mogą pokrywać się z historycznymi świadectwami, a jeśli rzeczywiście ma w zanadrzu przydatne informacje na temat legendarnej królowej, być może pomogą ustalić, czy Arka Przymierza istniała.


W 1999 r. ten niemiecki badacz cieszący się poważaniem wśród Etiopczyków namówił patriarchę kraju, by zlecił swoim księżom odpowiedzialne zadanie. Mieli prześledzić i odtworzyć tradycję kształtowania się wiary chrześcijańskiej w Etiopii na przestrzeni wieków – od jej zarania. Kilka lat później, w 2005 r., ukazała się książka pt. Aksum – the Origin of Faith and Civilisation (Aksum – geneza wiary i cywilizacji). Podobno autor korzystał z unikalnego źródła: archiwum posiadającego
w zbiorach prastare manuskrypty przepisane z papirusów na pergamin. Wcześniej jednak Ziegert wnikliwie przeanalizował mechanizm funkcjonowania ustnej tradycji, przepytując miejscowych rolników oraz tzw. opowiadaczy. Poznał treść podań przekazywanych przez rodziców i dziadków, którzy z kolei czerpali z opowiadań swoich przodków. Po nitce do kłębka doszedł do sedna – wydarzeń, które w interesującym nas okresie mogły się wydarzyć w Aksum. Porównując odpowiedzi swoich rozmówców z zapiskami z archiwum, Ziegert odnotował zaskakującą zbieżność. Wreszcie
w Dungur, w miejscu niepodlegającym okręgowi kościelnemu Aksum, zakasał rękawy i chwycił za szpachelkę i pędzel.
Czyżby miał rację? Na początku roku, wraz ze swoim czterdziestoosobowym zespołem, odkrył pozostałości murów pałacowych, datując ich pochodzenie na X w. p.n.e. Ten okres dziejów można potwierdzić na podstawie analizy zjawisk geologicznych, takich jak sedymentacja i nawiewanie piasku oraz datowania węglem C-14. Gdy archeolodzy zaczęli kopać głębiej, natrafili na fragmenty jeszcze starszych murów, wzniesionych na skale. Według wszelkiego prawdopodobieństwa musiał tu stać pierwszy pałac, zdaniem Ziegerta – siedziba królowej Saby. Wnioski profesora są spójne z danymi z archiwum, a te z kolei w dużej mierze pokrywają się z opowiadaniem starotestamentowym.

Oto jak według Biblii i późniejszych źródeł potoczyły się wypadki ok. 950 r. p.n.e.: Makeda (później mylnie nazywana królową Sabą), urodziwa władczyni królestwa Saby, panująca przez 31 lat w Etiopii i Jemenie, wyrusza do Jerozolimy, by poddać próbie słynącego z legendarnej mądrości króla Salomona (syna króla Dawida). Makeda przywozi hojne dary: kamienie szlachetne, wonności i złoto. Już na wstępie obsypuje gospodarza prezentami, ofiarowując mu m.in. 120 talentów złotego kruszcu. Goszcząc w królewskim pałacu przez sześć miesięcy, zostaje kochanką władcy i zachodzi w ciążę. Przed rozstaniem Salomon na dowód miłości wręcza jej sygnet. W drodze powrotnej do Aksum królowa rodzi syna, nadając mu imię Menelik, „syn mędrca”.
Dwadzieścia dwa lata później młodzieniec przybywa do Jerozolimy, żeby otrzymać błogosławieństwo ojca i dzięki sygnetowi zostaje rozpoznany. Przebywając na dworze Salomona przez trzy lata, pobiera nauki z prawa Mojżeszowego, lecz odmawia wypełnienia woli ojca – objęcia tronu Izraela. Postanawia wrócić do Aksum wraz z 12 tysiącami pierworodnych synów z 12 plemion Izraela. Przed wyjazdem prosi jeszcze Salomona o frędzel z przykrycia osłaniającego Arkę Przymierza. Niedługo po wyjeździe gościa kapłani świątyni zauważają z przerażeniem, że Arka zniknęła!


W tym momencie pojawia się wyraźna rozbieżność między ustną tradycją a spekulacjami. Zgodnie z wersją utrwalaną przez etiopskich opowiadaczy Salomon podarował Menelikowi Arkę, by ochraniała go podczas podróży. Inni z kolei sądzą, że przekazanie Arki synowi było świadomą decyzją króla świadczącą o jego roztropności. Słusznie przewidział, że Jerozolima będzie nieustannie narażona na ataki wrogów. Prawdopodobna jest także ewentualność, że któryś z przyjaciół Menelika podmienił oryginał na wierną kopię. Czyli fałszywa Arka została w Świątyni Jerozolimskiej, zaś prawdziwa trafiła do Aksum i wciąż się tam znajduje. Na korzyść tej wersji przemawia relacja w etiopskiej kronice królewskiej Kebra Nagast (Chwała królów). Według niej pierworodni synowie niektórych Izraelitów bez wiedzy Menelika wykradli Skrzynię Pana ze Świątyni w Jerozolimie i wywieźli do Etiopii. Po powrocie do kraju Menelik zasiada na tronie, zostaje „królem królów” i w licznych bitwach korzysta z opieki Arki. Nikt nie zdołał pokonać nowego władcy z Aksum.
Ciekaw jestem, jak do tych rewelacji ustosunkował się profesor Ziegert. Jeśli odsłonięte przez jego zespół fragmenty najniżej usytuowanej budowli są dawnym pałacem królowej Saby, to siłą rzeczy kolejna, wzniesiona na jego fundamentach, musi być rezydencją jej syna. Zestawienie informacji pochodzących z archiwum oraz księgi Kebra Nagast skłoniło profesora do sformułowania następującej hipotezy. Początkowo Arka Przymierza, podobnie jak za życia Mojżesza, stała w Przybytku zwanym też Namiotem Spotkania (później po łacinie: Tabernakulum) w centralnym miejscu pałacu Menelika. W trakcie prac wykopaliskowych profesor natrafił na wielki dziedziniec, a na nim – ołtarz ustawiony pod kątem 18 stopni od osi wschód–zachód tak, by światło bijące od Syriusza było stąd widoczne. Otóż ta najjaśniejsza widziana z Ziemi „Psia Gwiazda”, w starożytnym Egipcie była czczona jako bóstwo. Kult Sotisa (Sotis to Syriusz) praktykowano mniej więcej do 600 r. n.e. w całym regionie i znacząco zazębiał się on z wierzeniami Żydów. Przestronność dziedzińca rzeczywiście umożliwiała postawienie Namiotu Spotkania, a poza tym niemieccy badacze znaleźli tu naczynia ofiarne i szczątki bydła, prawdopodobnie zwierząt składanych w ofierze. Ziegert nie ma wątpliwości, że po śmierci Menelika kilkaset metrów dalej wzniesiono nową świątynię wraz z ołtarzem przeznaczonym dla Arki Przymierza. Na jej fundamentach król Ezana w 325 r. n.e. polecił zbudować pierwszy kościół chrześcijański.


Dokładnie w tamtym miejscu, twierdzi Ziegert, w murze z wewnętrznymi schodami drugiej świątyni, w ruinach piwnic pierwszego kościoła znajduje się Arka Przymierza.
– Jest pan przekonany, że oryginalna Arka Przymierza po niemal 3 000 latach wciąż fizycznie istnieje? – pytam profesora.
– Tak, na sto procent.
– Skąd ta pewność?
– Prześledziłem skrupulatnie jej losy, badając krok po kroku kolejne fazy konsolidowania się ustnego przekazu, stąd wiem, że podania dziedziczone z pokolenia na pokolenie cechuje niespotykana precyzja. Poza tym Aksum nigdy nie było zniszczone.
– Wobec tego, pańskim zdaniem, wydarzenia przechowywane w pamięci zbiorowej na przestrzeni tysiącleci nie ulegają zatarciu?
– Właśnie. Sprowadzają się do zwięźle sformułowanej treści, sedna, które opowiadacze w wioskach przedstawiają słuchaczom. Wie-lokrotnie to sprawdziłem. Lud sam pilnuje poprawności przekazu, natychmiast korygując opowiadacza, gdy ten zbytnio odbiega od wersji znanej powszechnie lub gdy wkradają się do niej błędy. Historycy od dawna docenili niezaprzeczalną rolę ustnej tradycji.
– Widział pan Arkę na własne oczy?
– Nie, nieliczni dostąpili tego przywileju.
– A czy spotkał pan kogoś, kto ją oglądał?
– Dzisiaj taką możliwość ma wyłącznie mianowany przez arcykapłanów mnich, któremu powierza się pieczę nad Arką.
– Czyli tylko jedna osoba?
– Tak. Natomiast po jego śmierci spośród grupy mnichów wyznacza się następcę. Za życia nie wolno mu opuścić kaplicy, w której przechowuje się Arkę.
– W jaki sposób wszedł pan w posiadanie tak dokładnych informacji na temat Arki?
– Mam swoje wtyczki.
– Wśród duchownych Kościoła w Aksum?
– Mnichom nie wolno rozmawiać z obcymi, ale przecież każdy z nich funkcjonuje w określonym społecznym kontekście…
– Jak wygląda Arka Przymierza?
– To skrzynia z drewna cedrowego o wymiarach 50 x 50 cm. W środku znajdują się dwie kwadratowe kamienne tablice, każda grubości jednego centymetra, z wyrytym tekstem Dekalogu w języku starohebrajskim.
– Jaką możemy mieć pewność, że pilnie strzeżony obiekt jest oryginalną Arką Przymierza?
– Nie da się tego ustalić, ponieważ nikt z nas nigdy tam nie wejdzie.
– Czy w związku z tym pana zdaniem Kościół etiopski nie powinien dążyć do potwierdzenia jej autentyczności?
– Etiopczykom nigdy nie zależało na rozgłosie ze względu na prawdopodobną reakcję Izraela, który zapewne rościłby sobie prawa do Arki. Rozmawiając o tym z tubylcami, odnios-łem nieodparte wrażenie, że obawiają się
akcji w rodzaju nalotu izraelskich helikopterów na Aksum i wykradzenia Arki. Ostatecznie wszyscy wiedzą, gdzie jej szukać.


Pierwszą próbę namierzenia Arki w Aksum podjął brytyjski dziennikarz i autor poczytnych książek Graham Hancock. W bestsellerze Znak i pieczęć – na tropie zaginionej Arki Przymierza z 1992 r. stawia tezę, jakoby arcykapłani w Świątyni Jerozolimskiej już czas jakiś przed najazdem Babilończyków ukryli świętą skrzynię w bezpiecznym miejscu. Stało się to za rządów potępianego w Biblii króla Judy, Manassesa.
Władca ten, jak donosi Druga Księga Królewska w rozdziale 21, ku niezadowoleniu Boga odrzucił wiarę żydowską, odbudował dawne pogańskie miejsca ofiarne, uprawiał czary, wznosił ołtarze dla bożka Baala i stawiał mu posągi w najświętszym miejscu w jerozolimskiej Świątyni. Trudno sobie wyobrazić – pisze Hancock – by kapłani dopuścili do profanacji Arki Przymierza, a stałoby się to z chwilą umieszczenia w jej pobliżu posągu pogańskiego bożka.
Rzeczywiście, to poniekąd wyjaśnia, dlaczego Skrzynia Pana nie wpadła w ręce Babilończyków. Tylko dokąd ją wywieziono? Zdaniem Hancocka najpierw do Egiptu, na wyspę Elefantynę nad Nilem. Zapisy na papirusach potwierdzają, że część Żydów osiedliła się tam w charakterze najemników. Później jednak kapłani uznali, że nie jest tam bezpiecznie i uciekli w głąb kontynentu, nad jezioro Tana, do Etiopii. Niestety, z naukowego punktu widzenia ta opowieść nie stanowi dowodu. Edward Ullendorff, emerytowany profesor etiopistyki z Uniwersytetu Londyńskiego, już w 1941 r. obejrzał rzekomą Arkę Przymierza w Aksum. Oto jego wrażenia: Trzymają tam drewnianą pustą skrzynię… A jej konstrukcja jest późnośredniowieczna.
Przed czterema laty z kolei Stuart Munro-Hay, czołowy ekspert od historii Etiopii, pozbawił nadziei zwolenników „etiopskiego wątku” losów Arki Przymierza. W ostatniej publikacji przed śmiercią precyzyjnie podsumował stan faktyczny: Dzisiaj możemy bez cienia wątpliwości stwierdzić, że obita obustronnie złotem Arka Mojżesza, Dawida i Salomona nigdy nie była w Aksum. Badacz przytacza argumentację równie prostą, co rzeczową. Zauważa, że podrównikowy, wilgotny klimat Wyżyny Abisyńskiej oraz niszczycielska działalność termitów są zabójcze dla każdego rodzaju drewna. Słowem: skrzynia nie przeleżałaby długo w tak niesprzyjających warunkach. Nic dodać, nic ująć.

Okres poszukiwań zaginionej Arki musi nastąpić w miejscu, gdzie stała niegdyś świątynia Salomona. Zamiast do Aksum udałem się więc do Jerozolimy. Najpierw spacerowałem po mieście na południe od Ściany Płaczu, potem poszedłem w dół, do źródła Gichon. Prawdopodobnie minąłem pozostałości dawnych budynków, w których garstka skrybów i uczonych sporządzała teksty Starego Testamentu lub czerpiąc ze starodawnych podań, łączyła ich fragmenty w jedną całość. Część badaczy forsuje pewną ogólną tezę, odnoszącą się również do Arki Przymierza. Ich zdaniem w przypadku wielkich legend Starego Testamentu mamy do czynienia z nad wyraz zręczną ideologiczną propagandą, przemyślanym zabiegiem służącym konkretnemu celowi: uzasadnieniu tożsamości narodowej Izraelitów. Motyw Skrzyni Pana de facto spina klamrą dzieje Narodu Wybranego, jest w nich stale obecny, począwszy od czasów Mojżesza w XIII w. p.n.e. i wyjścia z Egiptu poprzez zajęcie Kanaanu, na zdobyciu Jerozolimy i wygnaniu babilońskim kończąc.


Niegdyś podziemne korytarze Jerozolimy przeszukiwali skrupulatnie członkowie Zakonu Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona (templariusze) pochodzący z Francji, Anglii i Germanii. Powstanie zakonu datuje się na rok 1120. Czy cokolwiek znaleźli, pozostaje zagadką. Ok. 1300 r. działalność zgromadzenia zawieszono, natomiast niektórzy z angielskich templariuszy wrócili do kraju jako majętni ludzie. W kolejnych stuleciach krążyły pogłoski, że wśród przywiezionych przez nich kosztowności znajdowała się święta skrzynia. Ogarnięty tą idèe fixe angielski archeolog Graham Philips z obsesyjnym zaangażowaniem szukał rzekomych skarbów, wynajdując ślady i wskazówki ukryte w witrażach i malowidłach ściennych w kościelnych kaplicach. Bezskutecznie.
Tymczasem jego kolega po fachu, Richard Andrews z Oksfordu, zlecił przed kilku laty sfotografowanie Wzgórza Świątynnego z lotu ptaka przy użyciu aparatów czułych na podczerwień, dokonujących pomiaru temperatury. Rezultat? Na zdjęciach po prawej stronie od Kopuły na Skale widnieje ciemna linia – podziemny korytarz! Zdaniem badacza to zapewne kanał, którym odprowadzano krew zwierząt ofiarnych z ołtarza na szczycie wzgórza.
Konkluzja Andrewsa: nad tym widocznym na zdjęciu kanałem, 30 kroków na południowy wschód od Kopuły na Skale, wznosiła się niegdyś świątynia Salomona i tam też należałoby szukać Arki. Ale, jak wiadomo, prace wykopaliskowe są tu od stuleci zakazane, a to oznacza, że Wzgórze Świątynne zachowa status bodajże najbardziej mistycznego i paradoksalnie najmniej dostępnego miejsca naszego globu.

Reklama

Nie bez powodu losy Arki Przymierza spędzają sen z powiek tylu badaczom. To jedyny z siedmiu wielkich mitów Starego Testamentu, który nie ma zakończenia. Skoro wątek w pewnym momencie się urywa, nie pozostaje nic innego, jak rozważyć trzy prawdopodobne scenariusze rozwoju wypadków. Pierwszy: skrzynia z drewna akacjowego istniała naprawdę i spłonęła podczas któregoś najazdu na Jerozolimę. Drugi zakłada dla odmiany, że Arka posłużyła biblijnym autorom za obiekt wirtualny, odgrywający kluczową rolę w procesie krystalizowania się poczucia tożsamości narodowej Izraelitów w zamęcie VI i V w. p.n.e. Królestwo Judy znalazło się wtedy w potrzasku. Dotychczasowi sojusznicy odzyskujący dawną potęgę – Egipt i Babilonia – rywalizowali o przejęcie nad nim kontroli.
W świetle tych wydarzeń Skrzynia Pana jawiłaby się jako symbol nadziei, znak bezpośredniego wsparcia od Boga. Pozwoliła roztaczać przed Narodem Wybranym krzepiącą wizję jedności. Tym samym legendę, w którą ją przekuto, należy uznać za wybitne osiągnięcie intelektualne, wyrafinowany zabieg literacki.
Wreszcie ostatni, najczarniejszy scenariusz: Arka Przymierza pewnego dnia się odnajdzie!
Zapewne świat zadrżałby wtedy w posadach. Odkrycie to zaogniłoby i tak już mocno napiętą sytuację religijno-polityczną, prowadząc do katastrofy. Fundamentaliści żydowscy wierzą bowiem, że odnalezienie Arki Przymierza oznacza konieczność odbudowy świątyni Salomona na wzgórzu Moria oraz zwiastuje przybycie Mesjasza; gotowe są już projekty Trzeciej Świątyni. Co gorsza, warunkiem sine qua non realizacji tych planów jest zburzenie islamskiej Kopuły na Skale. Czym to grozi? Oczywiście, nieuniknioną wojną między Żydami i muzułmanami, a niewykluczone też, że wybuchem globalnego konfliktu. W ten sposób sprawdziłyby się przewidywania króla Salomona, wieszczącego ponowne zburzenie i doszczętne spalenie Jerozolimy. Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa to najbardziej zmitologizowane miasto świata, centrum kultu trzech największych religii, mogłoby już nigdy nie podnieść się po ciosie zadanym w ferworze wojny religijnej.

Reklama
Reklama
Reklama