Claus von Stauffenberg niemal zabił Hitlera. O Polakach pisał, że jesteśmy motłochem
Mija 80 lat od zamachu na Hitlera w Wilczym Szańcu. Czy zamachowiec był tak szlachetny jak w filmie „Walkiria” z Tomem Cruisem? Poznaj niełatwą prawdę o Clausie von Stauffenbergu.
W tym artykule:
- Nieudany zamach na Hitlera
- Kim był Claus von Stauffenberg
- Co Claus von Stauffenberg myślał o Polakach
- Rany, które otworzyły oczy
- To nie był typ zamachowca samobójcy
20 lipca 1944 roku w mazurskim lesie we wsi Gierłoż (niem. Görlitz), kilka kilometrów od Kętrzyna (niem. Rastenburg) rozległ się głośny wybuch. Nastąpił w tajnej kwaterze głównej Adolfa Hitlera zwanej Wilczym Szańcem (Wolfsschanze). To właśnie tam Führer podejmował kluczowe decyzje związane z przebiegiem II wojny światowej. Eksplozja rozerwała jeden z baraków stojących wśród ogromnych bunkrów. Barak, do którego przeniesiono naradę z udziałem Hitlera.
Nieudany zamach na Hitlera
Autor zamachu 37-letni pułkownik Claus von Stauffenberg przekonany był, że atak się powiódł. Leciał już samolotem do Berlina, by wraz z innymi spiskowcami przejąć władzę. Zamierzał wykorzystać plany tzw. Operacji Walkiria, stworzone oficjalnie po to, by zapobiec chaosowi w przypadku wewnętrznych zamieszek w Trzeciej Rzeszy. Mylił się jednak. Hitler był pokrwawiony i ranny (z jego ciała wyjęto około 200 drzazg), ale cudem przeżył. Zaś zamachowiec i inni spiskowcy już wkrótce zapłacili za swój atak najwyższą cenę.
Gdy Stauffenberg stanął przed plutonem egzekucyjnym, na chwilę przed rozstrzelaniem zawołał: „Niech żyją święte Niemcy!”. Daleko mu jednak było do świętości.
Kim był Claus von Stauffenberg
We współczesnej popkulturze Claus Philipp Maria Schenk Graf von Stauffenberg ma twarz Toma Cruise’a z filmu „Walkiria” (2008) i postępowe poglądy. Tak jednak wcale nie było. Antynazistą stał się bardzo późno. Wcześniej przeszedł drogę typową dla oficera pochodzącego z arystokratycznej rodziny (ojciec – hrabia, żona – baronowa, teść – dyplomata), którego skusiła hitlerowska wizja podbojów i zmazania hańby klęski podczas I wojny światowej.
„W 1930 roku Claus ukończył szkołę kawalerii w Hanowerze. Jak większość oficerów Reichswehry podporucznik Claus von Stauffenberg przyjął z entuzjazmem nadejście czasu narodowych socjalistów” – piszą Jerzy Szynkowski i Marek Dragun w książce „Wilczy Szaniec. Wspomnienia świadków” – „Jako zdolny oficer został Stauffenberg w roku 1936 odkomenderowany na Akademię Wojskową w Berlinie, aby tam otrzymać wykształcenie oficera sztabu generalnego. Podczas wojny brał udział w kampaniach wojennych przeciwko Polsce, Francji i ZSRR”.
Jan Czochralski. Zapomniany Polak, który stał się ojcem współczesnej elektroniki
Jan Czochralski jest postrzegany jako jeden z największych autorytetów świata nauki. Potwierdza to fakt, że żaden inny polski naukowiec nie był i nie jest tak często cytowany, jak sławny ch...Co Claus von Stauffenberg myślał o Polakach
Refleksje Stauffenberga ze zdumieniem opisywał historyk prof. Tomasz Szarota. „W listach do żony znajdziemy, co prawda, wzmianki o »desperackiej waleczności polskich oficerów«, a także o wzbudzającym uznanie wyposażeniu polskiego dworu, w którym się zatrzymał (»z piękną biblioteką, bajecznymi empirowymi meblami, łóżkami, stolikami nocnymi, szafami na książki«). Zaraz potem natkniemy się jednak na taki oto wywód. »Co najbardziej rzuca się w tym kraju w oczy, to zaniedbanie. Nie tylko bezgraniczna bieda i nieporządek, lecz wrażenie, że wszystko, co wcześniej widziało lepsze czasy, dziś podupadło«”.
Cóż, to subiektywne opinie najeźdźcy z lepiej rozwiniętego kraju. Opinie, które można byłoby uznać za mało szokujące, gdyby nie ich ciąg dalszy. „Fragment innego listu, pełnego pogardy wobec Polaków, musi wzbudzić dziś protest już nie tylko polskiego, ale chyba także niemieckiego czytelnika. Stauffenberg pisał: »Miejscowa ludność to niewiarygodny motłoch, bardzo dużo Żydów i mieszańców. Naród, który, aby się dobrze czuć, najwyraźniej potrzebuje batoga. Tysiące jeńców przyczynią się na pewno do rozwoju naszego rolnictwa. Niemcy mogą wyciągnąć z tego korzyści, bo oni są pilni, pracowici i niewymagający«. W innym liście czytamy: »Najważniejsze jest to, abyśmy w Polsce właśnie teraz zaczęli planową kolonizację. I nie martwię się, że ona nastąpi«”, cytował prof. Szarota.
Rany, które otworzyły oczy
W czasach, gdy byli już oficerowie, którzy oburzali się na niezliczone wojenne zbrodnie Trzeciej Rzeszy, Stauffenberg trwał przy wodzu i awansował. „W lutym 1943 r., po mianowaniu na pułkownika, został Stauffenberg pierwszym oficerem sztabu generalnego 10. dywizji pancernej, biorącej udział w kampanii afrykańskiej.
7 kwietnia 1943 roku został ciężko ranny podczas atak lotniczego. Stracił lewe oko, prawą rękę i dwa palce lewej dłoni”, relacjonują Szynkowski i Dragun wskazując, że to wówczas dopiero doszło do przemiany Clausa: „Przewieziony do lazaretu w Monachium, kilka tygodni walczył ze śmiercią. Okres cierpienia spowodował w nim przypływ duchowych sił. Od tego czasu coraz częściej nosił się z myślą usunięcia Hitlera. Świadomość zbrodni na ludności cywilnej, na Żydach i na radzieckich jeńcach wojennych, doniesienia o ciężkich stratach na froncie wschodnim, coraz częstsze interwencje Hitlera w przebieg walk, złe traktowanie oficerów i generałów, a być może i kalectwo osobiste upewniły Stauffenberga w jego radykalnych przekonaniach. W szpitalu postanowił więc dołączyć do spiskujących”.
Warto jednak pamiętać, że Stauffenberg nie myślał wcale o sprawiedliwym pokoju czy zadośćuczynieniu krzywd okupowanym narodom. On i jego środowisko chcieli odzyskania przez Niemcy granic wschodnich sprzed przegranej I wojny światowej, a więc żądali przyłączenia do Rzeszy ziem polskich dawnego zaboru pruskiego! W tym celu zamierzali dojść do porozumienia z Aliantami zachodnimi, jeśli chodzi o los zachodniej części Europy, a na wschodzie chcieli powstrzymać ofensywę Armii Czerwonej stojącej już nad Wisłą.
To nie był typ zamachowca samobójcy
W ruinach w Wilczym Szańcu można zobaczyć tablicę pamiątkową z napisem „W tym miejscu stał barak, w którym 20 lipca 1944 r. Claus Schenk hrabia von Stauffenberg dokonał zamachu na Adolfa Hitlera. Zarówno on jak i wielu innych, którzy stawili opór dyktaturze hitlerowskiej zapłaciło za to życiem”.
Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że gdyby zamachowiec był bardziej zdesperowany i faktycznie zamierzał poświęcić własne życie, to zamach by się udał. Tymczasem Claus nie był zamachowcem-samobójcą. Chciał żyć i odgrywać w nowych Niemczech ważną rolę. Poza tym miał żonę, kilkoro dzieci. Wyszedł z narady w baraku, pozostawiając tam bombę w teczce. Nie podejrzewał nawet, że inny z oficerów przesunie ją za grubą nogę drewnianego stołu. To w chwili wybuchu uratowało Hitlerowi życie.
ŹRÓDŁA:
- Tomasz Szarota, „Zamach Stauffenberga z polskiej perspektywy”, w: „Teologia Polityczna” nr 7/2013-2014
- Jerzy Szynkowski, Marek Dragun, „Wilczy Szaniec. Wspomnienia świadków”, Agraf, Biskupiec 2015