Oni jeszcze nie poznali naszej cywilizacji. Brazylia chce by tak pozostało
Rząd Brazylii podejmuje działania, by chronić 4120 kilometrów kwadratowych ziemi i jej wędrownych mieszkańców w jednym z najbardziej gwałtownych i bezprawnych stanów w kraju.
Po latach opóźnień władze Brazylii wreszcie zgodziły się na utworzenie rezerwatu, który będzie chronił plemię odizolowanych od świata nomadów zamieszkujących jeden z najbardziej narażonych terenów na skraju lasów deszczowych Amazonii.
Obrońcy praw ludności tubylczych cieszą się z decyzji, która uruchomi proces fizycznego zaznaczenia granic terytorium plemienia Kawahiva do Rio Pardo. Kawahiva to plemię myśliwych i zbieraczy od dziesiątek lat żyjących w ukryciu przed drwalami i innymi intruzami, których do tych bogatych w faunę i florę lasów przyciągają złoża minerałów i drewno.
Zobacz film dokumentujący istnienie tego plemienia
Rozporządzenie wyszło jako jeden z wielu dekretów dotyczących uznania obszarów na rzecz ludów tubylczych. Prezydent Brazylii Dilma Rousseff, w obliczu nasilającego się kryzysu gospodarczego i skandalu korupcyjnego, wraz z ministrem sprawiedliwości Eugênio Aragãoa, pospiesznie podpisała 11 dekretów, by ustanowić 11 obszarów dla rdzennej ludności w ostatnich dniach swojego urzędowania. Spośród wszystkich obszarów jedynie rezerwat Kawahiva zamieszkiwany jest przez plemię, które nie ma żadnego kontaktu ze współczesnym społeczeństwem Brazylii.
- Dzięki temu Kawahiva ma możliwość walki – twierdzi Fiona Watson, dyrektorka ds. kampanii w organizacji walczącej o prawa ludności tubylczej Survival International. To właśnie ta organizacja odegrała największą rolę w wywieraniu presji na rząd Brazylii i walczyła o to, by terytorium plemienia znalazło się poza zasięgiem drwali i innych grup interesu. – To ważny krok. Teraz już nie ma odwrotu – podkreśla Watson.
Najwięcej na świecie odizolowanych od cywilizacji plemion żyje właśnie w Brazylii. Przedstawiciele departamentu ds. Indian, czyli agencji rządowej zajmującej się ochroną takich plemion, potwierdzili, że na rozległych terenach brazylijskiej Amazonii co najmniej 27 plemion żyje w całkowitej izolacji od świata. W rzeczywistości może ich być jeszcze nawet kilkadziesiąt więcej. Po Brazylii najwięcej takiej ludności żyje w Peru – mniej więcej 14 – 15 plemion żyjących z dala od cywilizacji.
Szacuje się, że plemię Kawahiva liczy od 25 do 50 członków. Liczebność plemienia prawdopodobnie zmniejszyła się na skutek wielu lat ostrych walk z osobami z zewnątrz i trudnych warunków do życia w stanie praktycznie nieustannej ucieczki. Według badań antropologicznych zleconych w celu wytyczenia granic terytorium, nomadzi wędrują w małych, rodzinnych grupach po ponad 4 120 kilometrach kwadratowych, obszarze wielkości Rhode Island, gęstego lasu na północno-zachodnim krańcu środkowego stanu Amazonii Mato Grosso.
Przyznanie tak dużego obszaru kilkudziesięciu osobom budzi jednak wiele kontrowersji. Obrońcy lokalnych interesów przysięgają walczyć z rezerwatem lub dążyć do zmniejszenia jego rozmiaru. Jednak przedstawiciele rządu twierdzą, że konstytucja Brazylii jasno uznaje prawo plemienia do zachowania swojego tradycyjnego stylu życia w granicach odpowiadających ziemi, z której korzysta.
W ostatnich dniach swojej kadencji Rosseuff podpisała wiele dekretów prezydenckich uznających ziemie tubylcze. Mimo to obszar, który na ich mocy ma chronić rdzennych mieszkańców jest w sumie najmniejszy jaki został uznany przez prezydenta, odkąd w 1985 roku w Brazylii zakończyła się dyktatura wojskowa. Grupy aktywistów obawiają się ruchu, którego celem jest ukrócić ochronę obszarów i kultur rdzennych ludów. W Kongresie ma on coraz więcej zwolenników i wspierany jest przez potężne lobby rolników i biznesmenów.
Region Kawahiva jest jednym z najbardziej gwałtownych i bezprawnych w całej Brazylii – charakteryzuje się niepohamowaną nielegalną wycinką lasów, kradzieżą ziem państwowych i powszechną urazą do urzędników państwowych odpowiedzialnych za ochronę lasu deszczowego i jego rdzennych mieszkańców. Agenci chroniący Indian twierdzą, że cenne drzewa zostały już wycięte z większości okolicznych lasów przez co bogate w drewno ziemie plemienia Kawahiva znalazły się teraz na celowniku.
- Najazdy na terytorium są bardzo intensywne – uważa Elias Bigio, doradca techniczny dla rządowej Fundação Nacional do Índio (FUNAI) – Narodowej Fundacji ds. Indian. Sprawcy są bardzo agresywni. Nie boją się. Niczego nie szanują – dodaje.
Bigio, były dyrektor departamentu FUNAI ds. Indian, twierdzi, że po zapowiedzi ministra sprawiedliwości, agenci przypisani do monitorowania i ochrony ziem plemienia Kawahiva przygotowują się do intensywnych najazdów – i możliwych ataków w ramach zemsty.
- Wiemy, że najazdy na terytorium mogą się nasilić, podobnie jak odwety przeciwko plemieniu Kawahiva i organizacji FUNAI – uważa Bigio. – Osoby zajmujące się wycinką drzew demarkację terytorium Indian z pewnością widzą jako wielką stratę dla swoich zysków.
W odpowiedzi na przyspieszoną kontrolę rządu, gangi zajmujące się wycinką lasów próbują nowych taktyk, by w niezauważony sposób przejść na terytorium należące do Kawahiva i kraść drogocenne drewno. Drwale dostają się do lasu wąskimi ścieżkami, pieszo lub na motorze, po czym rozpoczynają ścinanie drzew – z których pozyskiwane jest cenne twarde drewno takie jak mahoń, cedr, ipê i orzech brazylijski. Dopiero w ostatnim momencie sięgają po ciężkie maszyny do robót ziemnych, by wyciągnąć bale.
- Tworzą małe polany, gdzie zbierają drewno pod koronami drzew, by nikt ich nie zauważył – opowiada Evandro Selva, który kieruje operacjami w terenie w północno-zachodnim Mato Grosso dla brazylijskiej agencji ochrony środowiska - Instituto Brasileiro do Meio Ambiente e dos Recursos Naturais Renováveis (IBAMA).
– Kiedy nadchodzi moment, by wywieźć bale, przyjeżdża traktor, który na skróty jedzie na wyznaczone miejsce. Wszystko odbywa się bardzo szybko – podkreśla Selva. Zanim na miejsce dotrą agenci IBAMA – opowiada – drwale zdążą po sobie posprzątać i opuścić miejsce.
Colniza, miasto graniczące z terytorium Kawhiva, to punkt centralny największej destrukcji lasów deszczowych w stanie. Podczas zeszłorocznej konferencji klimatycznej ONZ w Paryżu gubernator Mato Grosso Pedro Taques powiedział, że wycinanie lasów w regionie w 92 procentach jest nielegalne. Choć w skali kraju wylesianie zmniejszyło się w ostatnich latach, w Mato Grosso tendencja się nie zmienia - nieprzerwanie króluje tu nielegalne wycinanie i karczowanie lasów. Podczas konferencji Taques zobowiązał się również do wyeliminowania tych nielegalnych praktyk do 2020 roku.
W regionie pełno jest tzw. grilheiros – nielegalnych handlarzy ziemią – którzy wycinają lasy na ziemiach państwowych, by następnie nielegalnie je sprzedawać. Jak twierdzi Bigio, jego zespół natrafił ostatnio na szlak wiodący 15 kilometrów w głąb obszaru Kawahiva, na którym zaznaczone chorągiewkami są działki przeznaczone do wykarczowania.
Niewielka grupa agentów działających w ramach frontu ochrony ludności i środowiska Madirinha-Juruena z organizacji FUNAI patroluje terytorium Kawahiva od lat. Stale wypatrują intruzów oraz sprawdzają samopoczucie rdzennych mieszkańców – zaznaczają swoją obecność, ale równocześnie unikają bezpośredniego kontaktu z tubylcami. W czerwcu zeszłego roku zespół natrafił na tymczasowy szałas wzniesiony przez myśliwych z plemienia Kawahiva.
Szef program Jair Candor, podczas rozmowy przez Internet w siedzibie FUNAI na terenie rezerwatu, powiedział, że Indianie uciekli dosłownie chwilę przed przyjazdem agentów. Pozostawili po sobie nieliczne rzeczy osobiste i niedogaszone ognisko. Candor szacuje, że w szałasie mogło szukać schronienia kilkanaście osób. – Szałas był czysty, wszystko było starannie ułożone – dodaje Candor. – Musieli być gdzieś w pobliżu. Musieli nas obserwować.
Takie odkrycia to z reguły sygnał, że Indianie mają się dobrze. Jednak ekipa Candora odkryła później również duży obszar z wykarczowaną ziemią, gdzie nielegalni drwale i handlarze ziemią organizowali swoje działania. Obóz członków plemienia Kawahiva znajdował się niecałe 10 kilometrów dalej. Z pomocą agentów z IBAMA działania intruzów zostały przerwane a winowajcy wypędzeni. – Udało nam się ich stąd wyrzucić – opowiada Candor. Jednak bez stałego wsparcia ze strony IBAMA albo policji, zawsze istnieje ryzyko, że wrócą – podkreśla Candor.
Pięć lat temu Candor nakręcił dramatyczny materiał o grupie myśliwych z plemienia Kawahiva, którzy przemierzali las, podczas gdy Candor ukrywał się za drzewami. Po tym jak rządowy departament ds. Indian upublicznił ten materiał w 2013 roku, lokalni politycy oskarżali FUNAI o „podstawienie Indian” i wyreżyserowanie tej sceny po to, by uniemożliwić rozwijanie się tego regionu.
Władze ostrzegają, że może upłynąć wiele miesięcy zanim uda się wyznaczyć granicę o długości 329 kilometrów dla terytorium plemienia Kawahiva do Rio Pardo.
Proces wyznaczania granic może też paść ofiarą opieszałej biurokracji i politycznych konfliktów wewnętrznych, pozostawiając zarówno teren jak i członków plemienia narażonych na potencjalnie fatalne w skutkach najazdy.
Tekst: Scott Wallace
Źródło: National Geographic News
1 z 1
Kawahiva_2
Mapa przedstawiająca lokalizację plemienia.
CHARLES PREPPERNAU, NG MAPS
SOURCES: ESRI; IUCN AND UNEP-WCMC 2015, WDPA; HANSEN/UMD/GOOGLE/USGS/NASA;