Pechowe bitwy narodów. Dlaczego Pułaski i Poniatowski zginęli na polu walki?
W naszej historii znamy dwie październikowe „bitwy narodów”: pod Savannah w roku 1779 i pod Lipskiem w 1813. Obie przyniosły dwie pechowe śmierci polskich dowódców: Kazimierza Pułaskiego i ks. Józefa Poniatowskiego. Obu śmierci można było uniknąć.
Spis treści:
Jest rok 1779. W Ameryce trwa wojna o niepodległość USA miedzy zbuntowanymi kolonistami i Brytyjczykami. W jej trakcie wojska brytyjskie zajmują stolicę Georgii Savannah i zagrażają głównemu miastu Karoliny Południowej – Charleston. Na odsiecz kolonistom rusza francuska eskadra okrętów z korpusem wojskowym admirała d’Estainga. Z Francuzami na miejscu mają się połączyć inne siły rebeliantów. W tym Legion Pułaskiego, dowodzony przez polskiego generała, byłego konfederata barskiego, nazywanego często ojcem amerykańskiej kawalerii.
Irlandczycy, Indianie, Haitańczycy…
Dziś na tablicy informacyjnej na polu bitwy pod Savannah widać flagi także innych krajów, z których pochodzili walczący żołnierze. W korpusie brytyjskim znaleźli się najemnicy z Niemiec, zwłaszcza z Hesji. Poza tym walczyli w nim Irlandczycy i Szkoci. Całością sił interwencyjnych dowodził gen. Augustine Prevost, francuskojęzyczny Szwajcar wierny Koronie Brytyjskiej.
Po stronie zbuntowanych kolonii znaleźli się Francuzi, Polacy Pułaskiego, strzelcy z Haiti (Chasseurs-Volontaires z San Domingo) oraz szwedzcy ochotnicy pod wodzą hrabiego von Stedingka – rodem ze szlachty pomorskiej. W koalicji antybrytyjskiej znaleźli się też Hiszpanie i Holendrzy. Irlandzkimi ochotnikami, którzy mieli walczyć przeciw rodakom po stronie brytyjskiej, dowodził Arthur Dillon.
Po obu stronach można też było znaleźć Indian, przekonanych do tego czy innego sojuszu. Dlatego bitwę pod Savannah nazywa się czasem amerykańską „bitwą narodów”. Zginęło w niej nieporównywalnie mniej żołnierzy niż w europejskiej „bitwie narodów” pod Lipskiem w 1813 roku. Pod amerykańskim miastem naliczono niespełna tysiąc zabitych i rannych z wojsk liczących w sumie około 13 tysięcy ludzi. Wblipskiej batalii poległo i odniosło rany aż 160 tysięcy żołnierzy z armii liczących około 550 tysięcy ludzi! Savannah jest jednak dla Polaków o tyle ważne, że zginął tam – i przeszedł do legendy – Kazimierz Pułaski.
Fatalny kartacz
Powszechnie uważa się, że Pułaski poległ podczas bohaterskiej szarży na pozycje brytyjskie. Stało się to 11 października, gdy podczas szturmu ranny został francuski admirał d’Estaing. „Zdając sobie sprawę z fatalnych następstw takiej katastrofy dla ducha francuskich żołnierzy – i mając nadzieję, że jego obecność obudzi ich do działania – Pułaski pognał w scenerię chaosu i rozlewu krwi” – pisał Paul Bentalou, francuski adiutant Polaka.
Pułaski ledwie zdążył ruszyć do boju. Historyk Władysław Konopczyński tak zrekonstruował ten fatalny dla Polaka moment: „Zostawił szwadrony za pagórkiem pod wodzą pułk. Horry’ego, spiął konia ostrogą i pędzi z wiernym adiutantem Bentalou przed front skonsternowanych aljantów. Krzyczy: »naprzód!«, szablą wskazując Spring Hill. Gruchnęły zdala kartacze. »Jezus Marja!« Generał-brygadjer spada z oszalałego konia”.
Pułaski umrze od ran. Pozostaną legendy o szarży i o złowrogim omenie. Na początku października zgubił ponoć swój szkaplerz z Matką Boską, który miał chronić go od nieszczęść. W rzeczywistości zgubiło go to, co zarzucano mu jeszcze w trakcie konfederacji barskiej: nadmierna brawura i zapalczywość w walce. Miał 34 lata.
Ofiara „bratobójczego ognia”
Inaczej zginął podczas batalii lipskiej (16–19 października 1813 roku) książę Józef Poniatowski. Bitwa trwała kilka dni, była niezwykle wyczerpująca. Po jednej stronie Polacy, Francuzi, żołnierze Królestwa Neapolu oraz wojska saskie – które w trakcie boju zmieniły front. Przeszły na stronę koalicji antyfrancuskiej, do Prusaków i Austriaków (bądź co bądź niemieckojęzycznych) oraz Rosjan i Szwedów.
50-letni Poniatowski, świeżo mianowany marszałkiem Francji, robił, co mógł. Został kilkakrotnie ranny, ale nie chciał złożyć broni. Śmierć dopadła go w rzece Elsterze. „Ruszył książę dalej pieszo do Elstery przez błotniste ogrody, już wszędy napełnione tyralierką nieprzyjacielską; tutaj po raz czwarty odebrał kulę w bok; słaniając się, padł w objęcia paru dotrzymujących mu jeszcze kroku oficerów, po chwili odzyskał przytomność, dosiadł z trudnością podanego świeżego konia, ale chwiał się na siodle. Ociekał krwią, był już zapewne ranny śmiertelnie, śmierć miał w spojrzeniu i wyrazie; ale na ponawiane błagania towarzyszów nie odpowiadał już wcale, tylko coś z gniewnem uniesieniem mówił bez związku o Polsce i o honorze. W tem, na widok nadbiegającej nieprzyjacielskiej piechoty porwał się raptem sił ostatkiem i skoczył z koniem do Elstery. Tu ostatnią kulę odbiera w plecy, osuwa się z konia i po krótkiem pasowaniu się – znika pod wodą” – opisywał historyk Szymon Askenazy.
Bardziej współcześni historycy sugerują, że Poniatowski zginął nie od kul wrogich żołnierzy, lecz sojuszniczych – zapewne zdezorientowanych Francuzów stojących po drugiej stronie rzeki. Byłby więc jedną ze sławniejszych ofiar tzw. friendly fire, „bratobójczego ognia” zdarzającego się na wielu wojnach. Może książę by przeżył, gdyby zapanował nad emocjami i mierzył nadwątlone siły na zamiary? Poniatowski miał też prawdopodobnie potężnego pecha, że przypadkiem wzięty został za wroga przez żołnierza z własnej armii...
Źródła:
- Szymon Aszkenazy, „Józef ks. Poniatowski”, w: „Biblioteka warszawska”, t. II (254), Warszawa 1904
- Władysław Konopczyński, „Kazimierz Pułaski. Życiorys”, Polska Akademia Umiejętności, Kraków 1931
- Andrzej Nieuważny, „Śmierć po napoleońsku”, w: „Focus Historia” nr 9/2013
- Adam Węgłowski, „Pan Kazimierz, pani Pułaska”, Skarpa Warszawska, Warszawa 2024