„Pochodnia z piramid” w Sandomierzu. Zagadkowy zabytek w kolekcji nietypowego muzeum
Do oświetlania korytarzy piramid egipskich miał służyć zagadkowy przedmiot, który znajduje się obecnie w zbiorach Muzeum Diecezjalnego w Sandomierzu. Czym naprawdę jest kilkunastocentymetrowej wysokości gliniany stożek?
W tym artykule:
- Muzeum, w którym czas się zatrzymał
- Egipskie starożytności nad Wisłą
- Egipski Sandomierz
- „Pochodnia z piramid” w polskim muzeum
„Na pulpicie położone są stopy słonia. Jest to jedna z wielu osobliwości, jakie napotykamy na ekspozycji, która przedmioty o dużej wartości artystycznej łączy z mniej znamienitymi, bez dbałości o przejrzystość ekspozycji. Ten jedynie pozorny brak ładu i pozorna przypadkowość sprawiają, że Muzeum pełne jest złożoności form i elementów tajemniczości” – taką kartkę znajduję w pierwszej sali Muzeum Diecezjalnego „Dom Jana Długosza” w Sandomierzu.
Muzeum, w którym czas się zatrzymał
To sandomierskie muzeum faktycznie jest wyjątkowe na mapie Polski. Mieści się w budynku zbudowanym w 1476 r. z inicjatywy słynnego historyka, Jana Długosza. Jest to też jeden z najlepiej zachowanych gotyckich domów mieszkalnych w Polsce.
Od 1937 roku znajduje się tu Muzeum Diecezjalne. Autorem ekspozycji jest Karol Estreicher (1906–1984), znany historyk sztuki z Krakowa. W tej placówce czas faktycznie się zatrzymał. Bardziej przypomina XVII-wieczne gabinety osobliwości niż współczesne uporządkowane i ułożone muzea. Tym bardziej warto tu zajrzeć.
Egipskie starożytności nad Wisłą
W Polsce kolekcje muzealne, w których możemy obejrzeć zabytki ze starożytnego Egiptu nie są zbyt liczne. Najciekawsze zbiory znajdują się w Muzeum Narodowym w Warszawie, Muzeum Archeologicznym w Poznaniu i w Krakowie. Są też pojedyncze egipskie zabytki w różnych mniejszych lub większych kolekcjach rozsianych po całej Polsce.
Polska nie może konkurować na tym polu. W czasie, gdy wielkie muzea zachodnioeuropejskie zakupywały lub pozyskiwały w mniej etyczny sposób zabytki znad Nilu, nasz kraj nie istniał. Były to czasy końca XVIII i XIX wieku, kiedy wybuchła gorączka egiptomanii zapoczątkowana wyprawą Napoleona Bonapartego nad Nil. Wówczas zabrał ze sobą mnóstwo naukowców i rysowników, którzy opublikowali to, co zobaczyli. Tym samym uruchomili zbiorową wyobraźnię Europejczyków, którzy zapragnęli zobaczyć tajemniczą cywilizację Orientu.
Egipski Sandomierz
Starożytny Egipt to moja pasja. Podczas wizyty w Sandomierzu dowiedziałem się, że w Muzeum Diecezjalnym znajdują się również zabytki z Egiptu. Musiałem je zobaczyć.
Faktycznie, w jednej z wielu gablot wypełnionych najprzeróżniejszymi cudami było kilka obiektów: figurki uszebti, które Egipcjanie wkładali do grobów, by pracowały w zaświatach za nich, kilka małych naczynek i zagadkowy stożkowaty obiekt, przez wiele lat nazywany „pochodnią z piramid”. Czy faktycznie z pomocą tego przedmiotu starożytni rozświetlali wąskie, ciemne i duszne korytarze legendarnych grobowców faraonów? A jeśli tak, to którą piramidę miał rozświetlać? Do czego naprawdę służył ceramiczny stożek?
„Pochodnia z piramid” w polskim muzeum
Sprawie zagadkowego przedmiotu przyjrzał się jakiś czas temu prof. Leszek Zinkow, który obecnie pracuje w Instytucie Kultur Śródziemnomorskich i Orientalnych PAN w Warszawie.
„Przedmiot ten został niewątpliwie przywieziony znad Nilu i ofiarowany do Muzeum, wraz z kilkoma ułamkami ceramiki, przez Karola Dąbrowskiego (1907–1992), który był konserwatorem zabytków i wykładowcą na wydziale malarstwa ściennego w warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych” – pisze prof. Zinkow w czasopiśmie naukowym „Nowy Filomata”.
Jak znalazł się w jego posiadaniu? Nie jest to jasne. Być może go zakupił albo znalazł. W relacji Dąbrowskiego miał służyć do „oświetlania korytarzy egipskich piramid”. Ponoć taką informację otrzymał w miejscu pozyskania przedmiotu. Z takim też opisem trafił on do muzeum w Sandomierzu.
Przyjrzyjmy się „pochodni”. Zabytek ma kilkanaście centymetrów długości, zaokrąglony wierzchołek i miseczkowate zagłębienie w „podstawie”. W nim zachowały się resztki czarnej substancji bitumicznej, czyli smołowatej. W ocenie prof. Zinkowa substancja smolista w zagłębieniu wywołała spontaniczne skojarzenie z „pochodnią”. W niej paliwem była widoczna smoła.
Naukowiec przeprowadził śledztwo. W jego wyniku znalazł inne, podobne zabytki z Egiptu. Co się okazało? Wszystko wskazuje na to, że mamy do czynienia z bardzo małym fragmentem zniszczonej amfory z czasów grecko-rzymskich.
„Pochodnia” ma zatem około 2 tysiące lat. Nie pochodzi z czasów budowniczych piramid. A skąd smoła? Otóż w ten sposób „impregnowano” amfory, w których przechowywano wino lub oliwę, by nie przesiąkały przez ściany. Takie naczynia produkowano masowo i nie zawsze z surowca dobrej jakości, stąd musiano posiłkować się takimi zabezpieczeniami.
Trochę się zawiodłem. Ale zawsze jest nadzieja. Prof. Zinków pisze: „Oczywiście cały powyższy wywód nie zaprzecza używaniu tego i podobnych zaimprowizowanych narzędzi we wtórnej funkcji »pochodni« przez pomysłowych arabskich dragomanów, prowadzących nowożytnych podróżników w ciemne korytarze grobowców egipskich.”
Czyli jednak mogła być to pochodnia. Może nawet użyta w słynnej piramidzie faraona Cheopsa! Wychodzę z muzeum, wyobrażając sobie śmiałków zagłębiających się setki lat temu z taką „latarką” w czeluści grobowca.