Pokonanie Krzyżaków nie przyniosło spokoju. Polska zapłaciła za zwycięstwo wysoką cenę
Polskie zwycięstwo nad zakonem przyszło po długiej i wyniszczającej walce. Niestety, sukces nie przyniósł oczekiwanego pokoju. Wręcz przeciwnie – stał się początkiem nowych sporów i nieporozumień.
Spis treści:
- Krzyżacy mieli konkretny plan ataku
- Chrzest Litwy ratunkiem?
- Polska bez tego, czego chciała najbardziej
- Budżet Krzyżaków zniszczony
- Podpisanie aktu zjednoczenia
- 4-letni rozejm
- Prusy kontratakują
Krzyżacy to najbardziej karni rycerze, jacy kiedykolwiek istnieli. Przewyższali pod tym względem nawet legie rzymskie, albowiem Rzymianie buntowali się niekiedy, podczas gdy rycerz zakonny wytrzymywał najcięższe próby” – opowiadał o nich po wiekach Adam Mickiewicz podczas wykładów we Francji. A w „Grażynie” pisał: „Przebrzydły Zakon podobny do smoku/Jeden łeb utniesz, drugi rośnie skoro/I ten ucięty rośnie w dziesięcioro”.
Pięćset lat przed tymi słowami polskiego wieszcza państwo zakonne osiągało właśnie szczyt swej potęgi. Rozciągało się od Łeby przez Gdańsk i Królewiec po Kłajpedę. Kontrolowało ujścia Wisły, Niemna i Pregoły. Miało 120 zamków, z których bracia-rycerze nadzorowali terytorium powierzchni 58 tys. km kw. Formalnie podlegało papieżowi, jednak w czasie tzw. niewoli awiniońskiej (1309–1370) i wielkiej schizmy zachodniej (1378–1417), gdy za głowę Kościoła uważało się dwóch lub trzech dostojników, było to zwierzchnictwo iluzoryczne.
Krzyżacy robili, co chcieli, a ich potęga i bogactwo przyciągały tłumy chętnych pragnących służyć zakonowi. Byli to głównie niemieccy rycerze zubożali z powodu kryzysu ekonomicznego, który dotknął zachodnią Europę po epidemiach dżumy i klęskach nieurodzaju. Kierowały nimi nie tyle motywy religijne, ile chęć znalezienia bezpiecznej przystani i zdobycia majątku. Ich czysto świeckie dążenia nadawały polityce zakonu jeszcze bardziej agresywny charakter. Po podboju Prus (1283) i odebraniu Polsce Pomorza Gdańskiego (1308) naturalnym celem ekspansji stała się Litwa.
Krzyżacy mieli konkretny plan ataku
Krzyżacy atakowali wschodniego sąsiada metodycznie, dokonując co roku łupieżczych najazdów. Chodziło o wyniszczenie terenów przygranicznych, by po ucieczce sterroryzowanej ludności łatwiej je zajmować. Litwini bronili się dzielnie, ale mimo śmiertelnego zagrożenia z zewnątrz wykrwawiali się również w bratobójczej walce o władzę pomiędzy Jagiełłą a jego wujem Kiejstutem i jego synem Witoldem. Krzyżacy umiejętnie podsycali te konflikty wspierając raz jedną, raz drugą stronę, a gdy obie osłabły, w 1398 r. zajęli Żmudź (zachodnią Litwę). Uzyskali w ten sposób łącznik między swymi posiadłościami w Prusach i Inflantach, stając się nadbałtycką potęgą.
Chociaż była to jawna agresja, papież, cesarz i większość europejskich władców uznawali ją za uzasadnioną. Krzyżacy nie przedstawiali bowiem swych działań jako podbojów, lecz misję chrystianizacyjną. Argumentowali, że ziem odebranych poganom nie zagarniają dla siebie, lecz przekształcają w tzw. patrimonium sancti Petri – ojcowiznę świętego Piotra, czyli własność papieża. W teorii działali zatem bezinteresownie.
Jagiełło – atakowany przez Krzyżaków, Witolda i na domiar złego przez Księstwo Moskiewskie – nie widział innego wyjścia jak nawiązanie rokowań z Polakami. Ci, którzy bezskutecznie domagali się od papieża i cesarza uznania krzyżackiej aneksji Pomorza Gdańskiego za bezprawną, zagrali va banque. Zaoferowali Jagielle rękę królowej Jadwigi i koronę Królestwa Polskiego w zamian za przyłączenie do niego Litwy. Jagiełło musiał jednak przyjąć chrzest.
14 kwietnia 1385 r., po wynegocjowaniu porozumienia, Jagiełło ogłosił w Krewie, że przyjmuje te warunki. Zimą następnego roku przybył do Krakowa i jak zapisał Jan Długosz: „We czwartek dnia czternastego lutego, w uroczystość św. Walentego, naprzód Jagiełło wielki książę litewski, a potem bracia jego książęta litewscy, wyuczeni już należycie zasad i prawideł wiary katolickiej, porzuciwszy błędy pogańskie, uczynili wyznanie prawej wiary i w kościele krakowskim przyjęli chrzest z rąk Bodzanty arcybiskupa gnieźnieńskiego i towarzyszącego obrzędowi Jana biskupa krakowskiego, z wielką wszystkich radością”. Jagiełło przyjął nowe chrześcijańskie imię Władysław.
Zjednoczenie Polski z ochrzczoną Litwą było dla Krzyżaków potężnym ciosem. Tracili pretekst do podbojów. Zaczęli więc zaprzeczać faktom. Rozpoczęli zmasowaną akcję propagandową, wmawiając Zachodowi, że chrzest Jagiełły i Litwy był pozorny.
Chrzest Litwy ratunkiem?
Dyplomacja polska też nie próżnowała i doprowadziła do wydania w 1403 r. przez Kurię Rzymską aktu potwierdzającego prawomocność chrztu Litwy. Krzyżacy nie zamierzali jednak oddać zaanektowanej Żmudzi i wszelkimi sposobami dążyli do rozbicia unii polsko-litewskiej. Sojusznika znaleźli w Witoldzie, który po koronacji Jagiełły na króla obu zjednoczonych państw został z niczym. Rozżalony buntował się, a zakon skwapliwie udzielał mu pomocy.
Przeciw rebeliantom wysyłano polskie wojska, ale przedłużający się konflikt mógł wykopać przepaść nie do zasypania. A na tym skorzystać mogli jedynie Krzyżacy. Zwaśnieni kuzynowie zdawali sobie sprawę z niebezpieczeństwa i po kilku latach walk podjęli rozmowy. W 1392 r. zawarli kompromis – Jagiełło pozostawał królem Rzeczypospolitej Obojga Narodów, Witold jako jego namiestnik i Wielki Książę obejmował władzę nad Litwą.
Krzyżacy nakłaniali Witolda do walki o pełną niezależność, ale zniechęciło go m.in. wyzyskiwanie przez zakon Żmudzi. Gdy w 1409 r. wybuchło tam kolejne antykrzyżackie powstanie, Wielki Książę pospieszył mu z pomocą. A Polska, wywiązując się ze zobowiązań sojuszniczych, zapowiedziała, że poprze Litwinów. Wielki mistrz zakonu Ulrich von Jungingen wykorzystał to jako pretekst do wypowiedzenia jej wojny (6 sierpnia). Już tydzień później uderzył na Kujawy, Krajnę i ziemię dobrzyńską, zajął m.in. Bydgoszcz. Do października Polakom udało się odbić to miasto, ale zabrakło czasu na połączenie wojsk Korony i Litwy. Jagiełło zgodził się więc na rozejm i przekazanie sprawy przynależności Żmudzi do rozpatrzenia przez arbitra, którym został król czeski Wacław Luksemburski. Wyrok nietrudno było przewidzieć – monarcha sympatyzujący z Krzyżakami orzekł, że zagarnięta część Litwy ma należeć do zakonu. Wojna stała się nieuchronna.
Polscy stratedzy uznali, że działania zbrojne należy przenieść do Prus i 15 lipca 1410 pod Grunwaldem, w jednej z największych bitew średniowiecza, zadali Krzyżakom cios, po którym zakon już nie był zdolny do dalszej ekspansji.
Polska bez tego, czego chciała najbardziej
Malborka, stolicy państwa krzyżackiego, nie udało się zdobyć. Tymczasem Krzyżacy pod wodzą nowego wielkiego mistrza Heinricha von Plauena rozpoczęli wielką ofensywę dyplomatyczną – przedstawiając Grunwald jako zwycięstwo pogan nad chrześcijanami. Zmobilizowali wszystkich sojuszników, by zdobyć jak najlepszą pozycję podczas negocjowania traktatu pokojowego. Od południa do Małopolski wkroczyły wojska króla węgierskiego i niemieckiego Zygmunta Luksemburskiego, od zachodu armia zorganizowana przez niemiecką gałąź zakonu, z północy ciągnęły posiłki wystawione przez gałąź inflancką. Jagiełło zdołał wygrać bitwę pod Koronowem, ale wobec groźby wojny na dwa, a nawet trzy fronty zgodził się na rozejm. 1 lutego 1411 r. podpisano w Toruniu układ pokojowy. Polska nie uzyskała tego, na czym jej najbardziej zależało – Pomorza Gdańskiego i ziemi chełmińskiej. Tyle że Krzyżacy oddali Litwie Żmudź.
Żadna ze stron nie była więc usatysfakcjonowana i obie przystąpiły do walki dyplomatycznej o sporne terytoria. Jej apogeum nastąpiło podczas soboru w Konstancji (1414–1418). Szefem polskiej delegacji został rektor Akademii Krakowskiej, znakomity prawnik Paweł Włodkowic. W 1415 r. przedstawił traktat „O władzy cesarza i papieża nad niewiernymi”. Opierając się na doktrynie prawa naturalnego przekonywał, że chrystianizacja ma polegać na nawracaniu pogan, a nie na odbieraniu im przemocą ziemi i zamienianiu w niewolników. Podważał w ten sposób prawa papieża i cesarza do dysponowania zdobytymi przez Krzyżaków ziemiami jako patrimonium sancti Petri. „Nawracać należy słowem, nie mieczem” – pisał, ku wściekłości Krzyżaków.
Krzyżacy zatrudnili całą armię prawników i pamflecistów do polemizowania z Polakami. Ci bardziej wyrafinowani przekonywali, że nawracanie pogan to obowiązek chrześcijanina, a jeśli niewierni stawiają zbrojny opór, trzeba użyć siły. Niedozwolone jest natomiast korzystanie z pomocy pogan w walce z chrześcijanami, co zrobili Polacy, stając pod Grunwaldem ramię w ramię z tysiącami jeszcze nieochrzczonych żołnierzy litewskich. Największy rozgłos zdobył jednak paszkwil niemieckiego dominikanina Johannesa Falkenberga „Satyra przeciw herezjom i innym niegodziwościom Polaków i ich króla Jagiełły”. Nazwał w nim Polaków heretykami, którzy oddali koronę bałwochwalcy i jako odstępcy od prawdziwej wiary powinni wraz ze swym królem zostać skazani na śmierć.
Na oszczerstwa zareagowali polscy biskupi, oskarżając o herezję Falkenberga. Wybuchł skandal, którym zajęła się soborowa komisja. Po burzliwych dyskusjach orzeczono, że heretycka jest jedynie konkluzja paszkwilu, nawołująca do unicestwienia Polaków, zaś „król Polski jest godnym członkiem Kościoła”. Falkenberga aresztowano. Epilog afery nastąpił w 1421 r., gdy w Rzymie w obecności Pawła Włodkowica Falkenberg odwołał swoje tezy. Potem papież go ułaskawił.
Sobór potwierdził postanowienia traktatu toruńskiego z 1411 r., co było kolejnym ciosem zadanym Krzyżakom. Odtąd nie mogli już oskarżać Jagiełły o pozorne przyjęcie chrześcijaństwa i musieli zaakceptować utratę Żmudzi.
Budżet Krzyżaków zniszczony
Rycerze zakonni stanowili elitarne, hermetyczne bractwo. Nie było ich wielu. Przed Grunwaldem około 700, po nim – 400. Ale dzięki znacznie liczniejszej grupie tzw. służebników składających śluby na okres służby, świeckich półbraci i najemników trzymali żelazną ręką całą ludność zajętych terytoriów. Tubylców – Prusów, Jaćwingów, Galindów, Sambów – traktowali jak niewolników. Mieszczan, miejscowych świeckich rycerzy i napływających osadników – jak poddanych mających wykonywać polecenia i płacić podatki.
Klęska w 1410 r. i ciągłe walki z Polską kończone krótkotrwałymi traktatami pokojowymi (melneński z 1422, brzeski z 1435 r.) rujnowały budżet krzyżackiego państwa, wyniszczały i powodowały masową ucieczkę chłopów z zagrożonych terenów. Ze spisu przeprowadzonego w 1438 r. wynika, że na ziemi chełmińskiej nie obsiano 50 proc. areału, w południowej części Pomorza Gdańskiego nawet 80 proc. By napełnić pustoszejący skarbiec, władze zakonne podnosiły podatki, co wywoływało niezadowolenie mieszczan i świeckiego rycerstwa. Obie grupy miały przedstawicieli w tzw. Stanach Pruskich – namiastce parlamentu, ale Krzyżacy nie liczyli się z ich opinią.
Ponieważ żądania finansowe władz stawały się coraz bardziej uciążliwe, rady miast zaczęły się ze sobą porozumiewać. Ich śladem podążyło rycerstwo i w lutym 1440 r. w Elblągu zawarto porozumienie o utworzeniu związku miast i ziem. 14 marca w Kwidzynie oficjalnie ogłoszono powstanie Związku Pruskiego. Najważniejszy punkt aktu założycielskiego głosił, że wszyscy członkowie udzielą pomocy temu, kto dochodzi sprawiedliwości u władz zakonu. Powstała więc opozycja, która zainicjowała proces uniezależniania się świeckich mieszkańców Prus od Krzyżaków.
Wielki mistrz Konrad von Erlichshausen zaraz zareagował. Postanowił rozbić związek. Podsycał konflikty interesów między konkurującymi ze sobą miastami. Równocześnie jego dyplomaci przekonywali, że powołanie Związku Pruskiego jest sprzeczne z prawem kościelnym obowiązującym w państwie zakonnym i papież powinien go zdelegalizować. Wtedy związek próbował pozyskać przychylność cesarza. Gdy się nie udało, rozpoczął przygotowania do zbrojnego powstania. Zdawał sobie sprawę, że sam nie pokona zakonu. Musiał znaleźć sojuszników. Uniwersalna zasada „wróg mojego wroga jest moim przyjacielem” sprawiała, że wybór był oczywisty: Polska.
Dla polskich interesów optymalnym rozwiązaniem wydawało się poczekanie, aż obie strony konfliktu wzajemnie się wykrwawią. Takie stanowisko prezentowała szlachta małopolska skupiona wokół kardynała Zbigniewa Oleśnickiego. Ale młody król Kazimierz Jagiellończyk faworyzował Wielkopolan, którzy uważali, że należy poprzeć Związek Pruski. Nic dziwnego. Wielkopolanie prowadzili interesy handlowe ze zbuntowanymi miastami, a ze względu na bliskie sąsiedztwo najbardziej ucierpieli od najazdów krzyżackich. Jednocześnie Związek Pruski, na czele ze szlachcicem niemieckiego pochodzenia Johannesem von Baysen (Janem Bażyńskim), złożył władcy niezwykle atrakcyjną ofertę. W zamian za przywileje nadające im szeroką autonomię „całe Prusy poddadzą się królowi jako prawowitemu dziedzicowi ziem oderwanych przez Krzyżaków od Korony”. Trudno było nie przyjąć tak kuszącej propozycji.
Podpisanie aktu zjednoczenia
Zapewniwszy sobie poparcie Polski, 4 lutego 1454 r. Związek Pruski wypowiedział zakonowi posłuszeństwo, o czym poinformował wielkiego mistrza oficjalnym pismem. Dwa dni później powstańcy jednocześnie zaatakowali krzyżackie zamki w całym kraju. Większość stawiała symboliczny opór, obroniły się jedynie Malbork i Sztum. W triumfalnej atmosferze 4 marca podpisano akt zjednoczenia Prus z Koroną. Mieszkańcy obu państw zostali zrównani w prawach, zniesiono cła i opłaty graniczne, Gdańsk i Toruń zachowały prawo bicia własnego pieniądza. Krzyżacy otrząsnęli się jednak po pierwszych porażkach i podjęli walkę. Rozpoczęła się przewlekła wojna, która miała trwać 13 lat. Zakon odbił kilka miast, m.in. Królewiec, Tczew i Gniew; werbował w całej Rzeszy żołnierzy zaciężnych, słał protesty do papieża.
Póki bronił się stołeczny Malbork, wynik wojny trudno było przewidzieć. Kolejne próby zdobycia zamku kończyły się fiaskiem. Broniły go silne oddziały najemnych wojsk czeskich i niemieckich. Po 2 latach bezowocnych wysiłków Polacy sięgnęli po oręż skuteczniejszy od armat. Podjęto negocjacje z obrońcami i za olbrzymią sumę 190 tys. florenów (ok. 680 kg złota) przekonano ich do oddania zamku. 18 czerwca 1457 r. Kazimierz Jagiellończyk triumfalnie wjechał do krzyżackiej stolicy. Wielki mistrz nie złożył jednak broni. Przeniósł stolicę do Królewca i wojna trwała. Krzyżacy stopniowo opanowywali wschodnie Prusy, Polacy umacniali się w zachodnich.
Papież starał się nie dopuścić do krzyżackiej klęski, ale sukcesy husytów w Czechach, którzy w razie wsparcia przez Polskę mogli zagrozić pozycji Kościoła w środkowej Europie, skłoniły go do bardziej obiektywnej postawy. Rzym nacisnął na zakon i we wrześniu 1466 r. rozpoczęły się w Toruniu negocjacje. Ich efektem był podpisany 19 października tzw. traktat toruński.
Powtórzono w nim większość postanowień układu sprzed 13 lat o poddaniu całych Prus pod zwierzchnictwo Polski. Jednak w rzeczywistości dokonano ich podziału. Prusy zachodnie z Gdańskiem, Malborkiem, Elblągiem, ziemią chełmińską i Warmią faktycznie przyłączono do Polski jako tzw. Prusy Królewskie. Natomiast Prusami wschodnimi – z Królewcem, Kłajpedą, Ostródą i Pasłękiem – nadal miał rządzić zakon, tyle że pod nadzorem Rzeczpospolitej. Terytorium powierzchni 32 tys. km kw. stało się Prusami Krzyżackimi.
By wielki mistrz wyszedł z rokowań z twarzą, nadano mu tytuł Księcia w Prusach – ale nie Księcia Prus, co miało podkreślać, że nie włada całym krajem. Choć nałożono na niego obowiązki wasala, w traktacie nie nazwano go lennikiem. Każdy nowo wybrany zwierzchnik zakonu musiał od tego momentu składać polskiemu królowi przysięgę wierności i w razie wojny udzielać mu pomocy. Król nie miał jednak żadnego wpływu na wybór wielkiego mistrza.
4-letni rozejm
Postanowień toruńskich nie uznała niemiecka i inflancka gałąź zakonu, a pruska przy każdej okazji próbowała się od nich uwolnić. Była już jednak tak słaba, że nie mogła nawet opłacić żołnierzy zwerbowanych na wojnę trzynastoletnią. Do końca XV w. wielcy mistrzowie (z wyjątkiem Martina Truchsessa, który odmówił złożenia przysięgi wierności, za co został skarcony skuteczną interwencją wojsk polskich) wywiązywali się z toruńskich zobowiązań. Potem zakon zmienił politykę. Na wielkich mistrzów zaczął powoływać przedstawicieli wpływowych rodów niemieckich, najpierw saskich Wettinów, potem Hohenzollernów. Książęta z dziada pradziada byli zbyt dumni, by kłaniać się polskim monarchom. Odmawiali składania przysiąg wierności, a najbardziej wojowniczy z nich Albrecht Hohenzollern urządzał łupieżcze najazdy na pograniczne rejony Prus Królewskich i Litwy.
W 1519 r. sejm odpowiedział uchwałą o wypowiedzeniu mu wojny. Po dwóch latach zmagań pokorne dotąd miasta Prus Krzyżackich zaczęły protestować przeciw kosztom kolejnego konfliktu. W skarbcu Rzeczypospolitej też nie było nadmiaru złota, więc obie strony zgodziły się na 4-letni rozejm. Gdyby wydarzenia toczyły się zwykłym rytmem, wykorzystano by ten czas na przygotowania do nowej wojny. Ale właśnie wtedy na scenę wkroczył Marcin Luter. Jego krytyka Kościoła nigdzie nie mogła znaleźć wdzięczniejszych słuchaczy niż w Prusach walczących o uwolnienie się spod kurateli propapieskich Krzyżaków. Albrecht Hohenzollern wiedział, że tej batalii z poddanymi już nie wygra.
W 1523 r. spotkał się w Wittemberdze z Lutrem, wkrótce do Prus Krzyżackich zaczęli zjeżdżać propagatorzy reformacji, a w Królewcu ruszyła protestancka drukarnia. Gdy biskupi dwóch prowincji – Sambii i Pomezanii ogłosili, że przechodzą na nową wiarę, wielki mistrz miał już do wyboru tylko dwie możliwości. Rozwiązać zakon i albo zostać dziedzicznym władcą świeckiego księstwa, albo lennikiem Polski. Pierwsza oznaczała z góry skazaną na porażkę wojnę z Rzeczypospolitą, druga dawała szanse na zachowanie autonomii Prus Krzyżackich w dotychczasowych granicach. Wybór był oczywisty.
W marcu 1525 r. wysłannicy Hohenzollerna przybyli do Krakowa. Tam Polacy rozważali dwie możliwości: wojnę aż do definitywnego usunięcia zakonu z Prus i wcielenia ich do Korony albo oddanie Prus Krzyżackich Albrechtowi jako lenne księstwo. Król Zygmunt I Stary opowiedział się za pokojem. Przyjął ofertę.
8 kwietnia 1525 r. na rynku w Krakowie ostatni wielki mistrz Albrecht Hohenzollern ukląkł przed siedzącym na tronie Jagiellonem i publicznie złożył mu hołd lenny. Król wręczył wasalowi proporzec nowego Księstwa Pruskiego z czarnym orłem na białym tle i literą S (inicjał łacińskiej wersji imienia monarchy – Sigismundus). Potem Albrecht – już jako świecki książę – złożył przysięgę lenną, a towarzyszący mu dostojnicy zakonni zdjęli ze swych płaszczy czarne krzyże. Po 300 latach wojen państwo krzyżackie, reprezentowane przez swego władcę, padło na kolana przed polskim królem. Zygmunt Stary i jego poddani mieli powody do radości. Niestety Hohenzollern też.
Prusy kontratakują
Składając hołd, Albrecht przeżył chwilę upokorzenia, ale uratował swoje państwo przed wchłonięciem przez Rzeczpospolitą. Dzięki temu mógł przekształcić teokratyczne Prusy Krzyżackie w świeckie Prusy Książęce. Nasze zwycięstwo miało więc wymiar bardziej symboliczny niż realny.
Zadając ostatni cios słaniającemu się na nogach przeciwnikowi Polska powaliła zmurszałe, niezbyt już groźne państwo zakonne. Krzyżacy zniknęli, ale pozostali sprowadzeni przez nich osadnicy i szlachta obdarowana majątkami ziemskimi. Przetrwała też specyficzna mentalność zakonu – z jego poczuciem misji cywilizacyjnej, ale także brutalnością i militaryzmem. Po sekularyzacji Prus na tej spuściźnie wyrastało nowoczesne, niebezpieczne dla sąsiadów państwo. Wraz z nim kształtowało się nowe społeczeństwo określane wspólnym mianem Prusaków. Pod wpływem dominujących elit niemieckich ulegało germanizacji; ludy tubylcze, w tym około 100 tys. Prusów straciły poczucie swej tożsamości. Już w XVII w. Polska zorientuje się, że jej nowy lennik i sojusznik to żmija, którą wyhodowała na własnej piersi.
Źródło: archiwum National Geographic Polska