Reklama

Spis treści:

Reklama
  1. Słowianie chętnie zmieniali swoje miejsca osad
  2. Brak ekspansji i najazd trudnego ludu
  3. Niestali sojusznicy
  4. Słowianie jak nikt inny zagrozili mieszkańcom Konstantynopola
  5. Krótka kariera Samona
  6. Byli skłóceni, ale nadal groźni

Jeszcze się taki nie urodził i nie pojawił pod słońcem, kto by potrafił ujarzmić naszą potęgę. Myśmy przywykli do tego, aby panować nad cudzymi ziemiami, a nie, by kto inny nad naszą. I tego jesteśmy pewni, póki istnieje wojna i miecz – powiedział Dauritas, wódz Sklawinów, gdy w 578 r. na jego dwór przybyło awarskie poselstwo z nakazem płacenia podatku. Porywczy Dauritas nie tylko odmówił podporządkowania się Awarom, ale wbrew przyjętym zwyczajom kazał posłów zamordować i sam wyruszył na łupieżczą wyprawę.

W VI i VII w. hordy słowiańskich plemion pustoszyły greckie i bizantyjskie miasta, mordując bez litości ich mieszkańców. Mury kruszyli machinami oblężniczymi, a obrońców zmuszali do ucieczki, zasypując ich chmarą strzał. Kulminacją słowiańskiej ekspansji było wysłanie w 626 r. kilkudziesięciotysięcznej armii w kierunku Konstantynopola, który oblegano przez wiele dni.

Taki obraz jest daleki od powszechnego wyobrażenia o naszych praprzodkach. Podręczniki szkolne pełne są opowieści o łagodnych i utrzymujących się z rolnictwa Słowianach, tymczasem wąsatym wojownikom z ich temperamentem bliżej było do Galów czy wikingów niż uprawiających ziemię nomadów. – W zdobytym kraju mordowali w okrutny sposób mężczyzn i zaganiali do niewoli dzieci i kobiety, niszcząc dobytek, którego nie mogli zabrać – pisał o nich historyk Prokopiusz z Cezarei w VI w. Takie działania budziły uzasadniony strach.

Słowianie chętnie zmieniali swoje miejsca osad

Źródła historyczne wspominają, że Słowianie pojawili się w Europie z początkiem VI w. n.e. Zajmowali wtedy tereny na północ od Dunaju, wypuszczając się z czasem coraz odważniej we wszystkich kierunkach. Zajęli dorzecze Wisły i Odry, kraj nad Dunajem, Kotlinę Czeską, wyszli nad Bałtyk u ujścia Odry i Łaby, założyli osady w samym centrum obecnych Niemiec, kolonizowali doliny alpejskie i dzisiejsze północne Włochy. Plemiona Słowian południowych przeprowadzały z kolei rajdy do Tracji, Macedonii, a także Grecji, docierając aż po Korynt. Oberwało się tym samym Cesarstwu Bizantyjskiemu, które sprawowało wówczas władzę nad Bałkanami. To, co odróżniało najeźdźców znad Dunaju od innych plemion, to wyjątkowo elastyczne podejście do kwestii osadnictwa. Słowianie nie przywiązywali się zbytnio do miejsc i chętnie przenosili się na podbite przez siebie tereny, dopóki nikt inny ich stamtąd nie przepędził.

Jako pierwsi ataków na Bizancjum dokonywali Sklawinowie i Antowie – plemiona Słowian wschodnich i południowych, zamieszkujące obszar między Dniestrem a Dunajem i Cisą oraz dorzecze Dniepru. To one w latach 505–520 pustoszyły wioski i mniejsze miasteczka Dalmacji. W kolejnych latach zajęli tereny nie tylko dzisiejszej Chorwacji, ale także Bośni, Serbii i Bułgarii, a na obszarze Grecji zepchnęli Bizantyjczyków do kilku portowych miast. Jasnowłosi wojownicy swoje sukcesy zawdzięczali słabości rządów cesarstwa wschodniorzymskiego – co przekładało się m.in. na brak silnej armii, zdolnej odeprzeć ataki nie tylko z Bałkanów, ale i z Azji, gdzie imperium zagrażali Persowie.

Sytuacja Bizancjum poprawiła się, gdy władzę przejął Justynian I (rządzący od 527 do 565 r.), mający ambicję zjednoczenia obu części dawnego Imperium Romanum. Stworzył i wyposażył nową armię, którą powierzył doświadczonym i zdolnym dowódcom – Belizariuszowi i Narsesowi. Zawarł także pokój z Persami (532 r.), dzięki czemu mógł skupić się na wzmocnieniu terenów bałkańskich. Ataki Słowian na moment osłabły.

Jednak w 548 r. Sklawinowie i Antowie zdobyli twierdzę Toperos w Tracji i to mimo że kilkanaście kilometrów dalej stacjonowała 15-tysięczna armia bizantyjska. „Mężczyzn w liczbie 25 tysięcy zaraz wszystkich wymordowali, zrabowali wszystko, a dzieci i kobiety zagarnęli do niewoli” – pisał Prokopiusz. Wymowny jest fakt, że bizantyjscy żołnierze bali się zaatakować grupę wąsatych agresorów, chociaż tych było mniej!

Sklawinowie wrócili do Dalmacji jeszcze w 551 r., rozbijając pod Adrianopolem cesarską armię i zatrzymując się niespełna 50 km od Konstantynopola. O okrutnym usposobieniu Słowian może świadczyć fakt, że dowódcę jednego z grodów, który wpadł im w ręce, obdarli ze skóry i spalili żywcem. „Przeklęty lud Słowian przeszedł przez całą Helladę, przez ziemie Tesalii i Tracji, zdobył wiele miast i grodów, pustoszył, palił i łupił, opanowywał kraj i zasiedlał go z całą swobodą i bez obawy, jak swój własny” – złorzeczył Jan z Efezu w VI w.

Brak ekspansji i najazd trudnego ludu

Od tamtej pory łupieżcze wyprawy stały się niemal coroczną tradycją, a większe grupy Słowian zaczęły na stałe osiedlać się na spustoszonych przez siebie ziemiach bałkańskich. Po klęsce bizantyjskiej armii pod Adrianopolem Justynian rozkazał wybudować na terenie obecnej Macedonii ponad 400 fortyfikacji obronnych.

Dalszy rozwój ekspansji słowiańskiej przerwało jednak nie wybudowanie umocnień, ale przybycie w połowie VI w. do Europy tureckiego ludu Awarów. Po śmierci Justyniana (565) władzę w cesarstwie sprawowali kolejno Konstantyn IV i Justynian II. Ten ostatni, aby zapewnić sobie spokój od wojen, płacił Awarom i Persom haracz. W ten sposób tymczasowo „zmusił” Awarów do powstrzymywania najazdów Słowian, a Persów do wspólnej obrony granic od strony Kaukazu, skąd napierały koczownicze plemiona górali.

Awarowie, opłacani przez Bizancjum, przemieszczali się na zachód w kierunku Wyżyny Węgierskiej, podbijając i wchłaniając wiele bułgarskich ludów. Rozbili związek plemion antyjskich, podporządkowali sobie Sklawinów dackich, by wreszcie osiedlić się nad dolnym Dunajem. Ostatecznie w 567 r. stworzyli potężne państwo obejmujące obszar dzisiejszych Węgier, Słowacji, częściowo Czech i Ukrainy. Ten pierwszy i najpotężniejszy w historii awarski kaganat był przez 60 lat największą militarną siłą w tej części Europy. Dzięki wchłonięciu plemion huńsko-bułgarskich liczebność konnej armii awarskiej wzrosła z 20 tys. do 50 tys. wojowników. Współpraca z Bizancjum nie trwała jednak długo.

Niestali sojusznicy

Ludy słowiańskie, wyjątkowo krnąbrne w swojej naturze, nastręczały Awarom dużo kłopotów. O trudnych relacjach świadczy, chociażby wspomniana historia Dauritasa. I choć Sklawinowie zostali spacyfikowani za swoją zuchwałość, nie złamało to ich ducha walki. Awarowie szybko zrozumieli, że lepiej mieć w nich sprzymierzeńców niż wrogów. Tym bardziej że Słowianie mieli jeszcze jednego asa w rękawie – potrafili budować łodzie, z czym Awarowie sobie nie radzili.

W efekcie od 582 r. wojska awarsko-słowiańskie razem atakowały Bizancjum. Oczywiście nie na równych zasadach – Awarowie sprawowali nad Słowianami władzę, dając im w zamian za pomoc w grabieżach udział w łupach oraz nieco więcej swobody przy zarządzaniu własnymi ziemiami. Wspólne wypady rozpoczęto od zajęcia strategicznej greckiej twierdzy Sirmium, a następnie najeźdźcy wkroczyli do Tesalonii, docierając przez Peloponez aż na Kretę. Dwa lata później 5 tys. Słowian próbowało zdobyć Konstantynopol i Tesalonikę, ponieśli jednak klęskę. Powodem wycofania się sił słowiańskich była zaraza oraz głód, jakie zapanowały w ich obozie.

W ciągu następnych trzydziestu lat walki między Bizancjum a oddziałami awarsko-słowiańskimi toczyły się ze zmiennym szczęściem. W 591 r. grabieże barbarzyńców powstrzymał na jakiś czas cesarz Maurycjusz, który zawieszając kolejną wojnę z Persami, mógł skupić się na obronie zachodnich rubieży cesarstwa. Bizantyjczycy odzyskali m.in. twierdzę Singidunum na terenie dzisiejszej Serbii, a następnie odepchnęli Awarów i Słowian do ich dawnych siedzib za Dunaj.

Już dwa lata później Słowianie ruszyli z odsieczą i przejęli odebrane tereny. W 599 r. przełamali obronę przygranicznych twierdz i ponownie zagrozili stolicy nad Bosforem. W następnych latach złupili jeszcze Istrię i spalili Salonę, stolicę Dalmacji. A ciągle nie było to ostatnie słowo słowiańsko-awarskiej hordy.

Słowianie jak nikt inny zagrozili mieszkańcom Konstantynopola

– O świcie całe plemię barbarzyńców wzniosło okrzyk wojenny i zmasowanym atakiem ruszyło na miasto ze wszystkich stron. Jedni ciągnęli katapulty i wznosili zapory z głazów, inni nadbiegali, ciągnąc drabiny, aby wspiąć się na mury miasta. Jeszcze inni rzucali oszczepy, które niczym burza gradowa spadły na mury obronne. Był to widok wprawiający w osłupienie. Nad miastem unosiła się chmara kamieni i strzał, które niczym chmura zakryły niebo – pisał kronikarz Symeon Metafrastes o ataku na Tesalonikę w 617 r. Ostatnim, a zarazem największym aktem awarsko-słowiańskiego współdziałania było wielkie oblężenie Konstantynopola w 626 r. Skoordynowane z atakiem Persów od wschodu, zagroziło stolicy cesarstwa jak żadne dotąd.

Gdy na początku VII w. król Persji Chosroes II wypowiedział Bizancjum wojnę, przeprowadził w ciągu kilkunastu lat kampanię spektakularnych podbojów. Zajął większość Syrii, Palestyny, Egiptu i Anatolii. Dopiero w 624 r. cesarz Herakliusz przeszedł do kontrofensywy i po zreformowaniu armii wyruszył naprzeciw perskim zaciągom. Nie miał pojęcia, że Persowie porozumieli się z Awarami, by zaatakować Konstantynopol jednocześnie od strony europejskiej i azjatyckiej. W czasie gdy 40 tysięcy Bizantyjczyków wyruszyło do Azji, by stoczyć ostateczną bitwę, Persowie użyli fortelu. Rozdzielili swoje wojsko – część pozostawili, by broniła ojczyzny w Azji, a część wysłali potajemnie nad Bosfor, by zaatakowała Konstantynopol chroniony przez zaledwie 12 tys. żołnierzy. W tym samym czasie oddziały słowiańsko-awarskie szykowały się do ataku na miasto od strony europejskiej.

31 lipca 626 r. doszło do pierwszego szturmu. Herakliusz otrzymał wiadomość o oblężeniu za późno. Pojął swój błąd, lecz nie był w stanie na czas wrócić z armią ze wschodu. Miasto przez kilka dni zasypywały setki tysięcy strzał. Pod murami pojawiły się machiny oblężnicze ciskające ogromne głazy. A jednak Konstantynopol nie padał i to mimo miażdżącej liczebnej przewagi wroga. Obrońcy podpalali machiny oblężnicze wroga, a flota bizantyjska panowała nad cieśniną Bosfor, spowalniając działania agresorów. Pomogli też Bizantyjczykom Ormianie, którzy rozbili posiłki Awarów idące na Konstantynopol. Jednocześnie morzem nadciągnęło wsparcie floty greckiej, która pokonała siły perskie. To ostatecznie przesądziło o losach oblężenia.

Krótka kariera Samona

Największy atak słowiańsko-awarski na stolicę Bizancjum zakończył się sromotną klęską. Z jednej strony położyła ona kres najazdom na cesarstwo, z drugiej mocno wstrząsnęła państwem Awarów. Wywołała walki wewnętrzne, w których efekcie rozpadł się wielki kaganat.

Słowiańskie plemiona, jedno po drugim, stanęły do walki, całkowicie zrzucając awarską zwierzchność. Wiele z nich weszło w skład tzw. Państwa Samona – niezwykłego tworu, który w 623 r. założył frankijski kupiec galijskiego pochodzenia. Na tereny Czech i Moraw przyciągnęła go pokusa zarobku. Słowianom brakowało broni, a on mógł ją sprowadzać niemal w nieograniczonych ilościach. Lata wspólnych interesów tak bardzo zbliżyły Samona do Słowian, że gdy ci wszczęli bunt przeciw Awarom, bez wahania przyłączył się do nich.

To, że wybrali go na swojego przywódcę, było dla niego niemałym zaskoczeniem. Samon po obaleniu władzy Awarów poczuł się tak pewnie, że podjął walkę z królem Franków Dagobertem I, pokonując jego wojska w bitwie pod Wogastisburgiem (631). Sukcesy Samona sprawiły, że jego władzę uznały także plemiona czeskie, Serbów połabskich i Słoweńców.

Choć Samon miał przynajmniej 22 synów, po jego śmierci w 658 r. państwo rozpadło się. Nie był to proces błyskawiczny, ale trwający kilkadziesiąt lat. Ziemie państwa Samona weszły później w skład Państwa Wielkomorawskiego.

Byli skłóceni, ale nadal groźni

Słowianie przestali zapuszczać się pod Konstantynopol. Nie oznacza to jednak, że Bizantyjczycy o nich zapomnieli albo zaczęli ich lekceważyć. Wręcz przeciwnie, zarówno mieszkańcy cesarstwa, jak i sami władcy widzieli w naszych praprzodkach ogromne zagrożenie. „Na ogół Słowianie są skorzy do zaczepki i gwałtowni i gdyby nie ich niezgoda wywołana mnogością rozwidleń ich gałęzi i podziałów na szczepy, żaden lud nie zdołałby im sprostać w sile” – pisał podróżnik z Kordoby Ibrahim ibn Jakub jeszcze w X stuleciu.

Słowianie byli pokłóceni, ale nadal byli zagrożeniem
Słowianie byli pokłóceni, ale nadal byli zagrożeniem fot. Wikimedia Commons Wikimedia Commons

W jaki sposób Słowianie radzili sobie z lepiej wyszkolonym przeciwnikiem? Przede wszystkim dzięki sprytowi. Unikali otwartej konfrontacji, woleli metody partyzanckie, szykując w czasie walk zasadzki, wykorzystując naturalne ukształtowania terenu. Zanim zaczęli używać machin oblężniczych, zdarzało się, że wywabiali podstępem mieszkańców grodów na zewnątrz. W razie porażki słowiańscy wojownicy uciekali na bagna, gdzie chowali się pod wodą i oddychali przez rurki z trzcin. Dla pokonanych byli bezlitośni, co potęgowało krążące o nich legendy. Taka opinia towarzyszyła przez stulecia wszystkim Słowianom. Oto jak Helmold w „Kronice Słowian” z XII w. charakteryzował Polan: „Wezwani na wyprawę wojenną są mężni w bitwie, ale niezwykle okrutni w grabieżach i mordach. Nie oszczędzają ani kościołów, ani klasztorów, ani cmentarzy. Toteż nie inaczej dają się wplątać w wojny prowadzone przez innych, jak pod warunkiem, że dozwoli się im na rabunek mienia pozostającego pod opieką miejsc świętych. Stąd to także się zdarza, że z powodu żądzy łupu odnoszą się do zaprzyjaźnionych ze sobą jak do wrogów”.

Nawet wikingowie woleli nie zadzierać ze Słowianami. Świadczy o tym fakt, że stosunkowo rzadziej zapuszczali się na wyprawy w rejon Bałtyku niż w okolice Normandii czy Wysp Brytyjskich. Skandynawowie wiedzieli, że czeka ich mocny opór. Zamiast walczyć, woleli więc korzystać z efektu strachu, jaki wywoływali we Francji czy Anglii. Podobieństw między ludami Północy a Słowianami jest zresztą więcej: to nie tylko wysoki wzrost, ale także udział kobiet w czasie bitew. Bizantyjczycy po oblężeniu Konstantynopola w 626 r. wśród trupów Słowian i Awarów znajdowali też ciała wojowniczek.

Jeden z najznakomitszych znawców Słowiańszczyzny Witold Hensel (zm. 2008) stwierdził, że „prawie wszystkie przekazy pisane mówią o dużych umiejętnościach Słowian w zakresie sztuki wojennej”. Należy jednak pamiętać, że Słowianie nie stanowili jednolitej struktury. W przeciwieństwie do wielu ludów nie byli sterowani centralnie, decyzje podejmowali gremialnie na wiecach, a i wśród samych ludów słowiańskich dochodziło do waśni i wojen. Chętnie wykorzystywali to Bizantyjczycy, werbując ich w swoje szeregi. Nie ma wątpliwości, że gdyby nasi praprzodkowie byli bardziej zgodni, mogliby na trwałe zmienić historię wczesnośredniowiecznych europejskich imperiów.

Reklama

Źródło: National Geographic Polska

Reklama
Reklama
Reklama