Smażeni na żelaznych krzesłach i pożerani przez lwy. Tak chrześcijanie ginęli w rzymskich amfiteatrach
Entuzjastycznie wiwatujący widzowie w rzymskich amfiteatrach, w których katowano chrześcijan, nie byli motłochem, ale „porządnymi obywatelami”. Wyznawców Jezusa smażono na żelaznych krzesłach, łamano im kości i rzucano na pożarcie wygłodzonym lwom.
- Christopher Kelly
Spis treści:
- Żelazne krzesło i rozjuszony byk – tak cierpieli chrześcijanie
- Obserwowanie przemocy – miło spędzony czas w czasach starożytnego Rzymu
- Brutalna śmierć chrześcijan na arenach
- Męczeńska śmierć na rzymskich arenach – triumf chrześcijan
- Dramatyczne relacje chrześcijan z amfiteatrów
Latem 177 r. n.e. w Lugdunum (dzisiejszy Lyon w południowej Francji) nastał czas fiesty, a w programie amfiteatru dawano chrześcijan. Ich współwyznawcy zebrali potem relacje naocznych świadków z tego, co się wydarzyło.
Żelazne krzesło i rozjuszony byk – tak cierpieli chrześcijanie
Najpierw wprowadzono Maturusa i Sanktusa. Poddano ich każdemu rodzajowi tortur. Musieli przebiec między dwoma szeregami chłoszczących, ich ciała szarpały dzikie zwierzęta. Znosili wszystko, czego okrzykami domagał się podniecony tłum.
Następnie przyszła kolej na Attalusa i Aleksandra. Ich także męczono, a w końcu przypięto do gorącego żelaznego krzesła, które smażyło ich ciała. Ostatniego dnia festiwalu do amfiteatru zawleczono niewolnicę Blandynę. Czekały ją pejcze, czekały lwy, potem rozgrzane do czerwoności płyty, a w końcu spętano ją siecią i rzucono bykowi. „Miotana przez jakiś czas przez zwierzę, nie czuła już później, co się dzieje, a to dzięki swej nadziei, sile wiary i komunii z Chrystusem”.
Obserwowanie przemocy – miło spędzony czas w czasach starożytnego Rzymu
Dla mieszkańców drugowiecznego Lyonu chrześcijanie byli częścią miłego dnia na mieście, częścią rozrywki, częścią przedstawienia. Widownia – tak jak lwy – ryczała. Należy przy tym podkreślić, że w tej historii, jak i tylu innych opowieściach o przemocy i brutalności, entuzjastycznie wiwatujący widzowie nie byli awanturującym się motłochem lokalnych żuli i nierobów. To nie rozhisteryzowany motłoch, lecz dobrzy, porządni obywatele, dla których publicznie organizowana przemoc była poważnym i absorbującym sposobem spędzania czasu.
Wyrzutkowie społeczni (bandyci, rabusie, skazani przestępcy, zbiegli niewolnicy) mieli zginąć w mękach ku uciesze ludzi przyzwoitych i praworządnych. Na tej samej zasadzie od zawodowych wojowników (gladiatorów, łowców dzikich zwierząt) oczekiwano wykonania roli. Na widowni zasiadali w części eksperci w sprawach umiejętności, treningu i karier ich ulubieńców. Dla innych pokancerowani walkami macho z nizin byli przedmiotem seksualnych fantazji.
Uczestnicy igrzysk angażowali się bez reszty. Powiadano w Rzymie o cesarzu Klaudiuszu, że tak bardzo fascynowały go agonalne cierpienia mordowanych, że kazał obracać ku sobie ich twarze. Istotnie, według cesarskiego biografa Swetoniusza, Klaudiusz, sam fizycznie chuderlawy, do tego stopnia ekscytował się przemocą gladiatorską, że przybywał do amfiteatru przed świtem i nie opuszczał go przez całe popołudnie, gdy większość zamożniejszej publiki wycofywała się do domu na sjestę.
Brutalna śmierć chrześcijan na arenach
To w tej samej przerażającej przestrzeni, w której rzymska społeczność chciała zamknąć grę życia i śmierci, przemocy i porządku, zbiorowości i jej wrogów, wielu chrześcijan własnowolnie szło na śmierć. Męczeństwo nie było chrześcijańską innowacją, miało wszak wyraźne żydowskie antecedencje – ale męczeństwo chrześcijańskie wyróżniało się tym, że szukano go intencjonalnie w obliczu niewierzącego i wrogiego tłumu. Jego ponury bieg dział się w jednym z najważniejszych miejsc publicznych każdego z rzymskich miast. Krzyżowało się bezpośrednio ze złożonym ściśnięciem przemocy i porządku, tak znamiennym dla rzymskiego doświadczenia igrzysk w amfiteatrze.
Nie trzeba wątpić w to, że męczeństwo było krwawym widowiskiem. W 177 r. n.e. tłum lyoński, wiwatujący, gdy grupa chrześcijan szła na śmierć, patrzył na łamanie kości jednego z nich, smażenie innego na żelaznym krześle, mordowanie jeszcze innego przez byka, rzucanie pozostałych na pożarcie wygłodzonym lwom, szarpiącym ludzkie ciała kawałek po kawałku.
Męczeńska śmierć na rzymskich arenach – triumf chrześcijan
Dla chrześcijan jednak tortury i śmierć męczenników nie były zniechęcającą klęską z rąk wrażej i nielitościwej społeczności. Męczeństwo było triumfem – dramatycznym, publicznym aktem nieposłuszeństwa realizowanym dokładnie w tej przestrzeni, w której rzymska zbiorowość chciała wystawiać się na pokaz i demonstrować swą własną wyższość.
Dla wyznawców Jezusa w miastach imperium męczeństwo stanowiło przemożne potwierdzenie własnej wiary i najmocniejsze okazanie otwartej pogardy względem rzymskiego porządku. Wyznawanie chrześcijaństwa wobec wszystkich i przerażające, pamiętne publiczne egzekucje były kluczowe dla pojmowania męczeństwa jako skutecznego aktu protestu i czynu, wokół którego mogli jednoczyć się wyznawcy. Żadna inna śmierć nie uświęcała pozornie irracjonalnej chęci poświęcenia samego siebie.
Chrześcijanie, niczym kapryśni cesarze, celowo rzucali wyzwanie starannie wyważonej równowadze przemocy i porządku w samym środku igrzysk gladiatorskich. Władcy pokazywali przez takie działania, jak bardzo byli ponad względy i konwencje tego świata. Chrześcijanie za to obwieszczali, że na względzie mają jedynie świat, który ma nadejść. W początkach II w. n.e. Ignacy, biskup syryjskiej Antiochii, deklarował bezkompromisowo na temat swojej drogi męczeństwa:
„Od Syrii aż do Rzymu potykam się z dzikimi bestiami, na ziemi i na morzu, w dzień i w nocy […]. Niechaj ogień i krzyż, stada dzikich zwierząt, rozszarpywanie na części, ćwiartowanie, wyłamywanie kości, kaleczenie członków, miażdżenie całego ciała […]. Pszenicą jestem Bożą, a zmielony zwierzęcymi zębami okażę się czystym chlebem Chrystusa.”
Dramatyczne relacje chrześcijan z amfiteatrów
Nade wszystko liczyła się obalająca siła męczeństwa. Krwawe opowieści o śmierciach prześladowanych odczytywano w kościołach. Żywe i szczegółowe przekazy mordów na chrześcijanach pozwalały powtarzać ich zwycięstwo przy każdym odczytaniu. Gdy w połowie II w. n.e. Polikarp, biskup Smyrny (obecnie Izmir) został spalony na stosie, w świetle relacji chrześcijan, którzy, jak twierdzili, byli naocznymi świadkami zdarzenia:
„Płomień utworzył coś na kształt sklepienia, coś jak wydęty wiatrem żagiel statku, i niby murem otoczył ciało męczennika. I był on w środku nie jak palące się ciało, lecz jak chleb wypiekany, lub złoto czy srebro próbowane w ogniu. I poczuliśmy też rozkoszny zapach jakby dymu kadzidlanego lub innych drogocennych wonności.”
Męczeństwo chrześcijańskie wywróciło rzymski świat do góry nogami. Dla chrześcijańskich oczu okaleczone ciała męczenników były pięknym widokiem. Dla chrześcijańskich nosów zapach przypalanych ciał był zniewalający w swej wonnej słodyczy. Upiększone jest koniecznym preludium do błogosławionego. I, co ważne, aktami męczeństwa chrześcijanie zawsze wygrywali.
To jest przedruk z książki Chrstophera Kelly'ego, w tłumaczeniu Andrzeja Kompy, pt. „Cesarstwo Rzymskie”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Łódzkiego w serii Krótkie wprowadzenie. Tytuł, lead, śródtytuły i skróty pochodzą od redakcji.