Reklama

Spis treści:

Reklama
  1. Kim był Stańczyk?
  2. Złote myśli Stańczyka
  3. Ulubiony błazen Zygmunta Starego
  4. Ostatnie lata życia
  5. Dziedzictwo Stańczyka

Na przestrzeni lat Stańczyk był bohaterem wielu utworów literackich i dzieł sztuki. To sprawiło, że bardzo trudno jest oddzielić w jego życiu prawdę od fikcji. Już w 1541 lub 1542 r., a więc jeszcze za życia, stał się bohaterem satyry „Dialog przeciw różnorodności i zmienności polskich strojów” pióra Klemensa Janickiego, w której rozmawiał ze wskrzeszonym królem Władysławem II Jagiełłą. Pisali o nim renesansowi poeci Mikołaj Rej i Jan Kochanowski, a następnie tacy literaci jak Julian Ursyn Niemcewicz, Józef Ignacy Kraszewski czy Stanisław Wyspiański.

Jan Matejko umieścił go nie tylko na obrazie „Stańczyk w czasie balu na dworze królowej Bony wobec straconego Smoleńska”, ale też na kilku innych swoich dziełach. Były to m.in. „Stańczyk udający ból zębów”, „Zawieszenie dzwonu Zygmunta” i „Hołd pruski”. Nie sposób wymienić wszystkich przedstawień Stańczyka w kulturze, lecz warto pamiętać, że kryła się za nimi prawdziwa biografia niezwykłego człowieka.

Kim był Stańczyk?

Nawet podstawowe wiadomości biograficzne na temat Stańczyka budzą spory wśród naukowców. Dawniejsi badacze (m.in. Aleksander Brückner) uważali, że Stańczyk to po prostu zdrobnienie – być może pejoratywne – od imienia Stanisław. Autorka biogramu błazna w „Polskim Słowniku Biograficznym” Małgorzata Wilska zauważyła jednak, że od połowy XV wieku określenie Stańczyk występowało także jako nazwisko, i uznała, że nazywał się on Stanisław Stańczyk.

Tożsamość Stańczyka

Odrzuciła zarazem hipotezę Michała Bobrzyńskiego, jakoby był on tożsamy ze Stanisławem Wyssotą z Sułkowa, rotmistrzem królewskim wzmiankowanym w latach 1491–1533. A także teorię Juliana Krzyżanowskiego, identyfikującego go ze Stasiem Gąską, błaznem Zygmunta II Augusta, upamiętnionym przez Jana Kochanowskiego w utworze „Nagrobek Gąsce”. Staś Gąska znany był zresztą z tego, iż przez całe swoje 80-letnie życie nie powiedział nic mądrego, uwielbiał natomiast uczty i biesiady. Tymczasem żarty Stańczyka zawsze cechowała erudycja. Słynął też z ciętego języka i gorzkiej ironii.

Chociaż tradycja przypisuje Stańczykowi jako miejsce urodzenia Proszowice lub Sułkowo, nie ma żadnych dokumentów potwierdzających, że przyszedł na świat w którejś z tych miejscowości. Urodził się zapewne ok. 1470 r. W okresie swojej największej popularności był więc już mężczyzną w dojrzałym wieku.

Kariera wojskowa

Nie wiadomo do końca, w jakich okolicznościach trafił na dwór królewski na Wawelu. Małgorzata Wilska przypuszczała, że był tożsamy z rotmistrzem króla Jana I Olbrachta Stańczykiem. W 1493 r. podróżował z monarchą do Wielkopolski, a następnie służył na dworze Aleksandra Jagiellończyka. W latach 1513–1514 brał zaś najprawdopodobniej udział w walkach z Moskwą u boku rotmistrza Janusza Świerczowskiego.

Być może został ranny w czasie jednej z bitew, ponieważ w 1520 r. monarcha wypłacił jeden floren dla „rycerza okaleczonego” o imieniu Stańczyk. Zdaniem Wilskiej to właśnie odniesione w bitwie rany przekreśliły jego karierę wojskową i utorowały mu drogę do nowej – nadwornego błazna. Utożsamiła ona również „rycerza okaleczonego” z przebywającym na dworze w tym samym czasie błaznem Świerczowskiego, który otrzymał od króla floren i pieniądze na buty.

Złote myśli Stańczyka

Z oblężeniem Smoleńska w 1514 r. i jego zdobyciem przez wojska moskiewskie wiązała się zresztą pierwsza anegdota z udziałem Stańczyka. Przytoczył ją w swojej kronice historyk Marcin Bielski: „Tenże Stańczyk, gdy go raz chłopięta opadli i suknie z niego zdarli, aż uciekł do króla, powiedział królowi (a on go żałował, że go to odarto): »Bardziej królu ciebie drą, a niż mnie, anoć wydarto Smoleńsk, a przecie milczysz«”.

Żart o niedźwiedziu

Najpopularniejsza jest zaś opowieść o słowach wypowiedzianych przez Stańczyka po dramatycznych zdarzeniach, do których doszło 20 września 1527 r. w puszczy w Niepołomicach. W czasie polowania wypuszczono ze skrzyni niedźwiedzia, który pognał w stronę królowej Bony. Uciekając przed drapieżnikiem, monarchini spadła z konia i przedwcześnie urodziła syna Olbrachta, który zmarł zaraz po urodzeniu.

W kronice Marcina Bielskiego można odnaleźć informację, że Zygmunt I Stary odrzekł wówczas do Stańczyka: „Począłeś sobie nie jako rycerz, ale jako błazen”, na co ten odpowiedział: „Większy to błazen, co mając niedźwiedzia w skrzyni, puszcza go na swoją szkodę”. Doszukiwano się ponoć w tych słowach aluzji do traktatu krakowskiego z księciem Albrechtem Hohenzollernem z 1525 r.

Żart o Izabeli Jagiellonce

Inna złota myśl Stańczyka dotyczyła ślubu córki króla Zygmunta I Starego, Izabeli Jagiellonki z królem Węgier Janem Zapolyą w 1539 r. Jak wspominał Łukasz Górnicki w utworze „Dzieje w Koronie Polskiej”, miał on wówczas powiedzieć monarsze: „Królu, po cóż ty tam tę córkę twą do Węgier dajesz? Być ci jej tu zaś u ciebie, a przeto zbuduj u nas jej kamienicę tu w Krakowie, żeby miała gdzie mieszkać”. Inną wersję wydarzeń przytoczył w swej kronice Stanisław Orzechowski, który zresztą wyjątkowo nie lubił królewskiego błazna: „Pewny krotofilnik polski, z niestatku rozumu będąc wyuzdany w mowie, który także dla ohydy życia nazywał się Stańczyk, przymawiając uczynkowi króla, ostrzegał Zygmunta, aby niźli córkę do Węgier wyprawi, szynkowny jej wprzód dom w Krakowie kazał wystawić, w którym by za powrotem wkrótce szynk prowadzić mogła”. Dodawał zresztą, że „ten krotofilnika żarcik był wróżbą nieszczęścia” – Jagiellonka bowiem już rok po ślubie została wdową.

Satyry na Polskę

W tym okresie Stańczyk bywał też często w domu poety Klemensa Janickiego. I to właśnie na jednym ze spotkań miał powiedzieć: „Grozi bronią, a nie nosi jej – tak czyni naród polski”. Na innym zaś: „Polacy jak tablica z wosku, na niej Niemiec, Francuz, Włoch, Hiszpan a Czech najwięcej malują, co im się żywnie podoba, a nawet swoje języki w gębę im kładą”. Janicki uczynił go zresztą głównym bohaterem swej satyry politycznej na upadek cnót rycerskich. Znajomość ta nie trwała jednak zbyt długo, ponieważ już w 1543 r. poeta zmarł w Krakowie w wieku zaledwie 27 lat.

Opinie o biskupach

Królewski błazen był bacznym obserwatorem dworu królewskiego i miał określone poglądy na temat najważniejszych osób w państwie. W zbiorze anegdot Jana Kochanowskiego „Apoftegmata” można znaleźć następującą o Stańczyku i jego opinii o biskupie krakowskim Samuelu Maciejowskim i arcybiskupie gnieźnieńskim Piotrze Gamracie: „Stańczyk powiadał, że nie ma większych łgarzów w Polszcze jeno biskup Gamrat a Maciejowski, biskup krakowski, bo ów powiadał: »Wszystko wiem« – a nie wiedział nic; ten zaś mówił rad: »Wiele nie wiem« – a wszystko wiedział”.

Ulubiony błazen Zygmunta Starego

Zapisy z królewskich rachunków nie pozostawiają wątpliwości, że Stańczyk był ulubionym błaznem króla Zygmunta I Starego. Wypłacano mu bowiem dwa lub nawet trzy razy większe sumy niż innym jego kolegom po fachu, czyli pochodzącemu z Grecji Aleksandrowi Diogeniemu i Wojciechowi z Bochni. Hojnie obdarowywano go też prezentami, choćby w 1544 r., kiedy to w wigilię świąt Bożego Narodzenia otrzymał zielono-czerwony strój, biały płaszcz, czerwoną kurtkę i szafirowy materiał. W 1546 r. wypłacono mu z kolei kwotę sześciu florenów, czyli tyle, co kapelanowi i chirurgowi. Dwa lata później podarowano sukno angielskie (zwane wówczas luńskim, czyli londyńskim) najlepszego gatunku na tunikę i na jopulę do jazdy konnej.

Wyróżniano go nie tylko pieniężnie, lecz również jeśli chodzi o używane w stosunku do niego tytuły. Zwano go „mądrym błaznem”, „rycerzem-błaznem” czy nawet „solidnym i chwalebnym rycerzem”. Stańczyk do końca wiernie służył przy swoim królu, zabawiając go aż do jego śmierci, która nastąpiła 1 kwietnia 1548 r. w Krakowie.

Ostatnie lata życia

Zygmunt II August, następca Zygmunta I Starego na polskim tronie, nie darzył Stańczyka tak wielką sympatią jak jego ojciec. Powszechnie nazywano go wówczas „błaznem starego króla”, podkreślając, że wiąże się on z epoką, która bezpowrotnie minęła. „Dałby Bóg, żebym był błaznem starego króla” – komentował swój nowy tytuł, nie mogąc oswoić się z myślą o odejściu ukochanego władcy. Większość czasu spędzał zresztą, opłakując go i modląc się w jego intencji.

Chociaż przekroczył już osiemdziesiąty rok życia, cały czas zachowywał sprawny umysł i dobre zdrowie. Jego komentarze nadal zaskakiwały swoją trafnością. Kiedy na początku 1556 r. królowa Bona Sforza, zwana przez niego pogardliwie „gadziną włoską”, opuściła Polskę i wyruszyła w podróż do Bari, uradowany błazen miał skomentować jej wyjazd słowami: „Requiescat in pace”, czyli „Niech odpoczywa w pokoju”. Niecałe dwa lata później, 19 listopada 1557 r. królowa zmarła w Bari po tym, jak została otruta z polecenia swojego zaufanego dworzanina Giana Lorenza Pappacodę.

Nie wiadomo, czy wieść o śmierci nielubianej monarchini zdążyła dotrzeć do Stańczyka, ponieważ zmarł on najprawdopodobniej w 1557 lub 1558 r. W pamięci współczesnych zapisał się jako człowiek, który nie tylko zawsze umiał rozbawić panów i dworzan swoimi żartami. Ale też potrafił powiedzieć królowi gorzką prawdę, kiedy inni obawiali się jego reakcji.

Dziedzictwo Stańczyka

Dowcipom Stańczyka zawsze towarzyszyła jakaś filozoficzna refleksja, miał też zdolność udzielania błyskawicznej riposty na wypowiedzi innych osób. Orientował się zarazem, jakie żarty krążą na innych europejskich dworach i umiejętnie przenosił je na polskie realia. Chociaż w literaturze można znaleźć wiele dowcipów i anegdot na temat Stańczyka (m.in. o tym, jak udawał ból zębów, by udowodnić wszystkim, że najpopularniejszy zawód to lekarz), dzisiaj trudno jednoznacznie rozstrzygnąć, które z nich są prawdziwe, a które z upływem lat dopisała mu legenda.

Po śmierci Stańczyka powstało wiele utworów, w których podkreślano jego cnoty. Jedno z najpiękniejszych podsumowań jego życia i działalności zawarł Mikołaj Rej w utworze „Zwierzyniec” z 1562 r. Rzeczpospolita toczy w nim rozmowę z Prywatem, czyli obywatelem, skarżąc się, że upada, ponieważ obywateli interesują tylko ich osobiste korzyści. Po tym, jak do rozmowy wtrąca się Stańczyk, Rzeczpospolita tłumaczy Prywatowi, z kim miał do czynienia:

„Stańczyk ci był, lecz mogli Stanisławem go prawie
przezwać, przypatrując się dziwnej świeckiej sprawie,
bo się prawdy namówił w szalonej postawie,
gdyż ci, co im należy, milczą o niej prawie.
A gdzież takich Stańczyków było jeszcze wiele,
co by plewili obłudność, to wszeteczne ziele,
a prawdę świętą ludziom przed oczy miotali,
a snać niźli z pochlebstwa więcej by wygrali”.

Prywat odpowiada na to wówczas Rzeczypospolitej:

Reklama

„Słyszałem ja gdzieś tak o tym rycerzu,
iż ten nigdy z nieprawdą nie chciał być w przymierzu,
a dobrze, kiedy się tak omylny świat mieni,
iż kiedy mądrzy milczą, niech mówią szaleni”.

Nasz ekspert

Marek Teler

Dziennikarz, popularyzator historii, bloger. Absolwent Wydziału Dziennikarstwa, Informacji i Bibliologii Uniwersytetu Warszawskiego. Autor książek „Kobiety króla Kazimierza III Wielkiego", „Zapomniani artyści II Rzeczypospolitej", „Zagadka Iny Benity". „ AK-torzy kontra kolaboranci" (Nagroda Klio III stopnia w kategorii varsaviana) i „Upadły amant. Historia Igo Syma". Publikował na łamach magazynów „Focus Historia” i „Skarpa Warszawska” oraz na portalu historycznym Histmag.org.
Reklama
Reklama
Reklama