Ta meduza może sparzyć nawet bez dotykania człowieka. Oto Cassiopea
Pływając w przybrzeżnych wodach Florydy, Karaibów czy Mikronezji można trafić na niezwykłą meduzę pozbawioną parzydełek. Fakt ten nie czyni kontaktu z Cassiopeą przyjemniejszym, bo to stworzenie umie ciskać we wroga ”śluzowymi granatami”.
- Jan Sochaczewski
Nie trzeba dotykać jej galaretowatego ciała, by się zranić. Wystarczy wejść w rozsiewaną wokół toksyczną chmurę. Ten niezwykły mechanizm zaczepno-obronny opisano w najnowszym numerze czasopisma ”Communications Biology”.
Nazywane odwróconymi (życie spędzając pływając ”brzuchem” do góry), meduzy Cassiopea były obiektem zainteresowania biologów morskich przez dobre 100 lat. Dopiero teraz udało się w pełni zrozumieć tę ich sztuczkę z parzącą chmurą.
Poznanie mechanizmu odpowiadającego za powstawanie tych mikroskopijnych, niezależnych i samosterujących się parzydełek może pomóc ochronić kolejne pokolenia pływaków, tak często padających ofiarami Cassiopei. Nawet, gdy starają się trzymać od nich zdrowy dystans.
– Wiedzieliśmy, że tajemnica kryje się w wydzielanym przez meduzy śluzie. Pod mikroskopem widać było, że coś w nim pływa. Nazwali te nieznane struktury cassiosomami – tłumaczy współautorka badania i Cheryl Ames, biolożka morska z Smithsonian National Museum of Natural History.
Niczym pajęczą sieć krewetki czy małe ryby łapią się w chmurę śluzu. Gdy przepływa przez nią człowiek, ma wrażenie ”parzącej wody”. Choć wystawienie skóry na toksynę wywołuje silne swędzenie i lekki ból, wydłużony kontakt jest dla ludzi szkodliwy.
To, co w śluzie atakuje, owe cassiosomy, to przypominające popcorn grudki śluzu. Zbudowane z kilku warstw mają galaretowaty środek otoczony komórkami parzydełkowymi (nematocytami) oraz setką rzęsek, którymi ów ”granat” porusza się w wodzie.
– One są jak roboty sprzątające, w pełni autonomiczne. Niczym małe Roomby odbijały się od krewetek, którymi je karmiliśmy, jedną po drugiej zabijając – wyjaśnia Ames.
Choć biolodzy sądzili wpierw, że mogą mieć do czynienia z pasożytami współpracującymi z Cassiopeą, badanie genetyczne pokazało, że meduza i cassiosomy to ten sam organizm. Dalsze badania pokazały, że uzbrojone w ten sam sposób są jeszcze 4 inne gatunki meduz.
Zagadką pozostaje jeszcze jedno odkrycie: wewnątrz niektórych z tych samodzielnych struktur zaczepno-obronnych ukryte były algi morskie. Żyjąc z meduzami w symbiozie zapewniają zwierzętom składniki odżywcze uzyskane ze światła słonecznego w procesie fotosyntezy.
Siedząc wewnątrz cassiosomów są dla nich niczym banki energii dla urządzeń mobilnych. Być może to dzięki nim te parzące granaty mogą podróżować swobodnie aż do 10 dni. Naukowcy nie zdołali tego jeszcze potwierdzić.
Podobnie, nie wiadomo na ile działają one na ”autopilocie”, a na ile same wybierają ofiary. – Nie wiemy czy umieją szukać. Za to wiemy, że umieją niszczyć – zauważa Anna Kompen, współautorka omawianego tu badania i doktorantka na uniwersytecie stanowym w Kansas.