Reklama

Spis treści:

Reklama
  1. Kim był William James Sidis?
  2. William James Sidis obiektem okrutnego eksperymentu
  3. Cudowne dziecko czy geniusz wbrew własnej woli?

Gdy inne kilkunastomiesięczne brzdące niezgrabnie artykułowały swoje pierwsze słowa, on czytał gazety. Kiedy jego rówieśnicy dopiero zaczynali składać zdania złożone, napisał pierwszą książkę, w dodatku w dwóch językach. Z genialnego dziecka przerodził się w genialnego młodzieńca, a później – w dorosłego, który miał szansę zapisać swoje nazwisko w historii nauki.

Stało się inaczej. W rzeczywistości historia Williama Jamesa Sidisa nie jest opowieścią o geniuszu, który swoim IQ rozgniatał tuzów nauki, a o nieszczęśliwym człowieku, który geniuszem stał się wbrew własnej woli.

Kim był William James Sidis?

Każda dziedzina nauki ma swoich „gwiazdorów”. Archimedes, Isaac Newton, Karl Friedrich Gauss, Blaise Pascal, David Hilbert, Stefan Banach czy John Nash – każde z tych nazwisk jednoznacznie kojarzy się z matematyką. To zdumiewające, że w rozmowach o geniuszach, którzy swoją pracą zmieniali wyobrażenie o świecie, nazwisko bohatera tego artykułu pojawia się niezmiernie rzadko. Jest to tym bardziej zaskakujące, że Williama Jamesa Sidisa należy kojarzyć także z innymi dziedzinami, w tym z antropologią, kosmologią, socjologią czy językoznawstwem.

Człowiek, który swoim ilorazem inteligencji wyprzedził Alberta Einsteina aż o 90 punktów (250 vs 160), posiadł ogromną wiedzę z wielu dziedzin. Mimo to przepadł gdzieś w odmętach historii.

William James Sidis obiektem okrutnego eksperymentu

Może to i lepiej. Sidis nie chciał być genialnym uczonym. Ta rola została mu narzucona jeszcze przed narodzinami. Rodzice nie traktowali go jak zwykłego dziecka. Dla nich był obiektem eksperymentu, który miał stać się żywym dowodem słuszności ich tezy.

Ojciec Williama Sidisa był głodny wiedzy

Borys Sidis, ojciec Williama, urodził się w 1867 roku, w Berdyczowie. Wywodził się z ubogiej żydowskiej rodziny i teoretycznie nie miał szans na zdobycie dobrego wykształcenia. Wyznawał jednak zasadę, że edukacja nie jest przywilejem. Postawił na samokształcenie. Z czasem doszedł do wniosku, że każdy powinien móc zdobywać wiedzę. Uczył chłopów pisać, czytać i liczyć, co nie spodobało się carskiej władzy. Uznany za buntownika, spędził dwa lata w więzieniu.

Gdy wyszedł na wolność, musiał zmierzyć się z kolejnymi problemami. Kryzys zbożowy, załamanie przemysłu i szerząca się epidemia głodu sprawiła, że dla własnego bezpieczeństwa Sidis musiał uciekać. Wynikało to z faktu, że winą za trudną sytuację obarczano Żydów.

Dotarł do Stanów Zjednoczonych, a tam otworzyły się przed nim nieskończone możliwości. Wykształcenie zdobywał na Uniwersytecie Harvarda. Zdobył cztery stopnie naukowe. Został jednym z założycieli Instytutu Psychiatrycznego w Nowym Jorku i czasopisma naukowego „Journal of Abnormal Psychology”.

Wychować geniusza

W USA poznał swoją przyszłą żonę. Sara Mandelbaum była absolwentką Boston School of Medicine i jedną z nielicznych kobiet, którym wówczas przyznano lekarski dyplom. Mogła zrobić wielką karierę w medycynie. Zamiast tego wolała poświęcić się eksperymentowi zaproponowanemu przez jej ukochanego.

Boris Sidis przyjaźnił się z Williamem Jamesem. Poglądy wybitnego filozofa i psychologa, który był prekursorem funkcjonalizmu i psychologii humanistycznej, wywarły na nim ogromne wrażenie i zainspirowały go do przeprowadzenia owego doświadczenia. Sidis uznał, że dzięki odpowiedniemu treningowi każdy człowiek jest w stanie osiągnąć wszystko. Hipoteza nie może jednak stać się teorią bez poparcia jej konkretnymi dowodami. Taka szansa pojawiła się, gdy Sara zaszła w ciążę. Jeszcze przed narodzinami swojego dziecka zadecydowali, że wyzwolą jego prawdziwy potencjał.

Trening od pierwszych tygodni życia

William James Sidis, nazwany na cześć mentora swojego ojca, urodził się 1 kwietnia 1898 roku. Borys i Sara niemal natychmiast przystąpili do nauczania chłopca. Pokazywali mu litery i uczyli, jak je prawidłowo wymawiać. Traktowali go jak dorosłą osobę, wszystko po to, by ukształtować jego umysł, zanim pozna mowę.

Efekt? Jako 18-miesięczne dziecko William czytał gazety. W wieku czterech lat napisał swoją pierwszą książkę, w dodatku w dwóch językach (angielskim i francuskim). Cztery lata później władał ośmioma językami – łaciną, greką, rosyjskim, francuskim, hebrajskim, tureckim, niemieckim i ormiańskim. Mało tego, opracował własny język „vendergood”. Nie chodzi tylko o słownictwo. Ośmioletni Sidis stworzył całą gramatykę i ortografię.

Najmłodszy student Uniwersytetu Harvarda

W wieku dziewięciu lat chłopiec posiadł już całą wiedzę właściwą dla szkoły podstawowej i średniej. Rodzice nie zamierzali zwlekać z dalszym kształceniem syna. Wybór padł na jedną z najbardziej prestiżowych i cenionych uczelni. William przystąpił do egzaminów i zdał je śpiewająco. Jednak nie został przyjęty w poczet studentów Uniwersytetu Harvarda. Dlaczego? Ponieważ uznano, że o ile pod względem rozwoju umysłowego chłopiec jest gotowy do rozpoczęcia nauki, to emocjonalnie nie sprosta takiemu wyzwaniu.

Trudno się temu dziwić. Wielu młodych dorosłych nie jest w stanie udźwignąć ogromnej presji. Obawy były całkowicie uzasadnione, ale finalnie władze uczelni ugięły się pod społecznym i medialnym naciskiem. Należy bowiem wspomnieć, że już wtedy William James Sidis był niesamowicie popularny. Cudowne dziecko regularnie pojawiało się na łamach prasy. Odmowa przyjęcia chłopca na uniwersytet sprowokowała kampanię wymierzoną w Harvard. W końcu władze odpuściły. W 1909 roku 11-letni William został najmłodszym studentem prestiżowej uczelni.

Pierwszy kryzys

Chłopiec radził sobie wyśmienicie. Brylował w wielu dziedzinach, zwłaszcza w matematyce. Jeden z profesorów stwierdził nawet, że Sidis jest przyszłością matematyki XX wieku. Okazało się jednak, że początkowe obawy nie były nieuzasadnione.

Poddawany nieustannej presji, poniekąd zmuszony do rywalizacji ze starszymi studentami i zmagający się z ogromnym nakładem nauki, 12-letni William przeszedł załamanie nerwowe. Chłopiec zdołał się podnieść, ale na jego psychice pozostał głęboki ślad, który miał dać o sobie znać już za kilka lat.

Drugi kryzys

W wieku 16 lat ukończył studia pierwszego stopnia z tytułem licencjata. Jako 17-latek przyjął ofertę nisko opłacanej posady asystenta nauczyciela matematyki na Uniwersytecie Rice w Teksasie. Już wtedy mówił dziennikarzom, że bardziej niż genialnym matematykiem wolałby być rolnikiem. Była to zapowiedź zbliżającego się drugiego kryzysu.

Po krótkim czasie wrócił na studia, by zdobyć dyplom magistra prawa. Zdecydował się jednak przerwać naukę bez podawania przyczyny. W tym czasie zaczął głosić poglądy socjalistyczne. Był uczestnikiem pierwszomajowej parady w Bostonie, która przeistoczyła się w zamieszki. Został wówczas aresztowany i skazany. W więziennej celi spędził 18 miesięcy.

Z genialnego dziecka stał się buntownikiem, co nie spodobało się jego rodzicom. Ci rozważali nawet zamknięcie syna w szpitalu psychiatrycznym, jednak finalnie odstąpili od tego pomysłu. Zamiast tego, William spędził rok w sanatorium w New Hampshire i kolejny w Kalifornii. Po wyjściu całkowicie odciął się od rodziny.

Ostateczne zerwanie więzi

W 1921 roku przeprowadził się do Nowego Jorku. Nie chciał dźwigać swojego brzemienia. Zamiast wykonywać pracę akademicką lub poświęcić się nauce, wolał pozostawać na uboczu, imając się różnych nisko płatnych prac. W prasie zaczęły się pojawiać szydercze artykuły na jego temat. Reporterzy nie zdawali sobie jednak sprawy, że Sidis cały czas publikuje książki i artykuły pod pseudonimem.

W swoich publikacjach skupiał się na antropologii, historii rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej i kosmologii. W 1925 roku ukończył zbiór rozważań zatytułowany „Ożywione i nieożywione”, w którym zawarł wiele tez, na które inni uczeni wpadli dopiero wiele lat później.

Cudowne dziecko czy geniusz wbrew własnej woli?

William James Sidis zmarł 17 lipca 1944 roku, w Bostonie. Przyczyną śmierci był wylew krwi do mózgu. 21 lat wcześniej tak samo odszedł jego ojciec. William nie przyjechał na jego pogrzeb, ale czy można się temu dziwić?

Wychowując syna na geniusza, Borys Sidis zyskał reputację autorytetu w dziedzinie edukacji dzieci. Od 1894 do 1910 roku wydał wiele artykułów i 10 książek na ten temat. Faktem jest, że obudził w swoim synu niewiarygodny potencjał, ale jakim kosztem?

Reklama

Świadomie czy nie, pozbawił Williama zabawy, kontaktu z rówieśnikami i wszystkiego, co czyni dzieciństwo prawdziwie beztroskim. Zamiast tego, ustawił przed nim poprzeczkę, którą z każdym rokiem podnosił coraz wyżej. Jakby nie dopuszczał do świadomości, że rozwój intelektualny musi iść w parze z rozwojem emocjonalnym. Władze Harvardu miały rację. Dziecko nie jest w stanie sprostać takiej presji. Dla Sidisów nie był dzieckiem. Był eksperymentem, który po pewnym czasie wymknął się spod ich kontroli i zaczął żyć swoim życiem. Nie w blasku, a w cieniu i na uboczu.

Nasz autor

Artur Białek

Dziennikarz i redaktor. Wcześniej związany z redakcjami regionalnymi, technologicznymi i motoryzacyjnymi. W „National Geographic” pisze przede wszystkim o historii, kosmosie i przyrodzie, ale nie boi się żadnego tematu. Uwielbia podróżować, zwłaszcza rowerem na dystansach ultra. Zamiast wygodnego łóżka w hotelu, wybiera tarp i hamak. Prywatnie miłośnik literatury.
Reklama
Reklama
Reklama