Reklama

Na trawiastym, spieczonym słońcem polu w środkowej Panamie złote artefakty wyłaniały się z ziemi tak szybko, że archeolożkę Julię Mayo kusiło, by krzyknąć: „Stop, stop!”. Dla takiej chwili pracowała całe lata, ale teraz czuła się przytłoczona.

Reklama

Tę społeczność badała od czasu studiów. Geofizyczne rozpoznanie terenu rozpoczęła w roku 2005 w miejscu znanym jako El Cano. Do roku 2010 Mayo w pięciometrowej głębokości wykopie odkryła szczątki wodza ze złotymi ozdobami – dwoma napierśnikami, czterema bransoletami na ramiona, mniejszą bransoletką z dzwonków, pasem z pustych w środku złotych paciorków wielkości oliwki, setkami rurowych koralików. Już to samo mogłoby być znaleziskiem życia, ale okazało się ledwie początkiem.

W 2012 roku ekipa odkopała drugi grobowiec, równie bogaty jak pierwszy. Zmarły, okryty dwoma tarczkami z przodu i dwoma z tyłu, z czterema szerokimi bransoletami i błyszczącym szmaragdem, z pewnością również był wodzem. W pobliżu leżało dziecko przystrojone złotem, prawdopodobnie synek władcy. Pod szczątkami tych dwóch osób znajduje się warstwa wymieszanych szkieletów ludzkich, być może złożonych w ofierze jeńców lub niewolników. Metoda radioaktywnego węgla jako datę pochówku wskazuje mniej więcej rok 900 – epokę, gdy koło 1300 km na północ stąd ku upadkowi zaczęła się chylić cywilizacja Majów.

Mayo ledwie zdążyła skatalogować znaleziska, gdy jej zespół odkrył następne. Pobłyskując ze ścian wykopu, złote przedmioty znaczyły obrzeża czterech dalszych grobowców. Badaczka była oszołomiona. – Fascynacja mieszała się ze zmartwieniem. Zaczęły się już bowiem deszcze i trwał wyścig, by zdążyć z wydobyciem skarbów, nim pobliska rzeka zaleje okolicę – wspomina. Wiedziała też, że gdy wieść o odkryciach się rozniesie, będzie miała na karku szabrowników.

Taką archeologiczną złotą żyłę odnaleziono w Panamie nie po raz pierwszy. Niecałe 3 km od miejsca, w którym pracuje Mayo, w Sitio Conte, na początku XX w. ujrzał światło dzienne inny skarb. Wezbrana rzeka wcięła się wtedy w pastwisko dla bydła, odsłaniając złote ozdoby.

Wabione przez te wieści ekipy z Harvardu i Uniwersytetu Pensylwanii ruszały w rejs parowcem z Nowego Jorku do Panama City, a dalszą drogę do Sitio Conte pokonywały konno, zaprzęgami wołów i w dłubankach. Podczas czterech sezonów prac otworzono ponad 90 grobów. Wiele zawierało szczątki kilku osób ze złotymi ozdobami, a także kunsztowne dzieła rzemieślników – ceramikę, rzeźbione kości wielorybie ze złotymi akcentami, naszyjniki z zębów rekina, klejnoty z polerowanych serpentynitów i agatów.

W raporcie z 1937 r. archeolog z Harvardu Samuel Lothrop tubylców z Sitio Conte zidentyfikował jako jedną z rdzennych grup. Konkwistadorzy, maszerując po przesmyku na początku XVI w., pisali szczegółowe kroniki swoich podbojów. W regionie Sitio Conte natknęli się na rywalizujące małe wojownicze społeczności. Hiszpanie po kolei pokonali ich wodzów. Z jednego tylko pochówku wydarli 160 kg złota, w tym biżuterię trzech poległych w bitwie wodzów zmumifikowanych nad dymem z ogniska.

Kultura Sitio Conte jest znacznie starsza, niż zrazu wydawało się Lothropowi. Dziś eksperci sądzą, że groby wodzów wojowników datują się na VIII–X w. Znalezione przedmioty pasują do opisów konkwistadorów, bo kultura w niektórych aspektach trwała niezmieniona po wiek XVI.

Do kwietnia 1940 r. badacze w Sitio Conte zebrali oszałamiające bogactwo eksponatów dla swoich muzeów i wyjechali. Paru innych kontynuowało sondowanie gruntu pod pastwiskami Panamy, ale nie dokonali wielkich odkryć. Ta część Ameryki Środkowej nie ma żadnego z magnesów, które przyciągały badaczy na terytoria Majów – architektury, dynastycznych historii lub świadectw intelektualnych dokonań, takich jak kalendarz. Czas i klimat zmiotły drewniane domostwa. Po mieszkańcach pozostały głównie potłuczone garnki i kamienne narzędzia.

Krótki spacer dzieli tą samą rzekę, która płynie koło cmentarza w Sitio Conte, od linii kamiennych bloków przecinającej pole w El Cano. W roku 1925 monolity zwabiły amerykańskiego łowcę przygód Hyatta Verrilla. Wykopał on parę dołów i znalazł trzy szkielety zwykłych ludzi. W trakcie wykopalisk w latach 70. i 80. ub. wieku odkryto kilka dalszych skromnych mogił, ale żadnego skarbu. Mimo tych mało obiecujących rezultatów Julia Mayo miała dobre przeczucia. Jako naukowiec Smithsonian Tropical Research Institute w Panama City badała raport Lothropa na temat Sitio Conte. Wiedziała, że znalazł on monolity i groby. Przypuszczała więc, iż może istnieć między nimi jakiś związek. Gdyby miała rację, pod ziemią w El Cano czekałoby więcej mogił wodzów z tej samej kultury.

W pierwszym badaniu terenu odkryto ślady wypiętrzonego kręgu o średnicy 80 m. Mając nadzieję, że to obrys cmentarza, Mayo zaczęła kopać w środku – i trafiła. Przedmioty wydobywane na powierzchnię potwierdzały, że na hiszpańskich opisach regionu można polegać, a Sitio Conte nie jest bajecznym wyjątkiem wśród archeologicznej pustki. Naturalne zanieczyszczenia złota świadczą o tym, że kruszec był wydobywany i obrabiany na miejscu. To zamyka dyskusje o tym, czy skarby Panamy były przywożone z odleglejszego południa, gdzie miały się rozwinąć kultury bardziej zaawansowane. Lokalna ludność mogła żyć w prostych chatach, ale była dość rozwinięta, by cenić piękną sztukę.

Mayo jest przekonana, że jej cmentarz obejmuje jeszcze około 20 grobów wodzów takich jak dwa już wykopane. Gdyby wobec szczupłości środków praca posuwała się dalej w dotychczasowym tempie, ostatni artefakt zostałby wydobyty z gruntu za 196 lat! Co więcej, parę kilometrów w górę rzeki Mayo znalazła ślady innego cmentarza. Jeżeli jest tak bogaty jak El Cano i Sitio Conte, te strony mogą okazać się panamską Doliną Królów. W Egipcie jednak większość grobowców została splądrowana. Tutejsze powinny jeszcze być pełne niespodzianek.

A.R. Williams

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama