Z historii NG- psie ilustracje
Trudno wyobrazić sobie National Geographic bez wspaniałych fotografii. Jednak równie ważną funkcję w magazynie pełnią doskonałe ilustracje. .

Tworzone często przez najwybitniejszych artystów nie tylko w przystępny, „obrazowy” sposób tłumaczą czytelnikom skomplikowany język nauki, ale również, a może przede wszystkim, potrafią przenieść ich tam, gdzie nie może dotrzeć obiektyw aparatu
Walczące dinozaury, życie w pałacu egipskiego faraona albo... zakamarki odległych planet. To właśnie ilustracje, w parze z ludzką wyobraźnią, mogą w mgnieniu oka zabrać nas w fantastyczną podróż do odległej przeszłości tudzież przyszłości. Często nawet nie uświadamiamy sobie, że takie nauki, jak paleontologia, archeologia lub astronomia byłyby tylko domeną wąskiej grupy specjalistów, gdyby nie propagujące ich osiągnięcia ilustracje.
National Geographic jest od początku niekwestionowanym liderem na polu ilustracji o najwyższym poziomie edukacyjnym, ale również artystycznym. W archiwum magazynu zgromadzono ponad 12 tys. ilustracji, które stworzyli dla niego najwybitniejsi przedstawiciele tej dziedziny sztuki, jak Newell C. Wyeth (1882–1945), na którego pracach do Wyspy Skarbów, Robin Hooda czy Robinsona Crusoe wychowały się całe pokolenia Amerykanów. Dla National Geographic zilustrował on, między innymi, epokowy przelot Richarda Byrda nad biegunem północnym w 1926 r. Inny wielki artysta, Tom Lovell (1909–1997), przygotował dla magazynu niezwykłe cykle obrazów o starożytnym Rzymie, podbojach wikingów czy wyprawach krzyżowych. A kto nie słyszał o Jamesie Gurneyu – twórcy słynnej Dinotopii, czyli bajecznie ilustrowanej opowieści o wyspie diznozaurów? Na łamach National Geographic Gurney ilustrował artykuły o zaginionych cywilizacjach w Nubii i Peru, o greckiej mitologii i oczywiście o dinozaurach. W gronie rysowników magazynu jest też czołowy amerykański designer i „wizualny futurysta” Syd Mead, znany na świecie z projektów do filmów Star Trek, Aliens czy Blade Runner. To właśnie dzięki wyobraęni takich twórców jak Mead ludzie mogli „oglądać” inne planety, galaktyki i kosmiczne wyprawy, na długo zanim pierwszy Sputnik okrążył Ziemię w 1957 r. Pierwsze bowiem „kosmiczne” ilustracje stworzone zgodnie ze znanymi wówczas nauce faktami pojawiły się już w 1865 r. Francuski rysownik Emile Bayard ozdobił nimi powieść Juliusza Verne’a Z Ziemi na Księżyc.
Wraz z rozwojem fotografii i różnych dziedzin wiedzy ewoluują też ilustracje publikowane na potrzeby popularnonaukowe. Generowane komputerowo, dziś odgrywają przede wszystkim rolę objaśniającą – wnikając w najgłębsze struktury komórek lub urządzeń, rekonstruując od-ległe wydarzenia lub wędrując ku nieodkrytym jeszcze obszarom. Do pierwszej połowy ub. wieku dominował jednak inny rodzaj ilustracji. Ich głównym celem było uporządkowanie, skatalogowanie stanu naszej wiedzy. Stąd też na łamach National Geographic jeszcze do lat 50. królowały serie ilustracji obrazujących bogactwo świata ptaków, owadów, ssaków, ryb, kwiatów itp. Numery magazynu z tymi seriami cieszyły się wielką popularnością i później wydawane były dodatkowo w wersji książkowej. Do dziś zresztą reprodukcje tych ilustracji są masowo sprzedawane w USA do dekoracji mieszkań, biur, hoteli.
Pierwszym etatowym ilustratorem w National Geographic został Japończyk Hashime Murayma (1879–1955). Ten artysta o wyglądzie dystyngowanego profesora był mistrzem detalu. Otoczony mikroskopami i naukowymi książkami, przeprowadzał skrupulatne badania każdego obiektu, który miał zilustrować – liczył nawet łuski na skórze ryby albo włoski na nodze pszczoły. Jego rysunki gołębi czy złotych rybek są do dziś uwielbiane przez kolekcjonerów. Podobnie jak ilustracje kwiatów i owoców, które tworzyła dla magazynu Mary E. Eaton (1873–1961). Ta angielska ilustratorka, która przez pewien czas pracowała w nowojorskim ogrodzie botanicznym, stała się mistrzynią w malowaniu okazów flory, a jej delikatne, wysublimowane akwarele znalazły się w zbiorach najlepszych muzeów świata.
Podglądanie ptaków, czyli „birdwatching”, jest w Stanach Zjednoczonych bardzo popularne. Zapalonym „podglądaczem” był też ówczesny redaktor naczelny National Geographic Gilbert H. Grosvenor (1875–1966). I to do tego stopnia, że przez jakiś czas złośliwie zarzucano mu przekształcenie magazynu w „biuletyn ornitologiczny”, bo rzeczywiście, publikował w nim multum artykułów i ilustracji – w tym Fuertesa – o ptakach. Poirytowany tymi docinkami Grosvenor postanowił więc zwrócić się ku innej wielkiej pasji Amerykanów – hodowli psów. Był to strzał w dziesiątkę, w dodatku oddany
z armaty. Grosvenor zdołał bowiem nie tylko przekonać słynnego już wówczas „ptasiego” ilustratora Fuertesa do rysowania czworonogów, lecz na dodatek poświęcił im cały numer. Ów „psi numer” z marca 1919 roku, z ilustracjami Fuertesa i artykułami znanego przyrodnika Ernesta H. Baynesa, przeszedł do historii National Geographic jako najlepiej sprzedający się w dziejach magazynu.
Wspomniany numer i ilustracje zreprodukowano później w niezliczonej liczbie kopii oraz wydano w wersji książkowej, gdyż miłość Amerykanów do psów była już wtedy i nadal jest po prostu bezgraniczna. Szacuje się, że dziś w USA żyje prawie 70 mln psów, na które Amerykanie wydają co roku prawie 40 mld dolarów – więcej, niż wynosi dochód narodowy wielu państw. Połowa kupuje swym czworonogom prezenty na Boże Narodzenie i twierdzi, że jest do nich bardziej przywiązana niż do ludzi. Warto też pamiętać – bo w Polsce liczbę psów szacuje się na całkiem niebagatelne 7 mln – że co piąty pies w USA jest zaadoptowany ze schroniska.
W „psim numerze” Baynes opowiada czytelnikom pięknym gawędziarskim stylem o tym, jak pies zaczął towarzyszyć człowiekowi i stał się ze wszystkich zwierząt jego najlepszym przyjacielem, pozostającym u jego boku bez względu na szerokość geograficzną czy klimat. Baynes przypomina też historie znanych psów, legendy i różne ciekawe anegdoty świadczące o niezwykłej wśród innych tępych zwierząt inteligencji i bezinteresownym poświęceniu najlepszego przyjaciela człowieka. Na przykład o buldogu, który przyglądał się kiedyś, jak jego panu lekarz zszywa zranioną rękę i który po paru dniach sam zjawił się pod drzwiami medyka, przyciągnąwszy innego psa z przetrąconą nogą. Albo o mastifie, który porwał z kurnika kurę i trzymał ją w swojej budzie, żeby mu znosiła świeże jajka, nie robiąc oczywiście żadnej krzywdy zakładniczce.
ZAPISZ SIĘ NA NEWSLETTER
Pokazywanie elementu 1 z 1
Zobacz także
Polecane
Pokazywanie elementów od 1 do 4 z 20
Edukacja bez granic: Akademeia High School i sukces w globalnym świecie
Współpraca reklamowa
Madera: raj dla miłośników przyrody i aktywnego wypoczynku
Współpraca reklamowa
Kierunek: Włochy, Południowy Tyrol. Ależ to będzie przygoda!
Współpraca reklamowa
Komfort i styl? Te ubrania to idealny wybór na ferie zimowe
Współpraca reklamowa
Nowoczesna technologia, która pomaga znaleźć czas na to, co ważne
Współpraca reklamowa
Wielorazowa butelka na wodę, jaką najlepiej wybrać?
Współpraca reklamowa
Z dala od rutyny i obowiązków. Niezapomniany zimowy wypoczynek w dolinie Gastein
Współpraca reklamowa
Polacy planują w 2025 roku więcej podróży
Współpraca reklamowa
Podróż w stylu premium – EVA Air zaprasza na pokład Royal Laurel Class
Współpraca reklamowa
Chcesz czerpać więcej z egzotycznej podróży? To łatwiejsze, niż może się wydawać
Współpraca reklamowa
Portrety pełne emocji. Ty też możesz takie mieć!
Współpraca reklamowa