Odtajnione dokumenty i sygnały z innych galaktyk. Nauka kontra UFO w 2020
Pandemia koronawirusa i przymus tkwienia w czterech ścianach nie osłabił zapału poszukiwaczy pozaziemskich cywilizacji. Ich wyobraźnię dodatkowo pobudzały najnowsze astronomiczne odkrycia. Oto, co w temacie „obcych” miała do powiedzenia nauka w odchodzącym roku.
- Jan Sochaczewski
Światowy spisek
Na pierwszy ogień idzie temat z kategorii fantasmagorii, ale ciężko przed nim uciec. Otóż kilka tygodni temu prof. Haim Eshed, który z ramienia ministerstwa obrony Izraela przez 30 lat sprawował pieczę nad programem kosmicznym i doprowadził do wysłania na orbitę przynajmniej 20 satelitów, ogłosił światu istnienie tajnej współpracy między jego krajem i Stanami Zjednoczonymi a kosmitami należącymi do ”Galaktycznej Federacji”.
Jeżeli chcecie wiedzieć więcej, zapraszamy do lektury tutaj. Szukającym krótkiej konkluzji wyjaśniamy, że utytułowany 87-letni naukowiec „nie mający już nic do zyskania” (jego słowa) ogłosił swoje rewelacje w rozmowie z serwisem należącym do wydawnictwa które wypuściło jego sensacjonalistyczną książkę (w której, naturalnie, można wyczytać więcej „szczegółów” tajnej współpracy).
Telefon z Proxima Centauri
Wracając do nauki. „Intrygujący sygnał radiowy” z kierunku najbliżej położonej naszego Słońca gwiazdy wywołał poruszenie w kręgach poszukiwaczy pozaziemskich form życia. Jeszcze nie wiadomo kto go wysłał, ale jak głosi słynne powiedzenie: it’s never aliens, until it is.
Astronomowie nadal zbierają materiały do publikacji analizy odkrycia. Według dziennika „Guardian”, który wszedł w kontakt z anonimowym współautorem odkrycia, chodzi o wąską wiązkę fal o częstotliwości 980 Mhz przechwyconą na przełomie kwietnia i maja 2019 roku przez radioteleskop Parkes w Australii.
Urządzenie to jest elementem większego, kosztującego 100 mln dolarów projektu nasłuchu sygnałów z kosmosu o nazwie Breakthrough Listen. Sygnał złapany przez radioteleskop w Australii dostał swoją roboczą nazwę „Breakthrough Listen Candidate 1”, BLC1 (kandydat, bo nadal nie potwierdzony). Wykryto go w październiku 2019 roku w archiwalnych zapisach z badań rozbłysków słonecznych. Gdy opublikowana już zostanie analiza sygnału, dowiemy się, czy to telefon od kosmitów czy nieznane naukowe zjawisko jest jego źródłem.
Bakterie w chmurach nad Wenus
We wrześniu tego roku usłyszeliśmy o potencjalnych śladach życia w chmurach Wenus. – Odkryliśmy (…) gaz, który zgodnie z aktualną wiedzą, jest produkowany przez istoty żywe – stwierdził polski astrobiolog, dr. Janusz Pętkowski. Należący do międzynarodowej grupy badawczej kierowanej przez prof. Jane Greaves z Uniwersytetu w Cardiff, Pętkowski był jedną z osób które odkryły w pokrywie chmur Wenus fosforowodór i wykazali, że ziemski gaz może być sygnałem życia w kosmosie.
- Odkrycie śladów fosforowodoru nie jest ostatecznym dowodem na istnienie życia pozaziemskiego. Taki dowód uzyskamy, gdy wyślemy statek kosmiczny na Wenus, „złapiemy” życie, a następnie zobaczymy je “gołym” okiem lub pod mikroskopem. Niezależnie jednak od tego, czy fosforowodór jest sygnałem życia czy nie, wykrycie tego gazu na Wenus jest odkryciem niezwykłym i oznacza przełom w badaniach nad planetami skalistymi typu ziemskiego, które znajdują się w naszym Układzie Słonecznym – tłumaczy dr Pętkowski.
Odtajnione filmy z UFO
Od kwietnia do maja w Stanach Zjednoczonych oficjalnie odtajniano i ujawniano filmy nagrane w ostatnich latach przez załogi samolotów marynarki wojennej USA. Wyjaśniając, co właściwie na nich widać (nie, nie kosmitów), Pentagon chciał uciąć spekulacje na temat obecności „obcych” na Ziemi.
Niezidentyfikowane obiekty latające (NOL) pokazano na trzech niewyraźnych klipach wideo z kamer rejestrujących obraz w paśmie podczerwonym. Na dwóch nagraniach słychać reakcję załóg na szybko poruszające się pojazdy. W jednym przypadku pada sugestia, że obserwowany NOL może być dronem.
Dwa filmy pochodzą ze stycznia 2015 roku, jedno z listopada 2004. Marynarka Wojenna USA potwierdziła prawdziwość tych nagrań we wrześniu 2019 roku. W 2020 Pentagon oficjalnie je opublikował, by “usunąć wszelkie niejasności, czy nagrania są prawdziwe”, ale i ”czy jest ich więcej”.
Czy pozaziemskie mikroby też oddychają wodorem?
Ziemska fauna potrzebuje tlenu do życia. Ale nie jest on zbyt popularnym gazem we wszechświecie (szacunkowo stanowi 0,1 proc. jego masy). O wiele więcej mamy w nim wodoru (92 proc.) czy helu (7 proc.). Nic więc dziwnego, że wiele planet – jak choćby nasz Jowisz czy Saturn – jest zbudowanych głównie z tych dwóch pozostałych pierwiastków. I tu warto wspomnieć o majowej publikacji na temat bakterii E. coli.
Naukowcy wzięli na warsztat bakterie, które znaleźć można nawet w naszym przewodzie pokarmowym oraz i zwykłe drożdże („grzybek” którego używamy w kuchni). Jedne i drugie zaczęli umieszczać je w różnych środowiskach z nadzieją, że w którymś nietypowym zaczną sobie świetnie radzić.
Okazało się, jak czytamy w „Nature Astronomy”, że zarówno bakterie z naszych jelit, jak i „grzybek” z kuchni nie tylko przeżyły, ale nieśpiesznie prosperowały w atmosferze w 100 proc. wypełnionej wodorem. Wygląda na to, że szukając życia poza Ziemią niekoniecznie musimy szukać „drugiej Ziemi”, by coś znaleźć.
Oumuamua jednak artefaktem „obcych”?
Gdy kosmiczny gość Oumuamua zawitał w nasze progi w 2017 roku, szybko wzbudził sensację. Przypominający cygaro kształt i niewiadome pochodzenie rozbudziły wyobraźnię wielu i zmuszały do pytania: czy to statek obcych?
W tym roku przekonaliśmy się, że Oumuamua jest nietypową kometą i składa się ze zmrożonego przy temperaturze bliskiej zera absolutnego wodoru molekularnego. Teoria badaczy z uczelni w Yale wyjaśniać miała (jak sądzono) wszystkie wątpliwości związane z kilkuset-metrową bryłą, której przemknięcie koło nas niemal przegapiliśmy.
Fakt, że już zniknęła nam z oczu a czas obserwacji był ograniczony (astronom Robert Weryk zauważył ją jako pierwszy, gdy już opuszczała nasz zakątek w galaktyce), ograniczona była możliwość zdobycia informacji tłumaczących jej istnienie i nietypowe zachowanie. Choćby to, że przyśpieszała.
Astrofizyk Avi Loeb z Harwardu nie zaakceptował teorii o „bezogonowej komecie”. W zamian zaproponował własną, w której dowodzi, że międzygwiezdny podróżnik jest w istocie „wysłaną w naszym kierunku sondą obcej cywilizacji napędzaną słonecznym żaglem”, cienkim na milimetr materiałem, na który działa promieniowanie gwiezdne. Choć z lekka wyśmiewany, Loeb broni swojej teorii zażarcie.
Życie w sąsiedztwie „czarnego Słońca”
Synonimiczne z kresem wszystkiego co istnieje, czarne dziury nie wydają się dobrym sąsiadem dla życionośnych planet. Naukowcy szukający pozaziemskich cywilizacji zwykle skupiają się na klasycznym sąsiedztwie gwiazd przypominających wiekiem i masą nasze Słońce. Utarło się, że to tam może ktoś na nas czekać.
Istnieją jednak naukowe przesłanki, zauważa Space.com, dla bardziej egzotycznych koncepcji. Myślimy tu o planetach krążących właśnie wokół czarnych dziur. Wbrew powszechnemu przekonaniu, one nie wchłaniają absolutnie wszystkiego wokół. Stabilne grawitacyjnie orbity są wokół nich teoretycznie możliwe.
- Potężne siły zarządzające czarnymi dziurami są w stanie rozgrzać powierzchnię planety na tyle, by rozwinęło i utrzymało się na niej życie. W tym scenariuszu jest jednak zasadniczy haczyk – taka planeta musiałaby orbitować z prędkością bliską prędkości światła – czytamy w udostępnionej w marcu analizie.
1000 par oczu ET
Naukowcy zajmujący się teoriami o obcych cywilizacjach dopuszczają możliwość, że jesteśmy pod stałą obserwacją obcej cywilizacji. Według nawiązującej do tego teorii „ogrodu zoologicznego” obcy obserwują naszą klatkę licząc, że w końcu zobaczymy kraty i spróbujemy wyjść. Do tego momentu nie zamierzają się ujawniać, bo i po co.
Tymczasem Lisa Kaltenegger, profesor astronomii na Uniwersytecie Cornell i dyrektor Cornell's Carl Sagan Institute oraz Josha Pepper, profesor fizyki na Uniwersytecie Lehigh, zidentyfikowali 1004 gwiazdy tzw. ciągu głównego (podobnych do Słońca, o masach od 1/12 masy solarnej do około 150 mas solarnych), wokół których mogą krążyć egzoplanety podobne do Ziemi, także nadające się do życia.
Mówimy tu o potencjalnych światach na których istnieć może życie, a które są położone nie dalej, niż 300 lat świetlnych od Ziemi. W skali wszechświata to „rzut beretem”. W swoim artykule w “Monthly Notices of the Royal Astronomical Society” przekonują, że z tak bliska obce cywilizacje mogłyby prowadzić obserwację naszej planety, a nawet wykryć chemiczne ślady życia.
Kosmos pełen życia
Już nie tylko Mars, ale również Wenus, Enceladus czy Europa powinny znaleźć się na liście do sprawdzenia. Jeżeli zapytani przez „Focusa” naukowcy mają rację, kosmos wokół nas tętni życiem. Tymczasem, jak zauważa Live Science, problem z szukaniem życia pozaziemskiego zaczyna się w naszych własnych mózgach. Po prostu podlegamy biologicznym i psychologicznym ograniczeniom.
- Oszukują nas własne kognitywne uprzedzenia, zwodzą optyczne iluzje i niezamierzona ślepota wobec rzeczy, których nie spodziewamy się znaleźć. Szukanie odpowiedzi na pytanie o to, czy możemy znaleźć obce cywilizacje powinno zacząć się raczej od upewnienia się, czy w ogóle jesteśmy w stanie rozpoznać życie w czymś skrajnie różnym od tego, co mamy na Ziemi – czytamy.
Gdybyśmy zdołali spojrzeć na naszą własną cywilizację oczami „kosmitów” i przewrotnie nauczyli się traktować rzeczy znajome jako obce, może w końcu spotkalibyśmy kogoś jeszcze w tym wszechświecie.
A może jednak większość kosmitów już nie żyje?
Tam gdzie jest życie, jest i śmierć. Chcielibyśmy wierzyć, że Droga Mleczna to rajska kraina tętniąca energią obcych cywilizacji których po prostu nie zdołaliśmy poznać, ale one tam są i mogą się z nami (kiedyś) skontaktować. Sęk w tym, że każde imperium, każda cywilizacja ma swój kres. Idąc tym śladem powinniśmy też brać pod uwagę smutną możliwość, że wiele z tych oczekiwanych kontaktów nie dojdzie do skutku, bo „kosmici” już dawno zmienili się w pył.
Gdzie nie starcza wyobraźni mamy modele matematyczne. W grudniu trzech naukowców z uczelni Caltech umieściło na serwisie rXiv pre-print swojej analizy prawdopodobieństwa występowania i ewolucji życia w naszej galaktyce.
W swoim modelu wzięli pod uwagę m.in. występowanie gwiazd o masie podobnej do Słońca wokół których krążą planety w odległości odpowiedniej do utrzymania się życia i wody w stanie płynnym, czas potrzebny do wyewoluowania inteligentnej formy życia przy sprzyjających warunkach oraz.. prawdopodobną tendencję istot wytwarzających już narzędzia do samozagłady.
Dokonane kalkulacje sugerują, że największe prawdopodobieństwo pojawienia się inteligentnego życia w galaktyce Drogi Mlecznej wystąpiło ok. 5,5 mld lat temu, zanim Ziemia w ogóle się uformowała. Wychodzi na to, że spóźniliśmy się na imprezę i dziwimy, że na parkiecie już nie ma nikogo.
Sami ich zabiliśmy?
Alternatywnie, możemy przyjąć jak Alexander Berezin z Moskiewskigo Instytutu Technologii Elektronicznych, że odpowiedzią na słynne pytanie włoskiego noblisty, fizyka Enrico Fermiego, który już 70 lat temu chciał wiedzieć „gdzie oni są”, jest: zabiliśmy ich. Jak wyjaśnił Berezin, jego propozycja choć „trudna do Zaakceptowania”, jest „trywialnie prosta”.