Załoga SpaceX Dragon już na Ziemi. Astronauci uskarżali się na... chorobę morską
Po 9 latach od ostatniego lotu promu kosmicznego dokonał się historyczny powrót Amerykanów w kosmos z pomocą sprzętu własnej produkcji. Choć po raz pierwszy należącym do prywatnej firmy, a nie NASA.
- Jan Sochaczewski
Nie licząc generalnych niedogodności związanych z przebywaniem w kosmosie, misja Demo-2 była sukcesem i otworzyła drogę dla kolejnych 6 lotów z wykorzystaniem sprzętu firmy Elona Muska, z Crew-1 zaplanowaną na wrzesień.
Po dwóch miesiącach pobytu na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, 2 sierpnia o 14.48 amerykańskiego czasu wschodniego (a 6 godzin później czasu polskiego), kapsuła z astronautami Bobem Behnkenem i Dougiem Hurleyem opadła na spadochronie na powierzchnię oceanu u wybrzeży Florydy.
Nieco bardziej na Zachód niż planowano. Pierwotne plany popsuła obecność huraganu Isaias. Szybkie motorówki dopłynęły, wyłowiły kapsułę i obu podróżników. Mężczyźni z radością mogli wrócić do swoich rodzin. Bob Behnken miał szczególnie dużo do powiedzenia swojej żonie, bo astronautka Megan McArthur w lutym 2021 w ramach misji Crew-2 ma polecieć na ISS tym samym pojazdem co mąż.
– Zdecydowanie będzie chciała usłyszeć kilka szczegółów odnośnie mieszkania na pokładzie Dragona, choćby gdzie dobrze schować prywatne drobiazgi – wyjaśnił Behnken jeszcze przed lądowaniem na Ziemi.
Behnken i Hurley nie byli sami na stacji kosmicznej. Dołączyli do wysłanej w kwietniu, jeszcze statkiem Sojuz, trzyosobowej załogi złożonej z ich krajana (Chris Cassidy) i dwóch rosyjskich kosmonautów (Anatoly Ivanishin i Ivan Vagner).
Na pokładzie załoga misji Demo-2 pomagała miejscowym w bieżącej obsłudze stacji, planowych doświadczeniach a także miała okazję 4 razy ”przespacerować się” w przestrzeni kosmicznej. Przy okazji Behnken i Hurley wypełniali też przykazania ich misji służące przede wszystkim przygotowaniu Dragona do przyszłych lotów załogowych.
Na pożegnanie Cassidy wręczył pozostałym dwóm Amerykanom przechodnią flagę, symbol obecności USA w kosmosie. Wozili ją od lat kolejni dowódcy misji promami i zostawiali ”trofeum” dla kolejnej załogi lecącej na ISS.
Hurley w 2011 roku, jako pilot ostatniej misji kosmicznej promu, zostawił ją na 9 lat na pokładzie ISS. Teraz zabrał ją na Ziemię i przekaże, zgodnie z tradycją, dowódcy kolejnej załogi przed startem misji Crew-1.
Koniec misji oznaczał, że muszą wrócić do kapsuły nazwanej Endeavour na cześć ostatniego, piątego promu kosmicznego zbudowanego przez NASA (OV-105), obecnie na muzealnej emeryturze. Pojazd ten miał szczególne znaczenie dla obu astronautów, bo Behnken w 2008 a Hurley 2009, odbyli w nim swoje pierwsze loty w kosmos.
– Kapsuła jest dość mała, więc gdyby ktoś planował 7-osobową misję, jak w czasach promów, to w środku nie byłoby się jak ruszać. Każdy tkwiłby tylko w swoim skafandrze. Może to nie jest budka telefoniczna, ale przy czterech osobach robi się już bardzo przytulnie – zwrócił uwagę Behnken.
Przed wejściem w atmosferę Endeavour pozbył się blisko 3-tonowego pojemnika na odpadki by ten mógł kompletnie spalić się i nie utrudniać lądowania kapsule. Ta z dwójką astronautów weszła w górne partie atmosfery z prędkością nawet 28 tys. km/h, z czego pod koniec z powodu oporu powietrza zostało już 560 km/h. Spokojnie opadanie do wody zapewniły spadochrony. Zanim podjęto ich z wody musieli poradzić sobie z najtrudniejszym aspektem ”wodowania”, czyli chorobą morską.
NASA i inne agencje kosmiczne już dawno zorientowały się, że po podróży w kosmos problemy z zachowaniem równowagi i orientacji w przestrzeni są dość typowe. Przy lądowaniu na wodzie tym mocniej nawet odczuwalne. Nie dziwi więc, że firma SpaceX wyposażyła kapsułę powrotną w potrzebne w takiej sytuacji akcesoria.
– Endeavour ma na wyposażeniu torebki [na wymiociny – red.], i mieliśmy je cały czas pod ręką. Podobnie jak ręczniki, też dobrze je mieć przy sobie. I nie byłby to pierwszy raz, że coś takiego dzieje się w pojeździe kosmicznym – zauważył Hurley.