Reklama

Reklama

ZOBACZ WSZYSTKIE ZDJĘCIA >>>

PUERTO PRINCESA, Filipiny

Lata temu Christopher Tubo złowił ważącego prawie 300 kilogramów marlina błękitnego w Morzu Południowochińskim. - Dobrze się tam łowiło – wspomina. Rybacy tuńczyków wracali do domu z dziesiątkami sztuk cennej ryby i sporą porcją innych gatunków.

- Teraz już tego nie ma – mówi patrząc w stronę Morza Sulu, filipińskiego morza, w którym łowi od czterech lat. Jego dwie łódki, tradycyjne filipińskie łodzie z pływakiem zwane bancas, dryfują w pobliżu w płytkich wodach, a nowe warstwy farby suszą się na słońcu.

Tubo siedzi na drewnianej ławce przed swoim domem, który wznosi się na palach nad zatoką. Jedno z czworga dzieci obejmuje ramieniem jego nogę. Za nimi na sznurze do ubrań trzepoczą rozwieszone koszulki i krótkie spodenki. Spoglądając na żonę Leah i pozostałe dzieci, Tubo mówi:

- Teraz możliwość wykarmienia naszych rodzin to tylko i wyłącznie kwestia szczęścia.

320 tysięcy rybaków

Tubo mieszka w Puerto Princesa, liczącym 255 tysięcy mieszkańców mieście na wyspie Palawan, na długim paśmie nad Morzem Sulu z Archipelagiem Filipińskim na wschodzie oraz kwestionowanym Morzem Południowochińskim na zachodzie. Jest jednym z prawie 320 tysięcy rybaków na Filipinach, którzy tradycyjnie utrzymują się z połowów w Morzu Południowochińskim – i jako jeden z wielu teraz musi łowić w innych wodach ze względu na narastającą ingerencję Chin.

Mniej więcej w 2012 roku Chiny przyjęły bardziej asertywne stanowisko w kwestii długoletniego sporu terytorialnego o morze, zaczęły budować bazy wojskowe na będących przedmiotem sporu wyspach i coraz częściej używają swojej straży przybrzeżnej, by zastraszać rybaków z innych państw.

Po tym jak chiński okręt straży przybrzeżnej zaatakował łódź rybacką jego przyjaciela armatkami wodnymi, Christopher Tubo przestał łowić w Morzu Południowochińskim.

Reklama

Pełna wersja artykułu znajduje się tutaj.

Reklama
Reklama
Reklama