"Meksyk był dla mnie jak kolorowy sen, który może wciągnąć na zawsze". Na zawsze...
– Dobra, zabiorę was tam, gdzie byście sami nie trafili. Tam, gdzie sam się boję jechać – oświadczył Alberto, wskazując miejsce na pace zdezelowanej półciężarówki. – Sprawdzimy, co słychać na zielonej granicy Meksyku i USA – dorzucił.
Fragment pochodzi z książki Marka Tomalika "U ludzi".
Najpierw asfaltem pięćdziesiąt kilometrów w kierunku słynnej Tijuany, potem kilkanaście bezdrożami wzdłuż granicy ze Stanami. Kątem oka łapię skulonych strachem Latynosów maszerujących dzielnie w pustynną otchłań.
Docieramy do miejsca, gdzie stoi słup graniczny przypominający obelisk. Żadnych zasieków czy zaoranej ziemi, tylko pustynna fatamorgana i majaczące w oddali amerykańskie Calexico – ziemia obiecana, cel i marzenie także tych, których spotkaliśmy kilkanaście kilometrów wcześniej.
W pewnej odległości dostrzegam schwytanych na gorącym uczynku, gdzieś pośrodku piaszczystej otchłani, co najmniej piętnaście kilometrów od Calexico. Ręce i głowy oparte na maskach samochodów straży granicznej USA. Jak w kryminalnych telenowelach.
Teleobiektyw jeszcze precyzyjniej zarejestrował to zdarzenie. Aby strzelić lepsze zdjęcie, przechodzę na stronę amerykańską, około stu metrów od granicznego obelisku. Stoję na szczycie niewielkiego wzgórza. Stąd jak na dłoni widzę wszystko w promieniu kilkunastu kilometrów. Trzask migawki i ryk silnika! I to nie jest fatamorgana! W moim kierunku, jakby wyjechał spod ziemi, sunie terenowy Border Patrol.
Stojący po meksykańskiej stronie Alberto krzyczy w moim kierunku:
– Go, go, go, amigo! Jak im uciekniesz, napijemy się wieczorem tequili. Jeśli nie, to za kratami, będziesz pił wodę, o ile cię poczęstują.
Adrenalina spina mięśnie i ostatnim susem wpadam na stronę meksykańską. Tuż za mną w ostrym wirażu buksują opony Border Patrola. Wszystko dzieje się bardzo szybko i bardzo blisko. Na szczęście mam odbezpieczoną migawkę. Z pozycji leżącej łapie oddalający się pojazd z przyciemnionymi szybami.
– Alberto, dlaczego nie zgarnęli mnie ze strony meksykańskiej? – zapytałem.
– Bo nie wolno im tu wjeżdżać. Za dużo świadków – mówi, ściskając mnie za ramię.
Przez całą drogę powrotną do Mexicali serce wali jak młot. Skąd oni się wzięli, tak nagle, tak znikąd? Nie wiem do dziś.
Meksyk jest ruiną, ponieważ wszystko tu jest obietnicą. Jest to kraj, gdzie wszystko obiecano, a niczego nie spełniono. W Stanach wszystko się spełniło, ale i tak zamieniło w ruiny. Carlos Fuentes, Wola i fortuna, przeł. Barbara Jaroszuk
Marek Tomalik
„U ludzi”
Zebrane w książce reportaże, wywiady i opowiadania dotyczą ludów i ludzi wyjątkowych, tych, którzy mnie poruszyli, zafascynowali. Pisząc książkę, miałem na uwadze zachowanie jak największej autentyczności. Nie ma tu czarujących zmyśleń. To wszystko wydarzyło się naprawdę, wszyscy bohaterzy są z krwi i kości.
Marek Tomalik
Podróżnik, publicysta, pisarz z wykształcenia geolog. Pasjonat i znawca Australii, do której jeździ systematycznie od 1989 roku. Organizuje wyprawy duchowo-przygodowe, nie tylko w australijski Outback. Twórca i organizator 23 edycji Festiwalu Podróżników „Trzy żywioły” oraz wielu innych imprez artystycznych. Menadżer zespołów rockowych. Pisze o podróżach i muzyce. Stały współpracownik National Geographic i Jazz Forum. Autor książek o podróżach, w tym trzech o Australii. Dziennikarz radiowy, przez 15 lat prowadził w Radiu Kraków program podróżników „Globtroter”, przez kilka miał stałą rubrykę w Przekroju . Zasiadał w jury Travelerów – prestiżowych nagród przyznawanych przez National Geographic, prowadził obrady kapituły Trzech Żywiołów. Dwukrotny laureat Kolosów. Znawca rynku nieruchomości. Australia to jego „miejsce na ziemi”, zawsze jednak wraca w Karpaty. Skąd? Z Australii, Singapuru, Malezji, Tajlandii, Birmy, Laosu, Indonezji, Indii, Nepalu, Sikkimu, Syberii (J. Bajkał), Laponii, Egiptu, Syrii, Libanu, Algierii, Brazylii, Meksyku, Peru, Boliwii i krajów Europy.
1 z 3
Meksyk jak z filmu
2 z 3
Meksyk jak z filmu
3 z 3
Meksyk jak z filmu