Bi Kidude: co ja poradzę, że wciąż żyję?
Bi Kidude to legendarna wokalistka wykonująca powstałą w końcu XIX w. wschodnioafrykańską muzykę taarab. Popularna zwłaszcza w Tanzanii i Kenii, jest owocem inspiracji muzycznymi tradycjami Azji, Afryki, Bliskiego Wschodu i Europy. Bi Kidude ma około 100 lat, choć sama przyznaje, że nie zna dokładnej daty swojego urodzenia. Mimo pięknego wieku i faktu, że pali jak smok – pozostaje w doskonałej formie i na Zanzibarze wszędzie chodzi pieszo. Jest też propagatorką przedmałżeńskiego rytuału unyago.
National Geographic Polska: Bi Kidude, jakie są kobiety z Zanzibaru?
Bi Kidude: Są przede wszystkim silne i chcą, żeby liczono się z ich zdaniem.
A to bywa problemem, bo w moich stronach wciąż króluje islam, więc mężczyzna może wziąć za żonę nawet cztery kobiety. Taka jest tradycja muzułmańska.
Zanzibarki się przeciw temu nie buntują?
Żeby moc sobie pozwolić na cztery żony, trzeba mieć dużo pieniędzy, więc tak naprawdę rzadko spotyka się takie małżeństwa.
Bardziej chodzi o to, że religia nakazuje, aby kobieta była we wszystkim posłuszna mężowi. Świat się zmienia, a wraz z nim również Zanzibarki, które powoli chcą o sobie decydować same. Ale tradycja jest bardzo ważna – ie zakładamy kusych sukienek, zakrywamy ramiona, prowadzimy dom. A żeby dobrze prowadzić dom, trzeba zwiedzieć wszystko o życiu małżeńskim.
Co jest jeszcze ważne dla kobiet z pani stron?
Kiedy kobieta jest zamężna, ma oparcie w mężu. A przynajmniej powinna je mieć. Ale kiedy go zabraknie, musi radzić sobie sama. Dlatego coraz więcej kobiet Afryki szuka zarobku, prowadzi sklepiki czy agroturystyczne środki. Chcą zarabiać, bo pieniądze dają siłę.
A jaką rolę odgrywa seks?
Seks jest częścią życia, ale nie każda osoba wie, jak się z nim obchodzić i jak go wykorzystać (śmiech). My mamy unyago.
Co to takiego?
To rytuał inicjacyjny dla kobiet, dzięki któremu poznają tajniki życia małżeńskiego. Uczymy młode kobiety, co je może spotkać, gdy mąż po ślubie zacznie egzekwować małżeńskie obowiązki.
Bo relacje między nimi a ich mężami są fundamentem pod budowę dobrego małżeństwa i udanej rodziny, która w każdej kulturze jest ważna. Tylko trzeba pamiętać, żeby nie dać się zdominować mężczyźnie. By swoją seksualną siłę mądrze wykorzystać (śmiech).
I unyago tego właśnie uczy?
Unyago jest po to, by kobiecie było w życiu dobrze. Żeby ze świata dziecka wprowadzić ją w świat dorosłych. Aby o sprawach związanych z ciałem dowiedziała się w odpowiedni sposób i żeby nie okazywała zdziwienia, kiedy pierwszy raz w życiu zobaczy nagiego mężczyznę. Żeby się nie płoszyła podczas aktu miłości.
Kiedy opanuje wszystkie sztuczki, zyska przewagę nad mężczyzną, choć on nie będzie zdawał sobie z tego sprawy. Wiele kobiet, które poddały się unyago, potem mówi, że stały się innymi osobami.
A skąd wywodzi się rytuał?
Unyago znane jest głownie w kulturze suahili. Nie wiadomo, kiedy dokładnie powstał, ale kobiety z Zanzibaru i niektórych regionów Kenii poddają się rytuałowi od wieków.
Jak on wygląda?
Jak dokładnie wygląda unyago, nie powinien wiedzieć żaden mężczyzna. Dlatego nie zdarza się, żeby był jego świadkiem.
Gdyby tak się stało, okryłby się hańbą. Unyago jest wyłącznie dla kobiet i może być przeprowadzany tylko przez doświadczone mężatki. Ceremonia odbywa się w zamkniętym pomieszczeniu. Wchodząca w świat dorosłych dziewczyna musi najpierw pocałować stopy kobiety – mistrzyni ceremonii – takiej jak ja.
Jest to wyrazem szacunku wobec jej mądrości oraz symbolem oddania się w jej ręce. Potem przebiera się ją w specjalną chustę kanga i zaczynamy lekcje. Pierwsza jest o tym, co to jest małżeństwo i na czym ono polega, druga – jak wygląda codzienne życie mężatki. Trzeci etap to edukacja seksualna – i tu często młode kobiety doznają szoku, bo wszystko pokazuje się im szczegółowo: pozycje seksualne, które miejsca na ciele kobiety są najbardziej podatne na przyjemność, jak zadowolić mężczyznę. Do tego etapu wykorzystuje się rożnego rodzaju pachnące specyfiki, którymi naciera się ciało kobiety.
Potem przyszłe małżonki dowiadują się, jak dbać o higienę ciała, co dzieje się z nim podczas ciąży, menstruacji. Na koniec mówi się im, co zrobić, żeby dobrze żyć nie tylko z mężem, ale i jego rodzicami, a nawet sąsiadami. Jeśli rytuał odbywa się tuż przed ślubem, ciało kobiety przyozdabia się malunkami z henny i wypuszcza w objęcia przyszłego małżonka. Ceremonii towarzyszą śpiewy i gra na bębnach. No i nie ma w unyago tematów tabu – kobiety mogą dyskutować z nauczycielkami o wszystkim!
Który etap rytuału jest najważniejszy i dlaczego?
Najważniejsza jest edukacja seksualna. Dziewczyna dowiaduje się o swoim ciele takich rzeczy, któych nie nauczyła jej matka. Bo wiele jest kobiet, któe niekoniecznie miały dobre doświadczenia z pożycia małżeńskiego albo nigdy nie miały możliwości poddać się rytuałowi, bo ich własne matki nie były świadome, jak bardzo ważna jest inicjacja, lub po prostu nie miały na to pieniędzy.
Bo na ceremonię unyago dziewczynę wprowadza matka. I to ona płaci. Młoda kobieta uczy się przede wszystkim, żeby być otwartą na poczynania męża, korzystać z nich i czerpać przyjemność.
W jakim momencie życia kobiety odbywa się unyago?
Właściwie może być dokonany w dowolnym momencie, ale nie wcześniej niż po skończeniu 12. roku życia, bo mniej więcej wtedy u dziewczynki pojawia się pierwsza menstruacja. Jednak zazwyczaj unyago odbywa się na krotko przed zamążpójściem. W dawnych czasach trwał nawet do trzech miesięcy. Dzisiaj zazwyczaj od trzech dni do tygodnia.
A co na to religia?
Kiedyś na pewno bardziej decydowała o tym, co wolno kobiecie, a czego nie. Kobiety wierne nakazowi islamu zakrywają chustą włosy, choć są i takie, które już ją zdjęły – w tym ja – i pragną żyć, jak im w duszy gra. Oczywiście, słyszałam pod swoim adresem mnóstwo epitetów o mojej rzekomej bezbożności, za co Bóg miał mnie pokarać, ale jak widać dożyłam setki i mam się dobrze (śmiech). Jeśli zawiązuję chustkę – a robię to fantazyjnie – to tylko po to, żeby uchronić głowę przed słońcem. Nie każdy mężczyzna traktuje dobrze swoją kobietę i tłumaczy potem swe zachowanie nakazami religii, dlatego podczas unyago uczymy je też, jak radzić sobie z „problematycznym” mężem. Bo często zdarza się, że mężowie chcą wymusić coś siłą lub decydować za kobietę.
Jak ojciec? Ile miała pani lat, kiedy sprzedał panią za mąż?
Jakieś 13 albo 15 lat – w czasach, kiedy się rodziłam, nie wydawano świadectw urodzenia, więc zawsze mówię, że było to mniej więcej. Nic nie wiedziałam o tym, że ojciec chce mnie wydać za mąż.
Przyszli teściowie przychodzili do mojego rodzinnego domu a mnie do głowy nie przyszło, że badają, czy nadaję się na żonę dla ich syna. Nie byłam na to przygotowana. Dlatego uciekłam od pierwszego męża, chociaż nie był taki zły, no ale ja byłam przecież jeszcze dzieckiem. Podróżowałam po wybrzeżu ze swoim bębnem i śpiewałam. Tak zaczęłam zarabiać na życie.
Ilu miała pani mężów?
Mężów miałam dwóch, ale mężczyzn w moim życiu było więcej. Zawsze wierzyłam w to, że w życiu trzeba być przede wszystkim szczęśliwym, umieć się bawić i korzystać ze wszystkiego, co spotykamy na swojej drodze. Nie wszystkim moim mężczyznom podobało się, że publicznie zdejmuję chustę z włosów że palę papierosy, popijam alkohol i bywam żywiołowa i spontaniczna.
No ale to był ich problem. Kiedy zaczęłam zarabiać na śpiewaniu, wielu z nich czerpało z tego korzyści, więc dochodzili do wniosku, że nie ma sensu mnie temperować. Choć byli i tacy, których duma cierpiała z tego powodu tak bardzo, że musiałam ich zostawić.
Występuje pani i chodzi boso, dlaczego?
Bo zawsze wydawało mi się, że kiedy człowiek zakłada buty, staje się słaby. A ja muszę być silna.
Zaczęła pani śpiewać jako dziecko, prawda?
Tak. Byłam jeszcze dziewczynką, kiedy usłyszałam Siti Bint Saadi śpiewającą taarab. Śpiewała tradycyjne zanzibarskie pieśni w języku suahili. Wiele z nich mowiło o zachowaniach seksualnych mężczyzn i wykorzystywaniu kobiet. Ta muzyka zawładnęła moją duszą i zaczęłam naśladować Siti. Pieśniom towarzyszy gra na bębnach – basowym vumi oraz o nieco wyższej tonacji msondo i kinganga. Mogę na nich grać godzinami. Taarab to muzyka, której powinno się przede wszystkim słuchać, a nie tańczyć na dyskotece, jak podobno niektórzy teraz robią, bo ona wnika w serce słuchającego.
A czym jest dla pani śpiewanie?
To całe moje życie, radość i siła w jednym, coś, dzięki czemu chyba tak naprawdę wciąż żyję. Zawsze powtarzam, że za każdym razem, gdy śpiewam, znów staję się nastolatką.
Śpiewanie mnie po prostu porywa i często nie czuję upływu czasu, nie wiem, jak długo śpiewałam. A jeśli jeszcze widzę, że to, co robię, sprawia i innym radość, no to nie ma większego szczęścia. Na Zanzibarze w czasach mojej młodości nie było to dobrze postrzegane, mówiono mi, żebym się wstydziła, że to nie dla kobiety. Ale teraz jestem niejako ambasadorką swojego kraju, więc już się mnie zbyt często nie tyka.
A co zrobić, żeby dożyć setki? (długi śmiech) Ja na to recepty nie mam – trzeba byłoby spytać Pana Boga. Dziećmi mnie nie obdarował, ale – jak widać – miał wobec mnie inne plany. Zdarza się, że organizatorzy zapraszają mnie na przeróżne festiwale i drżą, czy aby ja na pewno dożyję. A potem widzę ulgę na ich twarzach, kiedy o własnych siłach wysiadam z samolotu. No cóż, mam się dobrze, nic na to nie poradzę...