Ci ludzie ujarzmiają pięciokilometrowe fale. Gorączka ropy i surfingu
Surfowanie na pięciokilometrowej fali tworzącej się za przepływającym tankowcem w Teksasie to prawdziwy zastrzyk adrenaliny.
Dla elitarnej grupy surferów gorączka ropy w Teksasie oznacza przypływ adrenaliny podczas jazdy na prawie pięciokilometrowej fali. W Galveston w czasie skwarnych letnich miesięcy dobrze poinformowani surferzy kierują się w stronę kanału Houston Ship Channel o długości 80 kilometrów. Tam każdego tygodnia dziesiątki statków przewijają się przez jeden z najbardziej ruchliwych portów w kraju. Wywoływane przez przepływające statki fale nie rozbijają się w tym miejscu tak, jak normalnie robią to przy brzegu.
Kiedy dobrze ustawiony tankowiec przepływa obok, surferzy skaczą z łódki do morza, by złapać jedyną w swoim rodzaju falę. Niektórzy z nich zaliczają nawet 20-minutową przejażdżkę.
- Przez pierwsze kilka minut jesteś całkowicie zaskoczony tym, co robisz - tłumaczy kapitan James Fulbright, założyciel Tanker Surf Charters.
- Potem przyzwyczajasz się i zaczynasz zdawać sobie sprawę, że odkryłeś nowy wymiar surfowania - dodaje.
Fulbright, właściciel lokalnego sklepu dla surferów, zauważył, że tankowce tworzą potężne fale, po tym jak w 1994 roku spotkał żeglarza, którego łódź zatopiła tzw. fala wyjątkowa powstała po przepływającym statku. - Natychmiast poszedłem kupić łódź - wspomina Fulbright. Razem z przyjaciółmi trzymali to miejsce w sekrecie, jednak w 2003 roku, po otrzymaniu propozycji od reżyserki Dany Brown, Fulbright publicznie pokazał surfowanie na falach tankowców w filmie dokumentalnym Step Into Liquid.
W 2009 roku Fulbright założył Tanker Surf Charters, w ramach którego w sezonie letnim małe grupy surfują po kanale dwa razy w tygodniu. By uniknąć tłumów, Fulbright zabiera łodzią tylko kilkuset doświadczonych surferów, choć twierdzi, że jest tam bezpieczniej niż bliżej brzegu, ponieważ jego łódź zabiera surferów po zakończonej fali, nawet jeśli musi płynąć daleko.
- Z tego co wiem, to jest najdłuższa fala w Ameryce Północnej - podkreśla Fulbright.
Po całym dniu surfowania w Galveston warto coś przekąsić w The Spot - miejscu, gdzie pięć połączonych ze sobą miejsc serwuje wesołym tłumom jedzenie i picie. Jeśli szukacie spokojniejszego miejsca na wypicie wieczornego drinka, warto wypróbować bar na dachu w Tremont House - XIX-wiecznym hotelu, który gościł sześciu prezydentów.