Kanon kobiecego piękna: jak bardzo zmieniło się postrzeganie kobiecej urody?

Piękno jest kwestią kulturową. To, co jedna społeczność podziwia, przez inną może być uważane za obojętne albo nawet odrażające. Coś, czemu jeden człowiek nie może się oprzeć, u drugiego wywołuje wzruszenie ramion.

Reklama

Piękno jest osobiste. Ale także uniwersalne. Istnieją międzynarodowe piękności – osoby, które zaczęły reprezentować standard. Przez wiele pokoleń kanon kobiecego piękna był kojarzony ze smukłą sylwetką z wydatnym biustem i wąską talią. Podbródek miał być wyraźnie zaznaczony, kości policzkowe położone wysoko i wystające. Nos szczupły. Wargi pełne, ale bez przesady. Oczy, najlepiej niebieskie lub zielone, duże i jasne. Włosy miały być długie, gęste i falujące – i najlepiej złociste. Symetria była pożądana. Młodość… to się rozumie samo przez się.

Taki był standard, odkąd pojawiły się czasopisma kobiece, które skodyfikowały i skomercjalizowały urodę. Najbliżej tego ideału były tzw. wielkie piękności – kobiety takie jak aktorka Catherine Deneuve czy księżna Grace. Im bardziej kobieta różniła się od tej wersji kanonu piękna, tym bardziej stawała się egzotyczna. Jeśli odbiegła za bardzo, była po prostu uważana za mniej atrakcyjną – albo pociągającą, albo wartościową. I dla niektórych kobiet – o skórze czarnej lub brązowej, grubych lub starych – ten kanon kobiecego piękna w rozumieniu szerokiej kultury wydawał się nieosiągalny.

Na początku lat 90. XX w. kanon piękna w odniesieniu do kobiet zaczął się poszerzać dzięki pojawieniu się Kate Moss, z jej drobną budową i lekko poszarpaną estetyką. Ta brytyjska nastolatka przy wzroście 1,70 m była za niska, żeby występować na wybiegu. Nie miała też szczególnego wdzięku i brakowało jej szlachetnej postawy, która pozwalała wielu innym modelkom roztaczać królewską aurę. Gwiazda Moss, która zajaśniała w reklamach Calvina Kleina, oznaczała odejście od długonogich gazel z minionych lat.

Moss zakłócała system piękna, ale i tak spokojnie mieściła się w strefie komfortu branży, definiującej piękność jako białą zarozumiałą Europejkę. Podobnie jak młodociane modelki z lat 60., takie jak Twiggy z tyczkowatą, pozbawioną krągłości sylwetką 12-letniego chłopaka. Lata 70. przyniosły Lauren Hutton, która wywołała skandal po prostu tym, że miała szparę między zębami.

Nawet pierwsze czarnoskóre modelki, które łamały bariery, były stosunkowo bezpieczne – kobiety takie jak Beverly Johnson, pierwsza Afroamerykanka, która pojawiła się na okładce amerykańskiego Vogue’a, pochodząca z Somalii Iman, Naomi Campbell i Tyra Banks. Miały ostre rysy i rozwiane włosy – albo peruki, albo dopinki mające stwarzać złudzenie takich fryzur. Iman czarowała zmysłowo długą szyją, która wprawiła w zachwyt Dianę Vreeland, legendarną dziennikarkę modową. Campbell miała – i ma – niesłychanie seksowne nogi i biodra, a Banks zyskała sławę jako dziewczyna z sąsiedztwa w bikini w kropki na okładce Sports Illustrated.

Zaczęliśmy więcej akceptować, ponieważ ludzie się tego domagali. Protestowali w tej sprawie i, korzystając z mediów społecznościowych, zawstydzali strażników urodowych kanonów, skłaniając ich do szerszego otwarcia drzwi. Uroda przez długi czas była miarą kobiecej, społecznej wartości, a także narzędziem, z którego mogły korzystać. W czasach, kiedy przyszłość pań zależała od dobrego zamążpójścia, ludzie mawiali, że kobieta nie powinna pozwolić, by jej uroda się zmarnowała. Potencjał i ambicje męża powinny być równie olśniewające jak jej piękne rysy.

Dziś jest nam łatwiej niż wtedy, ale nie znaleźliśmy się w krainie utopii. Wiele najekskluzywniejszych sfer piękna nie uwzględnia kobiet o pełniejszych kształtach, kobiet niepełnosprawnych lub starszych. Ale szczerze mówiąc, nie jestem pewna, jak właściwie ta utopia miałaby wyglądać. Czy byłby to świat, w którym każda dostaje diadem i szarfę królowej piękności za to tylko, że się pokaże? Czy może taki, w którym kanon piękna zostaje rozciągnięty do tego stopnia, że traci znaczenie? Być może droga do utopii prowadzi przez przedefiniowanie tego słowa, aby lepiej oddawało sposób, w jaki zaczęliśmy rozumieć piękno – jako coś więcej niż estetyczną przyjemność. Wiemy, że piękno ma finansową wartość. Chcemy przebywać w pobliżu pięknych osób, bo cieszą nasze oczy, ale także dlatego, że wydają się nam z natury rzeczy lepszymi ludźmi. Mówi się, że atrakcyjne osoby uzyskują wyższe płace. Prawda jest nieco bardziej skomplikowana.

W rzeczywistości receptą na większe zarobki jest połączenie urody, inteligencji, wdzięku i koleżeństwa. Mimo to uroda jest integralną częścią tego równania. Lecz na głęboko emocjonalnym poziomie, jeśli jesteś atrakcyjna, jesteś też mile widziana w kulturowych relacjach. To do ciebie jest adresowana reklama i marketing. Jesteś pożądana. Jesteś dostrzegana i uznawana. Zastanawiając się nad czyimś wyglądem, w pewnym sensie pytamy: Na ile akceptowalna jest ta osoba? Na ile jest istotna? Czy ma jakieś znaczenie? Dziś sugerując, że ktoś nie jest zachwycający, narażamy się na społeczny ostracyzm, a w każdym razie na krytykę w mediach społecznościowych. Jakim trzeba być potworem, żeby ogłaszać, że inny człowiek jest nieatrakcyjny, że nie wpisuje się w kanon piękna?

Czyniąc to, dosłownie odrzucamy tę osobę jako bezwartościową. Lepiej kłamać. Oczywiście, że jesteś piękna, kochanie, jasne, że jesteś. Zaczęliśmy utożsamiać urodę z człowieczeństwem. Jeśli nie dostrzegamy w kimś piękna, jesteśmy ślepi na jego człowieczeństwo. To przerażające, jak ważna stała się uroda. Zaczęła sięgać samej duszy człowieka. Stała się tak istotna, że odmawianie jej ludziom jest jak pozbawianie ich tlenu.

Niegdyś w opisach kobiecego kanonu piękna obowiązywała gradacja: przeciętna, interesująca, atrakcyjna, ładna i wreszcie piękna. Przeciętna kobieta radziła sobie, jak mogła. Musiała godzić się z tym, że wygląd nie jest jej najmocniejszą stroną. Była kobietą z niesamowitą osobowością. Rzucające się w oczy kobiety miały pewne cechy, które je wyróżniały: pełne wargi, arystokratyczny nos, cudowny biust. Wiele kobiet można było uznać za atrakcyjne. Zajmowały środek krzywej dzwonowej. Ładne stanowiły osobny poziom. Hollywood jest pełne ładnych osób. No tak, ale piękne! Piękno było określeniem zarezerwowanym dla specjalnych przypadków, tych, które wygrały na genetycznej loterii. Mogło być nawet brzemieniem, bo peszyło ludzi. Onieśmielało ich. Piękno było wyjątkowe.

Jednak postępy w chirurgii plastycznej, lepsza, bardziej spersonalizowana dieta, rozkwit branży fitness i powstanie filtrów selfie na smartfony to wszystko pomaga nam wyglądać trochę lepiej i zbliżyć się odrobinę do wyglądu wyjątkowego. Terapeutki, blogerki, influencerki, stylistki i pełne najlepszych intencji przyjaciółki połączyły swe głosy w chór, który wyśpiewuje mantry wychwalające nasze ciała: „Dajesz, dziewczyno! Rzucasz na kolana! Taaak, królowo!”. One nie zamierzają mówić nam cierpkich prawd, pokazując, jakie jesteśmy, i pomagając nam stawać się lepszymi wersjami siebie samych. Ich rolą jest ciągłe podnoszenie na duchu, wmawianie nam, że jesteśmy doskonałe takie, jakie jesteśmy. A globalizacja wszystkiego, no cóż, oznacza, że gdzieś tam są ludzie, którzy docenią twoje wspaniałe… co tam sobie chcesz. Wszystkie jesteśmy piękne.

Jak media społecznościowe zmieniają kanon kobiecego piękna?

Media społecznościowe wzmocniły głosy mniejszości, toteż ich wołań o reprezentację nie można tak łatwo zignorować. A rozwój cyfrowych publikacji i blogów sprawia, że każdy rynek mówi płynniej językiem estetyki. Pojawiła się całkiem nowa kategoria rozdających karty – influencerki. To kobiety młode, niezależne i ogarnięte obsesją na punkcie wywierania wpływu i popularności. Nie przyjmują usprawiedliwień, nie tolerują protekcjonalnego traktowania, nie słuchają wezwań, żeby zachować cierpliwość, bo zmiany nadchodzą. One same chcą je generować.

Współczesny kanon kobiecego piękna na Zachodzie zawsze była zakorzeniona w szczupłości. I kiedy otyłych osób było mniej, chude modelki stanowiły w oczach społeczeństwa tylko lekkie przerysowanie. Lecz w miarę jak wskaźniki otyłości rosły, powiększał się też dystans między rzeczywistością a fantazją. Ludzie tracili cierpliwość do fantazji na temat kanonu piękna, który nie wydawał się już, nawet z grubsza, osiągalny. Influencerki pluse size ostrzegały krytyków, żeby przestali namawiać je do schudnięcia i sugerować, jak mają kamuflować swoje ciała. Były całkowicie zadowolone ze swoich sylwetek. Chciały tylko lepszych ubrań. Chciały mody pasującej do nich rozmiarów – zamiast dłuższych spódnic i obcisłych sukienek z przerobionymi rękawami. Tak naprawdę nie domagały się, żeby uznawano je za piękne. Chciały mieć dostęp do stylu, bo uważały, że na to zasługują. W ten sposób uroda i poczucie własnej wartości były nierozerwalnie związane.

Większa troska o kobiety pełniejszych kształtów miała ekonomiczny sens. Trzymając się tradycyjnych kanonów piękna, branża mody rezygnowałaby z zarobków. Projektanci tacy jak Christian Siriano postanowili zaspokajać potrzeby klientek o pełniejszych kształtach, dzięki czemu zostali uznani za bystrych bohaterów kapitalizmu. Teraz nawet najbardziej oderwane od rzeczywistości marki całkiem często włączają do swoich kolekcji większe modele.

Ale w tym nowym sposobie myślenia nie chodzi tylko o sprzedawanie większej liczby sukienek. Gdyby to była tylko sprawa ekonomii, projektanci już dawno temu powiększyliby rozmiary oferowanych strojów, bo przecież zawsze istniały większe kobiety, mogące i chcące ubierać się modnie. Tylko po prostu one nie były uważane za piękne. Prawdę mówiąc, nawet Oprah Winfrey przed zapozowaniem do okładki Vogue’a w 1998 r. przeszła na dietę. Jeszcze w roku 2012 projektant Karl Lagerfeld, który zmarł w zeszłym roku, a sam w pewnym momencie miał ponad 40 kg nadwagi, został przywołany do porządku za to, że powiedział o Adele, gwieździe pop, że jest „trochę za gruba”.

Nastawienia się zmieniają. Ale świat mody pozostaje skrępowany dużymi kobietami – bez względu na to, jak są sławne i bogate. Bez względu na to, jak piękne mają twarze. Dla arbitrów piękna wynoszenie ich do statusu ikony pozostaje barierą psychologiczną. Ich kanony piękna muszą mieć smukły rozmach. Oni potrzebują długich linii i ostrych krawędzi. Potrzebują kobiet pasujących do wzornika. Tyle że nie działają w próżni, a dziś poruszają się w nowym środowisku medialnym. Przeciętni ludzie zwracają uwagę na to, czy projektanci angażują zróżnicowaną obsadę modelek.

Media społecznościowe zmieniły stosunek młodego pokolenia do mody i piękna. Trudno w to uwierzyć, ale w latach 90. ubiegłego wieku pomysł, że fotograf mógłby umieścić zdjęcia z wybiegu w internecie, był nie do przyjęcia. Projektanci drżeli na myśl, że całe ich kolekcje znajdą się w sieci, bo obawiali się, że doprowadzi to do powstania zabójczych podróbek. A choć podróbki i kopie nadal ich frustrują, prawdziwa internetowa rewolucja polega na tym, że konsumenci mogą oglądać, niemal w czasie rzeczywistym, pełny zakres estetyki branży modowej.

Dawniej w pokazach mody uczestniczyli wybrani. To nie były publiczne imprezy. Osoby siedzące na widowni mówiły tą samą modową gwarą. Rozumiały, że pomysłów z wybiegu nie należy traktować dosłownie, nie zważały na kulturowe przywłaszczenia, rasowe stereotypy albo wolały ich nie dostrzegać. Szare eminencje świata mody podtrzymywały tradycje dawnych szarych eminencji, ochoczo wykorzystując kolorowych jako scenografię do zdjęć przedstawiających białe modelki, które załapały się do tej pracy. Ale coraz bardziej zróżnicowana klasa majętnych klientów, rozleglejsze sieci detaliczne i nowe media zmusiły branżę mody do większej odpowiedzialności w ukazywaniu piękna.

Jeśli nie, krytycy mogą wyrazić swój sprzeciw w mediach społecznościowych, gromadząc armię podobnie myślących osób, które domagają się zmian w postrzeganiu kobiecego kanonu piękna. Dzięki cyfrowym mediom historie o wyniszczonych, anorektycznych modelkach łatwiej docierają do publiczności, która może zawstydzać branżę modową i domagać się, żeby przestała zatrudniać te śmiertelnie chude kobiety. Strona Fashion Spot stała się strażnikiem różnorodności i regularnie publikuje analizy rozkładu demograficznego na wybiegach.

Ktoś mógłby pomyśleć, że w miarę jak projektantki same się starzeją, zaczynają zwracać większą uwagę na starsze panie. Ale kobiety ze świata mody wyznają kult młodości, który same stworzyły. Dyktatorki mody nadal używają frazy „stara dama” na określenie nieatrakcyjnej odzieży. Suknia „jak dla matrony” to taka, która wygląda niekorzystnie albo jest przestarzała. Język ujawnia uprzedzenia. Ale dzisiejsze kobiety, zmieniające kanon piękna, nie uznają tego za oczywistość. Buntują się. Stawianie znaku równości między tym co stare i tym co nieatrakcyjne po prostu się nie utrzyma. Piękno wymaga nowej definicji. Tylko kto to uporządkuje? I jaka ta definicja będzie?

Jak zmienił się kształt kobiecego ciała w definicji piękna

W Nowym Jorku, Londynie, Mediolanie i Paryżu – tradycyjnych stolicach światowej mody – normy piękna zmieniły się podczas ostatnich 10 lat radykalniej niż w ciągu poprzednich stu. W przeszłości przesunięcia dało się mierzyć w pojedynczych stopniach. Zmiany estetyki nie były linearne i, choć modę uważano za dziedzinę buntowniczą, następowały powoli. Przez lata ceniono kanciaste kształty, potem bardziej zaokrąglone. Przeciętny rozmiar stroju modelki z wybiegu, reprezentującej ideał projektanta, mocno się skurczył. Jasnoskóre blondynki ze wschodniej Europy rządziły na wybiegach do czasu, kiedy zdetronizowały je muśnięte słońcem blondynki z Brazylii.

Ciało świata mody – chude, bez bioder i praktycznie bez biustu – można było oglądać na klasycznych portretach Irvinga Penna, Richarda Avedona i Gordona Parksa, a także na pokazach takich projektantów jak John Galliano i nieżyjący już Alexander McQueen. Ale potem Miuccia Prada, promująca na wybiegach niemal identyczne, białe i chude modelki, polubiła nagle sylwetkę w kształcie klepsydry. Później, w 2016 r., korpulentna modelka Ashley Graham pojawiła się na okładce Sports Illustrated, w numerze poświęconym kostiumom kąpielowym, a w 2019 w tym samym czasopiśmie Halima Aden została pierwszą modelką noszącą hidżab. I nagle wszyscy mówią o skromności, pięknie i pełniejszych figurach… postęp jest oszałamiający. W ciągu ostatniej dekady piękno zdecydowanie przesunęło się w rejon uważany kiedyś za niszę. Niebinarność i transpłciowość są częścią głównego nurtu narracji związanej z pięknem.

W miarę jak prawa osób LGBTQ są coraz powszechniej uznawane, ich estetyka przenika do dialogu o pięknie. Transpłciowe modelki pojawiają się na wybiegach i w kampaniach reklamowych. Na czerwonym dywanie docenia się nie tylko ich urok i dobry smak, ale też cechy fizyczne. Uważa się, że ich ciała są wyrazem aspiracji.

Katalizatorem zmiany w naszym rozumieniu kanonu kobiecego piękna było połączenie technologii, ekonomii i pokolenia konsumentów o wyostrzonym rozumieniu estetyki. Technologia to media społecznościowe w ogólności, a Instagram w szczególności. Głównym czynnikiem ekonomicznym jest bezlitosna konkurencja o udział w rynku oraz potrzeba tworzenia przez poszczególne firmy rzeszy potencjalnych nabywców wszelkich produktów, od sukienek po szminki. A demografia prowadzi, jak zawsze ostatnio, do millenialsów wspieranych przez pokolenie powojennego wyżu demograficznego, które chce się dobrze bawić i nie wstydzić swojego wyglądu.

Jak dziś wygląda walka z wykluczającym kanonem piękna?

W Nowym Jorku działa kolektyw twórców mody o nazwie Vaquera, który organizuje swoje pokazy w zrujnowanych miejscach z ostrym światłem i bez żadnego blichtru. Modelki i modele wyglądają, jakby wysiedli z metra po nieprzespanej nocy, z warstewką brudu na skórze. Tupią po wybiegu, jakby byli wkurzeni, nieudolni albo lekko skacowani.

Kobiety o męskim wyglądzie noszą princeski zwisające im z ramion z wdziękiem prysznicowych zasłon. Przygarbieni modele o kobiecym wyglądzie agresywnie zasuwają po wybiegu z ponurymi minami. Zamiast wydłużać nogi i tworzyć sylwetki w kształcie klepsydry, prezentowana odzież sprawia, że nogi wyglądają klocowato, a torsy grubo. Vaquera należy do wielu firm, które stawiają na casting uliczny, czyli w sumie biorą dziwadła z ulicy i wpuszczają je na wybieg – zasadniczo ogłaszając, że to piękni ludzie.

W Paryżu projektant John Galliano, podobnie jak wielu innych, zamazywał płeć. Robił to w sposób przesadzony i drapieżny, co oznacza, że zamiast próbować dostosować sukienkę lub spódnicę do linii męskiej sylwetki, owijał po prostu tę sylwetkę suknią. Efektem nie jest ubiór, który rzekomo ma sprawiać, że dana osoba będzie wyglądała jak najlepiej, tylko wypowiedź na temat naszych upartych założeń dotyczących płci, odzieży i fizycznego kanonu piękna. Nie tak dawno temu linia odzieżowa Universal Standard prowadziła kampanię reklamową prezentującą kobietę, która nosi amerykański rozmiar 24. Pozowała w podkoszulku i białych skarpetkach. Światło było jednolite, jej włosy lekko się kręciły, a uda pokrywał cellulit. W tym obrazie nie było nic magicznego ani niedostępnego. To był przejaskrawiony realizm – przeciwieństwo aniołka z Victoria’s Secret. Każda akceptowana idea na temat piękna jest obalana. To nowa norma i to jest szokujące. Ktoś może twierdzić, że nawet raczej brzydkie.

Choć ogólnie pożądana jest globalność i normalnie wyglądający ludzie – tzw. prawdziwi ludzie – wielu klientów wciąż jest skonsternowanych faktem, że to uchodzi za piękno. Patrzą na 90-kilogramową kobietę, pochwaliwszy zdawkowo jej pewność siebie, zaczynają niepokoić się jej zdrowiem – choć nie widzieli wyników jej badań. To uprzejmiejsze niż twierdzenie, że nie wpisuje się w kanon piękna. Ale sam fakt, że modelka Universal Standard występuje w bieliźnie – tak jak to robiły aniołki Victoria’s Secret – jest aktem politycznego protestu. Tu nie chodzi o chęć trafienia na plakaty, tylko o domaganie się prawa do istnienia we własnym ciele bez negatywnych ocen. Jako społeczeństwo nie uznaliśmy jej prawa do bycia piękną, ale przynajmniej świat mediów daje jej szansę przedstawienia swoich argumentów. To nie jest żądanie zgłaszane tylko przez kobiety o pełnych kształtach. Starsze panie też domagają się swego miejsca w kulturze. Czarnoskóre chcą stawać w świetle reflektorów ze swoimi naturalnymi włosami. Nie ma neutralnego gruntu. Ciało, twarz, włosy – wszystko stało się polityczne.

W pięknie chodzi o szacunek, wartość i prawo do istnienia bez konieczności zmieniania tego, czym zasadniczo jesteś. Dla czarnej kobiety uznawanie jej naturalnych włosów za piękne oznacza, że jej ciasno splecione loczki nie są warunkiem postrzegania jej jako profesjonalnej. Dla korpulentnej pani włączanie jej wałków tłuszczu do rozmowy o pięknie oznacza, że nie będzie strofowana przez obcych za to, że spożywa deser w miejscu publicznym, i nie będzie musiała udowadniać swemu pracodawcy, że nie jest leniwa, nie brakuje jej siły woli albo w inny sposób nie kontroluje samej siebie. Kiedy zmarszczki starszej kobiety są uznawane za piękne, to znaczy, że naprawdę jest dostrzegana. Nie pomija się jej jako pełnej istoty ludzkiej: zainteresowanej seksem, zabawnej, bystrej i, najprawdopodobniej, głęboko zaangażowanej w świat, który ją otacza. Dostrzegając piękno w rozbudowanych mięśniach kobiety, uznajemy jej siłę, ale także odrzucamy pogląd, że kobiece piękno wiąże się z tym, co kruche i słabe. Czysto fizyczna siła jest olśniewająca.

„Miej to, kim jesteś” brzmiał napis na koszulce z wiosennej kolekcji Balmain 2020 prezentowanej w Paryżu. Olivier Rousteing, dyrektor kreatywny tej marki, jest znany z dbałości o inkluzywność piękna. Wraz z Kim Kardashian spopularyzował pojęcie slim thick (szczupła gruba), XXI-wieczną wersję figury typu klepsydra, z korektami uwzględniającymi sprawność fizyczną. Kobieta slim thick ma wydatne pośladki, biust i uda, ale smukłą i muskularną środkową część ciała. To typ sylwetki, na którym fortunę zarabia mnóstwo trenerów personalnych, specjalizujących się w rzeźbieniu nóg i talii. „Szczupła gruba” może się stać po prostu kolejnym typem figury prześladującej kobiety, nowym kanonem piękna. Ale też daje im prawo do wymyślania terminów opisujących ich własne ciała, zamieniania ich w hasztagi i liczenia tych, które wyglądają podobnie. Miej to, kim jesteś.

Jaka jest współczesna definicja kobiecego piękna?

Gdy patrzę na zdjęcia grup kobiet na wakacjach albo matek z dziećmi, widzę przyjaźń, wierność, radość i miłość. Widzę osoby, które wydają się pełne uniesienia i pewności siebie. Gdybym z nimi porozmawiała, być może uznałabym je za inteligentne i dowcipne albo niewiarygodnie charyzmatyczne. Gdybym je poznała i polubiła, z pewnością określiłabym je także jako piękne. Gdybym miała spojrzeć na portret mojej matki, zobaczyłabym jedną z najpiękniejszych osób na świecie – nie z powodu kości policzkowych czy zgrabnej figury, ale dlatego, że znam jej serce.

Jako kultura wspieramy pogląd, że liczy się wewnętrzne piękno, choć w istocie społeczną wartość ma to, co na zewnątrz. Nowe spojrzenie na piękno pozwala nam uznać za piękną osobę, której nie poznaliśmy. Zmusza nas do zakładania u ludzi najlepszych cech. Skłania do kontaktowania się z nimi w sposób, który w swej otwartości i beztrosce jest niemal dziecinny. Nowoczesny, czyli otwarty i inkluzywny, kanon kobiecego piękna nie zakłada, że będziemy zasiadać do stołu bez żadnych ocen. Sugeruje nam po prostu, byśmy zasiadali z założeniem, że wszyscy obecni mają prawo przy nim być.

Na zachodzie tradycyjne media dzielą dziś wpływy z mediami cyfrowymi i społecznościowymi oraz nową generacją autorów i redaktorów, którzy dorastali w znacznie bardziej wielokulturowym świecie, podchodzącym do płci w sposób bardziej płynny. Pokolenie milenialsów, czyli osób urodzonych w latach 1981–1996, nie pali się do tego, by wchodzić w dominującą kulturę. Woli stać dumnie poza nią.

Reklama

Nowy kanon kobiecego piękna jest pisany przez generację selfie – ludzi, którzy są gwiazdami z okładek swojej własnej narracji. O nowym pięknie nie decyduje fryzura, figura, wiek ani kolor skóry. Uroda staje się w mniejszym stopniu sprawą estetyki, a w większym samoświadomości, pewności siebie oraz indywidualności. Chodzi w niej o wyrzeźbione pośladki, sztuczne rzęsy i czoło bez zmarszczek. Ale definiują ją także zaokrąglone brzuchy, włosy przetykane siwizną i prozaiczne niedoskonałości. Piękno to dziewczyna krocząca dumnie przez miasto w leginsach i krótkiej bluzce, z brzuchem wystającym ponad paskiem. To młody człowiek przemykający po wybiegu w butach za kolano i szortach odsłaniających uda. Piękno to polityczna poprawność, kulturalne oświecenie i sprawiedliwość społeczna.

Reklama
Reklama
Reklama