Dlaczego zginął młody misjonarz na wyspie Sentinel? Tubylcy mieli powody by się bać
Po śmierci Johna Allena Chau przez media przeszedł obraz dzikiego plemienia, które zabiło pokojowo nastawionego misjonarza. Ich wrogość wobec białego człowieka niestety ma swoje uzasadnienie. Pamiętają białych jako siewców zarazy i zabójców.
Urodzony w USA 26-letni Chau miał planować wyprawę na wyspę Sentinel na Oceanie Indyjskim od wielu lat. Na miejscu żyje plemię, które nie utrzymuje żadnych kontaktów z naszą cywilizacją. Kompletnie odcięci żyją zgodnie ze swoimi zwyczajami. Wstęp na wyspę jest surowo wzbroniony. Po pierwsze z powodów badawczych, po drugie przez wzgląd na zdrowie jej mieszkańców, którzy mogą nie być odporni na bakterie przenoszone przez „cywilizowanych”. Misjonarz dotarł na miejsce dzięki pomocy lokalnych rybaków, ostatni odcinek drogi przebył samotnie kajakiem. Nie wiadomo jak przebiegło jego spotkanie z tubylcami, 18 listopada rybacy zobaczyli jak zakopują oni ciało martwego mężczyzny na plaży. Ludzi, którzy pomogli dostać się Chau na wyspę aresztowano.
Fot. Rex Features/East News
"Krzyknąłem: nazywam się John, kocham was i Jezus was kocha" – napisał misjonarz w swoim notatniku opisując spotkanie z 17 listopada. Odpowiedzią była wypuszczona strzała z łuku. Fragmenty dziennika opublikował The Washington Post za zgodą matki zmarłego.
Od czasu ujawnienia sprawy toczy się bardzo gorąca dyskusja w sprawie tego czy mężczyzna miał prawo w imię własnej wiary ryzykować zdrowie swoje oraz plemion z Sentinel, nie brakuje także krytyki samych tubylców i pytań o to, skąd w nich taka agresja wobec przybysza. Sprawę w ciekawy sposób wyjaśnia przypadek brytyjskiego oficera marynarki wojennej, który chciał kolonizować tę i inne wyspy w okolicy pod koniec XIX wieku.
Fot. ASSOCIATED PRESS/East News
Maurice Vidal Portman opisał swoje spotkania z Sentinelczykami w książke „History Of Our Relations With The Andamanese” (w całości dostępna tutaj). Oficer miał wizję dokumentowania, ale też „cywilizowania dzikusów”. Jednak szybko przerodziło się to w dość dziwaczne praktyki, o czym świadczą archiwalne zdjęcia.
Jeden z fragmentów książki dotyczy wizyty właśnie na wyspie Sentinel z grupą skazańców z Birmy i brytyjskich Indii, w styczniu 1880 roku. Opis podaje dokładnie jak wyglądały wioski, broń i narzędzia tubylców. Kolejna podróż na wyspę, kilka dni później przyniosła zgoła inne wydarzenia: spotkana w lesie rodzina, przerażona (co zrozumiałe) dziwnie wyglądającymi przybyszami sięgnęła po łuki i wywiązała się walka.
„Pochwyciliśmy trójkę, która nie odniosła ran i przyprowadziliśmy ich na statek” – pisał Portman. Tubylcy zostali zabrani do Port Blair, gdzie mieli być poddani badaniom naukowym.
„Bardzo szybko zachorowali, starszy człowiek i jego żona umarli, czwórka dzieci została odesłana z powrotem do domu z wieloma prezentami” - dodawał oficer. Z pewnością wśród tych prezentów było mnóstwo niebezpiecznych patogenów, które ludzie spotkali pierwszy raz.
Portman w otoczeniu tubylców i swojej świty.
prawie w sposób bardzo dokładny i wyczerpujący przyjrzał się RespectableLaw. Twitterowy bloger sugeruje wręcz erotyczną obsesję Portamana na punkcie rdzennych mieszkańców, o czym mają świadczyć zdjęcia nagich mężczyzn z plemion w pozach inspirowanych rzeźbami starogreckimi oraz „obsesyjne skoncentrowanie się na genitaliach” podczas badań i opisów.
Niedawno opublikowana praca naukowa opisuje obsesję Portmana jako „próbę narzucenia kontroli przez kolonizatorów oraz przestępczych fantazji”. Survival International zadaje jednak pytanie o ty czy może to być powód obecnej niechęci tubylców do przybyszy.
Władze Indii próbowały nawiązać kontakt z Sentinelczykami na przestrzeni lat 70-tych i 90-tych ubiegłego wieku. Udało się wtedy uzyskać wiele informacji odnośnie ich kultury jednocześnie unikając konfliktu. Proces przerwano po protestach grup zajmujących się obroną praw rdzennych mieszkańców objętych ochroną terenów. Wrogość wobec obcych została także odnotowana w 2004 roku, gdy podczas nadejścia tsunami sfotografowano tubylców strzelających do helikoptera z łuku.
Mając na uwadze to jak niebezpieczny mógłby być dla tych ludzi kontakt z pochodzącymi z naszej cywilizacji patogenami oraz pamięć o nieprzyjemnościach wynikających ze spotkań z przybyszami trudno się dziwić, że dla przerażonych nieznanym ludzi jedyną słuszną reakcją może być obrona. Nawet przez atak.
Źródło: IFLS