Kobiety stanowią tylko 13 proc. założycieli startupów. Ciemna strona Doliny Krzemowej [REPORTAŻ]
Kraina wielkich możliwości konfrontuje się z ludzkimi kosztami jej sukcesu. Empatia i odpowiedzialność o tym się mówi
- Michelle Quinn
Na parkingu rząd Tesli czeka w kolejce na ładowanie. W Muzeum Historii Komputerów kłębi się tłum, głównie mężczyzn. Część z nich wylewnie się wita. – Jak tam moja inwestycja? – rzuca głośno jeden z nich. Słychać dzwony, prawie jak w kościele. Rozgardiasz cichnie, gdy zamkną się za nimi drzwi sali. Rozpoczyna się Demo Day. minuty, by pokazać swoje prezentacje. Temat: jak zmienią świat. Okazuje się, że można to zrobić na naprawdę wiele sposobów. Suftowe czujniki radarowe do sypialni w domach opieki. Drony monitorujące linie przesyłowe. Uczenie maszynowe dla spedytorów. Abonament na proszek do prania (z myślą o mężczyznach). Wychodzi na to, że w każ dej takiej grupie jest pomysł wart miliard dolarów. Dwa dni. 132 startupy. Każdy z nich ma dwie – Musicie go po prostu wyczuć – zdradza inwestorom z Doliny Krzemowej Michael Seibel, prezes i wspólnik Y Combinator.
Jego firma pomaga przedsiębiorcom rozwijać pomysły. Na pierwszy ogień idzie Public Recreation: grupowe treningi na parkingach i w innych otwartych przestrzeniach dostępne dla płacących abonament. – Nasz sekretny składnik: nie płacimy czynszu – zdradza jeden z założycieli. Wszyscy klaszczą, a ja zastanawiam się, ilu będzie na to chętnych. Następny pomysł – optymalizacja przestrzeni kontenerowej dla portów przy użyciu algorytmów predykcyjnych. Na sali pełna skupienia cisza. Lata pracy w Dolinie Krzemowej nauczyły mnie, żeby nie skreślać pomysłów zbyt szybko. Te, które odrzuciłam jako gadżeciarskie zabawki, zarobiły już miliardy dolarów, bo rozwiązały problemy, o istnieniu których nie mia- łam pojęcia. Może Public Recreation ma plan B? Tak było z Justin.tv. Zaczęło się od transmisji na żywo wybryków jednej osoby (Justina), potem każdego, a na końcu powstało z tego Twitch Interactive, gdzie można oglądać online, jak inni ludzie grają.
W 2014 r. Amazon kupił ich za 970 mln dolarów.
ZDJĘCIE LAURA MORTON
Dolina Krzemowa zawsze ucieka do przodu. Tak twierdzi Paul Saffo, jej wieloletni obserwator. Przedsiębiorcy robiący show w trakcie Demo Day kreślą wizje życia, które jest lepsze dzięki sztucznej inteligencji, rzeczywistości rozszerzonej, wszędobylskim robotom, dronom i czujnikom. Ostatnio jednak nastąpiło pewnego rodzaju otrzeźwienie. Wszyscy mówią o odpowiedzialności i empatii. Dolina Krzemowa wie, że została wywołana do tablicy w temacie składu osobowego pracowników, uśmierconych przez nią branż i bólu spowodowanego przez technologię, eksplozji nienawiści w sieciach społecznościowych czy wpływu innowacji na mieszkańców okolicy. Zdarza się, że nawet pracownicy z sześciocyfrowym dochodem mają tam problem z opłaceniem czynszu.
Do tego na całym świecie, w miejscach takich jak chociażby Boliwia, wydobycie litu niezbędnego do zasilania urządzeń wymyślanych w Dolinie Krzemowej budzi obawy o wyzysk i ochronę środowiska. Technologia rządzi przyszłością, ale niechętnie przyznaje się już, że dążenie do poprawy i podniesienia wydajności może być źródłem cierpienia. – Otaczają nas wizjonerzy – opowiada Anne Wojcicki, prezes 23andMe, firmy oferującej usługi w zakresie osobistej genomiki i biotechnologii. – Codzienność Doliny Krzemowej to właśnie dzisiejszy świat – zmienił się, nawet jeśli niektórym się to nie podoba. Zmiana bywa trudna – przyznaje pani prezes. – Wydaje mi się, że ponosimy odpowiedzialność za obszary, na które wpływamy.
KAŻDY MA SEN
– Gdzie ta Dolina Krzemowa? – słyszę od przyjezdnych. Nie ma tu stolicy ani jakiegoś konkretnego centrum. Dolina ma kształt podkowy wciśniętej między pagórki na wschodzie i zachodzie. Jest płaskowyżem pełnym biurowców i osiedli. W centrum lśnią fale zatoki San Francisco, obojętne na uliczny zgiełk. Odsyłam turystów pod znak „Lubię to” obok pączkującej siedziby Facebooka. Facebook nie wpuszcza jednak wycieczek, podobnie jak większość fi rm technologicznych. Podniesiony kciuk nie wszystkim się podoba. Polityka ochrony danych Facebooka nie chroniła użytkowników, gdy pracownik sprzedał dane osobowe. Wykorzystano je do precyzyjnego wyświetlania spotów wyborczych, a Rosjanie podsycali polityczną wrogość w USA, korzystając z Facebooka jako narzędzia propagandowego.
Za centrum mogłoby uchodzić miejsce w Mountain View, gdzie firmę założył jeden z wynalazców tranzystora. A może dom przy ślepej uliczce w Los Altos, w którym urodzona w Indiach programistka kładzie dzieci spać i siada przed komputerem, aby pracować nad swoim startupem. Wiele zmieniło się od 1982 r., gdy National Geographic pisał o naturalnym egalitaryzmie w Dolinie Krzemowej, który zastąpił wiejskie tempo życia. Inny cytat: dynamiczny rozwój odbywa się za zwodniczo spokojną fasadą... monotonną ekspansją niskich prostokątnych biurowców z tabliczkami pełnymi technologicznych neologizmów, które nie mówią nic o przedmiocie działalności.
Kręte drogi wijące się po okolicznych wzgórzach pełnych saren ułatwiają wyobrażenie sobie bukolicznego życia w wiejskim tempie. Ale nie dajmy się zwieść pozorom: Dolina Krzemowa wygląda na egalitarną, otwartą i swobodną. Dyrektorzy noszą bluzy. W pracy, do której możesz wpaść ze swoim psem, jest dowcipnie i swobodnie. Ambicja jest tu
jednak całkiem poważna. – Ludzi bardziej interesuje twój startup, niż jak masz na imię – narzeka 24-letni Tristan Matthias z Australii. Korzenie tego, czym Dolina Krzemowa jest
dzisiaj, sięgają początku lat 90. XX w. Trafi łam tu jako reporterka i uznałam, że miejsce nie tętni życiem. Upadek przemysłu zbrojeniowego pod koniec zimnej wojny i spowolnienie gospodarcze zakończyły się zwolnieniami w całej Kalifornii. W połowie lat 90. XX w. mówiono, że życie zmieni się, gdy ludzie będą mieli łączność za pomocą komputerów. Odwiedziłam szkołę, w której nauczyciele testowali możliwości wysyłania wiadomości przez komputer za pomocą modemu. America Online otworzyła cyfrowy
sklep – można było zamówić kwiaty. Było przaśnie i niewygodnie, ale w powietrzu wisiała zmiana.
Firma Netscape, która stworzyła oprogramowanie „przeglądarkowe”, umożliwiające użytkownikom poruszanie się po internecie, sprzedawała akcje niecały rok po wypuszczeniu autorskiego produktu na rynek. Chociaż Netscape był przedsiębiorstwem z zerową historią i ogromnym ryzykiem inwestycyjnym, spółka osiągnęła wartość rynkową 2,9 mld dolarów. Pierwsza oferta publiczna firmy Netscape zapoczątkowała bańkę internetową, która wyniosła na szczyt firmy takie jak Amazon i Yahoo! Poruszenie wywołane tym, co można zrobić przez internet – sprzedawać makijaż, wynająć ciężarówkę, umówić się na randkę itp. – napędziło spekulacyjny rynek akcji. W 1999 r. na giełdę weszło ponad 400 firm, w większości związanych z technologią.
ZDJĘCIE LAURA MORTON
Rynek zawalił się w 2000 r. Ponad 200 tys. miejsc pracy zniknęło. Zakłopotanie. Cierpienie. – Wszystkie te startupy miały rację – przekonywał mnie Wozniak, współzałożyciel Apple. – Nie mylili się, że to wszystko można zrobić przez internet. Chodzi o to, że zmiana stylu życia musi trochę potrwać. Dolina Krzemowa używa własnej terminologii, która zmienia porażkę w coś pozytywnego. „Iteracja” oznacza wprowadzenie na rynek niedopieszczonego produktu – poprawki pojawią się później. „Obrót” to gwałtowna zmiana kierunku działania, nim skończą się fundusze. Niepowodzenie i kryzys są podstawą nowych pomysłów i okazją dla wejścia nowych graczy. Google zajmuje dziś część przestrzeni należącej niegdyś do Silicon Graphics, Inc. Facebook zaanektował i unowocześnił starą siedzibę Sun Microsystems. Próby mariażu internetu i telewizji były bolesne. Aż pojawił się YouTube. Rozpoczęła się era mediów społecznościowych. Współzałożyciel Facebooka Mark Zuckerberg przeniósł się do Palo Alto, aby rozwinąć Facebooka w myśl hakerskiego credo „Move Fast and Break Things”. W San Francisco grupa przyjaciół i współpracowników znalazła sposób, aby ludzie mogli informować o przebiegu dnia w 140 znakach – narodził się Twitter.
Wielkie korporacyjne zmiany Doliny Krzemowej maskują to, co dzieje się z jednostkami. Wielu nie ogląda innowacyjnego cyklu „twórczej destrukcji” z lotu ptaka, ale doświadcza go osobiście. Utrata pracy. Umiejętności niedopasowane do rynku. Rodzinne kryzysy. Apple wyciągnęło kolejny szablon: wielki powrót. Steve Jobs zasiadł za sterami ponownie w 1997 r. i Apple rozpoczął marsz w górę. Firma wypuściła iPoda, powstał cyfrowy sklep iTunes. IPhone pojawił się w 2007 r., jako spełnienie obietnicy firmy sprzed ponad
dekady. Skok w przyszłość, do teraźniejszości – firmy technologiczne zmagają się z konsekwencjami swojego wpływu na życie ludzi. Szefowie zeznają przed Kongresem na temat wykorzystania danych klientów, wykorzystywania cennych technologii przez zagraniczne podmioty do zakłócenia wyborów oraz potencjalnej stronniczości w algorytmach kontrolujących to, co widzimy.
Wraz z pojawieniem się sztucznej inteligencji – komputerów uczących się myśleć jak ludzie – to dane (oraz szybkość obliczeniowa) stały się najważniejszym zasobem. Odpowiednikiem ropy naftowej. Co się stanie, gdy pewnego dnia komputery zaczną „myśleć” i podejmować decyzje? Ponad 3 tys. pracowników Google podpisało się pod sprzeciwem wobec przedłużenia umowy z amerykańskim Departamentem Obrony. Chodziło o wykorzystanie sztucznej inteligencji do analizy obrazów pozyskiwanych przez drony. Następnie, w listopadzie, 20 tys. pracowników Google opuściło stanowiska pracy, by zaprotestować przeciwko sposobowi potraktowania przez spółkę przypadków molestowania seksualnego i problemów związanych z równością płac.
ZDJĘCIE LAURA MORTON
Spotykam się z Johnem Hennessym, przewodniczącym Alphabetu, spółki macierzystej Google. Tłumaczy, że sytuacja w branży skłania do głębszych pytań o cel istnienia Doliny Krzemowej. – Spółki muszą znaleźć sposób na przyjęcie odpowiedzialności i zarządzanie sobą tak, że będzie to zgodne nie tylko z interesem akcjonariuszy, ale też ogólnym interesem społeczeństwa – mówi. Napływają młodzi. – Siedzisz w kawiarni i słyszysz sprzedażowe gadki – o kryptowalucie i Google. Niektórych to odrzuca. Ja nawet to
lubię – opowiada Shriya Nevatia, menedżer produktu z Nowego Jorku. To jej trzeci rok w Dolinie Krzemowej i trzecia praca. – Brzmi kiepsko, ale wolę małe startupy – przekonuje. W zielonej dzielnicy Palo Alto przy basenie domu, w którym Zuckerberg spędził lato 2004 r., gdy portal społecznościowy startował, spotykam się z Joshuą Browderem. Wewnątrz koledzy Browdera pracują przy stole nad aplikacją DoNotPay – automatycznym prawnikiem walczącym z mandatami za parkowanie i znajdującym luki cenowe w rezerwacjach biletów lotniczych i hoteli. Kuchnia – z patelnią oblepioną sosem pomidorowym na pierwszym planie – odzwierciedla żywot hakera: życie, praca, jedzenie i spanie w jednym miejscu, gdy ścigasz się z czasem, aby uruchomić produkt.
Przeszłość i teraźniejszość uosabiają legendy technologii – ludzie, którzy żyją, pracują i inwestują w technologię. Wozniak jest rozchwytywanym mówcą: dostaje ponad tysiąc zaproszeń rocznie. Woz, bo tak go nazywają, może i jest geniuszem, ale sam uważa się za zwykłego faceta. Często przypomina jedną z najbardziej znanych historii o sobie: w okresie oferty publicznej frmy w 1980 r. sprzedał część swoich akcji Apple prawie 80 pracownikom po cenach sprzed IPO. – Dystrybucja bogactwa nie jest dla mnie pustym frazesem – podsumowuje.
KULTURA KUMPLI
Dolina Krzemowa to dziś również Dolina Imigrantów. Napływ osób urodzonych za granicą pomaga zrównoważyć odpływ do innych części USA. W niektórych dziedzinach, takich jak komputery i matematyka, pracownicy urodzeni za granicą stanowią obecnie ponad 60 proc. zatrudnionych. W przypadku kobiet w tych dziedzinach to jeszcze więcej – 78 proc. z nich urodziło się za granicą. Hindusi, Chińczycy i Wietnamczycy to główne rupy obcokrajowców w branży technologicznej w regionie, ale są też przedstawiciele kilkudziesięciu innych krajów: w 2015 r. były 42 osoby z Zimbabwe pracujące w technologiach, a 106 z Kuby.
Międzynarodowy charakter Doliny Krzemowej oznacza, że nawet najmniejsze firmy są mozaiką kultur i języków. Widać też jak na dłoni, kto do Doliny Krzemowej nie pasuje. Afroamerykanie i Latynosi stanowią ledwie 12 proc. zatrudnionych w dużych firmach technologicznych. Kobiety również są niedoreprezentowane w tzw. męskiej kulturze w Dolinie Krzemowej: stanowią nieco ponad 30 proc. pracowników w Google, Apple i Facebooku. Wyniki opublikowanej we wrześniu ankiety pokazały, że kobiety stanowią tylko 13 proc. założycieli startupów i posiadają zaledwie 6 proc. kapitału założycielskiego. Powoli zyskują jednak teren. W 2018 r. zajmowały 24 proc. stanowisk technicznych i 18,5 proc. kierowniczych – według danych z sondażu AnitaB.org, organizacji działającej na rzecz wzmocnienia pozycji kobiet w świecie technologii.
ZDJĘCIE LAURA MORTON
Jeśli chodzi o płace, to kobiety zatrudnione w firmach technologicznych dostają mniej ni mężczyźni na tym samym stanowisku w ponad 60 proc. przypadków (średnia luka wynosi 4 proc.), jak wynika z raportu firmy rekrutacyjnej Hired. Technologiczni giganci twierdzą, że chcą bardziej zróżnicowanych zespołów, ale trudno jest zmienić skład pracowników z dnia na dzień. – Młode kobiety przyznają, że Dolina Krzemowa to miejsce mało przyjazne kobietom i przygotowują się na to – opowiada Shriya Nevatia. Stworzyła grupę o nazwie Violet Society, aby pomóc kobietom i osobom nieheteronormatywnym w ciągu pierwszych 10 lat pracy w branży technologicznej, aby wspomóc rozwój startupów.
CORAZ CIAŚNIEJ
Ponieważ strumień przyjezdnych nie wysycha, podnosząc ceny nieruchomości i czynszów, wielu ludzi spoza branży technologii narzeka, że życie jest coraz trudniejsze. Największy tłok panuje chyba w prawie 30-tysięcznym East Palo Alto, które na północy sąsiaduje z Facebookiem, a na południu z Googlem. Przez ostatnie 50 lat miasto było w dużej mierze mozaiką rodzin afroamerykańskich i latynoskich. Teraz wprowadzają się biali i Azjaci. Według portalu Zillow średnia cena domu przekroczyła już milion dolarów
(w 2011 r. było to 260 tys.). Dla wielu długoletnich mieszkańców, którzy nie są beneficjentami boomu technologicznego, czynsze osiągnęły kosmiczny poziom, a kupno domu znalazło się poza ich zasięgiem. Wyprowadzają się na dalekie przedmieścia, tracąc na dojazdy po kilka godzin dziennie. Albo wprowadzają się do przyjaciół. Albo w ogóle się wyjeżdżają. – Domy warte milion dolarów powstają tuż obok schronisk dla bezdomnych – mówi pastor Paul Bains, który wraz z żoną Cheryl prowadzi organizację pomocową.
Michael Seibel dostrzega z grubsza pokoleniową zmianę w Dolinie Krzemowej. Młodsi pracownicy oczekują, że firmy będą zatrudniać pracowników o różnym pochodzeniu i wykazywać większą wrażliwość społeczną. Jeśli Dolina Krzemowa ma centrum duchowe, to będzie nim Archiwum Internetowe – organizacja non proft w dawnym kościele w San Francisco. Jej serwery archiwizują ogromne zasoby publicznych sieci w różnych formach. Prawie każdy artykuł z Wikipedii. Około 4 mln tweetów dziennie. Ponad pół miliona flimów z YouTube’a tygodniowo. Zarchiwizowano już ponad 340 mld stron internetowych. Istne biuro rzeczy znalezionych. Wśród ław w Wielkiej Sali archiwum stoi 120 metrowych posągów osób, których wkład jest wart odnotowania. Internetowa terakotowa armia. Niektórych nawet rozpoznaję.
Scena wywołuje u mnie ciarki na plecach. Posągi jak żywe, niektóre z książkami lub kubkiem albo gitarą, jakby zostały zaskoczone przy pracy nad projektem albo w trakcie śpiewania. Albo podczas kłótni na temat pryncypiów.
1 z 1
Dolina Krzemowa. Wysoka cena wysokich technologii REPORTAŻ