Reklama

Zawsze czuła się bardziej chłopcem niż dziewczyną.

Reklama

E., która poprosiła, żeby w artykule nie używać jej pełnego imienia, sukienek nie znosiła od dziecka. Lubiła koszykówkę, jazdę na deskorolce i gry komputerowe. Gdy spotkałyśmy się w maju
w Nowym Jorku na kończącym rok szkolny występie jej klubu oratorskiego, ubrana była w szyty na miarę garnitur i jedną ze swojej pokaźnej kolekcji muszek. Miała króciutkie czerwone włosy, jasną karnację i delikatne rysy. Wyglądała jak wystrojony 14-letni Piotruś Pan.

Po urodzeniu w 1998 r. bliźniaki z Massachusetts Caleb (z lewej) i Emmie Smith (z prawej) były nie do rozróżnienia. – Kiedy mieliśmy po 12 lat, nie czułam się chłopcem, ale nie wiedziałam, że mogłabym być dziewczyną – mówi dziś Emmie. W wieku 17 lat oznajmiła światu, że jest osobą transpłciową, a ostatnio przeszła operację uzgodnienia płci. Twierdzi, że nie miała ona wielkiego znaczenia. – Przed operacją nie czułam się kobietą w mniejszym stopniu, a teraz nie czuję się nią bardziej.

Wieczorem tego samego dnia E. zastanawiała się nad odpowiednią nazwą dla swojej tożsamości płciowej. „Transgender” nie do końca pasowało, jak sama stwierdziła. Cały czas używała imienia, które nadali jej rodzice, i nadal wolała, aby w odniesieniu do niej używać zaimka „ona”. Inne dzieciaki, które tak się określają, często mówią, że „od zawsze” wiedziały, iż przyszły na świat w niewłaściwym ciele. – Ja myślę po prostu, że muszę zmienić trochę swoje ciało, by dobrze się w nim czuć – stwierdziła. Taka zmiana miałaby spowodować, że ciało przestanie miesiączkować, nie będzie miało piersi, nabierze bardziej zdecydowanych rysów twarzy i wyda „ryżą brodę”. Czy to oznacza, że E. jest transchłopakiem? Bardzo androgyniczną dziewczyną? A może kimś, kto zupełnie odrzuca podział na tradycyjne role płciowe?

Takich historii ostatnio słyszy się wiele. Ponieważ tyle się dziś mówi o byciu transgender, E. zastanawia się nad swoją tożsamością płciową, a nie uznaje, że jej hobby i styl ubierania wynikają stąd, że jest chłopczycą. Nagłośnienie tematu spowodowało, że w ciągu ostatnich 10 lat liczba Amerykanów określających się w spisach powszechnych jako osoby trans podwoiła się. Zwiększyła się liczba osób nieodnajdujących się w binarnym systemie płci (ang. gender nonconforming), a za czasów poprzedniego pokolenia ta kategoria nie miała nawet nazwy. Coraz więcej dzieci w wieku wczesnoszkolnym zastanawia się nad swoją płcią. Rośnie świadomość faktu, że osoby te są narażone na zastraszanie, bycie ofiarami napaści na tle seksualnym i próby samobójcze.

Mamy nowe wyobrażenie tego, co oznacza bycie kobietą czy mężczyzną. Poznajemy wiele nowych terminów, takich jak: „transgenderowy” czy „transpłciowy”, „cispłciowy”, „gender nonconforming”, „genderqueer”, „apłciowy”, i ponad 50 innych, z których użytkownicy Facebooka mogą wybierać, uzupełniając swe profile. Tymczasem naukowcy, starając się zrozumieć płeć z punktu widzenia biologii, odkrywają kolejne zawiłości.

Założenie garnituru na bal po ukończeniu ósmej klasy było dla Raya Craiga początkiem przemiany w transmężczyznę, chociaż z oficjalnym coming outem zdecydował się zaczekać do ukończenia szkoły. Nie wszyscy zwracają się do niego, używając męskich zaimków. Ojciec nie był zdziwiony, że Ray utożsamia się z byciem chłopcem, ale nie wiedział, czy potrwa to 6 tygodni, 4 lata, czy
tak już zostanie. Kolejny etap to zastanowienie się nad lekami opóźniającymi dojrzewanie.

W liceum uczyliśmy się, że płeć dziecka określają chromosomy płciowe. Kropka. XX oznacza dziewczynkę, a XY chłopca. Czasem nie jest to jednak takie proste. Dziś wiemy, że poszczególne elementy „męskości” i „kobiecości” nie zawsze są idealnie uporządkowane. Zestaw chromosomów XX nie gwarantuje obecności jajników, pochwy, estrogenu, utożsamiania się z płcią kobiecą i kobiecego zachowania, a kombinacja XY nie zawsze powoduje wykształcenie się jąder, penisa, produkcję testosteronu, utożsamianie się z płcią męską i zachowanie typowe dla mężczyzn. Zdarza się, że osoba z chromosomami XX pod względem anatomicznym, fizjologicznym i psychologicznym bardziej przypomina mężczyznę i odwrotnie.

Embrion na początku ma parę prymitywnych organów – gonad pierwotnych. Gdy ma 6–8 tygodni, przekształcają się one w gonady męskie lub żeńskie. Zróżnicowanie płciowe uruchamia zazwyczaj gen znajdujący się na chromosomie Y. Gen SRY sprawia, że gonady pierwotne przekształcają się w jądra. Następnie jądra wydzielają testosteron i inne męskie hormony (zwane łącznie androgenami), co sprawia, że płód wykształca prostatę, mosznę i penis. Gdy genu SRY brak, gonady pierwotne stają się jajnikami wydzielającymi estrogen i płód nabiera anatomicznych cech kobiety (macica, pochwa, łechtaczka).

Czasem jednak coś idzie nie tak. Genu SRY może zabraknąć lub może być uszkodzony, co spowoduje, że embrion XY nie wykształci męskiej anatomii i po urodzeniu zostanie uznany za dziewczynkę. Może też pojawić się na chromosomie X, co sprawi, że embrion XX wykształci cechy męskie i zostanie uznany za chłopca.

Mogą też zdarzyć się wariacje genetyczne niezwiązane z genem SRY, np. zespół całkowitej niewrażliwości na androgeny (complete androgen insensitivity syndrome – CAIS). Wtedy komórki embrionu XY w niewielkim stopniu lub wcale nie reagują na męskie hormony. Chociaż gonady pierwotne przekształcają się w jądra i płód produkuje androgeny, nie wykształcają się męskie zewnętrzne narządy płciowe. Dziecko wygląda jak dziewczynka, ma łechtaczkę, pochwę i na ogół dorasta w przeświadczeniu, że jest dziewczyną.

Kim zatem jest to dziecko? Dziewczynką, za którą się uważa? Czy – ze względu na obecność chromosomów XY, nie mówiąc już o jądrach w jamie brzusznej – „tak naprawdę” jest chłopcem?

Oti ma 9 lat i urodziła się jako chłopiec, ale nigdy tak się nie czuła. Gdy zaczęła mówić, nie mówiła „czuję się dziewczynką”, tylko „jestem dziewczynką”. Za jej sprawą rodzice i trójka starszego rodzeństwa Oti dołączyli do społeczności transgenderowych aktywistów. – To wspaniałe doświadczenie. Poznaliśmy świetnych ludzi, którzy wiele przeszli. Dzięki niej stałem się bardziej otwarty. Jestem jej tatą, ale to Oti daje mi przykład – mówi jej tata, David.

35-letnia Georgiann Davis urodziła się z CAIS, ale dowiedziała się o tym dopiero w wieku 20 lat, przypadkiem przeglądając swoją dokumentację medyczną. Nikt nigdy nie wspomniał o chromosomach XY, choć lekarze stwierdzili ten fakt, gdy miała 13 lat. W wieku 17 lat przeszła operację usunięcia niezstąpionych jąder. Rodzice nie zdradzili jej jednak prawdziwego powodu zabiegu. Uznali, że lepiej będzie, jeśli lekarze powiedzą, że znaleźli przedrakowe zmiany w jajnikach i trzeba je usunąć. Woleli skłamać, że grozi jej rak, niż powiedzieć, że jest osobą interseksualną – której układ rozrodczy i geny nie pasują do definicji kobiety ani mężczyzny.

Czy to było aż tak straszne? – Davis, obecnie socjolog pracująca na University of Nevada w Las Vegas, zastanawia się w książce Contesting Intersex: The Dubious Diagnosis. Myślałam, że muszę być strasznym dziwolągiem, skoro nawet rodzice nie potrafili powiedzieć mi prawdy.

Inny rodzaj interseksualizmu występuje w pewnym regionie Dominikany. Czasem mówi się o nim lekceważąco guevedoce – „penis na 12. urodziny”. Po raz pierwszy naukowo zainteresowała się nim w latach 70. Julianne Imperato-McGinley, endokrynolog z Weill Cornell Medical College w Nowym Jorku, która usłyszała o dzieciach z takim problemem żyjących w wiosce Las Salinas. Imperato-McGinley wiedziała, że normalnie w embrionach męskich w ósmym tygodniu ciąży specjalny enzym przekształca testosteron w silnie oddziałujący hormon DHT. Gdy pojawia się DHT, zaczyna wykształcać się penis, gdy go nie ma – z tej samej struktury formuje się łechtaczka. W embrionach z tym rodzajem interseksualizmu, jak stwierdziła Imperato-McGinley, nie występuje enzym przekształcający testosteron w DHT, więc dzieci te rodzą się z zewnętrznymi narządami płciowymi wyglądającymi na kobiece. Wychowywane są jak dziewczynki. Niektóre uważają się za normalne dziewczynki, inne czują, że są trochę inne, ale nie wiedzą dlaczego.

Drugi etap maskulinizacji w czasie dojrzewania nie wymaga DHT, tylko wysokiego poziomu testosteronu, który produkowany jest u tych dzieci w normalnych ilościach. W wieku około 12 lat następuje u nich wzmożona produkcja testosteronu, jak u większości chłopców, która sprawi, że staną się mężczyznami (co do zasady niepłodnymi). Obniża im się głos, rozwijają się mięśnie, pojawia się owłosienie na ciele i twarzy. A organ, który wydawał się łechtaczką, przekształca się w penisa.

Gdy Imperato-McGinley po raz pierwszy pojechała na Dominikanę, świeżo upieczeni mężczyźni traktowani byli podejrzliwie i musieli udowadniać swą męskość. Zanim mogli być zaakceptowani jako mężczyźni, poddawano ich rytuałom z wykorzystaniem ostrych narzędzi. Dziś cechę tę zauważa się zaraz po urodzeniu, bo rodzice nauczyli się dokładniej przyglądać narządom rozrodczym noworodków. Mimo to często takie dzieci wychowywane są jak dziewczynki.

Płeć to amalgamat kilku elementów: chromosomów (X i Y), anatomii (wewnętrznych i zewnętrznych narządów płciowych), hormonów (względnych poziomów testosteronu i estrogenu), psychologii (tożsamości płciowej) oraz kultury (zdefiniowanych przez społeczeństwo zachowań przypisanych danej płci). Czasami osoby, które urodziły się z chromosomami i genitaliami odpowiadającymi jednej płci, zdają sobie sprawę, że są transpłciowe, to znaczy wewnętrznie utożsamiają się z płcią przeciwną, a czasem nie utożsamiają się z żadną.

Niektórzy naukowcy uważają, że transpłciowość wiąże się z niejednostajnym rytmem rozwoju płodu. Różnicowanie narządów płciowych zachodzi w ciągu pierwszych dwóch miesięcy ciąży – pisze Dick Swaab, badacz w Holenderskim Instytucie Neurobiologii w Amsterdamie – a różnicowanie płciowe mózgu zaczyna się w drugiej połowie ciąży. Zatem na różnicowanie genitaliów i mózgu wpływ mają inne okoliczności pod względem hormonów, substancji odżywczych, lekarstw i innych substancji chemicznych, których stan zmienia się w ciągu tych kilku tygodni.

Nie oznacza to, że istnieje mózg „męski” i mózg „kobiecy”, chociaż jeśli porównamy niektóre cechy tego organu, np. gęstość istoty szarej i rozmiar podwzgórza, kobiety i mężczyźni często się różnią. Okazuje się, że prawdopodobnie mózgi osób transpłciowych są bardziej podobne do mózgów występujących u płci, z którą się identyfikują, niż tej przypisanej im po urodzeniu.

Carlos, 12 lat, trzyma zdjęcie siebie jako dziewczynki. Jest jednym z grupy dzieci urodzonych na Dominikanie z defektem enzymatycznym. Po urodzeniu ich zewnętrzne narządy płciowe wyglądają na kobiece, ale w okresie dojrzewania, gdy rośnie produkcja testosteronu, pojawiają się u nich narządy męskie i stają się mężczyznami.

Problem polega na tym, że takie badania przeprowadzane są na małej próbie, np. kilku osób. Często wśród nich są też osoby, które zaczęły już przyjmować hormony w celu dopasowania płci, co oznacza, że zaobserwowane różnice w mózgu mogą być konsekwencją, a nie wyjaśnieniem transgenderowej tożsamości.

Mimo to jeden wniosek z badań nad transgenderyzmem spotyka się z powszechnym uznaniem. A mianowicie fakt, że istnieje związek między nieodnajdowaniem się w binarnym systemie płci a zaburzeniami ze spektrum autyzmu. Według Johna Stranga, neuropsychologa dziecięcego zajmującego się autyzmem, a także zagadnieniami płci i seksualności w ośrodku Children’s National Health System w Waszyngtonie, prawdopodobieństwo, że dziecko lub nastolatek z zaburzeniami ze spektrum autyzmu będzie miało problem z określeniem swojej płci, jest siedem razy większe niż w przypadku innych młodych osób.

Emily Brooks, 27 lat, ma autyzm i mówi o sobie, że jest niebinarna, chociaż nadal posługuje się imieniem nadanym jej po urodzeniu. Jest szczupła, ma w połowie ogoloną głowę i blond włosy z turkusowymi pasemkami, a na nosie hipsterskie okulary. Niedawno skończyła studia na City University of New York poświęcone niepełnosprawności i chciałaby tworzyć bezpieczne miejsca dla osób określających się terminem gender nonconforming (w najszerszym jego znaczeniu) i cierpiących na zaburzenia autystyczne. Takie osoby muszą zmagać się i z dyskryminacją ze względu na niepełnosprawność, i z transfobią – stwierdziła podczas naszego spotkania w barze na Manhattanie. – Nie można zakładać, że miejsce, w którym szczególną uwagę zwraca się na komfort osób autystycznych, będzie też przyjazne dla osób z zaburzeniami rozwoju płci i odwrotnie.

Gdy tak rozmawiałyśmy o płci i autyzmie, podszedł do nas barman. – Co mogę paniom podać? – zapytał. Brooks zjeżyła się na dźwięk słowa „paniom”. Poszukiwanie bezpiecznej przestrzeni jest dla niej skomplikowane nie tylko z powodu autyzmu, ale także z uwagi na fakt, że nie uznaje binarnego podziału na kobiety i mężczyzn.

Ogromna większość ludzi, można chyba bezpiecznie powiedzieć, że ponad 99 proc., umiejscawia się na jednym z krańców spektrum płci. Ułatwia to wiele wyborów w codziennym życiu: kupowanie ubrań, wybór drużyny sportowej, uzupełnienie danych we wniosku paszportowym i to, jak ma się do nas zwracać barman.

Ale obecnie w szczególności młodzi ludzie kwestionują nie tylko płeć przypisaną im po urodzeniu, ale także samą koncepcję binarnego podziału płci. – Nie utożsamiam się z cechami, które według społeczeństwa określają dziewczynę lub chłopaka – powiedziała 22-letnia Miley Cyrus w wywiadzie dla magazynu Out w 2015 r. – Musiałam to sobie uświadomić. Nie przeszkadza mi bycie dziewczyną, tylko zaszufladkowanie.

Osoby z pokolenia Miley Cyrus częściej niż ich rodzice myślą o płci jako niebinarnym spektrum. Badanie przeprowadzone ostatnio na próbie tysiąca millenialsów (osób urodzonych między rokiem 1980 a 2000) w wieku 18–34 lat pokazało, że połowa z nich uważa, iż „płeć stanowi spektrum i że niektóre osoby nie mieszczą się w tradycyjnych kategoriach”. W dodatku sporo młodych osób spośród tej grupy określa się jako niebinarne, jak podaje Human Rights Campaign. W 2012 r. organizacja ta przeprowadziła ankietę wśród 10 tys. nastolatków LGBT (lesbijek, gejów, osób biseksualnych i transgenderowych) w wieku od 13 do 17 lat. Okazało się, że 6 proc. z nich określało się jako osoby genderfluid, androgyniczne lub innym terminem spoza binarnego systemu.

Młodzi ludzie poszukujący swojego miejsca na spektrum często wybierają zaimek, który chcieliby, aby w odniesieniu do nich stosowano. Nawet jeśli nie czują się stuprocentową dziewczyną czy stuprocentowym chłopakiem, mogą zdecydować się na „on” lub „ona”, jak Emily Brooks. Wielu wybiera jednak zaimek niewskazujący na płeć, np. angielskie they, lub wymyślony – zie.

Na Samoa najlepsze przyjaciółki, 12-letnia Sandy (z lewej) i 10-letnia Mandy (w białej koszulce), tańczą dla kolegów i rodziny. Określają się jako fa’afafine, trzecia płeć – ani kobieta, ani mężczyzna. Dzieci fa’afafine w zabawach z rówieśnikami i relacjach z rodziną zazwyczaj odgrywają role dziewczynek. Jako dorośli anatomicznie pozostają mężczyznami, choć wyglądają i zachowują się jak kobiety. Pomagają w pracach domowych, opiekują się dziećmi, a na partnerów seksualnych wybierają mężczyzn.

Charlie Spiegel, 17-latek, próbował używać they przez jakiś czas, ale teraz woli he, czyli „on”. Charliemu po urodzeniu przypisano płeć kobiecą. Powiedział mi, że gdy zaczął dojrzewać, dziwnie się czuł, kiedy nazywano go dziewczyną. – Wiesz, jak to jest, gdy np. kupujesz buty przez internet. Przychodzi paczka i rozmiar na pudełku się zgadza. Przymierzasz, ale buty wyraźnie nie pasują. Tak u Charliego było z płcią: kategoria „dziewczyna” powinna pasować, ale nie pasowała.

Pewnego dnia, w pierwszej klasie liceum, Charlie wybrał się do biblioteki i wziął z półki I am Cris Beam, powieść o transgenderowym chłopcu. „To jakby o mnie” – pomyślał Charlie, czytając. To objawienie było przerażające, ale także wiele mu wyjaśniło. Metaforyczne zamówione buty miały szansę stać się bardziej wygodne.

Nie od razu znalazł lepiej pasującą do siebie płciową tożsamość. Charlie, członek Gender Spectrum, grupy wsparcia dla transgenderowych i niebinarnych nastolatków, podejmował różne próby. Podobne opisuje wiele nastolatków w takiej sytuacji. Najpierw uznał się za butch lesbian – lesbijkę przejawiającą stereotypowo męskie cechy, później – osobę genderfluid, aż w końcu zdecydował się na określenie „niebinarny transchłopak”. Brzmi to trochę jak oksymoron. Czy „niebinarny” i „chłopak” się nie wykluczają? Ale taka kombinacja wydaje się Charliemu najbardziej odpowiednia. Kilka miesięcy po naszej rozmowie wybierał się na studia i miał zamiar zacząć przyjmować testosteron.

Dziś więcej młodych ludzi otwarcie mówi o sobie, że są niebinarni, częściowo dlatego, że pojawiła się świadomość, że taka możliwość istnieje, i terminy, którymi mogą nazwać to, co odczuwają – powiedział mi terapeuta Jean Malpas, gdy zeszłej wiosny spotkaliśmy się w Ackerman Institute for the Family na Manhattanie, gdzie prowadzi projekt dotyczący zagadnień płci i rodziny.

Coraz więcej dzieci uznaje się za niebinarne, co stanowi dla rodziców nowe wyzwanie. Weźmy na przykład E., która gdy spotkałyśmy się w maju, nadal używała żeńskich zaimków i zmagała się
z poszukiwaniem własnego miejsca na spektrum płci. Jej matce, Jane, również nie było łatwo zadbać o to, aby E. była bezpieczna, nie będąc typową dziewczyną ani typowym chłopakiem.

Klub oratorski, który występował w Nowym Jorku tego wieczoru, kiedy się spotkałyśmy, szykował się do wyjazdu na konkurs ogólnokrajowy do Kalifornii. Jane pokazała mi e-mail, który wysłała do opiekuna klubu. E może i jest postrzegana przez innych jako chłopak, pisała Jane, z jej nowymi krótkimi włosami i androgynicznymi ubraniami. Pewnie mogłaby skorzystać „i z męskiej, i damskiej toalety, w zależności od tego, co w danych okolicznościach wyda jej się najbezpieczniejsze” – poinformowała opiekuna. Dodała też, że E. „powinna za każdym razem informować go, że idzie do łazienki i z której toalety zamierza skorzystać”. Kiedy się spotkałyśmy, zapytałam Jane, gdzie na spektrum płci umiejscowiłaby E. – Myślę, że ona najlepiej czułaby się jako osoba neutralna płciowo – odpowiedziała.

Dla nastolatka bycie „neutralnym płciowo” jest raczej trudne. Biologia w końcu daje o sobie znać. Można jednak nieco opóźnić jej działanie, podając leki hamujące dojrzewanie, co daje dzieciom niepewnym swojej płci trochę czasu. Jeśli dziecko osiągnie wiek 16 lat i zdecyduje, że jednak nie jest osobą transgenderową, uważa się, że efekty hamowania dojrzewania można odwrócić. Takie dziecko przestaje przyjmować leki i dojrzewa, nabierając kolejnych cech płci przypisanej mu po urodzeniu. W przypadku dzieci, które w wieku 16 lat będą chciały zmienić płeć, przyjmowanie takich leków może ułatwić cały proces. Mogą zacząć przyjmować hormony typowe dla przeciwnej płci i dojrzewać już zgodnie ze swoim wyborem, nie wykształciwszy drugorzędnych cech płciowych, takich jak piersi, owłosienie na ciele lub niski głos, które może być trudno cofnąć.

Gdy Trinity Xavier Skeye miała cztery lata, prawie zupełnie przestała mówić. Zaczęła gryźć swoje chłopięce ubrania i stwierdziła, że chce obciąć sobie penisa. Zaniepokojeni rodzice zaprowadzili ją do terapeuty, który spytał, czy wolą mieć szczęśliwą córeczkę, czy martwego synka. Matka Trinity DeShanna Neal walczy o szczęście swojego dziecka. Obecnie Trinity ma 12 lat i przyjmuje środki opóźniające dojrzewanie. Trinity jest pierwszą nieletnią w Delaware z takim problemem, która leczy się w ramach ubezpieczenia społecznego.

Organizacja Endocrine Society zaleca podawanie leków hamujących dojrzewanie nastolatkom ze zdiagnozowaną dysforią płciową, chociaż długofalowy wpływ tych środków na rozwój psychologiczny, wzrost mózgu i gęstość kości nie jest znany. Dlatego padają sprzeczne głosy co do ich stosowania u fizycznie zdrowych nastolatków.

Jeszcze bardziej kontrowersyjna kwestia dotyczy zbyt częstego zachęcania małych dzieci do zachowań charakterystycznych dla płci przeciwnej.

Eric Vilain, genetyk i pediatra, szef Center for Gender-Based Biology w UCLA, twierdzi, że wiele pragnień i fantazji dzieci jest przelotnych. A co, jeśli pragnienie bycia dziewczynką zniknie równie szybko jak pragnienie, aby zostać astronautą, małpą albo ptakiem? Gdy rozmawialiśmy zeszłej wiosny, powiedział mi, że większość badań dotyczących małych dzieci, które mówią o dyskomforcie związanym z płcią nadaną im po urodzeniu, wskazuje na to, że bardziej prawdopodobne jest, że zostaną osobami cispłciowymi (o tożsamości płciowej zgodnej z płcią biologiczną), a nie transpłciowymi.

– Jeśli chłopiec zachowuje się jak dziewczyna (chce mieć długie włosy, przymierzać buty mamy albo nosić sukienki i bawić się lalkami), mówi sobie: „Zachowuję się jak dziewczyna, więc muszę być dziewczyną” – powiedział mi Vilain. Zaś takie preferencje to ekspresje tożsamości płciowej, a nie tożsamość jako taka. Vilain uważa, że rodzice powinni podejść do sprawy spokojnie i przypomnieć chłopcu, że może robić to samo co dziewczyny, ale nie oznacza to, że jest dziewczyną.

Henry po urodzeniu został uznany za chłopca, ale sam uważa się za kogoś „płciowo kreatywnego”. Wyraz tej tożsamości daje swoim niecodziennym wyczuciem stylu. Rodzice zapisali go na zajęcia Bay Area Rainbow Day Camp, gdzie poznaje słownictwo, które umożliwi mu opisanie swoich uczuć.

Jean Malpas opowiada, że w ramach jego projektu dotyczącego płci i rodziny u dzieci, które mówią, że chciałyby być innej płci, doradcy zwracają uwagę na trzy rzeczy – czy pragnienie to wyrażają „stale, konsekwentnie i stanowczo”. I wiele dzieci, które przychodzą do jego poradni, spełnia te kryteria. Czasem są to nawet pięciolatki. – Zmagają się z tymi emocjami od dłuższego czasu i nie oglądają się za siebie.

Tak było w przypadku córki pisarki Marlo Mack z Seattle (takiego pseudonimu używa na potrzeby swoich podcastów i bloga, by chronić tożsamość swego dziecka). Dziecko Mack urodziło się jako chłopiec, który jednak już w wieku trzech lat upierał się, że jest dziewczynką.

Zgodnie z zaleceniami Vilaina Mack próbowała wytłumaczyć mu, że chłopiec może robić różne rzeczy. – Powtarzałam mu, że może być chłopcem i bawić się Barbie, nosić, cokolwiek mu się spodoba: sukienki, spódnice, błyskotki – mówi Mack w swoim podcaście How to be a Girl. – Ale moje dziecko mówiło: nie, jestem dziewczynką.

W końcu po roku walki Mack pozwoliła swojemu czteroletniemu dziecku wybrać dziewczęce imię, używać żeńskich zaimków i pójść do przedszkola jako dziewczynka. Prawie natychmiast zniknęło przygnębienie. W podcaście, który ukazał się dwa lata później, Mack opowiadała, że jej transgenderowa córka, sześciolatka, „kocha być dziewczynką prawdopodobnie najbardziej ze wszystkich dziewczyn na świecie”.

Twierdząc, że nie należy zachęcać każdego dziecka, które zapragnie być chłopcem albo dziewczynką, Vilain zraża do siebie niektórych transgenderowych aktywistów. Podkreśla jednak, że stara się nie myśleć stereotypami dotyczącymi płci. Próbuję być orędownikiem różnorodnej ekspresji tożsamości płciowej. Chłopcy czy mężczyźni mogą mieć długie włosy, lubić taniec i operę, nosić sukienki, jeśli mają na to ochotę, kochać mężczyzn, ale nie oznacza to, że są dziewczynami.

A dziewczyny mogą golić głowy, przekłuwać różne części ciała, nosić spodnie, lubić fizykę, kochać kobiety, ale to nie oznacza, że są chłopakami – napisał mi w nocy w mailu, nawiązując do naszej rozmowy telefonicznej.

I tu sprawy się komplikują. Młode osoby, takie jak córka Mack, Charlie Spiegel czy E. z Nowego Jorku, muszą podjąć decyzję dotyczącą ich ciała, która będzie miała wpływ na ich zdrowie i szczęście przez następnych 50 lat. A tymczasem normy związane z płcią ciągle się zmieniają.

– Myślę, że można mnie określić jako osobę kwestionującą swoją płeć. Jest coś takiego? Chyba tak – powiedziała E. podczas naszego drugiego spotkania w czerwcu. Wiedziała jednak, że nie można tak kwestionować w nieskończoność i skłaniała się już do tożsamości transgenderowego chłopaka. Do września podjęła kroki w tym kierunku. Poprosiła ludzi w swoim otoczeniu, w tym mnie, by w odniesieniu do niej używać bezosobowego zaimka they. Jeśli ostatecznie zdecyduje się na męską tożsamość, samo funkcjonowanie jako mężczyzna, zmiana zaimka na they albo „on” i zmiana imienia (najpewniej na Hue) nie wystarczą. Fizycznie też chciałaby się stać mężczyzną, co wiązałoby się z przyjmowaniem testosteronu. To wszystko trochę ją przerastało. Na krótko przed 15. urodzinami dawała sobie jeszcze rok na zastanowienie się.

E. uważa, że na to, z którym miejscem na spektrum płci się identyfikuje, ma wpływ fakt, że urodziła się w XXI w., kiedy to używamy pojęć takich jak transgenderyzm czy bycie gender nonconforming. Mimo to jej możliwości wyboru są ograniczone przez zachodnią kulturę, w której płeć dla ogromnej większości pozostaje wyborem albo-albo. Mogłoby być zupełnie inaczej, gdyby E. mieszkała gdzieś, gdzie istnieje oficjalna rola – ani męska, ani kobieca – stanowiąca inną płeć.

17-letni Hunter Keith urodził się w ciele kobiety, ale od piątej klasy czuł się chłopcem. W siódmej powiedział o tym swoim znajomym, w ósmej – rodzicom. Dwa tygodnie przed zrobieniem tego zdjęcia usunięto mu piersi. Teraz w pobliżu domu w Michigan uwielbia jeździć na deskorolce bez koszulki.

Na całym świecie jest kilka takich miejsc: Azja Południowa (gdzie trzecia płeć nazywana jest hidźra – hijra), Nigeria (yan daudu), Meksyk (muxe), Samoa (fa’afafine), Tajlandia (kathoey), Tonga (fakaleiti), a nawet USA (mahu na Hawajach oraz winkte u niektórych plemion rdzennych Amerykanów. Trzecia płeć akceptowana jest w tych miejscach w różnym stopniu, ale kategoria ta zazwyczaj obejmuje mężczyzn pod względem anatomicznym, którzy przejawiają kobiece zachowania i których pociągają mężczyźni, a prawie nigdy inne osoby identyfikujące się z trzecią płcią. Rzadziej są to kobiety pod względem anatomicznym, które żyją jak mężczyźni – np. burrnesha w Albanii i fa’afatama na Samoa.

Zeszłego lata poznałam kilkanaście fa’afafine. Wybrałam się na Samoa na zaproszenie profesora psychologii Paula Vaseya, który uważa, że samoańskie fa’afafine to najbardziej akceptowana trzecia płeć na naszej planecie.

Vasey, profesor na University of Lethbridge w kanadyjskiej Albercie, jeździ na Samoa tak często, że ma tam dom i samochód. W trzeciej płci na Samoa szczególnie interesuje go to, czy może ona wyjaśnić ewolucyjny paradoks mężczyzn, których pociągają przedstawiciele tej samej płci. Skoro fa’afafine prawie nigdy nie mają dzieci, jak przekazywane są geny związane z tą cechą? Skoro nie mają potomstwa, czy naturalna selekcja nie powinna sprawić, że znikną?

Bycie fa’afafine to często cecha większej liczby osób w danej rodzinie, podobnie jak bycie homoseksualistą – powiedział Vasey. (Powiedział również, że zjawisko to notowane jest u prawie takiego samego odsetka populacji jak w wielu zachodnich krajach homoseksualizm – ok. 3 proc.). Przedstawił mi Jossie, 29-letnią wysoką i szczupłą nauczycielkę. Jossie mieszka w wiosce oddalonej o godzinę drogi od stolicy Samoa, Apii. Śmiała się z moich pytań, szczególnie wtedy, gdy pytałam o chłopaków. W rodzinie Jossie było więcej fa’afafine. Kilku jej krewnych, też fa’afafine, przysłuchiwało się naszej rozmowie: jej wujek Andrew – emerytowana pielęgniarka, która używa imienia Angie, kuzynka Trisha Tuiloma, która jest też asystentką Vaseya, oraz pięcioletni siostrzeniec Trishy.

W tej wiosce nie do końca lubią styl fa’afa – powiedziała Angie, wyłoniwszy się z domu, który dzieli z Jossie, mając na sobie tylko długą spódnicę lavalava. W swoich latach 20. Angie zastanawiała się nad operacją, za sprawą której stałaby się kobietą. Ale teraz, w wieku 57 lat, twierdzi, że brak operacji jej nie przeszkadza. Nie czuje się już dyskryminowana. Zdarza się, że w kościele inni parafianie krytykują ubiór lub zachowanie jej albo Jossie, ale ich rodziny je rozumieją.

Vasey bada obecnie hipotezy, które mogą wyjaśnić ewolucyjny paradoks męskiego pociągu seksualnego do tej samej płci. Pierwsza zakłada, że geny odpowiedzialne za pociąg seksualny do mężczyzn dają inny efekt w zależności od tego, u jakiej płci występują. U mężczyzn powodują brak potomstwa, zaś u kobiet przynoszą swego rodzaju korzyść reprodukcyjną – co oznacza, że kobiety z tymi genami powinny być bardziej płodne. Vasey i jego współpracownicy stwierdzili, że matki i babki ze strony matek fa’afafine rzeczywiście mają więcej dzieci niż matki i babki heteroseksualnych mężczyzn z Samoa. Nie znaleźli jednak porównywalnych prawidłowości wśród babć ze strony ojców oraz ciotek fa’afafine, co stanowiłoby najlepszy możliwy dowód.

Druga możliwość to hipoteza zakładająca, że czas i pieniądze, które mężczyźni zainteresowani innymi mężczyznami poświęcają na wychowanie dzieci swojego rodzeństwa, sprawiają, że wzrasta prawdopodobieństwo, że dzieci te będą miały potomstwo i przekażą część DNA tych mężczyzn następnemu pokoleniu. Rzeczywiście, kilka fa’afafine, które przedstawił mi Vasey, opiekuje się swoimi siostrzeńcami i bratankami. Trisha Tuiloma, 42 lata, pieniądze, która zarabia jako asystentka Vaseya, przeznacza na jedzenie, szkołę, prezenty, a nawet opłaty za elektryczność dla ośmiorga dzieci. Badania Vaseya potwierdzają, że fa’afafine częściej oferują dzieciom rodzeństwa pieniądze, czas i wsparcie emocjonalne, w szczególności najmłodszym córkom swoich sióstr, niż heteroseksualni Samoańczycy i Samoanki.

Gdy poznałam partnera Vaseya – fa’afafine, z którym poznali się 13 lat temu – jeszcze jeden aspekt tożsamości płciowej stał się dla mnie jasny. Nazywał się Alatina Ioelu. Gdy po raz pierwszy podjechał pod mój hotel, moje wyobrażenie o fa’afafine zmieniło się diametralnie. Ioelu był dużo bardziej męski niż inne fa’afafine, które poznałam. Był przystojny, wysoki, miał szerokie ramiona i ubierał się tak samo jak Vasey – w luźne szorty i koszulkę. Jak ktoś, kto odbierany jest jak mężczyzna, czuje się jako reprezentant trzeciej płci kojarzonej z podkreślaniem kobiecości?

Podczas kolacji, którą jedliśmy we trójkę, stopniowo zdawałam sobie sprawę z tego, że jego tożsamość jako fa’afafine świadczy o tym, jak głęboko w kulturze zakorzeniona jest płeć. Vasey i Ioelu planują kiedyś wziąć ślub i wyjechać do Kanady. (Vasey ma 50, a Ioelu 38 lat). – Tam postrzegani bylibyśmy jako normalna homoseksualna para – powiedział mi Vasey. Innymi słowy po przekroczeniu granicy klasyfikacja płciowa Ioelu zmieniłaby się z fa’afafine na homoseksualistę jak za dotknięciem magicznej różdżki.

Klejny artykuł z cyklu poświęconego płci – o dojrzewaniu chłopców- znajdziecie w lutowym wydaniu National Geographic.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama