Na czym polega bycie geniuszem?

Za podstawowy miernik geniuszu jest często uważana inteligencja, mierzona testami zdolność, skorelowana z osiągnięciami. Psycholog z Uniwersytetu Stanforda Lewis Terman jest jednym z pionierów stosowania testów na inteligencję (IQ). Terman był zdania, że wyniki testu pozwolą ujawnić osoby genialne. W latach 20. XX w. rozpoczął śledzenie losów ponad 1,5 tys. kalifornijskich uczniów o IQ powyżej 140 (jest to wynik określany jako „geniusz lub prawie geniusz”), chcąc zobaczyć, jak poradzą sobie w życiu w porównaniu z rówieśnikami.

Reklama

Terman i jego ekipa badali uczestników przez całe życie. Ich sukcesy dokumentowano w serii raportów Genetic Studies of Genius. W grupie znaleźli się członkowie Narodowej Akademii Nauk, politycy, lekarze, wykładowcy. Po 40 latach naukowcy sporządzili listę tysięcy artykułów naukowych i książek opublikowanych przez uczestników badania, uzyskanych patentów (350) i napisanych utworów literackich (ok. 400).

Ale sama inteligencja, nawet wybitna, nie gwarantuje wybitnych osiągnięć – o czym przekonali się Terman i jego współpracownicy. Wielu z badanych z trudem radziło sobie w życiu, mimo rewelacyjnego wyniku w testach na inteligencję.

Kilkudziesięciu geniuszy szybko odpadło ze studiów. Natomiast wielu innych spośród tych, którzy wzięli udział w eliminacjach do badania, ale nie zakwalifikowali się ze względu na niższe niż wymagane IQ, wyrosło na wybitnych specjalistów w swoich dziedzinach. Jest precedens, jeśli idzie o tego rodzaju niedocenienie: Karol Darwin wspominał, że oceniano go jako bardzo pospolitego chłopca jeśli idzie o intelekt, raczej poniżej powszechnej normy. Jako człowiek dorosły rozwikłał tajemnicę przyczyn wspaniałej różnorodności form życia. Naukowe przełomy w rodzaju darwinowskiej teorii ewolucji przez dobór naturalny nie byłyby możliwe bez twórczej oryginalności, tej charakterystycznej cechy geniuszu, której Terman zmierzyć nie potrafił.

Zdaniem Rexa Junga, neurofizjologa z University of New Mexico, proces twórczy zależy od dynamicznego współdziałania sieci neuronowych działających synchronicznie, aktywnych równocześnie w różnych okolicach mózgu – zarówno w prawej, jak i lewej półkuli. Jedna z tych sieci sprzyja naszej zdolności do wywiązywania się ze zobowiązań zewnętrznych, działań, które musimy wykonywać. Inne sieci odpowiadają za wewnętrzne procesy myślowe, takie jak wyobrażanie sobie, marzenia na jawie.

Interesującym przykładem współdziałania sieci neuronowych w trakcie procesów twórczych jest improwizacja jazzowa. Charles Limb, otolaryngolog i audiolog (specjalista od zaburzeń słuchu) na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Francisco, skonstruował instrument klawiszowy, na którym można grać, przebywając w komorze urządzenia do obrazowania metodą rezonansu magnetycznego (MRI). Poprosił sześciu pianistów jazzowych, by w trakcie badania MRI grali gamy, utwory zapamiętane, ale też improwizowali, słuchając kwartetu jazzowego. Obrazy z rezonansu magnetycznego wykazały, że aktywność mózgu podczas improwizacji była, jak to ujął Limb, „fundamentalnie odmienna”.

Sieć neuronowa, związana z wyrażaniem własnego „ja”, wykazywała zwiększoną aktywność, a aktywność sieci zewnętrznej, odpowiedzialnej za uwagę i skupienie, a także autocenzurę, była stłumiona.

– To wyglądało tak, jakby mózg wyłączył swoją zdolność do krytykowania samego siebie – mówi naukowiec.

Jedną z oznak twórczej oryginalności geniuszu jest umiejętność kojarzenia odległych i na pozór niepowiązanych ze sobą faktów i koncepcji. Takie intuicyjne skoki skojarzeń są możliwe dzięki bardziej rozbudowanej komunikacji między różnymi obszarami mózgu.

Andrew Newberg, dyrektor naukowy Instytutu Zdrowia Integracyjnego szpitala Uniwersytetu Thomasa Jeffersona, za pomocą techniki dyfuzyjnego rezonansu magnetycznego obrazuje szlaki neuronowe w mózgach osób wykonujących zajęcia twórcze. Bada myślicieli i twórców uczestniczących w programie Kaufmana. Badani poddawani są znormalizowanym testom kreatywności, polegającym na wymyślaniu nowatorskich zastosowań zwyczajnych przedmiotów, jak szczoteczka do zębów czy kij bejsbolowy.

Celem Newberga jest porównanie połączeń w mózgach osób o dużych zdolnościach twórczych i tych z grupy kontrolnej. Chce się przekonać, czy są różnice w efektywności porozumiewania się różnych części mózgu w tych dwóch grupach. Program przewiduje objęcie badaniami co najmniej 25 osób w każdej kategorii twórców, a następnie analizę danych pod kątem podobieństw wewnątrz grup i różnic między grupami osób zajmujących się różnymi gałęziami twórczości.

Wstępne porównanie jednego przedstawiciela „geniuszy” (Newberg używa tego słowa żartobliwie, by odróżnić grupę badanych od grupy kontrolnej) z przedstawicielem grupy kontrolnej ujawniło intrygującą różnicę. Pasma koloru czerwonego, zielonego i niebieskiego na obrazach mózgów osób badanych pokazują szlaki istoty białej mózgu, która stanowi przewody umożliwiające neuronom przekazywanie impulsów elektrycznych. Czerwona plama na obrazie to ciało modzelowate, umieszczona pośrodku wiązka ponad 200 mln włókien nerwowych łącząca obie półkule mózgu i umożliwiająca im komunikowanie się ze sobą.

– Im więcej koloru czerwonego – wyjaśnia Newberg – tym więcej jest włókien łączących.

Różnica jest wyraźna: czerwone obszary w mózgu „geniusza” wyglądają na dwa razy szersze niż te w mózgu osoby z grupy kontrolnej.

– Oznaczałoby to, że między lewą a prawą półkulą odbywa się więcej komunikacji, a tego można się spodziewać u osób o dużych zdolnościach twórczych – mówi Newberg, podkreślając jednak, że wyniki są wstępne i badania nadal trwają – U osób kreatywnych myślenie odznacza się większą elastycznością, a wkład różnych fragmentów mózgu jest większy. Pasma zielone i niebieskie pokazują inne obszary łączności, między częścią tylną a przednią – w tym także dialog między płatami czołowymi, ciemieniowymi i skroniowymi. Tu, zdaniem Newberga, mogą się kryć dodatkowe różnice. – Nie wiem, co jeszcze znajdziemy. To dopiero pierwszy kawałek układanki.

Geniusz a DNA: czy geniuszem się rodzi, czy staje?

Gdy neurofizjolodzy starają się zrozumieć, w jaki sposób mózg umożliwia rozwój procesów myślowych odpowiedzialnych za zmiany w oglądzie rzeczywistości, inni naukowcy borykają się z pytaniem, kiedy i z jakich początków rozwija się ta zdolność. Czy geniuszem trzeba się urodzić, czy można do genialności dojść pracą? Francis Galton, krewny Darwina, sprzeciwiał się temu, co nazywał „pretensjami do równości naturalnej”. Wierzył, że „geniusz” jest przekazywany dziedzicznie. Chcąc tego dowieść, wykreślił rodowody całej plejady europejskich sław w różnych dziedzinach – od Mozarta i Haydna przez Byrona, Chaucera, aż po Tytusa i Napoleona. Wyniki swoich rozważań ogłosił w 1869 r. w dziele Hereditary Genius (tj., Geniusz dziedziczny), które rozpętało debatę „natura czy kultura”. Dało początek chybionej koncepcji eugeniki. Galton doszedł do wniosku, że geniusze pojawiają się rzadko, szacował, że to jedna na milion osób. Zanotował też, że w wielu przypadkach osoby mniej lub bardziej znamienite miały wybitnych krewnych. Postępy genetyki umożliwiają dziś badanie cech człowieka na poziomie molekularnym.

W ciągu ostatnich dekad naukowcy szukali genów wpływających na inteligencję, sposób zachowania, a nawet takie szczególne zdolności jak słuch absolutny. W przypadku badań nad inteligencją zastrzeżenia natury etycznej wywołuje ewentualne wykorzystanie wyników tych badań. Trzeba też pamiętać, że badania są niezwykle skomplikowane, bo na inteligencję mogą wpływać tysiące genów, a efekt każdego z nich jest nieznaczny. A co z innymi rodzajami zdolności? Czy słuch muzyczny jest wrodzony?

Wielu muzycznych geniuszy, wśród nich Mozart, miało, jak się uważa, słuch absolutny, co mogło odgrywać ważną rolę w ich karierze. Sam potencjał dziedziczny nie decyduje jednak o sukcesie. Aby wyrósł geniusz, konieczne jest zapewnienie warunków do rozwoju. Niekiedy wpływy społeczne i kulturalne układają się tak korzystnie, że w pewnych miejscach i okresach pojawiają się całe grupy geniuszy: jak w Bagdadzie w złotej epoce islamu, w Kalkucie w okresie renesansu bengalskiego czy dziś w Dolinie Krzemowej.

Chłonny umysł może też znaleźć potrzebne mu bodźce w dowolnym miejscu – np. na przedmieściach Adelaide w Australii, jak to było w przypadku Terence’a Tao, uznawanego za jednego z najwybitniejszych geniuszy matematycznych współczesności. Tao od dziecka miał wielkie zdolności językowe i rachunkowe, ale to rodzice stworzyli mu warunki, w których jego talent mógł rozkwitać. Dostarczali mu książki, zabawki i gry, zachęcali go do zabawy i nauki na własną rękę.

Takie postępowanie, zdaniem ojca Terence’a, Billy’ego, pobudziło u młodego człowieka twórczą oryginalność i umiejętność rozwiązywania problemów. Billy z żoną, Grace, zadbali o możliwości zaawansowanego uczenia się dla syna, gdy zaczął chodzić do szkoły. Miał to szczęście, że trafił na nauczycieli, którzy pomagali mu rozwijać umysł.

Tao mógł uczęszczać na lekcje w szkole średniej, gdy miał siedem lat. W wieku ośmiu lat uzyskał 760 punktów na 800 możliwych w teście z matematyki na poziomie maturalnym. Przyjęto go na studia wyższe w wieku lat 13, a jako 21-latek został profesorem na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles. „Talent to ważna rzecz” – napisał w swoim blogu – „ale to, w jakich warunkach się rozwija, jak się go pielęgnuje, jest jeszcze ważniejsze”.
Wrodzony dar i sprzyjające otoczenie jeszcze nie wystarczą, by stworzyć geniusza, jeśli zabraknie motywacji i wytrwałości do parcia naprzód. Takie cechy osobowości, które kazały Darwinowi przez 20 lat doskonalić wywód zawarty w O powstawaniu gatunków czy matematykowi indyjskiemu Srinivasie Ramanujanowi formułować tysiące wzorów, są inspiracją dla psycholożki Angeli Duckworth.
Duckworth, która sama otrzymała stypendium Fundacji MacArthura zwane „nagrodą dla geniuszy” i która jest profesorem na Uniwersytecie Pensylwanii, twierdzi, że pojęcie geniuszu zbyt często owiane jest mistyczną mgiełką. Wierzy oczywiście, że ludzie różnią się między sobą talentami, ale niezależnie od tego, jak bardzo ktoś jest błyskotliwy, bez hartu ducha i dyscypliny nie ma sukcesu.

– Jeśli przyjrzymy się komuś, kto osiągnął naprawdę coś wielkiego, to doskonale widać, że nie odbyło się to bez wysiłku – zaznacza. Rzadko kiedy sukcesem kończy się już pierwsze podejście. – Najważniejszym prognostykiem przyszłego oddziaływania jest produktywność – twierdzi Dean Keith Simonton, profesor psychologii z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davis. Wielka wygrana to efekt wielu prób – Większość artykułów naukowych nie jest cytowana przez nikogo – tłumaczy Simonton – Większość kompozycji nie zostaje nagrana. Większość dzieł sztuki nie trafia na wystawy.
Thomas Edison wynalazł fonograf i pierwszą żarówkę, która odniosła sukces rynkowy, ale to były tylko dwa patenty z tysięcy, jakie zgłosił w urzędzie patentowym.

Brak wsparcia może uniemożliwić potencjalnemu geniuszowi rozwój, nie dać mu szans na ujawnienie się w pełni. Przez całe dzieje ludzkości w takiej sytuacji znajdowały się geniusze-kobiety. Odmawiano im prawa do kształcenia się, zniechęcano do rozwoju zawodowego; nie doceniano ich osiągnięć. Starsza siostra Mozarta, Maria Anna, była wspaniałą klawesynistką, ale jej karierze szybko położył kres ojciec, gdy tylko doszła do wieku, w którym można ją było wydać za mąż. Połowa kobiet objętych badaniem Termana zadowoliła się rolą żony, gospodyni domowej. Ludzie urodzeni w biedzie, w ucisku, nie mają szans na jakąkolwiek pracę inną niż mozolna szarpanina o utrzymanie się przy życiu.

– Jeśli się wie, że geniusz to coś, co można dostrzec, pielęgnować i rozwijać, to za wielką tragedię trzeba uznać fakt, że tysiące geniuszy czy potencjalnych geniuszy zwiędło i przepadło – żali się historyk Darrin McMahon.

Geniusz Leonarda da Vinci: jakie miał źródła?

Niekiedy jednak łut szczęścia sprawia, że obiecujący talent natrafia na sprzyjające okoliczności. Jeśli kogoś można uznać za uosobienie geniuszu pod każdym względem, od wyjściowych elementów składowych po dalekosiężny wpływ na świat, to kimś takim jest bez wątpienia Leonardo da Vinci. Urodził się w 1452 r. jako nieślubne dziecko, a pierwsze lata życia spędził na toskańskiej wsi. Z tych skromnych początków intelekt i oryginalność twórcza Leonarda wystrzeliły jak rakieta. Rozległość jego zdolności – talenty artystyczne, znajomość anatomii, wyprzedzające epokę wynalazki techniczne – nie mają sobie równych.

Droga Leonarda do geniuszu rozpoczęła się, gdy jako nastolatek został czeladnikiem mistrza Andrei del Verrocchio, florenckiego malarza i rzeźbiarza. Kreatywność Leonarda była nieokiełznana, w ciągu życia zapełnił szkicami i projektami tysiące kart notatników, od odkryć w dziedzinie optyki po słynne wynalazki, jak obrotowy most i maszyna latająca. Leonardo żył w miejscu (Florencja) i czasie (renesans włoski), w których życie artystyczne mogło rozkwitać. Bogacze hołubili wówczas artystów, o względy mecenasów sztuki dobijali się najwybitniejsi twórcy i najtęższe umysły, jak choćby Michał Anioł czy Rafael Santi, na każdym kroku powstawały wybitne dzieła sztuki.

Leonardo rozkoszował się wyobrażaniem niemożliwego, osiąganiem celów, których inni, jak napisał Schopenhauer, nawet dostrzec nie są w stanie. Dziś międzynarodowa grupa naukowców postawiła sobie cel równie nieuchwytny: poznanie samego geniusza Leonarda. Projekt „Leonardo” polega na prześledzeniu genealogii artysty i poszukiwaniu jego DNA, aby jak najwięcej dowiedzieć się o jego pochodzeniu, cechach fizycznych, zweryfikować autorstwo przypisywanych mu dzieł, a przede wszystkim – dotrzeć do źródeł jego talentu.

Jednym z członków zespołu badawczego jest David Caramelli. Dwa lata temu opublikował wstępne wyniki analizy genetycznej szkieletu neandertalczyka. Teraz chce zastosować podobną metodę do badania DNA Leonarda, które ekipa ma nadzieję wyizolować z jego szczątków – kości, pasma włosów, komórek skóry pozostawionych na obrazach lub w notatnikach, a może nawet śliny, której artysta prawdopodobnie używał do gruntowania płócien do rysunków.

Antropolodzy próbują uzyskać dostęp do szczątków spoczywających w zamku Amboise w Dolinie Loary, które jak się przypuszcza, należą do Leonarda, pochowanego tu w 1519 r. Historycy sztuki i genetycy, w tym specjaliści z instytutu pioniera genomiki J. Craiga Ventera, doskonalą eksperymentalne techniki wydobywania DNA z kruchych, zachowanych z epoki renesansu płócien i papieru. Jednym z pierwszych celów ekipy jest sprawdzenie, czy geniusz Leonarda nie wywodził się jedynie z jego inteligencji, oryginalności twórczej i stymulującego środowiska kulturalnego, lecz także z jego wyjątkowych zdolności poznawczych.

– Jak Mozart miał niebywały słuch, tak Leonardo mógł mieć niezwykłe zdolności wzrokowe – twierdzi Jesse Ausubel z Uniwersytetu Rockefellera w Nowym Jorku, koordynator projektu „Leonardo”.

Niektóre komponenty genetyczne widzenia są już dobrze określone, jak np. geny odpowiedzialne za widzenie barwy czerwonej i zielonej, które położone są na chromosomie X. Thomas Sakmar, specjalista w zakresie neurofizjologii narządów zmysłów na Uniwersytecie Rockefellera, twierdzi, że zupełnie realne jest, by naukowcy przebadali te obszary genomu, aby ustalić, czy Leonardo miał jakieś rzadkie warianty genów sprawiające, że jego paleta barw była bogatsza, że mógł widzieć więcej odcieni zieleni czy czerwieni niż jest w stanie przeciętny człowiek.

– Wygląda to jak stopklatki z szybkościowej kamery– mówi Sakmar. – Niewykluczone, że istnieją geny odpowiedzialne za zdolność postrzegania szybkiego ruchu. Naukowcy uważają swą pracę za początek wyprawy, która poprowadzi ich ku odkryciu tajemnic skrywanych w DNA. Dążenie do wyjaśnienia pochodzenia geniuszu może nigdy nie dotrzeć do punktu końcowego. Podobnie jak tajemnice wszechświata wciąż stanowią dla nas wyzwanie, choć sięgamy coraz dalej do gwiazd. Niektórych to zadowala.

Geniusz Alberta Einsteina – czym się wyróżniał mózg naukowca?

Muzeum Medyczne Müttera w Filadelfii przechowuje najprzedziwniejsze eksponaty. Na najniższej półce w szklanym słoju pływa podwójna wątroba XIX-wiecznych zrośniętych bliźniąt Changa i Enga Bunkerów. To od nich wziął się termin „bliźnięta syjamskie”, jako że urodzili się w Tajlandii, zwanej wówczas Syjamem. Obok zwiedzający zobaczą zniekształcone przez podagrę kończyny; kamienie moczowe Johna Marshalla, słynnego prezesa Sądu Najwyższego USA z lat 1801-1835; nowotwór wycięty ze szczęki prezydenta Grovera Clevelanda; kość udową żołnierza z wojny secesyjnej z tkwiącym w niej nadal pociskiem. Jeden eksponat wzbudza wyjątkowe zainteresowanie. Jeśli przyjrzeć się dokładniej gablocie, w której jest umieszczony, zobaczy się na szybie ślady przyciskanych do niej czół.

Obiekt, który tak fascynuje zwiedzających, że aż przyklejają twarze do gabloty, to drewniana skrzyneczka zawierająca 46 szkiełek z mikroskopowymi skrawkami mózgu geniusza – Alberta Einsteina. Jeden z preparatów umieszczono pod lupą, dzięki czemu możemy zobaczyć kawałek tkanki o rozmiarach znaczka pocztowego uwidaczniający pełne wdzięku fałdy i zakręty, które można by wziąć za widok meandrującej rzeki z lotu ptaka. Fragmenty mózgu Einsteina fascynują mimo tego – a może właśnie dlatego – że jego budowa nie wyróżnia się niczym szczególnym. Wiele eksponatów w muzeum to przykłady wad, chorób i zniekształceń. Mózg Einsteina to przykład możliwości, potencjału, zdolności wyjątkowej inteligencji, geniuszu do wybicia się.

– Postrzegał inaczej niż pozostali – mówi Karen O’Hair, zwiedzająca muzeum, przyglądając się brązowawemu preparatowi – I potrafił zajrzeć głębiej, poza to, co był w stanie dostrzec, a to coś zdumiewającego.

W dziejach od czasu do czasu pojawiały się indywidualności, które wzbijały się i zmieniały te dziedziny życia, którymi się zajmowały. Murasaki Shikibu jako pionierka literatury. Michał Anioł jako mistrzowski geniusz malarstwa i rzeźbiarz. Maria Skłodowska-Curie jako przenikliwy naukowiec. Niemiecki filozof Arthur Schopenhauer pisał: „Geniusz oświetla swoją epokę tak, jak kometa rozjaśnia trajektorie planet”.

Rozważmy wpływ Einsteina na fizykę. Nie rozporządzając innymi narzędziami poza siłą własnych myśli, przewidział (w ramach ogólnej teorii względności), że przyspieszające masywne obiekty – jak czarne dziury obiegające się nawzajem po orbicie – będą wytwarzać zmarszczki czasoprzestrzeni. Trzeba było jeszcze stu lat i ogromnych mocy obliczeniowych, a także niezwykle skomplikowanych urządzeń technicznych, by potwierdzić to, co Einstein przewidział.

Einstein zrewolucjonizował nasze pojmowanie praw rządzących wszechświatem. Ale nasze rozumienie funkcjonowania takich geniuszów jak Einsteina wciąż tkwi w powijakach. Czym różniły się jego umysł, procesy myślowe, od tych, którymi rozporządzają zwykli, choćby i bardzo inteligentni ludzie? Co sprawia, że ktoś jest geniuszem?

Filozofowie od dawna zastanawiali się nad źródłami geniuszu. Jak pisze w swojej książce Divine Fury: A History of Genius historyk Darrin McMahon, starożytni myśliciele greccy wierzyli za Hipokratesem, że „natchnione siły” poetów, filozofów i innych wybitnych twórców biorą się z nadmiaru w ciele czarnej żółci, jednego z „humorów”, czyli soków żywotnych. Z kolei frenolodzy próbowali szukać geniuszu w uwypukleniach głowy. Kolekcjonowali, mierzyli i ważyli czaszki, między innymi czaszkę Immanuela Kanta. Nie znaleźli żadnej cechy związanej bezpośrednio z geniuszem. Trudno się spodziewać, żeby takie coś dało się znaleźć. Geniusz jest zbyt nieuchwytny, subiektywny, zbyt nierozerwalnie powiązany z werdyktem historii, żeby łatwo dało się go określić.

Reklama

I wymaga ujawnienia się zbyt wielu zdolności, by dało się go uprościć do jednego punktu na skali ludzkich cech. Możemy jedynie próbować go zrozumieć, rozwikłując skomplikowaną, splątaną sieć elementów: inteligencji, twórczej oryginalności, wytrwałości i szczęścia, które wspólnie tworzą kogoś, kto jest zdolny zmienić świat.

Reklama
Reklama
Reklama