Choć Magdalena Gorzkowska uskarżała się na wcześniejsze zatrucie pokarmowe liczyła, że da radę. Po dojściu do obozu 1. poprosiła o ewakuację. Informację taką przekazał pakistański dziennikarz serwisu dawn.com, Jamil Nagri. Zauważył, że członkini wyprawy SST z Polski skarżyła się na silny ból brzucha i wymioty po dotarciu do C1.

Reklama

Dzień później himalaistka sama opisała wydarzenia prowadzące do powrotu do obozu bazowego. – Zrobiłam co mogłam, podjęłam próbę zdobycia szczytu w dalekim od ideału stanie zdrowia. Poranek w dniu wyjścia i samopoczucie napawały optymizmem. Niestety wraz z wysokością było tylko gorzej. Zaczęłam zwracać wszystko, włącznie z wodą, lekami, o jedzeniu nie wspominając – donosi na Instagramie.

Według jej relacji, trwające 4,5 godziny wejście do obozu C1 „zamieniło się w dramat”. Miała problem ze sprzętem, nie pomagało „ogromne wycieńczenie”. W efekcie zespół miał poważne opóźnienie czasowe.

– Moja czołówka przestała działać. Wszystko to działo się w terenie lodowym o nachyleniu co najmniej 50 stopni, nic nie widząc musiałam w zupełnych ciemnościach przepinać sprzęt, nie będąc pewną, czy wybieram właściwą linę – opowiada.

Gorzkowska wspomina, że wspomagał ją Oswald Rodrigo Pereira, dokumentujący jej zmagania z górą dziennikarz. - Czekał na mnie i nie zostawił mnie mimo tego, iż stracił czucie w stopach i dłoniach. Wiedziałam, że mimo wszystko musimy dotrzeć do C1. Wiatr wiał coraz silniejszy, temperatury przekraczały minus 40 stopni. Na ostatnich 50 metrach dotarli do nas Szerpowie z herbatą i światłem – dodaje polska atletka.

W bazie C1 „realnie oceniając swoje siły” uznała, że „dalsze wyjście w górę jest głupotą”. Po przebudzeniu czekały ją ból brzucha i skurcze. Choć ból się nasilał, musiała schodzić.

- Nie było to proste, gdyż ból zaczął się nasilać, a wiedziałam, że muszę być maksymalnie skupiona na każdym ruchu i przepięciu liny. Pokonaliśmy całą drogę zjazdową bezpiecznie. Następnie kilka godzin bardzo mozolnego powrotu do Bazy z ABC. Mój stan był bardzo zły, zadzwoniłam do ubezpieczyciela. Udało się bardzo sprawnie skontaktować z Pakistańską Armią, która dysponuje śmigłowcami i zorganizować helikopter, który zabrał mnie z Bazy. Jestem już w Skardu, samo zmniejszenie wysokości dało mi ogromną poprawę zdrowia. Po raz pierwszy od 5 dni mam apetyt i ustał ból – pisze Magdalena Gorzkowska.

Dwa dni wcześniej zapowiadała na wideo atak szczytowy. Po wejściu na C1 na wysokości 6070 m himalaistka chciała 3 stycznia próbowała dotrzeć na C2 (6550 m) a 4 stycznia do C3 (7300 m). Właśnie z „trójki” chciała razem z innymi z zespołu ruszyć na szczyt.

- Ostatnie dwa dni były dla mnie bardzo niefortunne, bo miałam zatrucie pokarmowe. Na szczęście czuję się już lepiej i chcę wykorzystać to okno pogodowe. Kolejnego może już nie być” – mówiła pani Magda jeszcze w obozie bazowym zapowiadając, że liczy się przede wszystkim bezpieczny powrót. Ten do bazy pierwotnie planowała na 6 lutego.

Jej powrót na Facebooku potwierdził też Chhang Dawa Sherpa, szef agencji Seven Summit Treks. Razem z Gorzkowską zszedł m.in. dokumentujący jej wyprawę Oswald Rodrigo Pereira.

Reklama

Według jego informacji z 3 marca w obozach C2 i C3 było w sumie 21 wspinaczy. Wspinający się niezależnie od zespołu SST John Snorri zapowiedział, że zamierza z Ali Sadparą and Sajidem Sadparą zaatakować szczyt w południe 5 lutego.

Reklama
Reklama
Reklama