„Jesteśmy jak rodzina”. O tym, jak działa GOPR, opowiada Mateusz Kaszubski, ratownik
Bycie ratownikiem GOPRu to nie tylko praca – to styl życia, który łączy w sobie pasję do przygody, miłość do gór i chęć niesienia pomocy. Każda akcja ratunkowa jest jak osobny epizod, pełny emocji i wyzwań. Czujesz, jak twoje serce bije szybciej, gdy wyruszasz na poszukiwania zaginionego turysty. W tych chwilach doświadczasz prawdziwej wolności, gdzie każdy krok prowadzi cię przez dzikie, nieokiełznane tereny.
Z Mateuszem Kaszubskim o GOPR-ze jako rodzinie rozmawia Małgorzata Szumska.
Mateusz Kaszubski: Mówimy na nich „dzieci GOPR-u”, wychowują się na stacjach, znają teren, jeżdżą z nami na narty, wspinają się, a jak skończą 18 lat, to na egzaminie na członka GOPR-u – podejrzewam – miażdżą wszystkich.
Małgorzata Szumska: Czy chciałbyś, żeby Twój syn też dołączył do GOPR-u?
M.K.: Jeśli tylko będzie chciał, to jasne, że mu pomogę. Ma dopiero dziewięć lat, ale już jeździ ze mną dużo w teren, widzi też mnie, jak wychodzę w nocy na akcje czy opuszczam rodzinne święto, bo mam wezwanie. Myślę, że dla niego jest to już normą. Być może stanie się z czasem naturalnym wyborem.
M.S.: Czyli macie pewnie ratowników z kilku pokoleń tej samej rodziny?
M.K.: Tak, u nas w Wałbrzychu jest kilku ratowników z tradycjami. Dziadek był w GOPR-ze, ojciec, a teraz syn. GOPR ma 72 lata, więc już kilka pokoleń się przetoczyło.
M.S.: A czy GOPR przestał być już tylko męską służbą? Macie w swoim regionie ratowniczki?
M.K.: Oczywiście. Kobiety to świetne ratowniczki, są doskonale wyszkolone, zaangażowane. I podobnie jak my mają swoje życia, swoje prace, swoje dzieci i w tym wszystkim znajdują czas na ochotniczą służbę. Mamy też małżeństwa ratowników, którzy razem realizują tę pasję. Osobiście bardzo lubię pracować z kobietami, mają lepsze podejście do poszkodowanych, zwłaszcza gdy to są dzieci. Śmieję się, że faceci wypadają przy nich jak jaskiniowcy w takich rozmowach, a kobiety mają dużo empatii, potrafią rozmawiać, uspokoić. A to jest bardzo ważne. Lubię mieszane zespoły, męsko-damskie, bo świetnie się uzupełniamy. Mam nadzieję, że z czasem będzie więcej kobiet w naszych służbach.
M.S.: Omówiliśmy dzieci i kobiety, czas na seniorów. Jaka jest ich rola w GOPR-ze?
M.K.: Tak naprawdę bardzo duża. Niektórzy są cały czas w czynnej służbie i choć nie jadą już bezpośrednio do akcji, bo kondycja im nie pozwala, to są wielkim wsparciem. Pomagają przy stworzeniu dokumentacji, w przygotowaniu sprzętu, niektórzy są świetnymi szkoleniowcami, pełnią też funkcję edukacyjną, mają więcej czasu na spotkania z ludźmi i szerzenie wiedzy. A naszym głównym zadaniem, poza ratowaniem ludzi w górach jest edukowanie, żeby do tych wypadków po prostu nie dochodziło. Mamy w Grupie Sudeckiej świetny klub seniorów GOPR-owców Calcium – oni organizują różne eventy też dla nas, np. wspólną wigilię. Dzięki temu integrujemy się wszyscy i mamy poczucie, że jesteśmy rodziną.
M.S.: Ale każdy z Was jest też indywidualistą z mocnym charakterem. Jak radzicie sobie w pracy zespołowej?
M.K.: Kiedy startowałem do GOPR-u, mój kolega ratownik powiedział mi, że jak wyjadę z chłopakami, z którymi dobrze będzie mi się współpracować, to prawdopodobnie później większość akcji będziemy robić razem. I rzeczywiście tak jest, że jakoś tak naturalnie łączymy się w podgrupy. Ale na koniec dnia to nie ma znaczenia, czy się lubimy, czy się znamy, zawsze jest świetna współpraca. Mógłbym dołączyć do zupełnie obcego zespołu, nie znając tam nikogo i wiem, że byśmy stworzyli od razu zgrany zespół. Szkolimy się tak samo, jesteśmy nauczeni pracy w każdych warunkach i na każdym górskim terenie, jeździmy na szkolenia w wysokie góry, jak przychodzi do zdarzenia – wszyscy jesteśmy drużyną.
M.S.: Ale żeby być przygotowanym do pracy w każdych warunkach, musisz każdego dnia, nawet gdy nie jesteś na służbie, dbać o mindset i zdrowie fizyczne. Jak to pogodzić?
M.K.: Ratownikiem jest się cały czas, nawet po służbie. Trzeba dbać o kondycję. Zdawać sobie sprawę ze swoich ograniczeń i delikatnie przesuwać granice. Każdy z nas jest dobry w czymś innym, jeśli w czymś czuję się gorzej, tym bardziej chcę to rozwijać i ćwiczyć. Żartuję czasami, że bardziej o kondycję dbam ze względu na swoje dzieciaki. Gdybym nie ćwiczył, niedługo bym ich nie dogonił, ale w pracy ratownika jest to też kluczowe. A w zdrowym ciele – zdrowy duch. Jeśli wiem, że na akcji sobie poradzę, jestem dobrze przygotowany, to mniej się stresuję, martwię.
M.S.: Mówimy ciągle o czynniku ludzkim, a dużą rolę w Waszej pracy odgrywa sprzęt, którym się posługujecie. Czy mam rację?
MK: Jak najbardziej. Teraz GOPR jest świetnie wyposażony. Nasze terenówki odgrywają rolę karetek, dowiozą nas na zdarzenie, stają się centrum dowodzenia przy poszukiwaniach, pełnią wiele funkcji. Prawda jest taka, że Defendery stały się tożsame z naszymi służbami, kiedy z asfaltu wjeżdżamy w teren, to czujemy, że jesteśmy w dobrych rękach, że to auto nie zawiedzie. Każdy z nas potrafi jeździć w terenie i wykorzystać możliwości tego samochodu, ale mamy też kilku świetnych kierowców. Więc kiedy wiemy, że gdzieś jest trudny dojazd – a w Wałbrzychu mamy hałdy pokopalniane, na których czasami rozbijają się crossowcy podczas zawodów i do których dotarcie jest bardzo trudne, to bierzemy jednego z tych kierowców i wiemy, że damy radę. Raz wjeżdżaliśmy na prawie pionową hałdę, no a potem był zjazd z poszkodowanym. To są niesamowite emocje. Ale musimy mieć niezawodny sprzęt. Tak jak my musimy dbać o siebie i swoją kondycję, tak musimy dbać o sprzęt, żeby nic po drodze nas nie zaskoczyło.
Materiał promocyjny marki Defender