Mikroby na wojennej ścieżce. Wojna ludzkości z chorobami
My kontra choroby. Ten bój toczy się od zarania dziejów. Czy mamy szansę wreszcie go wygrać?
1 z 18
Choroby
Zarazki uznane za niemal wyeliminowane ze środowiska, jak np. wirus polio, wracają. Podnoszą głowę także choroby, na które powinniśmy się szczepić, ale tego nie robimy, np. odra. Wreszcie pojawiają się nowe patogeny, jak ebola czy – zupełna nowość – wirus zika.
Co więcej, epidemie przestają być lokalne. Dziś nowy szczep grypy, który pojawi się w Azji, w ciągu kilkunastu godzin może już trafić do Europy. Przeleci tam komfortowo samolotem wraz z pasażerem, którego wcześniej zakaził. Nowe patogeny pojawiają się w rolnictwie i wraz z drobiem, bydłem czy trzodą chlewną przekraczają granice. Zarazki będące do tej pory typowo zwierzęcymi m.in. z powodu zagęszczenia ludności przeskakują na człowieka. Oczywiście to nie dzieje się z dnia na dzień, ale współczesny świat bardzo ułatwia im atak na szeroką skalę.
Na zdjęciu wirus ospy prawdziwej. Jedyny, którego ludzkości udało się pokonać.
Fot. SPL / East, Profimedia
2 z 18
choroby
Szczepionkowa barykada
Pierwszym i dotychczas jedynym zwycięstwem człowieka nad wirusami było wprowadzenie powszechnych szczepień przeciwko ospie prawdziwej. Przed erą szczepień umierało na nią w samej Europie 400 tys. ludzi rocznie. U 25 proc. chorych choroba kończyła się zgonem.
Jak bardzo ludzkość chciała się pozbyć ospy, dowodzi sam fakt, na co ludzie się godzili, by tylko zmniejszyć ryzyko. Pierwsze próby szczepienia przeciwko ospie prawdziwej w Polsce rozpoczęły się już w XVII w. Wtedy polegałyna celowym wywoływaniu jej łagodnej postaci, by organizm nabrał odporności. Robiono to, zdrapując strupy z osób chorych. Suszono je i ścierano na proszek, a następnie mieszano z ziołami i wcierano zdrowym osobom w śluzówkę nosa. To było niebezpieczne (osoba zakażona mogła czasem zakazić rodzinę), ale ryzykowano. Kolejnym sposobem była tzw. wakcynacja: do szczepienia pobierano materiał od chorej krowy.
Na zdjęciu wirus eboli (na zielono) atakuje komórkę (pomarańczowa).
Fot. SPL / East, Profimedia
3 z 18
Screen Shot 2016-05-11 at 12
Szczepienia były coraz skuteczniejsze. Dzięki nim ospa prawdziwa została usunięta z powierzchni ziemi pod koniec lat 70. XX w. Akt całkowitego zwalczenia choroby podpisano 9 grudnia 1979 r. Dokonała tego międzynarodowa komisja, której przewodniczył Polak, prof. Jan Kostrzewski. Wyeliminowanie ospy prawdziwej potwierdzono pół roku później, 8 maja 1980 r.
Takiego sukcesu nie powtórzono niestety z polio, zwanym inaczej chorobą Heinego-Medina lub nagminnym paraliżem dziecięcym. Jest to bardzo zakaźna choroba neurologiczna wywoływana przez wirusy. Istnieją trzy szczepy dzikiego polio, z których żaden nie może przetrwać przez dłuższy czas poza ludzkim ciałem. Jak podaje Światowa Organizacja Zdrowia: jeśli zarazek nie będzie mógł znaleźć osoby niezaszczepionej, to po prostu „wymrze”. W 1988 r. pod auspicjami ONZ została powołana Światowa Inicjatywa na rzecz Walki z Polio (GPEI). Przewidywano, że do roku 2000 problem polio przestanie istnieć. Dzięki masowym szczepieniom choroba zniknęła z Ameryki już w połowie lat 90., zaś z Europy w 2002 r. W Indiach wyeliminowano ją w 2011 r. W Afryce do niedawna pojawiało się rocznie kilkaset nowych przypadków polio, dlatego za sukces należy uznać to, że od sierpnia 2014 r. nie wystąpiły kolejne. Jeszcze w 1988 r. odnotowywano zakażenia dzikimi szczepami polio w 125 krajach, a na chorobę zapadało ponad 350 tys. ludzi. Od tamtej pory udało się ograniczyć liczbę zachorowań o 99 proc.
Na zdjęciu pałeczka dżumy.
Fot. SPL / East, Profimedia
4 z 18
choroby
Obecnie istnieją tylko dwa endemiczne ogniska polio na świecie: w Afganistanie i Pakistanie. Do niedawna wirus występował też w Nigerii, ale od półtora roku nie odnotowano tam żadnego zachorowania i jeśli ten stan utrzyma się przez następny rok, WHO będzie mogła ogłosić, że kolejny kraj jest od polio wolny. (Zgodnie z przepisami można to zrobić po trzech latach bez nowych zakażeń). Niestety w eradykacji wirusa przeszkadzają dwa czynniki: wojna
i poglądy. W ub. roku zakażenie wirusem u dwójki dzieci potwierdziły władze Ukrainy, a jest to zapewne wierzchołek góry lodowej. Szacuje się, że tylko połowa dzieci na Ukrainie jest w pełni uodporniona na polio. Istnieją dwie szczepionki przeciw polio. Jedna zawiera fragmenty wirusa, a druga zarazek żywy, tyle że osłabiony. Zakażenia na Ukrainie wywołał właśnie ten szczepienny. Jest on o wiele łagodniejszy, choć może z czasem mutować i rozprzestrzeniać się w środowiskach o niskim odsetku zaszczepionych.
Na zdjęciu przecinkowiec cholery.
Fot. SPL / East, Profimedia
5 z 18
Screen Shot 2016-05-11 at 12
Coraz cięższą sytuację z polio mamy także w Pakistanie, gdzie w połowie stycznia 2016 r. co najmniej 14 osób zginęło, a 23 zostały ranne w zamachu przeprowadzonym przed ośrodkiem szczepień. Zespół pracowników z policyjną ochroną miał właśnie wyjechać do miasta na trzydniową akcję szczepień. Dlaczego obrano taki cel? Odpowiedzi jest kilka. Po pierwsze, szczepienia wspierają głównie organizacje międzynarodowe. W ich pracownikach widzi się tam wrogów islamu. Miejscowa ludność podejrzewa ich o szpiegostwo na rzecz zachodnich wywiadów. Według niej lekarze mają za zadanie nie tyle szczepić dzieci, co tropić islamskich radykałów. Padają też argumenty, że pod taką przykrywką lekarze chcą wysterylizować dziewczęta. Powodem takiego myślenia może być udawana kampania szczepień zorganizowana przez pakistańskiego lekarza Szakila Afridi (zwerbowanego przez amerykańskie CIA), która doprowadziła wywiad USA do kryjówki przywódcy Al-Kaidy Osamy bin Ladena w 2011 r.
Na zdjęciu:
Praca z wirusami to zajęcie najwyższego ryzyka. Przekonali się o tym pracownicy CDC w Atlancie, którzy nie mieli
odpowiednich strojów podczas kontaktu z wąglikiem. Na zdjęciu mikrobiolożka Ruth Bryan w laboratorium w Utah.
Fot. Douglas C.Pizac / AP / EAST NEWS
6 z 18
Screen Shot 2016-05-11 at 12
Amerykanie chcieli mieć pewność, że w miejscu, które chcą zaatakować, rzeczywiście ukrywa się Osama. Posiadłość była pilnie strzeżona, domownicy zachowywali wszelkie środki ostrożności. Jedynym sposobem pozwalającym się upewnić, że służby znalazły to, czego szukały, było pobranie DNA od dzieci mieszkających
z domniemanym szefem Al-Kaidy. Materiał genetyczny miał zostać porównany z DNA siostry bin Ladena, która zmarła w Bostonie w 2010 r.
Pomysł fałszywego programu szczepień w teorii był genialny. Aby wyglądał jak najbardziej naturalnie, w okolicy zaszczepiono liczne dzieci. Nie były to szczepienia przeciwko polio, ale wirusowemu zapaleniu wątroby typu B. Na dokładkę tajemnicą wywiadu USA pozostanie, czy pobranie DNA w ogóle się powiodło i przyniosło spodziewane informacje. Według niektórych specjalistów od szczepień podstęp wywiadu na lata zahamował proces usuwania z tamtych rejonów m.in. polio. Ludność, według propagandy „zdradzona” przez Zachód, na próby jakichkolwiek szczepień reaguje dziś co najmniej wrogo.
Na zdjęciu:
Specjalna grupa wolontariuszy zajmuje się pochówkiem ciał we Freetown w Sierra Leone poczas epidemii eboli.
Fot. Samuel Aranda/Panos/Czarny Kot
7 z 18
choroby
Brudna robota Wakefielda
Pół wieku temu świat błagał o nowe szczepienia przeciwko chorobom zakaźnym. Naukowcy stawali na głowie, by coś znaleźć. Po pierwsze szczepionki, choć niedoskonałe, z prawdziwymi skutkami ubocznymi, ustawiały się kolejki.
A dziś kraje Zachodu ogarnęła gorączka ruchów antyszczepionkowych. Wywołał ją lekarz oszust Andrew Wakefield. Używając sfabrykowanych danych, wykazywał związek między szczepionką MMR (przeciwko odrze, śwince i różyczce) a autyzmem. W 1998 r. na łamach prestiżowego pisma The Lancet Wakefield opublikował swoje wnioski. Oczywiście ośrodki naukowe od razu rzuciły się, by badania te potwierdzić. Bezskutecznie. On sam też nigdy ich nie powtórzył.
Na zdjęciu:
Wirus zika dotarł do Peru. Władze walczą z nim, jak potrafią. Np. fumigacją, czyli zwalczaniem m.in. owadów za pomocą substancji chemicznych na cmentarzu w Carabayllo na obrzeżach Limy.
Fot. Mariana Bazo / Reuters / Forum
8 z 18
choroba
W 2010 r. The Lancet odciął się od publikacji, a nawet usunął ją ze swojego archiwum. A rok później Brytyjska Komisja Medyczna ogłosiła, że wykreśla Andrew Wakefielda i jego współpracownika Johna Walkera-Smitha z rejestru lekarzy. Komisja uznała, że ich wspólna praca była nieetyczna, nieuczciwa i niegodna profesji, jaką wykonywali. Ale cóż z tego. Ludzie uwierzyli Wakefieldowi. Pokłosiem ich aktywności były liczne epidemie odry m.in. w Niemczech czy Wielkiej Brytanii, ponieważ wystraszeni rodzice odmawiali szczepień swoich dzieci. W ciągu trzech lat od publikacji w Wielkiej Brytanii tylko 72 proc. dzieci otrzymało szczepionkę przeciwko odrze. To zbyt mało, by utrzymać zarazek w ryzach. Wirus odry przestaje się rozprzestrzeniać dopiero wtedy, gdy zaszczepionych jest minimum 95 proc. populacji! W najbliższych latach Polska może zejść poniżej tego progu.
Na zdjęciu:
23-letnia Brazylijka Patricia Araujo jest w siódmym miesiącu ciąży. Mieszka w Recife, gdzie odnotowano wiele zakażeń wirusem zika, który zagraża jej płodowi. Teraz bardziej niż kiedykolwiek musi uważać na ukąszenia komarów.
Fot. Nacho Doce/Reuters/Forum
9 z 18
choroby
Z danych WHO wynika, że w 2011 r. w 36 krajach europejskich zarejestrowano 26 tys. przypadków zakażenia odrą. Panika dotycząca tej choroby pojawiła się też w naszym kraju. W 2014 r. 12 tys. polskich dzieci nie przeszło obowiązkowych szczepień, zanotowano też 110 zachorowań. Cztery lata wcześniej było zaledwie 13 przypadków odry, w 2011 r. – już 38.
Przed erą szczepień liczba zachorowań na odrę sięgała u nas do 200 tys. rocznie. Umierało około 300 dzieci, tysiące miały powikłania wymagające długotrwałej hospitalizacji. To m.in. zapalenie płuc, zapalenie oskrzeli, krtani, ucha środkowego, biegunka. Ale najgorsze są bardzo poważne powikłania neurologiczne: zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych i mózgu. Odległym w czasie powikłaniem odry jest podostre stwardniające zapalenie mózgu – choroba nieuleczalna. Co gorsza, objawy pojawiają się dopiero po kilkunastu latach od zachorowania. Według szacunków WHO odra powoduje 10 proc. wszystkich zgonów, wywołanych różnymi przyczynami, wśród dzieci poniżej 5. roku życia. Jeśli rodziców unikających szczepień będzie przybywać, odra powróci. To pewne.
Fot. Nacho Doce/Reuters/Forum
10 z 18
Screen Shot 2016-05-11 at 12
Nie bierz antybiotyku na grypę!
A co z innymi zabójcami ludzkości, których nie możemy się pozbyć? Na świecie nadal występują lokalne epidemie dżumy, cholery czy trądu. I wciąż są śmiertelne. W Polsce lekarze znów mówią o kile. Triumfalnie wraca gruźlica. Pojawiają się nowe szczepy oporne na antybiotyki. A to kolejny problem, z jakim musi zmierzyć się świat. I jak twierdzą uczeni, jest to zagrożenie nie mniejsze niż terroryzm. Bo życie bez antybiotyków będzie pełne zagrożeń. Narodziny dziecka znów staną się jednym z najbardziej niebezpiecznych momentów w życiu kobiety.Podczas wycinania wyrostka robaczkowego będziemy musieli liczyć nie tylko na sprawne ręce chirurga, ale też na szczęście. Świetne środki antyseptyczne nie zawsze wystarczą.
Wszystko przez to, że nadużywamy tego rodzaju leków, biorąc je na przeziębienie lub stosując niewłaściwie (zbyt krótko, pomijając dawki).
Z badań przeprowadzonych przez ESAC (European Surveillance of Antibiotic Consumption) w 2009 r. wynika, że Polacy bardzo lubią antybiotyki. Na tysiąc osób aż 25 stosowało je codziennie, a w okresie jesień-zima sprzedaż antybiotyków wzrastała nawet czterokrotnie!
Na zdjęciu laseczki wąglika.
Fot. SPL / East, Profimedia
11 z 18
choroba
A w badaniach Eurobarometru z 2013 r. (ponad 26,5 tys. osób z 28 krajów UE) 35 proc. badanych twierdziło, że zażywało antybiotyki przynajmniej raz w ciągu ostatniego roku. Antybiotyk wzięła prawie połowa Maltańczyków, Cypryjczyków i Rumunów. Co ciekawe, w Polsce jest odwrotnie niż na Zachodzie – im ludzie bogatsi, tym więcej stosują antybiotyków.
Większość Europejczyków (także Polaków) dostała zalecenie stosowania antybiotyków od swoich lekarzy. A ci najczęściej przepisują je na zapalenie oskrzeli i... grypę, czyli chorobę wirusową, której antybiotyki nie leczą! 84 proc. respondentów jest świadomych, że nieprawidłowe i niepotrzebne stosowanie antybiotyków powoduje, iż stają się one coraz mniej skuteczne. I tu znów niespodzianka – Polacy są odrobinę bardziej tego świadomi. Jednak aż połowa z nas nie ma pojęcia, że antybiotyki nie działają na wirusy. Dlaczego więc tak wielu je stosuje?
Na zdjęciu:
Daw San Yee podaje szczepionki przeciwko polio w Mjanmie. Gdyby dostały je wszystkie zdrowe dzieci, choroby mogłoby już nie być. Wojna i przekonania sprawiają jednak, że na razie są to tylko marzenia.
Fot. William Daniels / Panos / Czarny Kot, Photopower
12 z 18
choroby
– Niestety w 99 proc. to, że Polacy przyjmują zbyt dużo antybiotyków, to wina lekarzy. I nie przekonuje mnie argument, że pacjent „wymusza” receptę, bo chce się szybko wyleczyć. Antybiotyk nie ma nas pobudzić do pracy, ale zabić bakterie. O ile mamy zakażenie bakteryjne, a nie wirusowe. Ale bez badań dodatkowych trudno je od siebie odróżnić – mówi dr med. Paweł Grzesiowski, prezes Stowarzyszenia Higieny Lecznictwa oraz założyciel fundacji Instytut Profilaktyki Zakażeń. Niestety są zbyt rzadko stosowane, mimo że można je wykonać nawet w ciągu kilkunastu minut, zanim pacjent opuści przychodnię. Problemem jest to, że testy te nie są w Polsce refundowane przez NFZ!
Czasy, w których firmy farmaceutyczne sypały z rękawa nowymi lekami przeciwbakteryjnymi, należą do przeszłości. Dziś, choć trwają prace w laboratoriach, z lupą trzeba by szukać leków, które wykorzystują nowe mechanizmy działania. A mikroby nie śpią. Co gorsza, problem lekooporności bakterii dotyczy dziś także weterynarii i hodowli zwierząt (antybiotyki stosuje się w celu zwiększenia masy ciała zwierząt). To stamtąd coraz częściej przychodzą do nas mikroby oporne na antybiotyki stosowane u ludzi. Apokalipsa, jak twierdzą niektórzy mikrobiolodzy, spadnie na nas z Ziemi, nie z kosmosu. I nie za milion lat, ale za 20.
Na zdjęciu:
Szczepienia to dla dzieci z krajów rozwijających się najlepsza inwestycja na przyszłość. Duże odległości do szpitala i wysokie koszty leczenia sprawiają, że wiele chorób, w tym polio czy odra, jest dla nich śmiertelnych.
Fot. f11.art.pl
13 z 18
Screen Shot 2016-05-11 at 12
W 2014 r. specjalna komisja powołana przez brytyjski rząd ostrzegała, że już w 2050 r. odporność na antybiotyki może być powodem śmierci aż 10 mln osób! Raport szacuje, że w Europie ofiar będzie 390 tys. rocznie, a w USA 317 tys. Zdaniem badaczy najbardziej lekooporne mogą stać się: pałeczka okrężnicy (Escherichia coli), gruźlica i wywoływana przez zarodźca malaria. Oporność na antybiotyki stanie się najczęstszym powodem śmierci na świecie, przed rakiem. Walka z antybiotykoopornością jest w tej chwili jednym z priorytetów WHO.
– Ta walka nie jest łatwa i żeby ją wygrać, trzeba będzie spełnić wiele warunków. Wymagana jest racjonalizacja stosowania antybiotyków na szczeblu globalnym. Trzeba wymusić zakaz ich stosowania w rolnictwie i hodowli, a także ograniczyć użycie w weterynarii i medycynie. Ważne jest też monitorowanie szczepów opornych na antybiotyki, bo ich pojawianie się jest zjawiskiem naturalnym i nieuchronnym. I restrykcyjnie izolować ludzi mających zakażenia właśnie takimi szczepami – tłumaczy dr Grzesiowski. I dodaje: – Nie byłbym jednak aż takim pesymistą, by mówić o apokalipsie.
Fot. f11.art.pl
14 z 18
choroby
W wielu laboratoriach na świecie szuka się nowych sposobów na bakterie, metod bardziej „ekologicznych”. Przykładem wypierania bakterii patogennych przez szczepy łagodne lub wręcz dobroczynne są probiotyki. Kiedyś to były tylko pałeczki kwasu mlekowego, dziś powstają już probiotyki zawierające złagodzone szczepy chorobotwórcze. Mają one za zadanie wyprzeć z organizmu prawdziwe patogeny. I probiotyki stosuje się nie tylko dojelitowo, ale też do ssania, wziewnie czy do stosowania na błony śluzowe.
W odwodzie pozostaje leczenie bakteriofagami, czyli wirusami atakującymi bakterie. Ale ta metoda nie jest prosta. Na razie nie upowszechniła się, ponieważ wymaga indywidualnego opracowania preparatu dla każdego pacjenta.
Kiedy świat uzna zagrożenie odporności na antybiotyki za realne i ludzkość poczuje nóż na gardle, nowe leki antybakteryjne zostaną opracowane. Dane epidemiologiczne i raporty uczonych nie wywołały globalnego alarmu. Stare leki wciąż dobrze się sprzedają i firmy biotechnologiczne nie mają interesu, by inwestować ogromne środki w poszukiwanie nowych. To jest niestety nie tylko medycyna, ale też wieki biznes, choć widać, że ostatnio pojawiają się nowe koncepcje leczenia zakażeń bakteryjnych, przede wszystkim oparte na poszukiwaniu nowych celów w komórkach bakterii oraz eliminacji szczepów zjadliwych ich nieszkodliwymi kuzynami.
Na zdjęciu wirus polio.
Fot. SPL / East, Profimedia
15 z 18
choroby
Zarazki do badań specjalnych
Jakby mało było nam naturalnych zarazków, to jeszcze musimy pilnować tego, co uczeni trzymają w laboratoriach. W czerwcu 2014 r. pracownicy amerykańskiego Centrum Kontroli Chorób i Prewencji (CDC) mogli zostać narażeni na kontakt z żywymi bakteriami kolejnego zabójcy, wąglika. – To nie miało prawa się stać – mówił Agencji Reutera dr Paul Meechan, dyrektor w CDC ds. bezpieczeństwa środowiska.
Specjalna jednostka naukowców pracująca na co dzień w laboratoriach o najwyższym stopniu zabezpieczeń nie dochowała procedur. Skutkiem tego było narażenie nieświadomych zagrożenia ludzi na kontakt z potencjalnie śmiercionośnymi zarazkami. Do ekspozycji doszło w kwaterze głównej CDC w Atlancie. Pracownicy laboratoriów o niższym stopniu zabezpieczeń, do których przekazano szalki z laseczkami wąglika, byli przekonani, że próbki zawierają inaktywowane (zabite) bakterie. Nie mieli więc adekwatnych strojów do kontaktu z żywymi zarazkami – poinformowała agencja.
Fot. William Daniels / Panos / Czarny Kot, Photopower
16 z 18
choroby
Wpadka zdarzyła się w trzech laboratoriach. Sprawa wyszła na jaw, gdy zawierające bakterie wąglika szalki były zbierane do usunięcia. Okazało się, że na pożywce rosną żywe kolonie bakterii! Agencja podobno testowała nowy sposób zabijania wąglika. Jak widać, nieskuteczny. Badania w dwóch z tych ośrodków mogły się wiązać z rozpylaniem przetrwalników wąglika w powietrzu. – Prawdopodobieństwo, że ktoś został narażony na zakażenie, jest bardzo małe – zarzekał się Skinner. Sprawa była jednak na tyle poważna, że w wyjaśnianie, jak doszło
do pozostawienia żywych bakterii, włączyło się FBI.
Afera wąglikowa idealnie wpasowała się w gorącą debatę na temat sensowności wykonywania doświadczeń
z udziałem zabójczych zarazków. Marc Lipsitch, epidemiolog z Harvard School of Public Health, razem z Alison Galvani, epidemiolożką z Uniwersytetu Yale, przekonywali, że ryzyko takich badań może przeważać nad korzyściami. Twierdzili, że wcześniej czy później niebezpieczne zarazki wymkną się z najbardziej chronionego laboratorium i rozprzestrzenią po świecie. Zawini zwykły ludzki błąd.
Na zdjęciu walka z komarami roznoszącymi wirus ZIKA. Fot. Shutterstock
17 z 18
shutterstock_294279860
Uczeni oszacowali, że ryzyko (na 10 laboratoriów najwyższego zabezpieczenia w USA, które prowadzą eksperymenty z groźnymi zarazkami), iż w ciągu 10 lat co najmniej jedna osoba zostanie zainfekowana, wynosi aż 20 proc.! Pół biedy, jeśli natychmiast się zorientuje i zostanie poddana kwarantannie. A jeśli opuści laboratorium? Ilu ludzi zakazi po drodze? – To jak gra w ruletkę – przekonują naukowcy.
Na świecie oficjalnie co najmniej kilkanaście grup uczonych bada i tworzy śmiercionośne wirusy, by zrozumieć, jak mogą one wyewoluować w jeszcze bardziej letalne formy. Marc Lipsitch najbardziej obawia się eksperymentów nad tzw. zdobywaniem funkcji zarazków. Polegają one na tworzeniu ich bardziej zakaźnych form niż te, które są w naturze, i studiowaniu materiału genetycznego w zaciszu laboratoriów. Są to np. mutacje, które pozwalają wirusom zagnieździć się w górnych drogach oddechowych człowieka, co ułatwia im rozprzestrzenianie się podczas kaszlu czy kichania. Są również korzyści z takich badań. Uczeni mogą pracować nad mutacjami, które czynią wirusy bardzo niebezpiecznymi, nie czekając na to, „co by było, gdyby było”. Mogą przygotować się na taką okoliczność i np. spróbować zwiększyć przeżywalność zakażonych osób. Takie doświadczenia mogą też przyspieszyć tworzenie szczepionek. Ale ich przeciwnicy twierdzą, że „podkręcone” zarazki nie są do tego potrzebne. A szczepionki można tworzyć bez materiału zakaźnego. Światowa Organizacja Zdrowia także po raz szósty odłożyła datę zlikwidowania próbek wirusów ospy prawdziwej oficjalnie przetrzymywanych w dwóch laboratoriach na świecie: w CDC w Atlancie oraz w tajnym rządowym rosyjskim laboratorium w Nowosybirsku.
Wirus jeszcze nie zostanie zniszczony, bo potrzebny jest do badań nad nowymi lekami przeciwwirusowymi. To na wypadek, gdyby ktoś chciał wykorzystać ospę jako broń biologiczną. Poza tym, według WHO, nie wiadomo, czy ktoś jeszcze nie przechowuje wirusa ospy – celowo lub nieświadomie, w zapomnianych magazynach. Niszcząc wirus, możemy stracić coś, o czym jeszcze nie wiemy – bronią próbek zwolennicy ich przechowywania. Niektórzy też nie wierzą, że wirus da się usunąć raz na zawsze. Miliony ludzi zmarło na ospę, wszędzie są ich groby. A nikt tak naprawdę nie wie, jak długo wirus ospy może przetrwać w ludzkim ciele po śmierci swej ofiary.
Fot. Shutterstock
18 z 18
choroby
Zdrowsi dzięki dżumie?
Kiedyś choroby zakaźne były istotnym czynnikiem selekcyjnym w ludzkiej populacji. Czarna śmierć, czyli światowa epidemia dżumy, między 1347 a 1351 r. uśmierciła 50 mln Europejczyków. W ciągu kilku lat Europa „odchudziła” się o 30–50 proc. ludności! Jaki to miało wpływ na tych, którzy ocaleli? Po początkowym trudnym okresie ostańcy poradzili sobie doskonale. Ich potomkowie żyli znacznie dłużej i byli zdrowi jak nigdy dotąd. Naturalna katastrofa, jaką była globalna zaraza, wyeliminowała z populacji osoby starsze i schorowane. Zostawiła młode,
w okresie rozrodczym i prawdopodobnie bardziej odporne na tę chorobę (i tę lepszą odporność ludzie przekazali potomstwu). Sharon DeWitte z Uniwersytetu Karoliny Południowej badała, w jaki sposób śmierć tylu osób wpłynęła na życie tych, którzy przetrwali na terenie Londynu. Z wcześniejszych badań wiadomo, że jego mieszkańcy przed wybuchem pandemii wiedli ciężkie życie. Część zbadanych przez uczonych ofiar dżumy miała oznaki krzywicy, anemii, zęby w fatalnym stanie i była niedożywiona. Dr DeWitte przebadała 600 szkieletów należących do londyńczyków pochowanych na cmentarzach z XI–XIII w. Okazało się, że warunki ich życia po kataklizmie bardzo się poprawiły. Ponieważ tuż po pandemii nie było komu pracować, skończyła się era wyzysku, przynajmniej na terenie Anglii. – Rosło wynagrodzenie za pracę, a spadały za to ceny jedzenia czy rzeczy materialnych – tłumaczy dr DeWitte. Podaje też, że między początkiem XIV w. a końcem XV płace wzrosły ponadtrzykrotnie. I na takim poziomie utrzymywały się aż do czasów rewolucji przemysłowej. Ci, co przetrwali, wygrali więc podwójny los na loterii: żyli, a ich stan zdrowia powodowany rosnącym dobrobytem znacznie się poprawił. Wzrosła też długość życia. Odbyło się to jednak ogromnym kosztem i współczesny świat nie przyjmuje do wiadomości, że coś takiego mogłoby się powtórzyć.
W świecie, w którym wydawałoby się, że to człowiek jako gatunek ma nad wszystkim kontrolę, karty rozdają mikroby i wirusy. Toczy się wojna światów. I chyba jej nigdy nie wygramy. Obyśmy tylko nie polegli z kretesem.
Tekst: Tekst Margit Kossobudzka, Gazeta Wyborcza
Fot. Shutterstock