Już teraz globalna prędkość wymierania gatunków setki razy przewyższa średnią z ostatnich 10 milionów lat – czytamy w dokumencie opublikowanym przez IPBES. Pod raportem Międzyrządowej Platformy Polityki Naukowej w sprawie Różnorodności Biologicznej i Usług Ekosystemowych podpisało się 145 ekspertów z 50 krajów. Trudno zatem zarzucić mu stronniczość, eko-oszołomstwo czy bycie napisanym pod dyktando jakiejś firmy (takie argumenty często powtarzane są przez przeciwników ekologii).

Reklama

Kurczące się obszary siedlisk naturalnych, zmiany klimatyczne, zanieczyszczenie środowiska – to główne czynniki, które zagrażają 40% populacji płazów (tak, wszystkich płazów) oraz 33% raf koralowych. Do tego doliczyć należy groźbę wymazania z fauny planety jednej trzeciej morskich ssaków.

- Zdrowie ekosystemów, na których polegamy my oraz wszystkie inne gatunki, pogarsza się szybciej niż kiedykolwiek – mówi sir Robert Watson, przewodniczący IPBES.

Raport został opublikowany pół roku po Międzynarodowym Szczycie Klimatycznym (IPCC), gdzie jasno wybrzmiało ostrzeżenie dla ludzkości przed ocieplaniem się klimatu. Już wtedy eksperci mówili jasno: mamy mniej więcej 12 lat żeby coś z tym zrobić, inaczej czeka nas globalna katastrofa.

Jeden z wielu protestów na całym świecie wzywających do zajęcia się przez polityków i globalny biznes problemem ocieplenia klimatu. Fot. Simona Granati - Corbis/Getty Images

Jednym z głównych grzechów ludzkości jest ograniczanie bioróżnorodności. Naginając cały świat do potrzeb naszej rozbuchanej gospodarki interesują nas tylko te rośliny i zwierzęta, które są źródłem cennych zasobów: pożywienia, skóry, wełny i tak dalej. Jeśli coś nie jest potrzebne nam, nie musi istnieć. Efektem tego jest około zmiana ekosystemów na 75% obszarach lądowych i 66% morskich całej planety. Dodatkowo w ciągu ostatnich 50 lat nasz gatunek podwoił swoją liczebność, a PKB na jednego człowieka jest 4 razy większy. Według raportu ponad 75% zasobów słodkiej wody jest wykorzystywanych na potrzeby upraw rolnych oraz zwierząt gospodarskich.

- Zostało bardzo niewiele naszej planety, której jeszcze znacząco nie zmieniliśmy – przyznaje w rozmowie z CNN współtwórczyni raportu, profesor Sandra Diaz z Uniwersytetu w Kordobie – Powinniśmy zacząć zachowywać się jak odpowiedzialni za życie na Ziemi.

Głównymi winnymi tej sytuacji według Diaz są kraje Globalnej Północy (nie tylko Zachodu), które niszczą naturę „niemożliwymi do utrzymania” poziomami konsumpcji, szczególnie pod względem rybołówstwa oraz wyrębu lasów. W 2015 roku około jednej trzeciej zasobów ryb morskich zostało przetrzebionych tak, że niemożliwe jest utrzymanie połowów na takim samym poziomie, a od 1970 roku ilość wycinek w lasach wzrosła o połowę. Aż 15% z tychże jest dodatkowo nielegalnych.

Zanieczyszczenie oceanów plastikiem zwiększyło się od 1980 dziesięciokrotnie. Rocznie do naturalnych zasobów wodnych trafia 300-400 milionów ton odpadów. Te działania ludzkości już zaowocowały ponad czterema setkami „martwych stref” w oceanie, których łączna powierzchnia przekracza obszar Wielkiej Brytanii. Istnieją miejsca o tak niskich zasobach tlenu, że ledwo jest tam w stanie istnieć jakiekolwiek morskie życie. Warto przy tej okazji przypomnieć, że właśnie w oceanach zaczęło się jakiekolwiek życie na planecie.

Zaśmiecona plaża w okolicach Neapolu. Fot. Getty Images

Mimo tak straszliwych danych eksperci przekonują, że pęd ludzkości ku zagładzie (swojej i innego życia na Ziemi) można wyhamować. Jednak konieczne byłoby działanie na każdym poziomie: globalnym i lokalnym. Od sprzątania lasów w weekendy przez mieszkańców okolicznych osiedli i zmiany nawyków dotyczące śmieci czy ogrzewania po zmianę całego przemysłu rolno-spożywczego (tak silnie zależnego od oleju palmowego, mięsa i nabiału), energetyki (wciąż korzystającej z paliw kopalnych) na skalę globalną. Wymagałoby to międzynarodowych porozumień, nowych regulacji oraz z pewnością serii wyrzeczeń.

Pozostaje pytanie, że będą na nie gotowi ci, którzy mają najwięcej do powiedzenia, a obecnie jeszcze nie odczuwają nadchodzącej katastrofy tak mocno. Głos ofiar kataklizmów, zarówno ludzi jak i zwierząt, ma mniejszą siłę przebicia niż zdanie polityków i decydentów.

Naukowcy ostrzegają jednak, że zmiany są na tyle poważne, że nie będzie dokąd uciekać. Efekty, według profesor Diaz, mamy zobaczyć już za 10-20 lat. Eksperci przekonują jednocześnie, że część zniszczonych ekosystemów można odtworzyć, wiele ze zmian można spowolnić.

Na 2020 roku zaplanowano 2 międzynarodowe szczyty dotyczące klimatu. Mają się tam spotkać przywódcy państw, przedstawiciele przemysłu i naukowcy. Chiny będą gościć spotkanie ONZ dotyczące bioróżnorodności, na którym zostaną wyznaczone cele na najbliższe 20 lat. Kraje, które podpisały porozumienie paryskie z 2015 odnośnie ograniczenia globalnego ocieplenia do poziomu poniżej 2 stopni podsumują swoje dotychczasowe zaangażowanie w sprawę.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama