Reklama

GALA: Zaczął się Nowy Rok. Pamiętacie Państwo bale karnawałowe z czasów swojej młodości?
MARIA KACZYŃSKA: Mąż nigdy nie przepadał za dużymi balami. Lubiliśmy prywatki. Spotykaliśmy się w gronie przyjaciół i nawet gdy nasza córka była jeszcze mała, potrafiliśmy bawić się do rana. W tym roku także bawiliśmy się z naszymi przyjaciółmi. Najpierw była kolacja i rozmowy, potem życzenia noworoczne, sztuczne ognie i tańce. Świętowaliśmy do czwartej rano.
GALA: Pan lubi tańczyć, Panie Prezydencie?
LECH KACZYŃSKI: Zacząłem pod tym względem mocniej żyć, gdy poznałem Marylę. To ona pierwsza zmusiła mnie do tańca.
MARIA KACZYŃSKA: Tańcem bym tego nie nazwała... Robiliśmy „węża”.
GALA: Bawiliście się przy The Beatels czy Rolling Stones? A może przy Maryli Rodowicz?
LECH KACZYŃSKI: Raczej to były Czerwone Gitary. (śpiewa) „Kwiaty we włosach potargał wiatr...”.
MARIA KACZYŃSKA: (śpiewa) „Nigdy więcej nie patrz na mnie takim wzrokiem”...
LECH KACZYŃSKI: O tak, Piotra Szczepanika uwielbiałem! Trubadurów też.
GALA: Nowy Rok to dobry moment na podsumowania i postanowienia.
MARIA KACZYŃSKA: Nie lubię oglądać się wstecz. Postanowień na Nowy Rok też nie robię.
LECH KACZYŃSKI: Ja też nie, bo wszystko, co mnie dobrego w życiu spotkało, było z zaskoczenia. Moje doświadczenie życiowe uczy, że lepiej nie planować. Przecież ja wróciłem do polityki całkiem przypadkowo! W pociągu, jadąc na spotkanie z moimi magistrantami, odebrałem telefon z propozycją zostania ministrem sprawiedliwości.
MARIA KACZYŃSKA: A ja dowiedziałam się o tym, robiąc zakupy na targu! Nasze życie wtedy nabrało niesamowitego rozpędu. I nadal pędzi!
LECH KACZYŃSKI: Gdy oglądam się wstecz, mogę tylko powiedzieć: w moim życiu niemal wszystko mi się udało. W skali mikro – chciałem być naukowcem i nim zostałem. W skali makro – zostałem politykiem, potem prezydentem. I to też nie było planowane.
GALA: Chcesz rozśmieszyć Pana Boga, powiedz mu o swych planach?
LECH KACZYŃSKI: Człowiek w mikroskali ma wolną wolę, ale w makro – jest elementem wypadkowej wielu sił. Pamiętam, jak w 1972 roku nagle w sekundę podjąłem decyzję, że jadę na studia doktoranckie do Gdańska. To kompletnie zmieniło moje życie. W Sopocie poznałem Marylę, tu wsiąkłem w działalność opozycyjną.
MARIA KACZYŃSKA: Ale Leszeczku, pozwól, że się wtrącę. Wyszłam za ciebie tylko dlatego, że zawsze wiedziałam, że będziesz prezydentem!
MARIA I LECH KACZYŃSCY: (śmiech).
GALA: Zaangażowanie polityczne męża musiało Panią męczyć. Nigdy nie miała Pani ochoty tupnąć nogą i krzyknąć: „Nie!”?
MARIA KACZYŃSKA: Działalność opozycyjna niosła ze sobą spore ryzyko skomplikowania sobie życia, ale szłam za Leszkiem. Bałam się, cierpiałam, ale nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby blokować męża.
LECH KACZYŃSKI: Są sprawy, o których ja sam decyduję, i takie, o których Maryla decyduje sama. Ważna decyzja, żeby zostać z dzieckiem i nie wracać do pracy – to była autonomiczna decyzja Maryli. Jest pewien typ decyzji, które każdy podejmuje samodzielnie.
GALA: Nawet jeśli potem inni ponoszą tego konsekwencje?
LECH KACZYŃSKI: Nawet wtedy.
GALA: Wprawdzie Boże Narodzenie minęło, ale chciałam Państwa zapytać o ten szczególny czas. Na czym dla Was polega wyjątkowość tych świąt?
MARIA KACZYŃSKA: Mówi się nawet, że to czas magiczny... Wigilia, blask choinki, oczekiwanie na prezenty. Rokrocznie organizuję świąteczno-noworoczne spotkania z małżonkami ambasadorów. Spotykamy się w Belwederze na przygotowanej specjalnie dla nich wieczerzy wigilijnej. Co roku przed Bożym Narodzeniem odwiedzam dzieci ze szczególnej szkoły przy ulicy Białobrzeskiej. Szopka w ich wykonaniu i wspólnie śpiewane kolędy zawsze bardzo mnie wzruszają.
GALA: A jednak chyba udaje się Państwu uciec przed zgiełkiem tego świata?
LECH KACZYŃSKI: Tak. 24 grudnia po południu wszystko cichnie i jest podporządkowane jednemu – wspólnej rodzinnej Wigilii. Nasze Wigilie czasami odbywały się na Wybrzeżu, gdzie byliśmy z żoną „desantem z Warszawy” – jak sami to nazywaliśmy, bo przecież tu, w Warszawie, mamy całą rodzinę. Najczęściej jednak Święta spędzaliśmy w domu u mojej mamy na Żoliborzu, u brata żony na Zaciszu lub u wujostwa na Saskiej Kępie.
GALA: Czy Pan Prezydent pomaga w przygotowaniach? Umie Pan lepić pierogi?
LECH KACZYŃSKI: Ze wstydem muszę przyznać, że nie umiem gotować, a już przygotowywanie jakichkolwiek potraw wyjątkowo mnie męczy. Większość mężczyzn z mojego pokolenia chyba cierpi na ten syndrom, prawda?
GALA: Nawet do mielenia maku na kutię nie udaje się męża zapędzić, Pani Mario?

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama