Reklama

– Niestety pana wyprawa ma raczej charakter historyczny. To smutne. Zostało ich dosłownie kilku – tymi słowami pożegnał mnie w Rangunie dr U Ko Ko. Na północ Birmy, do Pudao u podnóży zapomnianych przez świat Himalajów Birmańskich, dotarłem samolotem w towarzystwie rządowego „opiekuna”. Tam czekało na mnie dziewięciu tragarzy i tłumacz z plemienia Rawang. Z pozwoleniami rządowymi w ręku ruszyłem do dżungli wzdłuż rzeki Nan Tamai. Mozolna wędrówka do wioski Arongham trwała 12 dni, w tym cztery ostatnie w bezustannym deszczu. Plemiona Rawang i Lisu zamieszkujące Himalaje Birmańskie to praktykujący, mocno wierzący chrześcijanie. W każdej wsi stoi kościół. To efekt działalności misjonarskiej Amerykanów na początku XX w. Mieszkańcy przestrzegają surowych zasad: nie piją, nie palą, w zasadzie nie dochodzi między nimi do żadnych konfliktów. Funkcję rzeczywistych wodzów wiosek pełnią pastorzy. Ciągle padało, kończyła się pora sucha – był kwiecień. Trafiłem do Arongham w środku świąt wielkanocnych. Poszedłem do kościoła. Po mszy wszyscy mieszkańcy należący do klanu Rawang podchodzili do mnie, by się przywitać. W pewnym momencie poczułem, że ściskam dłoń, ale nie widziałem jej właściciela. Spodziewałem się tego spotkania, jednak, jak widać, nie byłem wystarczająco czujny. Spojrzałem w dół. Mężczyzna uśmiechnął się i po chwili zniknął w tłumie. Tak poznałem Dawiego – ostatniego azjatyckiego pigmeja Tarong w dolinie Adong, mieszkającego ze swoimi dwoma siostrami w wiosce zamieszkanej przez plemię Rawang.

Reklama

Spotkanie z „dziwnymi istotami” relacjonowali pierwsi eksploratorzy tych ostępów. Frank Kingdon Ward, wybitny brytyjski podróżnik, nazywał ich Daru. Tereny były tak izolowane i niedostępne, że pierwsza ekspedycja rządu birmańskiego pod wodzą pułkownika Sawa Myinta odbyła się dopiero w 1954 r. W 1962 r. do Arongham po miesiącu marszu dotarła grupa birmańskich lekarzy, w której pracował dr U Ko Ko. Naukowcy prowadzili liczne badania plemienia Tarong. Zastali na miejscu 95 pigmejów. Zbadali ich wzrost: średni u kobiet – 139,9 cm, u mężczyzn – 143,7 cm. Starali się wyjaśnić ich fenomen i pochodzenie. – Tarong zamieszkiwali kiedyś tereny dzisiejszego Tybetu, pod drugiej stronie gór – mówi dr U Ko Ko. – Prawdopodobnie pod koniec XIX w. (tak wynika z ich opowieści) trzy rodziny pokonały wyniosłe przełęcze w poszukiwaniu nowych ziem uprawnych na terenie Birmy. W połowie XX w. tereny te nawiedziło bardzo silne trzęsienie ziemi, które zablokowało albo zniszczyło górskie drogi. Pamiętajmy, że to wszystko dzieje się w Himalajach – pokonanie pasma zajmuje tygodnie. Tarong byli skazani na kazirodztwo. Pojawiły się choroby, deformacje, naturalnie niscy Tarong maleli jeszcze bardziej – objaśnia dr U Ko Ko. Szczegółowe wyniki badań jego zespołu znajdują się w książce: The Tarons in Burma, której jest współautorem. – Proszę pozdrowić Dawiego – kończy. Dawi ma 62 lata, jest słynnym w okolicy myśliwym. Ostatnim, który rozumie dialekt tarong, znacznie różniący się od rawang czy tybetańskiego – języków, którym posługują się okoliczne wioski. Zatrudniłem go jako tragarza, by spędzić z nim więcej czasu. Dawi nie jest rozmowny. Zdaje sobie sprawę, że jego śmierć oznacza kres jego plemienia. Dopiero w Arongham dowiaduję się jednak, że podawana w wielu źródłach informacja, iż współcześnie żyje jeszcze jedynie kilku Tarong (Dawi ze swoimi dwiema siostrami), nie jest prawdziwa. Po drugiej stronie gór, w Chinach, żyją w większej liczbie pigmeje Drung – krewni Dawiego. – Spotkałem się kiedyś z nimi na przełęczy – opowiada mi. – Powiedziałem im, że nie mają tu czego szukać. Ziemia jest nieurodzajna, żyje się ciężko. Zawrócili. Dawi twierdzi, że ich język nieznacznie się różni, ale należą do tej samej grupy etnicznej.
Z historii tej płynie pierwszy wniosek: pigmejów trzeba szukać nie tylko w Afryce.

W świecie hobbitów

Wyobraźmy sobie hipotetyczną scenę. Jest 16000 rok przed naszą erą. Ówcześni odkrywcy, którzy budową ciała nie różnili się niemal niczym od nas samych, wyruszają na podbój Półwyspu Malajskiego. W końcu trafiają na wyspę, którą dziś nazywamy Flores. Jeśli taka wyprawa miała miejsce, intruzi powinni spotkać na wyspie dorosłe istoty ludzkie o fizjonomii dzieci: ich wzrost oscylował wokół 105 cm. To już jednak nie hipoteza: szczątki takiego hominida znaleziono na tej wyspie – sensacja wybuchła 24 października 2004 r. Nowego bohatera mass media nazwały hobbitem – popularnym określeniem małego stwora z literatury fantastycznej. Badania jego wieku przeprowadzono wieloma metodami, wszystkie wyniki były jednoznaczne. Neandertalczyk – krewny człowieka – zniknął 10 tys. lat wcześniej, Homo erectus o wiele wcześniej. Szkopuł w tym, że wiele wskazywało, iż Homo floresiensis jest odrębnym gatunkiem człowieka, a taki według dotychczasowej wiedzy dawno nie miał prawa istnieć. Kwestia ta podzieliła uczonych. Bez względu na to, czy hobbit z wyspy Flores należał do innego gatunku, swoją fizjonomią przedstawiał fenotyp ludzki, który przetrwał do dziś – pigmejów. Tryb życia małych ludzi z Flores możemy jedynie mozolnie odtwarzać na podstawie wykopalisk. O pierwszych spotkaniach z pigmejami w epoce starożytnej dowiadujemy się jednak już ze źródeł historycznych.

W Egipcie przyszedł na świat jeden z pierwszych znanych nam rasowych awanturników. Harchuf, egipski dostojnik, wyruszył jako wysłannik faraona na dalekie południe – do kraju Jam, żeby poskromić ambicje terytorialne jego władcy. Harchuf wracał z misji z nietypową zdobyczą: pigmejem, o czym zawiadomił władcę przez posłańca. Podekscytowany młody faraon Pepi II wysłał Harchufowi list, w którym prosił dostojnika o dobrą opiekę nad „karłem”, tak by ten dotarł na dwór bez uszczerbku. Pigmej zabawiał faraona i jego dwór egzotycznymi tańcami. Całą historię znamy dzięki samemu Harchufowi, który treść listu władcy kazał wyryć na swoim grobowcu koło Asuanu, przy pierwszej katarakcie Nilu. Mitologiczne odniesienia do pigmejów znajdziemy również w literaturze starożytnej Grecji – m.in. w tekstach Homera i Herodota. Pisał o nich też Pliniusz Starszy w Historii naturalnej. O istnieniu pigmejów, począwszy od wieków średnich, coraz częściej donosili znani podróżnicy. Pigmejów z Indonezji opisał sam Marco Polo. Dopiero jednak francusko-amerykański podróżnik i antropolog Paul du Chaillu w trakcie swoich badań w Afryce w latach 1863–1865 potwierdził antyczne relacje o „karłach”. Jeszcze w XIX w. wielu podróżników uważało pigmejów za rodzaj małp. Tym bardziej pytanie – dlaczego pigmeje są tak niscy? – nie mogło dłużej pozostać bez odpowiedzi.

Fenomen niskiego wzrostu

Początkowo fizjonomię pigmejów tłumaczono presją ewolucyjną – ludzie niscy są zwykle bardziej zwinni i łatwiej im się poruszać w zielonej gęstwinie. Obecność pigmejów notowano przecież przede wszystkim w wilgotnych lasach równikowych. Ten argument jednak okazał się mało przekonywający, gdy stało się jasne, że pigmeje żyją również na terenach suchych i w górach wysokich (Tarong). Na poparcie tezy o niedoborze żywnościowym powodującym zahamowanie wzrostu (mniejszy człowiek miałby według tej teorii lepiej sobie radzić w wypadku niedoboru pożywienia) zabrakło jednoznacznych dowodów: afrykańskie ludy Turkana i Masajowie należą do najwyższych na świecie, mimo że ich przedstawiciele ciągle cierpią niedożywienie i głód. Nową i jak się wydaje bardziej spójną teorię wysunęła dr Andrea Migliano z Uniwersytetu w Cambridge. W trakcie swoich badań zauważyła ona, że pigmejów na całym świecie prócz wzrostu łączy coś jeszcze: bardzo niska średnia długość życia (16–24 lata). Tylko 30–50 proc. dzieci z tych ludów dożywa 15 lat, a mniej niż jedna trzecia kobiet osiąga wiek menopauzy (37 lat). Dostrzegła też, że inne afrykańskie grupy, odznaczające się wyższym wzrostem, cieszą się dwukrotnie dłuższym życiem niż pigmeje z Kotliny Konga. Niski wzrost wynika zatem z krótkowieczności, a w jego następstwie – konieczności wychowania potomstwa w tak młodym wieku. Nie ma czasu i energii na rośnięcie, ponieważ wszystkie siły trzeba przeznaczyć na wczesne rodzicielstwo.

Na Uniwersytecie w Pensylwanii prowadzono z kolei badania nad genotypem pigmejów. Zidentyfikowano kilka genów, które mogą być odpowiedzialne za ich niski wzrost. – Myślę, że nasze odkrycie pokazuje, iż genetyczne podstawy tak złożonych cech jak wzrost mogą być zupełnie inne w różnych częściach świata – opowiadała dr Sara Tishkoff uczestnicząca w badaniach. Już wcześniej wykryto geny odpowiedzialne za zróżnicowanie wzrostu wśród Europejczyków. Dopiero jednak ostatnio udało się zidentyfikować geny decydujące o wzroście pigmejów. Naukowcy odnieśli się również do teorii niedożywienia. – Widzieliśmy wzbogacenie genów zaangażowanych w receptory oksytocyny, serotoniny oraz hormonu uwalniającego tyreotropinę, sygnalizujące ścieżki w genomie odpowiedzialne za selekcję naturalną. Geny w tych ścieżkach są ważne dla reprodukcji i metabolizmu, co jest dość ciekawe w świetle hipotez, jakoby głównym powodem niskiego wzrostu pigmejów było to, że mogą względnie wcześnie rozpocząć życie seksualne. Jest to znacząca zaleta dla tego plemienia, gdzie średnia życia oscyluje w granicach 20 lat. Jednakże geny wpływające na wzrost, włącznie z tymi odpowiedzialnymi za hormon wzrostu oraz wprowadzanie insuliny, udowadniają, że zmiany w tych genach grają ważną rolę w niskorosłości pigmejów – dodaje dr Tishkoff. A zatem przyczyną fenomenu wzrostu pigmejów są specyficzne geny. Czy rzeczywiście satysfakcjonuje nas już ta odpowiedź?

Nie tylko w Afryce

Aka, Efe i Mbuti zamieszkujący Kotlina Konga uważani są za typowych, „klasycznych” Pigmejów: średni wzrost mężczyzn z tych ludów rzadko przekracza 155 cm. W 2009 r. francuscy antropolodzy ogłosili w piśmie Current Biology wyniki swoich badań, według których wspólny przodek afrykańskich Pigmejów żył ok. 54 tys. lat temu. W 2006 r. wybrałem się na wyprawę na najwyższy szczyt Malezji – Gunung Tahan w olśniewającym urodą parku narodowym Taman Negara. Wędrówka miała trwać tydzień. – Jutro spotkacie się ze swoim przewodnikiem – oznajmił strażnik parku, Malezyjczyk. We wskazanym miejscu zjawiliśmy się wczesnym rankiem. Nasz nowy znajomy był niski, czarnoskóry, z szerokim nosem charakterystycznym dla Afrykanów. Był pigmejem z niegdyś nomadycznego plemienia Batek zamieszkującego Półwysep Malajski, spokrewnionego z pigmejami z Andamanów (Onge, Dżarawa, Sentinelczycy), Filipin (Aeta) i Nowej Gwinei (Tapiro, Timorini). Uczeni nazywają negroidalne ludy Azji Południowo--Wschodniej Negritos (hiszp. czarnoskórzy, mali ludzie). Przybyli do Azji z Afryki w kilku falach migracyjnych 70–50 tys. lat temu (koniec plejstocenu). Naukowcy ustalili, że Negritos nie mieli w Azji wspólnego przodka. Czasem badacze zaliczają do pigmejów również ludy indiańskie z Wenezueli i Brazylii, a także autochtoniczne ludy Australii. Pigmejów łączy na pewno coś jeszcze: zmysł łowców. – Pamiętajcie, są niezdyscyplinowani, chodzą swoimi ścieżkami, ale nie znajdziecie od nich lepszych myśliwych. Mają szósty zmysł – tłumaczył nam Pauwel den Wachter, dyrektor WWF Gabon, tuż przed naszą wędrówką przez puszczę Minkebe w 2008 r. – Z nimi nie zginiecie w lesie. Jego słowa rychło się potwierdziły. Po rozbiciu obozu wychodziliśmy z nimi na obchód terenu, który trwał mniej więcej godzinę. My po kilku minutach traciliśmy orientację. Oni zaś – bez GPS-u i kompasu – jak po sznurku trafiali do naszego obozu w nieznanym sobie wcześniej gąszczu.

W ciągłym zagrożeniu

Wiele grup pigmejów spotyka się współcześnie z dyskryminacją. Szczególnie w Afryce dochodzi do przymusowych wysiedleń, prześladowań, a ich sytuacja w Demokratycznej Republice Konga staje się dramatyczna: dochodzi do ich masowych mordów i gwałtów. W ciągu ostatnich dekad ich ziemi zostały zdewastowane przez wyrąb drewna, wojny i agresję rolników – piszą na swojej witrynie twórcy programu Survival International – ruchu na rzecz zagrożonych plemion. „Ludzie lasu” coraz głośniej domagają się respektowania ich praw.

Reklama

Człowiek skazany na zoo

Czy rzeczywiście globalnie sytuacja pigmejów w ciągu ostatniego wieku poprawiła się? Czy w bilansie końcowym różnice nie są tylko pozorne? Czy w traktowaniu z pogardą innych nie nabraliśmy po prostu wprawy i czy nie robimy tego jedynie z większą ogładą? Tak, 100 lat temu na pewno raziliśmy ostentacją. 1904 r. Organizatorzy wystawy światowej w St. Louis wynajmują Samuela Phillipsa Vernera, amerykańskiego misjonarza i podróżnika, by przywiózł z Afryki na ekspozycję Pigmeja. Verner w jednej z wiosek poznaje chłopca Otę Benga, którego zaostrzone zęby wyglądają jak zwierzęce kły. Verner, zgodnie z obietnicą, po targach odwozi go do domu. Benga wraca do swej wioski: jest pusta. Nikt nie przeżył kolejnej lokalnej wojny. Verner zabiera go z powrotem do USA. Tam znajduje się dla niego kolejne zajęcie. 8 września 1906 r. Bronx Zoo w Nowym Jorku otwiera sensacyjną wystawę, która ma przyciągnąć tłumy. W klatce w dziale dla małp siedzi 22-letni Benga. Ogląda go około 40 tys. widzów dziennie, łącznie – ponad 20 mln ludzi. Afroamerykańscy ministrowie protestują, piszą listy do prasy. Benga trafia do sierocińca na Brooklynie. Chwilę potem przeprowadza się do Lynchburga w stanie Wirginia, gdzie mieszka z kolejnymi rodzinami, które chcą zapewnić mu opiekę. Chłopak powoli się aklimatyzuje. Został mu jednak nawyk z zoo: bije się w piersi i krzyczy: „Jestem człowiekiem! Jestem człowiekiem!”. Planuje wrócić do Konga i pracować w fabryce tytoniu. Wybucha pierwsza wojna światowa, która utrudnia mu wyjazd. 20 marca 1916 r. 32-letni Ota wychodzi do stodoły za głównym sklepem w miasteczku, zrywa z zębów sztuczne nasadki ukrywające jego kły, z których jest dumny, rozpala w środku rytualne ognisko i strzela sobie w głowę.

Reklama
Reklama
Reklama