Życie w mieście to sztuka kompromisu. Zalety i niewygody życia w wielkich aglomeracjach
Życie w mieście wymaga kompromisów – między wolnością jednostki, a interesami wspólnoty oraz między społecznymi więziami oraz anonimowością. Wyzwaniem miejskiej egzystencji jest znalezienie równowagi pomiędzy zaletami i wadami takiego sposobu życia.
- Jared Diamond
Przez ponad 6 mln lat naszej ewolucji wszyscy ludzie i praludzie żyli do pewnego stopnia tak, jak trochę lepsza wersja szympansów, formując populacje o małym zagęszczeniu, rozproszone po świecie jako rodziny lub małe grupy. Dopiero w ciągu ostatnich 6 tys. lat, niewielkiej części ludzkiej historii, niektórzy z naszych przodków zebrali się, by stworzyć społeczności miejskie. Dzisiaj ponad połowa ludzi na świecie żyje w tych nowych „osadach”, które mogą liczyć nawet dziesiątki milionów mieszkańców.
Życie w mieście wymaga kompromisów. Możemy uzyskać duże korzyści w zamian za znoszenie dotkliwych niedogodności takiego rozwiązania. Weźmy dla przykładu dwa z nich: kompromis między wolnością jednostki a interesami wspólnoty oraz między więziami społecznymi a anonimowością.
Aby zrozumieć kwestię wolności, spójrzmy na miasto Singapur, jeden z najgęściej zaludnionych mikrokrajów. W Singapurze prawie 6 mln ludzi zajmuje około 720 km2, co daje średnią gęstość zaludnienia 230 razy większą niż w USA. To azjatyckie centrum finansowe, główny port jednej z najbardziej ruchliwych cieśnin na świecie i maleńki skrawek nieruchomości pierwszej klasy wciśnięty między dwóch potężnych sąsiadów, Indonezję i Malezję. Singapur był częścią Malezji do 1965 r., kiedy to napięcia gospodarcze i rasowe spowodowały jego separację. Singapur pozostaje jednak uzależniony od Malezji w kwestii zaopatrzenia w wodę pitną oraz żywność i nie może sobie pozwolić na prowokowanie sąsiada. Rząd Singapuru dokładnie monitoruje swoich obywateli, aby upewnić się, że nie szkodzą społeczności. Inspektorzy sprawdzają, czy w gospodarstwach domowych woda nie stoi w doniczkach, tworząc miejsca rozrodu komarów, które przenoszą choroby.
Czujniki mierzą (lub będą mierzyć) ruch na każdej ulicy, trasę każdego samochodu oraz temperatury i cienie rzucane przez budynki. Będą też śledzić zużycie wody i energii elektrycznej we wszystkich gospodarstwach domowych i odnotowywać każde spłukiwanie toalety. Ludzie w USA mogą patrzeć na takie środki z przerażeniem, tak jakby powieść George’a Orwella Rok 1984 stała się rzeczywistością. Ale dla obywateli Singapuru to umowa, którą zawarli ze swoim rządem: ograniczenie prywatności w zamian za lepszy standard życia, zdrowie i bezpieczeństwo. Teraz spójrzmy na miasta niemieckie, też ludne.
Tamtejsze samorządy ustalają zasady dotyczące kształtów i kolorów pokryć dachowych, które Niemcy mogą stosować na swoich domach, oraz wielkości i wieku drzew, które mogą (lub nie) ścinać na swoich posesjach. Aby uzyskać licencję połowową, Niemcy muszą uczestniczyć w wielu godzinach specjalistycznych zajęć, a na końcu zdać egzamin składający się z 60 pytań. Większość Amerykanów takie ograniczenia oburzyłyby. Ale wynikające z nich korzyści dla społeczności niemieckich to piękna architektura regionalna, zielone miasta i zdrowe populacje ryb. Na przeciwległym krańcu znajduje się moje własne miasto Los Angeles, w którym prawa właściciela nieruchomości są uznawane za święte. Rezultatem jest „wolna amerykanka” i rozliczne niedogodności dla mieszkańców. Dozwolony jest prawie każdy styl domu; lokalny styl architektoniczny nie istnieje.
Stopień zadrzewienia maleje, wzrastają temperatury, a ziemia z wykopów i rozpylone pestycydy trafiają na posiadłości sąsiadów. Aby łowić na lokalnych wodach zatoki, każdy może – bez zbędnych pytań – wykupić licencję połowową, więc oczywiście ryb jest coraz mniej.
Wyniki kompromisów różnią się w przypadku Singapuru, Niemiec i Los Angeles, bo różnice geograficzne i odmienna historia wytworzyły zróżnicowane obyczaje. Gęstość zaludnienia jest najwyższa w Singapurze, średnia w Niemczech, zaś najniższa w USA. Chiny – skąd pochodzili przodkowie większości mieszkańców Singapuru – zakładali miasta od 5 tys. lat, Niemcy od dwóch tysiącleci, Amerykanie od zaledwie kilkuset lat. Chińskie tradycyjne rolnictwo jest społeczne; Niemcy mają ciasno upchane stosunkowo niewielkie gospodarstwa; a w Stanach Zjednoczonych graniczne osadnictwo stanowiły posiadłości rozrzuconych samowystarczalnych rodzin. Kulturowe dziedzictwo tych różnic trwa do dzisiaj.
Kolejnym problemem miejskiego życia jest kompromis między więziami społecznymi a anonimowością. Tradycyjny sposób życia, wciąż praktykowany np. na obszarach wiejskich Nowej Gwinei, gdzie pracuję od lat 60. XX w., przypomina ten, który był wcześniej stosowany w zachodnich społeczeństwach przed założeniem miast. Mieszkańcy Nowej Gwinei żyją tam, gdzie się urodzili, otoczeni przyjaciółmi i wsparciem sąsiadów.
Pierwszą reakcją wielu samotnych Amerykanów z miast jest okrzyk: to cudowne! Kiedy mieszkańcy Nowej Gwinei przenoszą się do miast, trafiają w otoczenie obcych ludzi, nie mają przyjaciół lub zyskują nowych, ale rozrzuconych po całym mieście. Częstymi skutkami tej sytuacji są poczucie izolacji, spadek wsparcia społecznego i rosnąca przestępczość. Mimo to my, mieszkańcy nowoczesnych metropolii, nie powinniśmy idealizować tradycyjnego sposobu życia na wsi. Przyjaciele z Nowej Gwinei mówią mi, że taki sposób życia dusi społeczeństwo i ogranicza jednostki w rozwoju pełni ich potencjału. W wioskach Nowej Gwinei każdy wszystko wie o innych, stale ich obserwuje i nieustannie komentuje.
W rezultacie moja przyjaciółka z Nowej Gwinei, która wiele lat spędziła w amerykańskim mieście, uwielbiała je, bo – jak mi powiedziała – mogła siedzieć sama i czytać w spokoju gazetę, anonimowa w ulicznej kawiarni, nie będąc zaczepianą przez członków klanu proszących o pieniądze lub rozwodzących się nad swoimi problemami. Tak więc mieszkańcy Nowej Gwinei widzą wady, ale też rozczulające serca korzyści płynące z życia na wsi. Rozumieją także plusy, nie tylko niedogodności, miejskiej anonimowości.
Wszystko sprowadza się do kompromisów. Czy w miarę jak świat staje się coraz bardziej zurbanizowany, wszyscy będziemy zmuszeni przyjmować rozwiązania takie jak te stosowane w Singapurze? Jeśli rządowy miernik rejestrujący każde spłukiwanie twojej toalety jest częścią ceny, którą musiał(a)-byś zapłacić za życie w bezpieczeństwie, zdrowiu, zamożności i w pięknym otoczeniu, co byś wybrał(a)?